» Recenzje » Sarantyńska mozaika - Guy Gavriel Kay

Sarantyńska mozaika - Guy Gavriel Kay

Sarantyńska mozaika - Guy Gavriel Kay
Mozaika to obraz pieczołowicie stworzony z tysięcy drobnych elementów dających efekt wizualny porównywany do malarstwa. Jakże zatem adekwatny jest tytuł dylogii Kaya – Sarantyńska Mozaika. Słowa niczym tessery łączą się w niepowtarzalny obraz, którego każdy, najmniejszy nawet detal jest ważny, wzbudza zachwyt i poczucie obcowania z czymś niepowtarzalnym.

To chyba najsilniej osadzona w realiach historycznych książka tego pisarza. Wahałabym się jednak z użyciem określenia historia alternatywna, gdyż zbyt wiele pojawia się tam elementów nadprzyrodzonych, jakże specyficznych dla tego autora. Może trafniejsze byłoby sformułowanie historia magiczna. Kanwą jest bardzo konkretny okres dziejów – rządy Justyniana Wielkiego, uznanego przez zarówno jemu współczesnych, jak i potomnych za jednego z największych władców Wschodniego Cesarstwa. Zwłaszcza czytelnik znający dobrze czasy świetności Bizancjum odnajdzie wiele znajomych tropów i dowodów na świadomą grę z odbiorcą, tak jakby pisarz bawił się wplatając w fabułę zarówno konkretne postacie jak i wydarzenia historyczne. Wyłapywanie takich aluzji, częstokroć silnie zawoalowanych, dostarcza dodatkowych emocji i skłania często do wręcz detektywistycznych poszukiwań, sprawdzania faktów u źródeł, odświeżania wiedzy. Lecz, w miarę rozwoju akcji, takie "naukowe" podejście, próby rozszyfrowania kodu schodzą na dalszy plan i liczy się tylko frapująca, porywająca akcja.

Toczące się wydarzenia obserwujemy głównie oczyma Caiusa Cryspusa – mozaicysty z Vareny (jakże czytelny akronim – wszak to Rawenna, jeden z ostatnich ośrodków władzy powstały na ziemiach dawnego Zachodniego Cesarstwa), który wyrusza do Sarancjum. Władający tym krajem cesarz Waleriusz II zamierza wznieść świątynię Dżada – jedynego boga , mającą być ukoronowaniem jego panowania – dowód na potęgę i chwałę imperium, na wielkość samego władcy, budowlę o niespotykanym dotychczas rozmachu i przepychu. I – aby to zamierzenie zostało zrealizowane w pełni, by najmniejszy nawet detal olśniewał, cesarz wzywa z dalekiego kraju mistrza Martiniana, którego sława dotarła aż do stolicy Cesarstwa. Ów, czy to z czystej przekory, czy kierowany głębszą myślą – zleca to zadanie swemu najlepszemu współpracownikowi, przyjacielowi, który po śmierci ukochanej żony i córek zatracił się w rozpaczy i odciął od świata, uciekając w pracę bez wytchnienia.

Bardzo szybko okazuje się, że jego zadanie nie polega jedynie na wirtuozowskim ozdobieniu sklepienia świątyni – nim Cryspus zdąży wyruszyć zostaje wplątany w skomplikowaną, polityczną rozgrywkę Jego długa i niebezpieczna podróż, jak i pierwsze tygodnie po dotarciu do Miasta opisane są pierwszym tomie –Pożeglować do Sarancjum. Motyw wędrówki pojawia się tu zarówno w sensie fizycznym - gdy Caius przemierza dzikie ostępy zamieszkałe przez prymitywne plemiona - jak i w sensie psychologicznym, będącym wędrówką w głąb duszy.

O ile w pierwszym tomie akcja toczyła się leniwie, a momenty zagęszczenia wydarzeń rozdzielone były spokojniejszymi epizodami, we Władcy Cesarzy fabuła rozgrywa się w znacznie szybciej. Zagrożenie ze strony atakujących wschodnie rubieże cesarstwa Bassanidów staje się coraz bardziej realne, a Waleriusz pragnie jednocześnie zrealizować swoje marzenie – odzyskać ziemię podbite przez barbarzyńskich Antów – ojczyznę Crispusa. Miasto staje w obliczu wojny, lecz niebezpieczeństwo jakby jeszcze bardziej wzmaga pragnienie silniejszego doświadczania wszelkich emocji. Stan nerwowego podniecenia ogarnia wszystkich a potęguje go jeszcze finalna rozgrywka na hipodromie. Gwałtowna kulminacja następuje w ciągu praktycznie jednej doby, właśnie w czasie tych z dawna oczekiwanych wyścigów, gdy dramatyczne wątki przeplatają się ze sobą. Wszystkie nici misternie tworzonej pajęczyny spisków zbiegają się w jednym punkcie, a między nimi osobista klęska Crispusa.

Gdyby Kay w tym momencie zamknął swoją dylogię – zostało by uczucie słodko- gorzkiego zakończenia, głębokiego smutku, lecz także świadomości że to, czego doświadczyli jego bohaterowie wzbogaciło ich i sprawiło, że stali się bardziej dojrzali. Natomiast epilog był dla mnie negatywnym zaskoczeniem.

Mozaikę można rozpatrywać na wielu płaszczyznach. Przede wszystkim jako powieść fantasy – doszukując się w niej wątków magicznych, emanacji sił nadprzyrodzonych, potęgi dawnych wierzeń, współistniejącego świata ludzi i tajemnych mocy oraz wzajemnego ich na siebie oddziaływania. Poza tym, Mozaika to także skomplikowany opis intryg dworskich i analiz mechanizmów kierujących władzą. Kolejny sposób patrzenia na dzieło Kaya to rozważania nad naturą wiary oraz teologiczne dywagacje na temat istoty Boga, jego prawdziwej natury, próba sklasyfikowania i wyjaśnienia różnic dzielących pozornie jednorodną religię, pytania o hierarchię i o to, czym w ogóle jest świętość. Jest to także powieść psychologiczna ukazująca postawy ludzi wobec wyzwań stawianych im przez Los, Autor zadaje pytanie, czy człowiek będąc zabawką w rękach potężnych sił zechce się z tym pogodzić, czy też udowodni, iż stoi ponad przeznaczeniem. Kay rozważa czy człowiek potrafi ponieść konsekwencje własnych decyzji i zapłacić wysoką cenę za dawno popełnione czyny, które wówczas zdawały się być jedynie interesującym doświadczeniem.

Następna interpretacja to zapis ewolucji (czy też momentami – wręcz rewolucji) postawy głównego bohatera następującej pod wpływem spotykających go doświadczeń – motyw stary jak sama literatura, pojawiający się już w eposach homeryckich, a nawet wcześniej, w piśmiennictwie Sumeryjczyków. To także opowieść o rozkwicie i upadku pewnej epoki i o ludziach ukształtowanych na podobieństwo antycznych herosów, dysponujących potęgą niemal równą bogom, którzy mogą szafować (pozornie) bezkarnie losami swych poddanych. I, by zakończyć tę listę mych subiektywnych dociekań, Mozaika… to również sposób rozważania co autor miał na myśli – jako dowód na to, że interpretacja historii zależy nie od tych, którzy ją tworzą, lecz od zapisujących dzieje i jak prywatne niechęci dziejopisa mogą wpłynąć na fakty, które poznają potomni. Na pewno można by mnożyć sposoby odbioru i przypuszczalnie każdy czytelnik odnajdzie w tej książce jakiś własny klucz do jej zrozumienia. Najważniejszy jest fakt, iż wszystkie te paralelne watki tworzą niezmiernie spójną całość, dając obraz niezmiernie skomplikowanego, dopracowanego w każdym szczególe uniwersum.

Mam wrażenie, że w prozie Kaya największy nacisk położony jest na interakcje personalne – oczywiście, sama fabuła jest skonstruowana z wielką wirtuozerią, gdzie każdy szczegół jest ważny, a pozornie poboczne motywy okazują się być w odpowiednim momencie kluczem do zrozumienia znacznie ważniejszych wydarzeń. Migawki widziane oczami prostych ludzi, sług, mieszkańców Miasta, członków stronnictw z hipodromu – tworzą bogatszy obraz, pozwalają postrzegać rozgrywającą się historię w znacznie szerszym aspekcie. Pewne motywy powtarzają się w obu tomach – lecz w każdym w nieco odmienny sposób – jak chociażby monumentalne opisy wyścigu rydwanów

Pisarz ten posiada rzadką umiejętność tworzenia arcyciekawych bohaterów. O niezmiernie skomplikowanych charakterach, często naznaczonych bolesnymi doświadczeniami, zmuszonych zmagać się z życiem, z własnymi słabościami, gdy pod pozornym spokojem aż wrze od skrywanych emocji. Każdy z jego bohaterów zawiera w sobie doskonałą pełnie, nawet ci poboczni, pojawiający się jedynie w epizodach przyciągają uwagę; ich zachowania są doskonale psychologicznie umotywowane i wystarczy kilka słów, by odmalować przekonujący portret. Zwłaszcza w kreowaniu kobiecych postaci pisarz nie ma sobie równych. W Sarantyńskiej Mozaice ich sylwetki usuwają w cień mężczyzn – nie dlatego, iż są oni słabiej nakreśleni, czy też bezwolni, lecz ich niewątpliwie ciekawe i barwne postacie wypadają blado w obliczu konfrontacji z "pełnokrwistymi" bohaterkami. Kobiety, które są inicjatorkami działań, czy to prowadząc do nich otwarcie, czy też – umiejętnie sugerując pewne rozwiązania, w taki sposób, by będący obiektem ich zabiegów mężczyźni byli przekonani, iż to ich własne decyzje. Partytura została rozpisana na trzy wybitne role kobiece – Alixanę – cesarzową Sarancjum (postać wzorowana na bizantyjskiej basilissie Teodorze), jej główną antagonistkę, pochodzącą ze szlachetnego rodu Dalenoi Styliane i królową Antów - Gisele. Każda z nich jest niezwykle silną osobowością.

Sarantyńska mozaika to lektura – przynajmniej według mnie – obowiązkowa. Książka ta sprawia, że inaczej zaczyna się patrzeć na otaczający nas świat i dostrzega drobiazgi zazwyczaj przeoczane, które mogą okazać się sprawami wielkiej wagi. Kay podkreśla w swojej dylogii znaczenie chwil ulotnych i uczy, by cieszyć się nimi. Sposób, w jaki snuje swoją opowieść – jego umiejętność tworzenia obrazów, które potrafią wstrząsnąć czytelnikiem, połączenie różnych stylów – od wzniosłości, poetyckich fraz, po proste, surowe i oszczędne w swej wymowie stwierdzenia, oraz dar wyczucia, w którym momencie należy użyć danego środka wyrazu, by wywrzeć odpowiednią reakcje – wszystko to naprawdę rzadka umiejętność. I myślę, że nikt, kto sięgnie po Sarantyńską Mozaikę nie pozostanie wobec niej obojętny. Książka może budzić skrajne uczucia – czytelnik albo zostaje porwany już pierwszymi zdaniami, albo znienawidzi Kaya za zbytnie przeintelektualizowanie i grę na emocjach, gdyż ta proza dotyka tych głęboko ukrytych sfer wrażliwości, które normalnie pozostają bezpiecznie ukryte. Lecz czy nie po to sięgamy po książki, by poprzez opowiedziane w nich historię, lepiej poznać samego siebie, konfrontując własne postawy z losami wyimaginowanych bohaterów, zastanawiając się jak wyglądała by własna reakcja w konkretnych sytuacjach. A także, by w końcu doznać czysto estetycznego zachwytu.



Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę
10.0
Ocena recenzenta
7.62
Ocena użytkowników
Średnia z 4 głosów
-
Twoja ocena
Tytuł: Pożeglować do Sarancjum (Sailing to Sarantium)
Cykl: Sarantyńska mozaika
Tom: 1
Autor: Guy Gavriel Kay
Tłumaczenie: Agnieszka Sylwanowicz
Wydawca: Zysk i S-ka
Miejsce wydania: Poznań
Data wydania: czerwiec 2002
Liczba stron: 382
Format: 135 x 205 mm
ISBN-10: 83-7150-997-9
Cena: 35,00 zł



Czytaj również

Dawno temu blask
Historia nie taka alternatywna
- recenzja
Fionavarski gobelin - Guy Gavriel Kay
Miks Śródziemia, Króla Artura i mitologii
- recenzja

Komentarze


~Miroe

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
0
Czytałem dotąd tylko "Pożeglować do Sarancjum" i muszę powiedzieć, że podzielam zachwyt recenzentki :)

A sam tekst bardzo dobry. Wysoko powyżej internetowej średniej.
23-05-2008 11:04
assarhadon
   
Ocena:
0
Recenzja solidna! Nie ma co ukrywać.
24-05-2008 17:25
~Clio

Użytkownik niezarejestrowany
    nie do końca to, czego się spodziewałam
Ocena:
0
Po swoistym rozczarowaniu "Tiganą" trzeba było kilku lat i kilku rekomendacji od znajomych, bym znów sięgnęła po Kaya. Rekomendowano mi właśnie "Sarantyńską mozaikę", roztaczając przede mną wizje pasjonującej fabuły splatającej losy równie pasjonujących bohaterów. Postanowiłam więc dać Kayowi "szansę", zaopatrzyłam się w dylogię i przeczytałam. I myślę teraz, jak tę powieść ocenić.

Śmiało mogę powiedzieć, że otrzymałam nie to, czego się spodziewałam - choć to samo w sobie nie oznacza jeszcze niczego złego. Wiele wątków, motywów i pomysłów mnie zaskoczyło - na plus oczywiście. Przez większość lektury byłam zachwycona tym, tamtym i owym. Jestem jednak całkowicie zawiedziona szeroko pojętym zakończeniem historii. I zastanawiam się, w czym leży problem Kaya - albo mój z Kayem.

Fabuła Mozaiki jest, jak zauważyła Vanth, właśnie taka jak mozaika. Różnobarwna, składająca się z wielu małych elementów, które pojedynczo mogą wydawać się niepozorne, ale przecież bez których całość nie mogłaby istnieć. Tę książkę zaczyna się czytać... i po dwóch stronach jest się już całkowicie przez nią pochłoniętym. Każda scena, każda strona, każde zdanie ma swoje znaczenie. Pozornie niezwiązane z sobą wątki okazują się układać w większy obraz - i ma się tego świadomość od samego początku, nawet jeśli narracja skacze między miejscami, czasem i bohaterami. Tutaj widać kunszt Kaya jako pisarza: jego styl jest absolutnie zachwycający. Opisy postaci, ich wnętrza, opisy krajobrazu, wydarzeń - jakże różnych! - są doskonałe. Kay operuje słowem i samym językiem w sposób mistrzowski i już choćby z tego względu zasługuje na uznanie. Szkoda więc mówić, że z całą resztą nie wyszło już tak dobrze.

Wydaje mi się, że największym problemem są w tej powieści proporcje. Zakończenie jest nieproporcjonalne do rozpoczęcia. Zarysowanie postaci jest nieproporcjonalne do ich rozwinięcia. Mam przykre wrażenie, że autor stracił w którymś momencie kontrolę nad swoim utworem i efekt końcowy wyszedł nie taki, na jaki się zapowiadał. A jeśli nie stracił kontroli, to być może po prostu zakpił sobie nie tylko z głównego bohatera, ale i z czytelnika. Napisałam, że jestem zawiedziona zakończeniem - i chodzi mi przede wszystkim o to, że książka kończy się w momencie, w którym tak naprawdę powinna się zacząć. Pierwszy tom czyta się fantastycznie: akcja budowana jest wspaniale, niesamowity klimat jest niemal namacalny, a kopuła pod mozaikę zostaje doskonale przygotowana. Drugi tom jest inny, ale wciąż, wciąż ma się poczucie, że wszystko zmierza w określonym kierunku. A potem nagle... koniec. Świat wali się na głowę głównego bohatera i... tyle? Możliwe, że takie a nie inne poprowadzenie losów Crispina było zabiegiem tylko i wyłącznie celowym, nastawionym na wywołanie konkretnych odczuć i refleksji u odbiorcy. Jeśli mam być maksymalnie - brutalnie - szczera, powiem, że moim zdaniem ta książka to zmarnowany potencjał.

Drugą kwestią są bohaterowie, za których Kay również zbiera powszechne pochwały. Bohaterowie byli dla mnie najsłabszą stroną wspomnianej wcześniej "Tigany". W Mozaice jest nieco lepiej - wystarcza, by przynajmniej zaintrygowali czytelnika - jednak w pewnym momencie odnosi się wrażenie, że ich rozwój się zatrzymał i niczym już nie są w stanie zaskoczyć. Główny bohater w trakcie trwania opowieści psychologicznie rozmywa się zupełnie. Postacie kobiece, również tak chwalone, w gruncie rzeczy okazują się stworzone według jednego schematu, który obejmuje zarówno ich wygląd, jak i postępowanie. Wszystkie (Alixana, Styliane, Gisel, nawet Shirin) są zabójczo inteligentymi pięknościami, manipulującymi ludźmi dla własnych celów. W którymś momencie można mieć wrażenie, że ich głównym powołaniem jest przespanie się z głównym bohaterem - albo wręcz, że on został stworzony po to, by miały wokół kogo orbitować. W miarę trwania historii Crispin niemal zupełnie przestaje wykazywać własną wolę, stając się pionkiem w rozgrywce o władzę. O ile to można zrozumieć, biorąc pod uwagę sytuację, w jakiej go autor umieścił, o tyle poważne zastrzeżenia budzi fakt, że Crispin poddaje się temu bez walki i niemal godzi na bycie marionetką. Piękności natomiast - jak na mój gust - tkwiąc w swoich rolach, raczej bardziej "są" niż "robią", jak piękne klejnoty, bez których żaden arystokrata nie może się obejść, jednak na dłuższą metę nie są w stanie niczego osiągnąć. Być może jednak wynika to z pozycji kobiety w czasach, w których książka "jest osadzona", gdzie nie było miejsca na otwarcie niezależność kobiety (sama zżymam się na ludzi krytykujących postawy kobiet japońskich w okresie Edo i nie mających pojęcia o tym, czym wówczas objawiało się wyłamanie się ze schematów). Jedyną postacią kobiecą, która wybija się z tej konwencji, jest Kasja - ale o niej autor, o zgrozo, jakoś dziwnie "zapomniał" w połowie powieści. Nie jest to jednak u Kaya niczym nowym: takie porzucanie bohaterów bądź wręcz brutalne ucinanie wątków, które zasługiwałyby na rozwinięcie, znajdzie się w zaledwie tych dwóch powieściach sporo. Posunę się nawet to stwierdzenia, że najlepiej wyszły w Mozaice postacie drugoplanowe, którym czasem poświęcono może pół rozdziału, czasem kilka zdań tutaj, kilka tam - woźnice rydwanów, pomocnicy rzemieślników czy służący. Przedstawiające ich fragmenty potrafią naprawdę zaciekawić i pozwalają wczuć się w te osoby, znacznie bliższe czytelnikowi niż odlegli arystokraci dworu cesarskiego.

Może po prostu Kay nie jest dla mnie. Czytałam fantastyki naprawdę sporo i naprawdę wiele powieści mi się podobało, a z Kayem wciąż mi nie wychodzi. Jestem w stanie doceniać fantastyczną formę, ale w treści każdorazowo brakuje tego czegoś, co by mną wstrząsnęło do głębi i zachwyciło bez reszty. Jednak, jak mówią, do trzech razy sztuka. Co mi jeszcze zaproponujecie? ^^

Clio
21-08-2011 20:59

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.