» Recenzje » Rzeki Hadesu - Marek Krajewski

Rzeki Hadesu - Marek Krajewski


wersja do druku

Popielski i Mock – wyjątkowo skuteczny, polsko-niemiecki tandem

Redakcja: Tomasz 'earl' Koziełło

Rzeki Hadesu - Marek Krajewski
Nikt, kto czytał powieści Marka Krajewskiego, nie będzie miał wątpliwości, że to mocne, czarne kryminały. "Schludne" morderstwa z wyrachowania, pozbawione otoczki moralnego brudu oraz zacny, nobliwy detektyw? Nie, proszę państwa, to nie ten adres! U Krajewskiego zawsze jest drastycznie i brutalnie, protagoniści to nie wyidealizowani paladyni praworządności, a miejsce honorowe zajmuje perwersja (w mniejszej lub większej dawce). Rzeki Hadesu – najnowsza książka z Edwardem Popielskim wpisuje się w powyższe ramy, z tą jednak różnicą, że pan "pulicaj" tym razem musi dopaść… No właśnie, wcale nie zabójcę. W pojedynku z przestępcą Popielskiemu (znanemu także pod pseudonimem Łyssy) znowu pomaga niemiecki przyjaciel i kolega po fachu – Eberhard Mock.
 
____________________________

 
Początek powieści przenosi nas do powojennego Wrocławia 1946 roku. Miasto leży jeszcze w gruzach, bo tyle właśnie zostało z twierdzy, zniszczonej podczas niemiecko-sowieckich walk. Wśród nowych mieszkańców, przybyłych na Ziemie Odzyskane, znaleźli się także dawni lwowianie. W tłumie przesiedleńców ukrywa się Edward, jako były oficer AK poszukiwany przez Urząd Bezpieczeństwa i NKWD. Jego nową tożsamość zna więziona i maltretowana przez komunistów kuzynka Leokadia, której pozostało już tylko wspomnienie ukochanej, kresowej metropolii. Tymczasem dochodzi do porwania dwunastoletniej dziewczynki, spokrewnionej z pułkownikiem bezpieki. Popielski z daleka czuje smród podobnej, lwowskiej sprawy z 1933 roku, kiedy to doszło do uprowadzenia i – używając eufemizmu – zhańbienia upośledzonej córki króla tamtejszego przestępczego półświatka. Niestety, wówczas zwyrodnialec wymknął się sprawiedliwości. Teraz natomiast złapany pedofil stanowiłby idealną kartę przetargową w pertraktacjach z wysokiej rangi ubekiem…
 
Zwięzły kryminał autor podzielił na trzy części (nie licząc prologu i epilogu), nadając im miana rzek mitologicznej krainy zmarłych. Flegeton to ognisty strumień (Wrocław 1946), Kokytos – płacz (Lwów 1933 roku), Lete oznacza zaś zapomnienie (wypicie z wody z tej rzeki powodowało zapomnienie dotychczasowego żywota, co metaforycznie odnosi się do Edwarda i Eberharda). Losy policjantów Krajewski wkomponowuje w historię wspomnianych miast; można by rzec, że one również są bohaterami książki. Rdzeń fabuły stanowi część druga – tu znajdziemy szczegóły dotyczące lwowskiego dochodzenia. "Mały Wiedeń" mieni się blaskiem, ale skrywa też swoją drugą, mroczną naturę – domy publiczne oraz przestępcze podziemie z jego ciemnymi sprawkami. Takie zestawienie dla wytrawnych fanów prozy wrocławianina nie będzie, rzecz jasna, niczym niespodziewanym, albowiem przemoc (nieraz zahaczająca o sadyzm), żądza zemsty, wszelakie występki oraz wynaturzenia to dla Mocka i Popielskiego chleb powszedni. Starzy czytelnicy prawdopodobnie za zbędne uznają natomiast przypominanie okoliczności zawiązania przyjaźni pomiędzy Polakiem i Niemcem, które nastąpiło w powieści Głowa Minotaura.
 
Podczas poszukiwań sprawcy nie obędzie się bez grzebania w psychiatrycznych teczkach oraz wizyt u uniwersyteckich specjalistów z zakresu botaniki. Gdzieś na marginesie pojawiają się wzmianki o krwawym konflikcie polsko-ukraińskim oraz raczkującej jeszcze dziedzinie – psychologii zbrodniarzy – którą z zapałem zgłębia lekarz medycyny sądowej, doktor Pidhirny. Podobnie jak w Liczbach Charona, tak i tutaj Krajewski stosuje klamrę, zgrabnie spinającą całą historię.
 
Co zawadza? Ano, czytając dziewiąty kryminał (nie liczę dwóch współczesnych, napisanych razem z Czubajem) trudno pozbyć się uczucia déjà vu – niektóre chwyty i motywy (np. współpraca bohaterów ponad podziałami politycznymi i narodowymi, szantaż i uderzenie w bliskich Łyssego, a przez to stawianie go "pod ścianą") autor już wcześniej wykorzystywał. Miejscami czuć więc zmęczenie materiału. Zamykające powieść wspominki Edwarda i Eberharda to rodzaj podsumowania dotychczasowych perypetii, dokonanego trochę na siłę (abstrahując od oceniania – gdyby prześledzić wszystkie dokonania obu panów, ich skuteczność w walce ze zbrodnią należałoby określić jako powalającą). Nie zmienia to faktu, że wielu czytelników, za sprawą charakterystycznego stylu oraz warsztatu pisarza poczuje się jak… Polak w przedwojennym Lwowie.
 
Rzeki Hadesu to ostatnia część trylogii o polskim policjancie, nie ma więc większego sensu, aby sięgały po nią osoby kompletnie nieznające postaci i realiów. Jak twierdzi Krajewski, z Mockiem żegnamy się na dobre. A z Popielskim – czy aby na pewno?
Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę
7.5
Ocena recenzenta
8.5
Ocena użytkowników
Średnia z 1 głosów
-
Twoja ocena
Mają na liście życzeń: 0
Mają w kolekcji: 0
Obecnie czytają: 0

Dodaj do swojej listy:
lista życzeń
kolekcja
obecnie czytam
Tytuł: Rzeki Hadesu
Cykl: Edward Popielski
Tom: 3
Autor: Marek Krajewski
Wydawca: Znak
Miejsce wydania: Kraków
Data wydania: 7 maja 2012
Liczba stron: 250
Oprawa: miękka
Format: 124x205 mm
ISBN-13: 978-83-240-2239-7
Cena: 32,90 zł



Czytaj również

Zabić niewinnych, by ratować własne życie?
Marek Krajewski na wariografie
Dżuma w Breslau
Trudne początki Mocka
- recenzja
Śmierć w Breslau
Pierwsze spotkanie z Eberhardem Mockiem
- recenzja

Komentarze


Overlord
   
Ocena:
0
Krajewski pisze po prostu rewelacyjnie.

I wcale mi nie przeszkadza, że Mock i Popielski jako bohaterowie są niemal identyczni, chyba jest to efekt turpizmu, którym ociekają książki z nimi właśnie w rolach głównych...

Rzek Hadesu jeszcze nie czytałem, ale niedawno odświeżyłem Głowę Minotaura. Poza tym nie wiem czy się zgodzicie, ale totalnym numer jeden (przynajmniej dla mnie) jest Festung Breslau. Raz, że wojenny klimat, a dwa że śledztwo mocno metafizyczne :)
15-07-2012 23:11

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.