» Blog » Rozterki
30-06-2010 23:50

Rozterki

W działach: Eintopf książkowy | Odsłony: 3

Rozterki

  Będąc nastoletnią panienką przeczytałam, podczas letnich wakacji, książkę Kiplinga pt. "Stalky i spółka", opartą, jak dowiedziałam się nieco  później, na doświadczeniach autora z czteroletniego pobytu w elitarnej szkole z internatem. Zadaniem owej placówki było uczynienie z typowego młodzieńca typowego brytyjskiego gentlemana. Nie pomnę dziś szczegółów fabuły, chociaż pamiętam, że zdarzały się momenty całkiem zabawne. Te kilkanaście lat temu, odkładając tom na półkę, zakonotowałam sobie jedną rzecz. 

 

Kipling, niejako "przedstawiając" czytelnikowi bohaterów swych wspomnień, a także własną osobę, ukrytą pod postacią nieco fajtłapowatego młodziana, zwraca uwagę na ilość czytanych przez dramatis personae książek ( co samo w sobie mnie zaskoczyło, jakże pozytywnie jednak).

 Liczba ta wynosiła bodajże 200, może więcej, na rok. Rzecz jasna, kandydaci na gentlemana nie tylko te książki przeczytali, potrafili także dyskutować na ich temat, wykorzystywać je w lekcyjnych sporach z profesorami, kolegami itp. Wszystko to czynili z ogromną dawką elokwencji i swady, oczywiście w przypadku tych co błyskotliwszych. Po dziś dzień zazdroszczę im owej umiejętności, nawet jeśli był to tylko wytwór imaginacji autora.

 

Pamiętam bezmiar zazdrości, jaki zawładnął mą nastoletnią osobą, doprawiony spora dawką swędzącego podziwu. Świadoma, że opisywani młodzieńcy nie musieli ani nadto uczyć się ( nie tyle na pewno co nadrabiające zaległości z prowincjonalnej szkoły dziewczę), ani pracować ( wszak sytuowani byli co najmniej nieźle, pracowali na nich przodkowie), postanowiłam Stalky'emu i spółce dorównać. To znaczy-  stać się damą, która dumnie będzie mogła, ku własnej satysfakcji, ogłosić, że rocznie przyswoiła ilość lektur liczoną w setkach.  

 

Nie mnie sądzić, na ile stałam się damą. Statystyki mówią mi jednak, że cel  został osiągnięty w stu procentach.

Średnio czytam 200 książek rocznie. Mam tę przydatną właściwość, że konsumpcja czytelnicza przebiega szybko i sprawnie ( poza nielicznymi przypadkami potraw niejadalnych lub przez zwyczajną obstrukcję, wywołaną kalibrem dzieła).  Dążenie do pochłaniania rodzi jednak kilka kłopotów natury różnej, które zamierzam sobie, gwoli perwersyjnej przyjemności ględzenia na forum publicznym, opisać.

 

1. Przedmiotowe traktowanie książki -  nie przystoi czytelnikowi żadnej maści, lecz występuje dość często. Problem ów pojawia sie w momencie, gdy: 

 

 - trzeba czytać - vide lektury szkolne. Problem znany powszechnie.  

 

 - książka niespecjalnie interesuje, ale "wstyd przyznać", że się jej nie zna - dość dawno temu miałam ten kłopot z książkami Coelho. Skoro wszyscy się nimi zaczytywali, czyż miałam być gorsza?  Grzęzłam w to rozwlekłe pisarstwo, marnując czas i dochodząc do wniosku, że na 20 stronach by to streścił, a i wtedy ze zrozumieniem "co zacz autor chciał rzec" bywało różnie.  Do dziś nie pojmuje, co ludzi tak w tych oczywistych oczywistościach ubranych w piękne piórka, zachwyca. Szkoda życia na poznawanie książek tylko dlatego, że są w jakiś sposób znane, a wszystko, co się o nich słyszy/ czyta itp., odrzuca. Lepiej zaufać instynktowi.

 

- książka interesuje potencjalnie, a poza tym " wstyd krytykować", kiedy się nie zna - w tym momencie wygłaszam dictum acerbum * pod własnym adresem. Jestem zwolenniczką stwierdzenia, że nie powinno się krytykować, gdy nie przeczytałeś/nie wysłuchałeś/nie obejrzałeś, gdyż tylko wiedza na pewien temat uprawnia do ganienia. Stąd ostatnimi czasy przemordowałam się z tytułami typu "Przynieście mi głowę wiedźmy" ( ani tak wybitne jak twierdzą entuzjaści, ani tak słabe jak twierdzą zajadli przeciwnicy) czy zakończenie sławetnej i szeroko opiewanej sagi o połyskujących wampirach i ich wielkich miłościach ( poległam przy opisie "porodu", czy co to było, resztę znam ze streszczenia).  Tylko po to, by móc się wypowiedzieć na temat gatunku, do jakiego te powieści przynależą.

 Tym samym tropem idąc, poznałam książki, które mogłabym przeoczyć ( lubiany przeze mnie cykl o Thraxasie na przykład). Problem ten w moim własnym przypadku urasta do rangi pomniejszej obsesji i nie bardzo wiem, jak go rozwiązać, kiedy wybieram porcję czytelniczej strawy w bibliotece.  

 - książka znana jest z recenzji, pochlebnej/niepochlebnej wielce.. a tymczasem.... - no właśnie. Oczekuję płomienistego smoka, dostaję łuszczącą się, cherlawą jaszczurkę.  I na odwrót.

Problem nie do rozwiązania, chyba, że ludzkości jakimś cudem zuniformizują się gusta czytelnicze ( mam jednakoż nadzieję, że nie nastąpi to nigdy). Należy więc nie sugerować się oceną, a uważniej baczyć na argumenty osoby książkę polecającej/odradzającej . Dla początkującego czytelnika różnorakich recenzji jest to trudne, ba, nawet stare wygi czasem połkną haczyk, który boleśnie ukłuje. Błądzić jest jednak rzeczą ludzką

 

Powyższe przypadki doprowadzają do tego, że tomik ciska się w kąt ( lub przez okno, do sąsiada, a niechże zapozna się z tym badziewiem) albo brnie się do końca. W pocie czoła, mozolnie, ale się czyta . Osobiście nie lubię porzucać lektury, nawet jeśli jest ona gniotem, gdyż chochlik ciekawości zawsze drąży.

 Podmiotowe traktowanie książki odbiera jednak przyjemność czytania, czasem nie pozwala dostrzec, że książka posiada walory, bo ktoś już ja skrytykował. Z drugiej strony, szukamy walorów na siłę, a ich brak. Co rodzi frustrację. 

Zamiast wzlatywać jako Bellerofont na Pegazie, pcha się kamyk jak Syzyf, pod górkę. Gorzej, jak kamyk się omsknie i "dzieło" przygniecie czytelnika swym ciężarem....



* dictum acerbum- przykra mowa

 

cdn nastąpi.  

Komentarze


~

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
0
To już wiemy kto wyrabia polską średnią...
01-07-2010 15:34
27532

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
0
http://slowniki.gazeta.pl/pl/konot acja

Poza tym: gratuluję realizacji obranego celu.
01-07-2010 20:55
Chamade
   
Ocena:
0
http://sjp.pwn.pl/haslo.php?id=254 2717

Taki wariant też istnieje (istniał) i nie popełniłam faux pas, stosując go :)
Ale przez dłuższa chwilę miałam zagwozdkę, o co chodzi z tym linkiem...
01-07-2010 22:01
27532

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
0
Ok, ale słowa "dawne" to takie, których używa się raczej dla stylizacji lub po to, by wkurzać innych... ; )
01-07-2010 22:12
Chamade
   
Ocena:
0
Są też dinozaury, które używają ich, gdyż po prostu je lubią, z żadnych innych pobudek :)
Mnie się to słowo po prostu podoba, ot co.
01-07-2010 22:14
27532

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
0
Dinozaury na mojej uczelni, w sensie profesura, nie używają. Czyli - gad gadowi nierówny. : P
01-07-2010 22:25
Chamade
   
Ocena:
0
Jakby wszystkie gady były równe, byłoby nudno pod każdym , także językowym, względem. Więc jak z krzaków wychynie dinozaur innej maści i o innych preferencjach, to wzbogaci on ekosystem :)


01-07-2010 22:32
27532

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
0
Niezły temat na pracę naukową. Interpretacja tematu dowolna: "preferencje dinozaurów". : )
02-07-2010 06:26

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.