Pośród mego ludu ci, którzy obrali ścieżkę oręża nie są wcale tak nieliczni, jak to się większości z was, bezskrzydłych, wydaje. Wolność jest cudownym darem Pasji, ale darem, którego trzeba bronić, do ostatniej kropli krwi. Przez lata, które poprzedzały Pogrom nauczyliśmy się tej sztuki i teraz, kultywując tradycje przodków, doskonalimy ją aż do perfekcji. Bez względu na to, jaką Dyscyplinę obierze, Skrzydlaty zawsze znajdzie sposób, żeby wykorzystać swoją najbardziej oczywistą przewagę w walce. Rzecz w tym, by nigdy nie znajdować się w miejscu, w którym byłeś gdy przeciwnik zadawał cios…
● Tarlis Skoczek, Powietrzny Zwiadowca ●
Rozmiar nie ma znaczenia,
czyli
Opowieść sześciu adeptów o niezwykłych sposobach walki Skrzydlatego Ludu
Opowieść Pierwsza,
Kraga Siekacza, Powietrznego Łupieżcy z klanu Białego Źródła
Większość z nas, trolli, parska śmiechem na myśl o wietrzniackim wojowniku. Skrzydlaty ludek jawi im się jako bezładna zbieranina artystów i obiboków, ledwie wiążąca koniec z końcem (zapewne dzięki wrodzonemu talentowi do oszustwa i kradzieży). Muszę przyznać, że kiedyś sam myślałem podobnie, będąc po prostu jednym z Łupieżców. Jednakże dzięki łaskawemu losowi i mojej drogiej towarzyszce, Elemi z Błękitnych Gęstwin, zdołałem poznać zwyczaje drobnego ludku i odnaleźć własną drogę Wojownika…
Ale nie o swoich przygodach miałem opowiadać. Wybacz Tarksenie, ale jakkolwiek nie byłoby to fascynujące, ważna jest sztuka walki skrzydlatych, nie moja historia. Wbrew wszelkim plotkom, jakie powstały, by oczernić lud wietrzniaków, są oni świetnymi, nieustępliwymi wojownikami. Potrafią walczyć do ostatniego tchu, a wielu bezskrzydłych, jak nas nazywają, przekonało się, że nierzadko jest to o wiele dłużej niż oni potrafią znieść. Długo można by opowiadać o takich sytuacjach, ja jednakże postaram się obszernie opisać, w jaki sposób skrzydlaty lud radzi sobie w walce z większymi od siebie przeciwnikami.
Największą przewagą daje im to, co z pozoru czyni ich słabszymi. A mianowicie rozmiar. Każdy z kroczących ścieżkami Wojownika, Fechtmistrza czy Powietrznego Łupieżcy bez trudu radzi sobie z zadawaniem ciosów przeciwnikom swojego rozmiaru. Wyćwiczone przez lata aż do perfekcji techniki okazują się jednak o wiele mniej skuteczne wobec przeciwnika dwukrotnie mniejszego. Jeśli dodamy do tego fakt, iż przeciwnik ten potrafi latać i drwi sobie z jego wysiłków, zwinnie unikając kolejnych ciosów coraz bardziej sfrustrowanego bezskrzydłego, sytuacja wygląda zupełnie już niewesoło. Po wielokroć miałem okazję obserwować, jak Elemi śmiga wokół przeciwnika, rozjuszając go perlistym śmiechem i kąśliwymi uwagami oraz sprawiając, że zapominał o własnych umiejętnościach i machał orężem jak therański szlachcic cepem. Spotkałem wielu wietrzniackich szermierzy i wojowników, stąd wiem, że większość z nich nie gardzi „wojną emocjonalną”. Nawet my, Powietrzni Łupieżcy wykorzystujemy emocje przeciwnika przeciwko niemu, chociaż jest to głównie strach.
Krag wydawał się naprawdę zafascynowany wietrzniakami. Moża by powiedzieć, że to niezwykła fascynacja, jak na potężnego trollowego łupieżcę. Wystarczyło mi jednak spędzić w jego towarzystwie trochę czasu, by zrozumieć skąd takie zainteresowanie. Astendar potrafi swym uśmiechem przełamać wszystkie bariery – nawet te, które wydają się być nie do pokonania…
● Tarksen, Starszy Archiwista Wielkiej Biblioteki w Throalu ●
Opowieść Druga,
Zeklera Findruga Trzeciego, Zbrojmistrza Domu Panującego z Wielkiej Kuźni Throalu
Podczas gdy zamówienia na miecze, topory i kolczugi zwyczajnego rodzaju stanowią większość znaczną pracy każdego Zbrojmistrza, to oręż wietrzniacki staje się dlań największym wyzwaniem. Nie chwaląc się, zdołałem niemalże do perfekcji opanować sztukę wykonywania tego rodzaju oręża i pancerzy i chętnie podzielę się z wami kilkoma istotnymi odkryciami, jakich dokonałem, ucząc się.
Po pierwsze, każdy Zbrojmistrz czy wprawny kowal może bez trudu poznać, czy wykuwane ostrze nie jest źle wyważone, biorąc je do ręki. Ale tylko jeśli jest to ostrze jego rozmiaru. Trudno przecież krasnoludowi, jakkolwiek nie byłby krzepki, wyczuć dwuręczne ostrze na miarę potężnego trolla. Tak samo nie jest łatwym poznanie, czy ostrze dla wietrzniaka ma odpowiednią wagę, a równowaga została zachowana. Stąd większość wietrzniackich ostrzy poza ich siedzibami i większymi kuźniami – jak nasza Wielka Throalska, doprawdy najprzedniejsza i zrzeszająca prawdziwych czarodziei fachu, jeśli wolno mi się tak wyrazić. Znajdziesz u nas najlepszą stal, z której wykuć potrafimy niemal wszystko, jak chociażby w zeszłym… Ach, wybacz mi Tarksenie, trochę mnie poniosło, wiesz jak to jest. O czym to ja miałem? A, tak… Poza większymi kuźniami – i nielicznymi miastami, które mają szczęście być domem któregoś z adeptów naszej sztuki – można znaleźć zaledwie namiastki prawdziwego wietrzniackiego oręża. Tak zwane ”dzieła” tych partaczy to po prostu miniaturki zwyczajowych kęsacynysynów… Tak, przepraszam Tarksenie. Otóż zwyczajny kowal nie bierze pod uwagę budowy wietrzniaków. Powiedz mi, młodzieńcze, co tak naprawdę jest podstawową cechą wietrzniaka? Owszem, jest to zdolność do lotu. Tak, ponownie masz rację. Oręż wietrzniaka musi być wykonany w taki sposób, by nie tylko nie przeszkadzał mu w locie, ale by wręcz ułatwiał walkę w przestworzach i ataki z powietrza. Można to uzyskać przez odpowiednie wyważenie całości oręża i rozłożenie ciężaru ostrza, profilowanie i inne zabiegi, które jednakże pozostaną tajemnicą fachu, jeśli pozwolisz.
Proceder ten nie jest aż tak powszechny wśród producentów pancerzy, jednakże nawet oni nie biorą często pod uwagę tego, że wietrzniaki posiadają skrzydełka i muszą mieć odpowiednią swobodę manewru, by mogły latać. Także krój i materiał pancerza musi być odpowiedni – niewielu wietrzniackich wojowników jest w stanie długo utrzymać się w powietrzu, a kiepsko wykonana i ciężka zbroja może skrócić ten czas nawet o połowę.
Nie byłbym sobą, gdybym nie opowiedział ci o niezwykłościach, jakie do sztuki zbrojmistrzowskiej wprowadzili skrzydlaci. Uwierz mi, potrafili wymyślić dla własnych korzyści oręż i zbroje niezwykłe, dorównujące tym wykonanym przez trolle z Lśniących Szczytów. Wiem, że nie możesz zbyt wiele inkaustu zużyć na moje wywody, więc ograniczę się do dwóch najciekawszych.
Skrzydłozbroja to pancerz w postaci najczęściej skórzanych, wzmacnianych lekkim metalem, bądź magią, skorup, które chronią skrzydełka wietrzniaków. Podobne do pokryw żuków (z których niekiedy są wykonywane), mają chronić wrażliwe skrzydełka nie tylko na ziemi. Odpowiednio ustawione mogą zapewnić ochronę również w powietrzu. Nawet jeśli odrobinę krępują ruchy i możliwość manewru, to ochrona, jaką zapewniają, jest nie do pogardzenia. Wiele egzemplarzy wzmacniane jest dodatkowo magią żywiołów, która ma im zapewnić elastyczność, lekkość lub wytrzymałość, w zależności od preferencji. Słyszałem nawet o wietrzniackim Zbrojmistrzu z Iopos, który wykonuje na zamówienie prawdziwie magiczne Skrzydłozbroje.
Ostrza z Sercem Żywego Srebra wykonane są w taki sposób, aby znajdująca się w nich rtęć stabilizowała broń. Dzięki swojej budowie są niezwykle wyważone i dają o wiele większe możliwości podczas lotu. Ponadto, ich budowa sprawia, że ostrze trzymane pionowo, w pogotowiu, nie męczy ramion użytkownika, ponieważ rtęć spływa ku rękojeści. Kiedy wykonuje się cios, rtęć wędruje ku sztychowi i zwiększa jego ciężar, co pozwala wykonywać silniejsze ciosy.
Większość ostrzy, o jakich słyszałem, wykonywana była przez adeptów mej Dyscypliny, gdyż bez pomocy magii jedynie mistrzowie fachu potrafią dokonać takiej sztuki. Wiele z nich nasyca się esencjami żywiołów, a i umagicznienie któregoś z nich nie zdarza się wcale rzadko. Poza wietrzniakami korzystają z nich jedynie Powietrzni Żeglarze i nieliczni Łupieżcy. Ci ostatni głównie za sprawą legendy, jakoby pierwszy taki miecz był trollowym orężem z kryształu, który za sprawą magii wyrósł z Sercem z Żywego Srebra pośród ognistych jaskiń jednego z wulkanów Lśniących Szczytów. Nie jestem gotów odrzucić tej opowieści jako z gruntu fałszywej, gdyż dość cudów Magii widziałem już w swoim życiu.
Opowieść Zeklera dość wiele mówi o charakterze wielu Dawców Imion, którzy pozwalają by brzęk monety zagłuszył głos ich sumienia. Na szczęście skrzydlaty ludek bez trudu radzi sobie z tym problemem. Z usług partaczy korzystają wszak jedynie najbardziej zdesperowani sytuacją jak i finansami, a nikt nie nazwie wietrzniaków głupcami. Są jedynie lekkomyślni…
●Tarksen, Starszy Archiwista Wielkiej Biblioteki w Throalu ●
Opowieść Trzecia,
Sha’mathi T’kaliss V’strimon, z Trzeciego Domu Jaja, Fechtmistrzyni z Miasta Trzcin
Największym zagrożeniem są skrzydła wietrzniaka. Owszem, brzmi to dla ciebie jak truizm, krasnoludzka mądrość… Jednakże, tak właśnie jest. To równie pewne jak to, że Shivoam oplata całą Barsawię. Chcesz usłyszeć o tym, jak walczą wietrzniaki, krasnoludzie, więc to właśnie ci opowiadam. Walczyłam z wieloma z nich. Wielu chętnie obiera tę samą ścieżkę, więc nie miałam wyboru. Muszę przyznać, że to właśnie wietrzniaki są największym zagrożeniem dla młodego Fechtmistrza. Języki mają równie ostre co miecze, a umysły równie lotne co skrzydła. Wiem, do czego są zdolne, więc posłuchaj mnie uważnie, skrybo.
Po pierwsze, nie miotaj pocisków w wietrzniaka, który posiadł biegłość w sztuce zwinnego usuwania się z drogi twego miecza. Strzelanie również będzie niezbyt skuteczne. A to dlatego, iż, będąc tak małe i tak zwinne, potrafią łatwo umknąć z drogi pocisku. Strzała czy jastrzębiec nie są może wolniejsze od miecza we wprawnej dłoni, ale wielce dłuższą drogę mają do przebycia. Stąd łatwiej mikrej postury wietrzniakowi umknąć przed nimi, kiedy jest w powietrzu. Oczywiście, jeśli zdołasz go zaskoczyć, nie będzie w stanie uniknąć twego pocisku. Ale wyłącznie wtedy.
Po drugie, nigdy nie pozwól wietrzniakowi nabrać dystansu. Pamiętaj, on może latać, a ty nie. Wystarczy, że umknie poza zasięg twego miecza, a tobie zabraknie refleksu, by zareagować na jego atak. Otrzymasz cios, a on umknie natychmiast w górę, gdzie dosięgnąć mogą go jedynie twoje okrzyki i wyzwania. Owszem, uda mu się to tylko, jeżeli będzie od ciebie szybszy, ale pamiętaj że wietrzniaki są szybkie. To ich największa przewaga i nie stawiałyby ci czoła, gdyby nie potrafiły z niej korzystać.
Po trzecie, jeśli twoja broń jest większa od wietrzniaka, to nie omieszka on obrócić tego na swoją korzyść. Uwierz mi, nie ma rzeczy równie irytującej, co wietrzniak unikający doskonale wyprowadzonego ataku, lądujący na twoim mieczu i przystawiający ostrze do twego gardła. Jakkolwiek lekki nie byłby wietrzniak, wystarczy ciężaru, by przygiąć twe ostrze do ziemi i uniemożliwić kontrę jego kontry.
Po czwarte, nigdy nie daj się sprowokować wietrzniakowi. Większość z nas szkoli się w walce przeciwko wrogom swoich rozmiarów. Nawet walka z trollem nie sprawia nam tyle kłopotów, ile może wyniknąć w starciu z wietrzniakiem. Łatwo o tym pamiętać, kiedy ma się umysł czysty i głowę na karku. Niestety, wietrzniaki zdają sobie z tego sprawę i prawdziwą sztuką pośród nich stało się dobieranie odpowiednich obelg. A kiedy już zapomnisz się i zadasz cios w gniewie… Uwierz mi, one potrafią walczyć z większymi od siebie – robią to cały czas.
Muszę przyznać, że opowieść Fechtmistrzyni mocno skróciłem i opracowałem, tak aby czytelnicy nie musieli wyławiać jej tak zwanych "lekcji" spośród przechwałek i dykteryjek o przewagach t’skrangów we wszystkim. Rozumiem doskonale, skąd brała się chęć podkolorowania wszystkich tych opowieści, nie mogłem jednak pozwolić by zdominowały ten fragment opowieści. W końcu ta księga ma być o wietrzniakach.
● Tarksen, Starszy Archiwista Wielkiej Biblioteki w Throalu ●
Opowieść Czwarta,
Massena zwanego Nikim, Złodzieja z Travaru
Wietrzniaki, mój drogi przyjacielu? Urodzeni Złodzieje. Tak, owszem, potrafią walczyć na swój własny sposób. Potrafią operować językiem równie wprawnie, co mieczem. Ale to już wiesz zapewne. Ja opowiem ci o czymś innym. O tym, co potrafi wietrzniakowi przynieść jego niezwykły dar, to błogosławieństwo Natury i Pasji. Skrzydła.
Wyobraź sobie, że jesteś właścicielem wielu cennych rzeczy. Wyobraź sobie, że jakiś Złodziej kradnie kilka tych najcenniejszych. Jesteś jednak sprytnym właścicielem, bo zatrudniasz Zwiadowcę albo Władcę Zwierząt, by wytropił włamywacza. Niestety, tylko rozkłada ręce i wyciąga dłoń po pieniądze. Zbadał wszystko, ale nigdzie nie ma nawet śladu intruza. Wydaje się, jakby twe skarby wyparowały. Są dwie możliwości – albo zatrudniony adept pokpił sprawę, albo sprawcą był wietrzniak. W końcu skradzione dobra były dość lekkie, a jeśli ukradł je ktoś, kto potrafi latać, to przecież nie zostawił śladów na podłodze, prawda?
Chciałbyś usłyszeć więcej? Ha, zapewne. Wielu z nas chciałoby mieć skrzydła i korzystać ze swobody lotu. Szczególnie, że daje ona o wiele więcej niż tylko oczywiste korzyści. Czasami, gdy jesteś w kropce i pozostaje tylko szaleńczy sprint, chciałoby się uciec na skrzydłach przed pościgiem. Znałem pewnego młodego wietrzniaka, który był mistrzem takich ucieczek, a jako że straże najczęściej ścigają jedynie tego, kto próbuje umknąć z dobrami…
Sam rozumiesz, Tarksenie, mam całkiem niezłe oko i wprawną rękę, wystarczyło więc cisnąć partnerowi łup, a on umykał bez trudu przed strażą. A nim zwrócili się ku mnie, wyczerpani daremnym pościgiem, mnie już tam nie było. Mam nadzieję, że taką opowieść miałeś na myśli. I nie kłopocz się zapłatą. To już załatwione…
Wysłuchanie opowieści Massena kosztowało mnie sakiewkę i moje pamiątkowe pióro, które otrzymałem od Merroxa pod koniec mojego nowicjatu w Bibliotece. Miałem szczęście, że Chorrolis się nade mną ulitował i zmiękczył serce Złodzieja, gdyż kiedy rano wracałem do swego pokoju w gospodzie po topieniu smutków i lamentowaniu nad stratą, pióro leżało na notatniku. Znalazłem też kilka kart zapisanych drobnym pismem, których treść zaprezentuję poniżej…
● Tarksen, Starszy Archiwista Wielkiej Biblioteki w Throalu ●
Opowieść Piąta,
Ziessa Nieuchwytnego, Złodzieja i Łucznika z Travaru
Mam nadzieję, że niefortunny sposób odebrania zapłaty z jakiego skorzystał mój towarzysz, nie przysporzył zbyt wielu zmartwień twemu krasnoludzkiemu sercu. Obym znów nie pomylił powiedzeń i zwyczajów – nie pamiętam już, czy to wasz lud, czy też orkowie uznają serce za źródło uczuć i emocji. Dla nas, Dzieci Siedmiu Wiatrów (bo tak określa się nasz lud tam, skąd pochodzę, czyli obrzeży północnego Liaj), duch mieszka w każdej cząstce ciała jednako, nie tylko w jednym miejscu. Chociaż spotkałem kiedyś maga, który twierdził, iż to skrzyła są źródłem naszego charakteru. Kto wie, może po części miał rację, w końcu to właśnie czyni nas niezwykłymi, tak jak trolla czynią rogi, a t’skranga - ogon. Dlatego też, wbrew pozorom, najłatwiej jest zrozumieć mój lud właśnie rogatym i ogoniastym Dawcom Imion. Oni znają dumę odmienności i radość z bycia jedynym w swoim rodzaju.
Ale wrócę do tematu, który poruszyłeś w rozmowie z moim przyjacielem Massenem. Jako Łucznik i Złodziej (muszę nieskromnie przyznać, że udało mi się wybornie połączyć obie ścieżki) mogę ci opowiedzieć, jak dobrym pomysłem jest pozostanie w powietrzu, poza zasięgiem przeciwnika. Pierwszą i oczywistą zaletą jest fakt, iż twój przeciwnik może jedynie groźnie wymachiwać orężem i ciskać w twoją stronę obelgi. Niewiele rzeczy tak bardzo frustruje, jak bezsilność… A szczególnie bezsilnym jest przeciwnik, który nie jest w stanie nawet zobaczyć strzelca. Wielu młodych Łuczników jednakże zapomina o tym, jakże ważnym fakcie. Przeciwnik, który cię widzi, może sięgnąć po inne środki niż tylko broń biała, a także o wiele łatwiej mu unikać wystrzelonych pocisków. Najlepszym sposobem, by tego uniknąć, jest ukrycie się gdzieś wysoko. Większość przeciwników nie patrzy do góry, chyba że spodziewają się ataku z tego kierunku. Nawet wtedy warto jednakże ukryć się na wysokości. Na ziemi osłonić się możesz przed czujnymi oczyma tylko z czterech stron, zaś na wysokości – z pięciu. Ponadto, nawet jeśli przeciwnik spodziewa się ciebie u góry, możesz mieć towarzyszy na dole, którzy uśpią jego czujność lub na chwilę opaść na ziemię, upewniwszy się, że masz wygodną, otwartą i osłoniętą drogę z powrotem ku wolnym przestworzom. Większość wysokich miejsc obfituje w dobre kryjówki – korony drzew, poszarpane szczyty skał, czy chociażby dachy i gzymsy domów. Co więcej – oczywistym jest, iż strzała wystrzelona w dół nabiera większego pędu niż taka, która musi pokonać podobny dystans w linii równoległej do podłoża. Magowie twierdzą, iż to ta sama siła, która sprawia, iż Powietrze nie chce utrzymywać większości przedmiotów, jednakże pośród mego ludu istnieje powiedzenie, iż to Ziemia kocha wszystkie swoje dzieci tak mocno, że nie zechce ich wypuścić z objęć. Nikt nie zna tej niewolącej i niekiedy śmiertelnie groźnej miłości lepiej niż mój lud. No, może poza wyjątkowo pechowymi powietrznymi żeglarzami. Dlatego też, dzięki potędze jaką jest magia, zdołaliśmy nauczyć się w pewnym stopniu radzić z tym problemem. Pozwolę sobie opisać trzy spośród magicznych przedmiotów, jakie ułatwiają nam pozostanie w przestworzach przez dłuższy czas.
Pośród mego ludu istnieje co najmniej sześć różnych sposobów na utkanie Uskrzydlonego Płaszcza, a każdy z nich legendy przypisują innej pasji. Według jednej z nich utkała go z własnych włosów Astendar, córka zazdrosnego księcia, który zamieszkiwał w niezwykle wysokiej wieży z żywego drzewa, by jej nisko urodzony ukochany z doliny mógł ją bezpiecznie odwiedzać. Inna opowieść zaś twierdzi, jakoby był to dar Floranuusa dla młodzieńca o słabych skrzydłach, utkana z pajęczych nici… Muszę przyznać, że widziałem na własne oczy Skrzydlate Płaszcze z najróżniejszych materiałów – od niezwykłych włókien z nasion Latających Lilii z Liaj, po tkaninę z sierści szyboskoczków z południowych partii Lśniących Szczytów. Wszystkie zaś mają tą samą zaletę. Dzięki wykorzystaniu siły wiatru i wzmocnieniu efektów naszej własnej pracy skrzydeł ułatwiają nam dłuższe pozostawanie w powietrzu. Wszystkie też wykonywane są z udziałem materiałów mających powiązanie z żywiołem Powietrza lub też nasyconych jego esencją.
Większość z krojów przypomina kształtem cudne, latające kwiaty. Oczywiście dopiero, kiedy nosi się je w powietrzu. Na ziemi ich rozcięcia i wzory wyglądają dość dziwnie i bezładnie, jednakże najlepsi rzemieślnicy i z tym problemem potrafią sobie poradzić. Większość płaszczy należy zwinąć lub ułożyć w odpowiedni sposób, aby nie przeszkadzał w poruszaniu się po wylądowaniu ani też nie utrudniał ponownego startu.
Także alchemia jest sztuką, która wspomogła swoimi dobrodziejstwami mój lud, a to poprzez Eliksir Drugiego Podmuchu, opracowany przed pogromem przez niezwykle mądrego trolla imieniem Kwyr. Niestety, prócz tego faktu i imienia niewiele o nim wiemy. Kaer Kwyra, zwany Sowią Skałą, zamieszkany był przez nasz lud oraz Trolle i niewielką grupkę uciekinierów z Dworu Elfów. Jego położenie zaginęło podczas Pogromu i nie wiadomo, czy padł on łupem Horrorów lub zarazy, czy też po prostu jego mieszkańcy nie zdecydowali się jeszcze na Otwarcie. Receptura na szczęście przetrwała Pogrom i po dziś dzień możemy cieszyć się jej dobrodziejstwami. Napój wykonany, o ile mi wiadomo, między innymi z podniebnego lotosu pozwala każdemu, nawet krańcowo wyczerpanemu wietrzniakowi wznieść się w powietrze na krótki czas. Najlepiej jednakże działa, kiedy pijący go jest rześki, a jego skrzydła gotowe do lotu.
Jednym z przedmiotów, jakich nie mogę przypisać z całą pewnością własnemu ludowi, jest Maść Siedmiu Wiatrów. Legendy nie zgadzają się co do jej pochodzenia, gdyż jej opracowanie przypisywali sobie przed pogromem zarówno mieszkańcy Gerenolis, Miasta Lin, jak i niezwykłe t’skrangi określane mianem k’stuulami, którym Pasje i Natura udzieliły daru tak bliskiego naszym sercom. Maść, zawierająca drobiny esencji Powietrza oraz liczne niezwykłe składniki, zapewnia niezwykłą zwinność, gibkość, lekkość ciała oraz instynktowną więź z żywiołem. O wiele łatwiej jest się unosić dzięki uprzejmości niebios i jego tchnieniu, czując zmiany kierunku podmuchów i ich siły całym ciałem. Maść ta jest przydatna nie tylko nam i naszym szybującym, ogoniastym duchowym kuzynom. Po wielokroć słyszałem o używaniu jej przez Powietrznych Żeglarzy oraz trolli z Lśniących Szczytów. Podobno jej właściwości wzmacniają działanie niektórych talentów, a sternikom i nawigatorom ułatwiają manewrowanie i wytyczanie kursu okrętu. Z całą pewnością też spowalniają opadanie, co kilku pomysłowych awanturników wykorzystało z zyskiem dla swoich kości i żywotów.
● Spisane na tych kartach ręką wietrzniaka uwagi i opowieści okazały się niezwykle cenne, szczególnie że moje badania bez trudu potwierdziły wszystkie z nich. Mam nadzieję, że położy to kres uwagom pewnych osób spośród personelu biblioteki, które twierdzą jakobym był ofiarą sławnych wietrzniackich żartów. ●
Tarksen, Starszy Archiwista Wielkiej Biblioteki w Throalu
Opowieść Szósta,
Katali Szczerookiej, Czarodziejki z Urupy
Powinieneś zadać pytanie – jaka jest natura wietrzniaków i czy odciska ona swoje piętno na ich działaniach. Oczywiście, odpowiedź brzmi: tak, ich ciekawość świata, umiłowanie życia, wolności i jednoczesna świadomość podejmowanego ryzyka wyraźnie widoczna jest w ich stylu walki. Wystarczy wiedza, czerpana zarówno z waszych wyśmienitych ksiąg, jak i z własnego doświadczenia w kontaktach z ulubieńcami Floranuusa.
Jedną z powszechnie znanych cech wietrzniaków jest umiłowanie wolności i swobody, ale też życia jako takiego – co podobne jest do fragmentu natury obsydian, istot z drugiego końca ścieżki żywiołów. Bardzo często nie potrafią one zmusić się do odebrania życia, uciekając się do ciosów, które przeciwnika nie uśmiercą, ale okaleczą. Paradoksalnie, dla wietrzniaka kalectwo - utrata skrzydeł - jest straszliwą tragedią. Na szczęście łaska Garlen umożliwia uleczenie wielu ran, stąd kalectwo dla innych Dawców Imion nie jest tak ostateczne, jak dla wietrzniaków. Jest to jedna z wielu sprzeczności, od których każda z ras Dawców Imion nie jest wolna. Nawet w Smokach jest odrobina chaosu…
Z kolei inna ich cecha, skłonność do ryzyka czy też jak kto woli, lekkomyślność, jest o wiele łatwiejsza do wytłumaczenia. Ryzyko, jakie podejmują jest najczęściej wykalkulowane, nawet jeśli przeciwnikowi wietrzniaka wydaje się ono szaleństwem. Przecież ktoś, kto nigdy nie zaznał swobody wynikającej z latania nie zrozumie, że te z pozoru szaleńcze, błyskawiczne manewry są dla nich tym samym, co dla nas taniec czy poranny spacer nad morzem. Być może dlatego większości Dawców Imion skrzydlaty lud wydaje się być pokojowo nastawionym acz dość skłonnym do ryzyka. Z opowieści i doświadczeń adeptów wędrujących po naszej pięknej krainie i poza nią wynika jednakże, iż wietrzniaki niekoniecznie muszą być żartownisiami nieskorymi do przemocy. I nie chodzi mi bynajmniej o nieszczęsne, spaczone istoty zwane odmieńcami. Na Therze żyje szczep wietrzniaków, które lubują się w zadawaniu bólu, tak jakby upadek Erendis, Rashamona i Vestriala je dosięgnął i zerwał jakąś istotna strunę. Oczywiście, Imperium bez większych oporów włączyło je do swej szerokiej gamy odrażających środków i praktyk, czyniąc z nich etatowych oprawców i specjalistów od wydobywania informacji. Mówi się, iż kilkoro z nich nadzoruje więzienie znajdujące się na Tryumfie.
Tak, już wracam do tematu, Tarksenie, wybacz. Chciałeś informacji o tym, jak wietrzniaki walczą, więc opowiem ci co takiego sugeruje nam logika.
Przede wszystkim, wietrzniaki są niewielkie. Co czyni je trudniejszym celem, oczywiście, ale też ułatwia im celne zadawanie ciosów. Jesteśmy dla nich dużo większymi celami i, mimo iż ich ciosy nie są tak silne, o wiele łatwiej im urazić przeciwnika we wrażliwe miejsce. Szczególnie, jeśli posługują się bronią miotaną lub miotającą z dość bliskiej odległości – do kilkunastu kroków. Obie cechy w połączeniu – trudność trafienia wietrzniaka i łatwość z jaką zadaje on ciosy, bardziej skuteczne niż pozwala na to jego niewielka siła – sprawiają iż skrzydlaci wojownicy stają się niezwykle irytującym celem, szczególnie dla skłonnych do gniewu i frustracji przeciwników ufnych w swoje siły. Ponadto, ich wrodzony spryt i dowcip, oraz skłonność do różnej maści figli i psikusów jaką wiele z nich posiada czynią ich niezwykle skutecznymi w szermierce słownej. A połączenie tych dwóch elementów czyni z wietrzniaków niezwykle zdolnych wojowników, potrafiących obrócić rozmiar i dumę przeciwnika przeciwko niemu samemu. Doprawdy, wielu pewnych siebie zabijaków przekonało się o tym na własnej skórze i wielu jeszcze takiej lekcji zapewne zazna. Dla tych czytelników, którzy zastanawiają się nad mymi słowami mam jedną, ostatnią uwagę. Wietrzniaki przetrwały Pogrom w nie mniejszej liczbie, oczywiście w przeliczeniu na całość ich ludu, niż inne rasy Dawców Imion, z krasnoludami włącznie. Liczne Kaery zamieszkane jedynie przez przedstawicieli tego ludu przetrwały Długą Noc nienaruszone, a wśród trollowych Łupieżców wciąż żywa jest Legenda o wietrzniackim Łuczniku, który samotnie powstrzymał drakkar przed napaścią na wioskę skrzydlatego ludu.
Opowieść Katali jest zwieńczeniem niniejszej księgi i mam nadzieję, iż dała do myślenia wszystkim tym, którzy podobnych wniosków nie potrafili wyciągnąć sami…
● Tarksen, Starszy Archiwista Wielkiej Biblioteki w Throalu ●