» Artykuły » Inne artykuły » Redaktorzy oceniają: sierpień 2010

Redaktorzy oceniają: sierpień 2010

Redaktorzy oceniają: sierpień 2010
W okresie od 1 do 31 sierpnia 2010 roku w Dziale Książkowym opublikowanych zostało 28 recenzji, których średnia ocena wyniosła 6,21. Najwyższą ocenę − 10 − otrzymała powieść Kroniki Amberu. Tom 2 autorstwa Rogera Zelaznego. Zaś najniżej ocenioną pozycją została książka Toy Wars2

Czytać:




"Trzeba jednak zwrócić uwagę na kilka cech, które dosyć wyraźnie rozgraniczają pierwsze i drugie pięć ksiąg serii. Przede wszystkim zmienia się kompozycja utworu: można uznać że w Dziewięciu książętach Amberu i kolejnych opowieściach o losach Corwina, narracja i główne wydarzenia skupione są przede wszystkim na postaciach, członkach królewskiego rodu. Autor najwięcej miejsca poświęca w nich intrygom politycznym, sojuszom i wojnom między dziećmi Oberona, dążącymi do władzy nad Amberem. W Kronikach Merlina natomiast wszystko obraca się wokół walki między Logrusem i Wzorcem. Zelazny skupił się tym razem na metafizyce, mnóstwo miejsca poświęcając rozmyślaniom na temat ciągłej konkurencji chaosu i porządku. Losy naszego bohatera przypominają ścieżkę, którą pisarz zręcznie wytyczył między kolejnymi przystankami, za jakie można uznać wydarzenia ważne dla wszechświatowych potęg z uniwersum Amberu i ich kolejne starcia.

Zarzucić można natomiast Zelaznemu to, że niepotrzebnie rozszerza tak bardzo zestaw dramatis personae. W drugim tomie Kronik Amberu pojawiają się kolejni potomkowie Oberona, następni arystokraci z Dworców Chaosu i bękarty wcześniej znanych nam postaci. Wydaje się, że pisarz zbyt mocno odciął się od tego, co wykreował w pierwszych pięciu tomach Kronik: stworzył historię tak spójną, że niesamowicie trudno było umieścić jej bohaterów w niejako nowej opowieści. Dlatego też w losach Merlina mniej czasu spędzimy z dobrze znanymi nam Randomem, Gerardem czy Benedyktem, zamieniając ich na Rinalda, Dalta i Jasrę."
Bartosz 'Zicocu' Szczyżański



"Pisarka czerpie garściami z różnych mitologii, podań czy też baśni − o ile w tomie pierwszym mocno zarysowane były orientalne wpływy, o tyle po przeczytaniu dużo bardziej bogatego pod tym względem W miastach monet i korzeni odczuwa się, jaką erudytką musi być Catherynne M. Valente. Bo jej Opowieści Sieroty, patrząc na oba tomy jako całość, to tak właściwie postmodernistyczna baśń. Autorka bawi się konwencją, przeinaczając ją na wszelkie możliwe sposoby. Do swojego świata wrzuca bohaterów z prawie każdej znanej mitologii, począwszy od syren, złotych rybek i smoków, a na dżinach kończąc. Jej teksty to synkretyzm różnych opowieści kulturowych, z których pisarka tworzy swoje uniwersalne historie. Taki zabieg na pierwszy rzut oka może wydawać się po trosze kiczowaty, ale Catherynne M. Valente świadomie go stosuje i widać ogrom pracy włożony w ten mozaikowy świat. Być może to dość kontrowersyjna teza, ale zaryzykowałbym stwierdzenie, że można stawiać oba tomy Opowieści sieroty na półce obok baśni braci Grimm i Andersena.

Co najważniejsze jednak, nie mamy do czynienia z przerostem treści nad formą. Język tekstu jest niezwykle plastyczny, pasujący do baśniowej konwencji i pełen ozdobników, dzięki czemu doskonale podkreśla atmosferę opowieści. Dialogi są proste, dość często moralizatorskie, ale nie zbyt naiwne czy dziecinne, a z drugiej strony − zrozumiałe dla młodszych czytelników. Do tego wszystkiego dochodzi znakomicie budowana fabuła i intryga, w której napięcie wciąż rośnie, zaś dozowanie informacji dotyczących głównej bohaterki, a zarazem narratorki, powoduje, że każdą kolejną opowieść czyta się szybciej od poprzedniej."
Jędrzej 'bukins' Bukowski



" Fabuła delikatnie różni się od poprzednich części: wcześniej co tom akcja przeskakiwała z jednej grupy bohaterów na drugą. W Łowcach Kości wątki nareszcie zaczynają się łączyć. Oprócz person rezydujących dotychczas na Raraku pojawia się garść postaci spotykanych wcześniej na Genebackis (tomy pierwszy i trzeci) oraz Letherze (tom piąty). Poznajemy również kolejny motyw przewodni serii – w pierwszych trzech tomach obserwowaliśmy zmierzch elitarnej armii, Podpalaczy Mostów, w tym zaś śledzimy narodziny nowej, Łowców Kości. Dzięki wspomnianej już wielowątkowości nie można się nudzić. Dwie najważniejsze bitwy opisane są genialnie, a pomiędzy nimi znajduje się mnóstwo miejsca na intrygi, odsłanianie kolejnych tajemnic serii i błyskotliwe dialogi. Te oczywiście stoją na najwyższym poziomie bez względu na to, czy są poważne, czy też zaprawione ironią. Dzięki nim ten tom wydaje się mieć nieco lżejszy nastrój od mrocznych Przypływów Nocy, głównie dzięki bohaterom potraktowanym odrobinę mniej serio. W końcu jak tu się nie śmiać podczas śledzenia losów małżeństwa Iskarala Krosta (szalonego kapłana szalonego boga) z Mogorą (szaloną zmiennokształtną wiedźmą), albo Szarej Żaby, demona platonicznie zakochanego w Felisin Młodszej? Wciąż pojawiają się żołnierskie przekomarzania, w których prym wiodą Kalam z Szybkim Benem. Nie oznacza to jednak, że całość zmieniła się w komedię – nic bardziej mylnego. Ginie kilku bohaterów pierwszoplanowych i mnóstwo statystów, wojna wciąż jest okrutna i nie zna litości, a Okaleczony Bóg sprowadza zamęt na świat.

Ogrom wątków łączy się ze sobą w doskonałym, pełnym napięcia finale. Mimo wszystko, ten pozostawia lekkie uczucie niedosytu, lecz tylko i wyłącznie z powodu talentu autora – moim zdaniem najlepszymi fragmentami powieści były te umiejscowione pod koniec pierwszej części Łowców... (Y'Ghatan), przez co kulminacyjne rozdziały robią nieco mniejsze wrażenie niż powinny. Nie zrozumcie mnie źle – wciąż są świetne, ale te wcześniejsze okazują się minimalnie lepsze."
Tomasz 'Asthariel' Lisek




Unikać:




"Toy Wars to pozycja ewidentnie skierowana do wielbicieli tak zwanej "męskiej prozy", czyli raczej do tej brzydszej części czytelników prozy Ziemiańskiego. Wszyscy inni lekturę tego zbioru mogą sobie darować, bo jest to rzecz kompletnie nieudana, sprawiająca wrażenie napisanej zbyt pośpiesznie i niestarannie. Autor ciągle korzysta ze zużytego już mocno schematu krótkich zdań, oszczędnych opisów i dosadnego języka, co widać wyraźnie w licznych powtórzeniach, w słabości konstrukcyjnej fabuły i, bodaj najbardziej, w zupełnym braku pomysłu na frapującą historię. Jako całość książka rozczarowuje i w moich oczach zasługuje najwyżej na ocenę mierną. To fakt, że literatura rozrywkowa nie rości sobie prawa do niczego innego poza czysto użytkową funkcją dostarczyciela zabawy, ale w wypadku Toy Wars czytelnik nie otrzymuje nawet tego. Odetchnąłem z ulgą po przewróceniu ostatniej kartki."Krzysztof Dominik 'daft_count' Mroczko




"Gdybym miała wymienić pierwszą charakterystyczną cechę definiującą głównych bohaterów, to nasuwałby mi się jedynie fakt, iż oboje są niesamowicie urodziwi, Zachariasz niebiańską, posągową urodą, a Miranda mrocznym wampirzym pięknem; kontrastują na zasadzie światła i ciemności – postawny niebieskooki blondyn i zwiewna kruczowłosa dziewczyna. W ich wizerunku zabrakło mi jakiegoś mocniejszego rysu charakterologicznego, cechy, która zapadłaby w pamięć i sprawiła, iż nie odbierałoby się ich tylko przez pryzmat fizycznego wyglądu (któremu autorka poświęca najwięcej uwagi). Mimo iż oboje zostali postawieni przed decyzjami, od których zależy ich życie, i przeszli dramatyczne przemiany, nic nie wskazuje na to, by miały one jakikolwiek wpływ na ich sposób myślenia i zachowania. Miranda ciągle zachowuje się niczym egzaltowana dziewczynka, chociaż Smith za wszelką cenę chce przekonać czytelnika o ogromnych spustoszeniach, jakie przemiana w wampira dokonała w jej psychice. Lecz jakże w to uwierzyć, skoro głównym problemem nastolatki jest dobór odpowiednio przystojnego asystenta, zaś źródłem największej ekscytacji możność nieograniczonych wydatków na ciuchy.

Równie niedopracowany jest świat, w którym rozgrywa się akcja Wiecznych Wygnańców. Kreując realia wampirzej społeczności, Smith sięgnęła po zbiór wyobrażeń głęboko zakorzenionych w naszej podświadomości, nie wykazując się przy tym ani krztyną własnej inicjatywy. Jej wampiry są papierowe i nudne – piją krew, sypiają w trumnach i lubują się w okrucieństwie, zarówno wobec ludzi, których traktują jako źródło pożywienia oraz rozrywki, jak i wobec swych towarzyszy. Nic ponadto. Jedynym novum jest fakt, iż nagminnie korzystają z internetu. Zaś intrygi, które knują, walcząc o władzę, są bardzo przewidywalne, a ich opis nie budzi żadnych emocji. Natomiast sporą inwencję twórczą wykazała pisarka, tworząc towarzyszący wampirom bestiariusz. Wilkołaki, niedźwiedziołaki, sarnołaki – podczas lektury zastanawiałam się jakimże to jeszcze "-łakiem" zostanę uraczona."
Maja 'Vanth' Białkowska
Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę



Czytaj również

Komentarze


Jeszcze nikt nie dodał komentarza.

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.