Puchar Mistrza Mistrzów nr 2
W działach: PMM, Sentymenty | Odsłony: 1088Już po Pucharze Mistrza Mistrzów, a właściwie po Polconie, który pozwolił mi na chwilę oderwać się od codzienności. Wciąż jednak pozostają emocje i uśmiech na twarzy. To wszystko dzięki osobom, które mogłem ponownie zobaczyć. W porównaniu do mojego startu sprzed dwóch lat tym razem byłem wyjątkowo przygotowany. Nie będę ukrywał, że miałem RAZ rozegraną sesję finałową, zero razy półfinałową (choć miałem na nią pewien plan, ale o tym później) i trzy razy sesję eliminacyjną. Teraz siedząc przy biurku i smacznej herbacie mogę na spokojnie opowiedzieć o mojej trzeciej próbie (gdyż rok temu dostałem się do półfinału, by później odpaść) spróbowania się w PMMie.
Kiedy startowałem dwa lata temu, pojechałem na konkurs trochę w szalony sposób. Jedynie moja przygoda eliminacyjna była raz rozegrana, a kolejne były w dużym stopniu improwizowane. Nie miałem muzyki, nie miałem rekwizytów, nie miałem niczego oprócz radosnej chęci zabawy i usłyszenia opinii o swoich umiejętnościach. W efekcie mój wynik przerósł oczekiwania i wyszedłem z pucharem nie do końca wiedząc, jak to wszystko się stało. Jednak najważniejsze miało dopiero do mnie dotrzeć. Była to chęć poprawy warsztatu, dalszej nauki i poznania swoich słabych stron. Mijał rok, a ja dzięki wygranej miałem okazję poznawania kolejnych osób. Między innymi wyruszyłem na obóz RPG Orionu, gdzie poprowadziłem dwie heroiczne kampanie (pisałem o nich wcześniej na blogu). Minęły dwa lata, a ja w ciągu tego czasu nauczyłem się operować muzyką (dobierając odpowiednią muzykę pod konkretną scenę i przygotowując się także na alternatywne jej wersje, jeśli gracze będą podejmowali inne decyzje niż przypuszczałem), poprawiłem odgrywanie bohaterów niezależnych oraz wciąż pracowałem nad swoimi opisami (gdyż zawsze miałem je zbyt długie, a czasem bardziej precyzyjne są dużo lepsze niż te rozciągane do długich rozmiarów). Niestety jednak nie oduczyłem się podnoszenia głosu (tak, to jest moja pięta achillesowa, jak również moja mocna strona – taki trochę topór obusieczny, którym mogę sam siebie zabić, albo wykonać dobry atak).
Do samego PMMa w tym roku miałem przygotowaną sesję eliminacyjną, którą poprowadziłem rok temu moim graczom Karczmarzowi, Eli i Chochlikowi (wtedy graliśmy tak długo, aż zły czarnoksiężnik zginął! Sesja trwałą dobrych parę godzin, a my byliśmy z każdą chwilą coraz bardziej wkręceni. Do tej pory nie wiemy, czy to była wina-wina (%), czy samej historii! Dziękuję Wam!), później poprowadziłem ją na Imladrisie i sprawdziłem ją na znakomitych graczach (pozdrowienia dla Morta, Mony i Mańka, którzy grali w nią na Archipelagu), by na koniec jakieś 4 miesiące temu rozegrać ją z resztą mojej ekipy Pelnorem, Jędrkiem i Żabolem, którzy podobnie jak reszta rozegrali ją na podobnym schemacie (decyzje wszystkich 3 drużyn były bardzo zbliżone – a mi wydawało się, że wiem czego mógłbym spodziewać się po kolejnych graczach – jak się myliłem!).
Plan w wypadku dostania się do półfinałów polegał na tym, że miałem przygotowanych około 10 scenariuszy, które rozegrałem w ciągu ostatniego roku. Postanowiłem je dopasować do założeń scenariusza jaki dostanę. Jak się później okazało plan nie zagrał, a ja wymyślałem zupełnie nową historię.
Moja przygoda finałowa powstawała już od długiego czasu. Pierwsze pomysły pojawiły się zaraz po rozegraniu przygody z Karczmarzem, Elą i Chochlikiem. Miała to być przygoda o Ninja Piratach (coś na wzór One Piece), z czasem jednak ewoluowała, by koniec końców stać się historią w klimatach 7th Sea. Muszę podziękować tutaj Karczmarzowi, który świetnie podsunął mi pomysł do zaostrzenia relacji między bohaterami, jak również wyskoczył z pomysłem by jednym z elementów otwierających opowieść był ślub. O tym wszystkim już za chwilę.
Karty postaci, play listy, handouty oraz wiele notatek pakowałem właśnie do swojego plecaka. Moja żona kolejny raz mówiła mi bym się wyluzował i nie zastanawiał się, „czy już wszystko zabrałem”. Nie będę ukrywał, że emocje rosły z każdym dniem bliżej pucharu. Chciałem wypaść, jak najlepiej, jednak nie zakładałem wygranej. To mnie różniło od zeszłego roku, uznałem by po prostu dobrze się bawić i pokazać czego nauczyłem się w ciągu kolejnych miesięcy przerwy pomiędzy edycjami PMMa. Nie będę ukrywał, że liczyłem, na szansę ponownego finału, jednak zakładanie czegoś takiego na 100% byłoby nieodpowiednie. Nie to przyświeca założeniom PMMa, i ja sam chciałbym by inni tak do tego podchodzili. Zdrowa rywalizacja, ale również chęć nauki i koleżeńska atmosfera.
Po spakowaniu wyruszyliśmy na Polcon samochodem, Ja+Julia (moja żona)+Pelnor+Jędrek. W trakcie podróży wyluzowaliśmy się do granic możliwości, a wspólne karaoke przejdzie do historii. Po rozlokowaniu się w wynajętej kwaterze, jeszcze przez kilka godzin żartowaliśmy sobie i dyskutowaliśmy o grach fabularnych.
Nie będę przynudzał osobistymi historiami więc na tym etapie skończę i przejdę już do konkretów.
W eliminacjach z tego co mi wiadomo startowało 16 uczestników. 9 wybrało czwartek wieczór na dzień swojej sesji, a 7 pozostałych piątek w ciągu dnia. Z pierwszego dnia, aż 4 osoby dostały się do półfinału, a z drugiego tylko jedna. Co jednak prowadziłem i jak wyglądała moja przygoda wstępna?
Do mojej drużyny eliminacyjnej dołączyli Szeri, Zuzu oraz kolega Szymon. Trzeba przyznać, że sama historia zakładała grę 3 siostrami – więc przed Szymonem stało trudne zadanie. Po rozmowach i przekonaniu wszystkich do konwencji, jak również opisaniu realiów świata ruszyliśmy do zabawy. Przygoda była osadzona w świecie w klimatach Anima Fantasy - jednak z zastosowaną mechaniką FATE. Była to opowieść o pokonywaniu trudności bez względu na sytuacje, w której się znajdziemy. W początkowym etapie bohaterowie stykają się z tragiczną historią śmierci ich mistrza, by później wyruszyć do południowych krain pustyń. Tam także w mieście Piasków, konfrontują się z ukochanym jednej z bohaterek poczym wdali się w walkę w czasie z byłym uczniem ich mistrza – czarnoksiężnikiem Kazzarem. Wtedy także następuje mocny twist i zmiana klimatu historii. Gracze wybrnęli z niej świetnie i znakomicie odegrali nagłą zmianę. Dusze bohaterów zostają przeniesione do małych mechanicznych lalek i tak muszą w świecie przyszłości stawić czoła nieśmiertelnemu czarnoksiężnikowi. Fabuła jest dość pokręcona, więc nie będę wdawał się w szczegóły, ale koniec końców finał dział się w dwóch czasach - przeszłości i przyszłości - gdzie dwójka graczy powstrzymywała czarownika od zdobycia artefaktów i ludzkich dusz, a jedna osoba miała pokonać osłabionego czarnoksiężnika w przyszłości. Wszystko pięknie zagrało, mieliśmy chwile wzruszeń/łez, mieliśmy epickie pojedynki i tragiczne historie, gdzie słabe laleczki musiały ratować niemowlę przed straszliwymi tworami czarnoksiężnika. Ja wyszedłem zadowolony z sesji, a gracze również. Była to dla mnie najtrudniejsza przygoda, gdyż na początku czułem trochę stresu, później już poszło z górki.
Przed ogłoszeniem półfinalistów usłyszałem, że w tym roku poziom był bardzo wysoki. A ja znalazłem wraz z WekTem, Zedem, Fedorem i Nowakiem w kolejnym etapie! Super … i teraz miał zadziałać mój super tajny plan! Nie zadziałał, przygoda okazała się zupełnie inna niż te które prowadziłem wcześniej. Choć w jakimś stopniu pokrywała się z moim Łowcą Snów!
Założenia scenariusza (OBŁAWA) w skrócie:
- BG mają posiadać w rękach bardzo ważnego BNa, którego próbują zdobyć wszyscy dookoła.
- Historia ma się rozpocząć akcją odbicia owej postaci.
- Jeden z BG ma być szantażowany, by chciał oddać tego BNa komuś obcemu.
- Jedna ze scen ma odbyć się w jakiejś „Fabryce”
- Pit-Stop w sesji musi wystąpić miejsce gdzie gracze się zatrzymają na chwilę by się ukryć/złapać oddech i za chwilę znowu być wepchnięci w „gonitwę”.
- Ma pojawić się paskudny BN, albo lokalizacja
- W finale ma być zastosowany tani i słaby twist, który nie zniechęci graczy!
Po krótkiej walce pomysłów przyszedł mi do głowy zarys scenariusza w świecie Warhammera. Gracze wcielą się w 3 czarodziejów i ich mistrza. Celem będzie odzyskanie porwanej lata temu „siostry” (gracz pochodziliby z przytułku na pograniczu Kislevu i Imperium). Wszystko ukryte przed kolegiami magii, jednak Łowcy Czarownic zwęszyli dziwne poczynania Mistrza Magii.
Do drużyny półfinałowej dołączyli – Auraya, Barven (sędzia), Fred, Jędrek
Sceną otwierającą była walka w lodowej twierdzy w Kislevie, gdzie bohaterowie powalają lodowe golemy i pokonują czarownice. Dostają się do podziemi, by tam wyrwać z łańcuchów 5 letnią dziewczynkę (okazuje się, że siostra nie zmieniła się – a jedynie posiada czarne niczym smoła oczy – jak również jest niewidoma). Już tutaj mamy obławę i ucieczkę. Mistrz magii wie, że dziewczynka od małego miała w sobie krew demona i należy w krótkim czasie odprawić rytuał oczyszczenia, można tego dokonać tylko i wyłącznie w miejscu jej narodzin.
Sama przygoda była bardzo klimatyczna, mieliśmy sceny horroru w niewielkim domu w środku lasu. Była „konfrontacja z łowcami czarownic”, gdzie BG odpowiednio naprowadzili na nich Czarownice Lodu – a sami ukrywali się doskonale w zaspach śnieżnych. Mieliśmy sceny dostania się do zniszczonego miasteczka na granicy Kislevu i Imperium, gdzie cały teren był przerobiony na gigantyczną kopalnię. Pojawiły się problemy moralne, w których jeden z BG uznał mistrza za złego i zapragnął przyłączyć się do Łowców. Później mieliśmy podziemia – w których mieściła się wioska mutantów – byłych górników. Powstała ona na skutek odkrycia spaczenia. Mistrz walczył z chorobą i szantażem szefa wioski, by na koniec wraz ze swymi uczniami wedrzeć się do pradawnej świątyni, w której narodziła się jego córka (dziewczynka). Tam uwolnił się demon, była zaciekła walka .. już wszyscy pokonani – mistrz się poświęcił, natomiast Auraya wciąż walczyła czy nie przejąć mocy pradawnej istoty i pozostawić to wszystko! Działo się sporo, a gracze mieli trudne wybory. Jednak koniec końców postanowili, że poświęcą się by ją pokonać. Pozostał żywy jedynie Barven, kiedy do pomieszczenia wszedł ciężko ranny Łowca Czarownic (wciąż ścigający BG) i został godzony przez umierającego demona i to właśnie jemu przekazał swą moc! Wtedy także Barven użył ostatnich sił i zamienił Łowcę w metalowy posąg.
No i teraz czas na tani twist… pierwszą osobą która weszła do sali z uwięzioną dziewczynka, była Auraya ze sztyletem w dłoni. To wszystko co się stało zobaczyła w oczach dziewczynki, wtedy ta poprosiła ją by skróciła jej męki. Graczka mogła przejąć jej moc, lecz tego nie zrobiła. Sztylet powędrował w serce demona. I tak nastąpił koniec. Było naprawdę super! Dziękuję wam za to, że udało się, aby przygoda była bardzo dynamiczna, a sceny napięcia wyprzedzały się na każdym kroku. W tym wszystkim jednak wspólnie udało nam się zbudować klimat niepewności, jak również relacje między bohaterami były mocno nadszarpnięte. Każdy przypuszczał, że reszta pragnie zrobić coś złego!
Po rozegraniu tej historii udaliśmy się całą grupą na smaczne piwo i dyskutowaliśmy prawie do samego rana o scenach w naszych przygodach. Następny dzień miał przynieść mi prowadzenie finału, o czym miałem się dopiero przekonać. Nie wiedziałem jednak, że sędzią który będzie u mnie grał …
Finały! Udało się! Ja i Nowak staniemy w szranki! Niestety tym razem nie zmierzę się z Zedem, więc ten plan trzeba przenieść na inny termin. Rok temu się nie udało, teraz się nie udało, to może za rok? (choć raczej planuję już sędziowanie :) ) – to za dwa lata!
Finały, finały … uznałem, że nie będę brał żadnego ze swoich graczy. Sesję miałem przygotowaną dość dobrze, relacje między bohaterami spisane na kartkach, muzyka już gotowa, wszystko zapięte na ostatni guzik. Do drużyny trafili – Ania, Revi, Markov, oraz sędzia. I tutaj dowiaduję się, że będzie nim Wojtek Rzadek! Cóż … powiem, że się wystraszyłem (niepotrzebnie!). Wiele nauczyłem się od Wojtka i mając go w drużynie poczułem sporą presję. Kiedy już zebraliśmy się w sali, okazało się, że mój stres zaczął schodzić z każdą chwilą. Gdzieś w głowie pojawiło mi się „teraz czas na zabawę”. I tak wspólnie odlecieliśmy do świata piratów, gdzie każda z postaci miała bardzo wiele tajemniczych zahaczek. Ania wybrała Czarownicę Boga Mórz, która ukrywa przed wszystkimi bycie matką syna kapitana, Revi otrzymała czarnoskórego niewolnika odpowiedzialnego za zabójstwo brata kapitana, Markov zagrał młodym piratem, synem kapitana zakochanym i szykującym się do ślubu z córką Admirała! (choć oczywiście nikt nie znał przeszłości młodej damy), a twardy lecz sprawiedliwy kapitan przypadł Wojtkowi (postać pełna bólu z przeszłości – śmierć brata, przygarnięcie syna i ukrycie jego pochodzenia, przypuszczenie, że zabójcą była Żona drugiego kapitana itd… Pewnie za jakiś czas spisze dokładniej ten scenariusz, bo tutaj zapewne wszystko się plącze i jest trudne do zrozumienia :) ).
Z początku fabuła rozpoczęła się od poruszenia tematu rodziny, a potem przeszła w dynamiczną walkę z potężnymi falami morskimi niewielkiego okrętu pirackiego (https://www.youtube.com/watch?v=PKC_RQtvAR0), gdzie każdy z graczy przedstawił swojego bohatera od jak najbardziej heroicznej strony. Kolejne sceny były spokojne i ukazały wioskę piratów, ich relacje, przygotowania do ślubu! Oddanie i braterskie życie. Potem, jak to w przygodowych historiach bywa, radosny ślub - (https://www.youtube.com/watch?v=vJcaL40oVik) zostaje przerwany atakiem floty admiralskiej, zatruciem gości ślubnych przez pierwszego oficera! Zdradzie! I zniszczeniu wszystkiego co posiadali piraci! Młoda dama zostaje porwana! A bohaterowie pozostawieni prawie bez niczego. Tutaj następuje nostalgiczny moment, gdzie gracze tracą prawie wszystko, kapitan jest bezradny, jego przyjaciele giną mu na oczach. Zanim BG opanowują sytuację, do wód morza zostaje oddanych wiele ciał.
Nie będę jednak rozpisywał wszystkiego, bo scen było wiele i atmosfera gęstniała z każdą chwilą. Istotne jednak staje się, że gracze na chwilę przed finałem zaczynają odkrywać karty. Była to scena tak emocjonująca, że ja właściwie stałem się niepotrzebny, przysiadłem za stołem – wręcz kryjąc się pod nim i patrząc z dołu na graczy dorzucałem tylko w momentach chwilowej ciszy krótkie opisy. Muszę przyznać, że emocje udzieliły się każdemu. Ból bohaterów wyszedł na jaw, wiele uczuć od tych negatywnych po te najlepsze. Następnie mieliśmy sceny poświęcenia i odkupienia grzechów przez postać Revi, mieliśmy niesamowitą walkę z Admirałem, jak również pogrzeb w finale (https://www.youtube.com/watch?v=ojWtk5hGApM). Na koniec zadałem każdemu z graczy pytanie, kim dla jego postaci była ta rodzina … padły słowa … ja dopowiedziałem ostatnie zdanie i zakończyliśmy opowieść. Wspólnie ją stworzyliśmy … Dziękuję … Dziękuję każdemu z was, bo była to jedna z najlepszych sesji jakie poprowadziłem!
Wiem, że nie tylko mi pojawiły się świece w oczach, wspólnie ze wszystkimi graczami cieszyliśmy się z tej gry. Dodatkowo po podniesieniu głowy wyżej i rozejrzeniu się po sali zobaczyłem, że wiele osób spogląda na naszą grupę z błyszczącymi oczami …
Dziękuję wam, że mogliśmy wspólnie coś takiego przeżyć.
Kiedy wszyscy sobie podziękowaliśmy, jedynie Ci którzy pozostali w sali zobaczyli, jak nagle osunąłem się i usiadłem na podłodze po zderzeniu z tymi wszystkimi emocjami. To był już koniec, choć wciąż serce biło, a ja cieszyłem się, że przez cały czas obok była moja żona, która mogła dzielić tę chwilę ze mną.
Później już udaliśmy się wieczorem na wyniki, przyznam się, że byłem spokojny. Nie myślałem o wygraniu, a raczej cieszyłem się, że udało mi się poprowadzić taką sesję. Współzawodniczenie z Nowakiem było bardzo pozytywne. Nie było między nami napięcia, a w uśmiechach i pełnej radości wychodziliśmy obaj na scenę! Dziękuję również Tobie, bo z takimi przeciwnikami mierzyć się to wielka przyjemność!
Kiedy ogłoszono już wyniki, nie czułem tego co kiedyś, tego co za pierwszym razem… w tym wypadku poczułem, że moja praca została doceniona. Dziękuję wam, i postaram się z każdym rokiem być jeszcze lepszym, by spotykać się z wami na sesjach, na prelekcjach i dzielić się tym co sprawia nam wszystkim radość. Fajnie jest móc przenieść się do tych kolorowych światów w naszej wyobraźni!
Na koniec chciałem podziękować!
Julii – dziękuję, że mnie zawsze wspierasz i wierzysz we mnie!
Karczmarzowi – że wędrujesz ze mną po tych fantastycznych światach i zawsze z szczerym serduchem krytykujesz bym mógł być jeszcze lepszy! (no i oczywiście za pomoc przy tworzeniu finałowego scenariusza!)
Eli, Chochlikowi, Jędrkowi, Pelnorowi, Sebastianowi, WekTowi, Żabolowi – że mogę z wami podróżować i zawsze na was liczyć!
Merry, Barvenowi, Gendo, Jaxie, Kadu, Wojtkowi Rzadkowi, Zedowi – że nie macie dość mojego smęcenia i, jak co roku mogę się od was wiele nauczyć!
Marcie, Poli, Danielowi, Diabłu, Jakubowi, Yaviemu, Konradowi, Maćkowi, Michałowi, Tomaszowi– za to, że mnie słuchaliście, radziliście i, że nie zakładaliście słuchawek wyciszających wchodząc na moje sesje!
Oli, Arkowi, Fedorowi, Inkiemu, Jackowi, Jeremiemu, Skale, Skuzie – za rozmowy, przed, po i nie tylko przy piwie!
Cravenowi, Dreamwalkerowi, Plane’owi – za krótkie rozmowy, lecz ważne! :)
Ani, Aurayi, Revi, Szeri, Zuzu, Fredowi, Markovi, Szymonowi – za wspaniałe sesje i niesamowite emocje! Jeszcze zagramy!
Aldarowi, Filipowi, Teodorowi – za wspólne sprawdzenie przygód, których nie poprowadziłem! Jednak wiem, że jeszcze nie jedną krainę odwiedzimy. :)
I na koniec! Gratuluję Michałowi Nowakowi wspaniałych sesji! Walka była zacięta! Dzięki!
P.s. Jeśli kogoś pominąłem , niech krzyczy i mi się przypomni! Niestety jeszcze pełen emocji, mam pamięć złotej rybki. :)