» Recenzje » Przypływy nocy - Steven Erikson

Przypływy nocy - Steven Erikson


wersja do druku

Jasne strony mrocznej wojny

Redakcja: Tomasz 'earl' Koziełło

Przypływy nocy - Steven Erikson
Jak stworzyć cykl długich powieści i nie zanudzić czytelnika? Każdy autor takowego musiałby się wypowiedzieć, ale trudno nie zgodzić się z tym, że jednym idzie to lepiej, drugim gorzej. Steven Erikson znalazł swoją drogę i podążał nią bardzo konsekwentnie. Mroczne, pełne tragizmu powieści z Malazańskiej Księgi Poległych przyciągnęły miliony czytelników. W Przypływach nocy pisarz postanowił nieco z tego szlaku zboczyć. W tekście pojawia się zauważalna dawka absurdalnego humoru. I, o dziwo, sprawdza się naprawdę świetnie!

________________________


Król-czarnoksiężnik Hannan Mosag ma dalekosiężne plany. Zjednoczył już wszystkie plemiona Tiste Edur, ale to dla niego za mało. Wszystko wskazuje na to, że postanowił rzucić wyzwanie potężnemu Letherowi – państwu, które nie zwykło przegrywać wojen. Władca Dzieci Ciemności nie wydaje się jednak przerażony. Wysyła potomków starożytnego rodu Sengarów, aby ci dostarczyli mu podarek od tajemniczego sprzymierzeńca. Czy wystarczy on, aby powalić niezniszczalne królestwo?

W recenzji poprzedniego tomu sagi narzekałem na to, że Erikson coraz częściej przekracza granicę między powagą a patosem, między tragizmem a nadęciem. W Przypływie nocy o tej bolączce nie może być mowy. Pisarz zaskakuje sporą dawką ironii, absurdalnym poczuciem humoru, przewrotnością. Wątek Tehola Beddicta oferuje czytelnikowi coś, czego wcześniej mogło mu brakować w Malazańskiej Księdze Poległych: dowód dystansu autora do własnego dzieła. Przykłady? Dziesiątki komicznych sytuacji, które prowokują martwa złodziejka-nimfomanka, przytłoczony nadmiarem seksualnych obowiązków wojownik i jadający zupę z podeszwy starego sandała geniusz finansowy razem ze swoim podejrzanym lokajem. Na szczęście Erikson nie jest literackim podlotkiem i doskonale wie, na ile może sobie pozwolić i kiedy powinien się zatrzymać, aby rozbawić czytelnika bez wywoływania zażenowania. Ci, którzy znają tylko pierwsze cztery tomy cyklu, mogą poczuć się oburzeni, ale trzeba to wyraźnie napisać: Przypływy nocy bywają naprawdę zabawne.

Powyższy akapit może potencjalnych czytelników powieści zmylić – wyłania się z niego obraz tekstu romansującego z groteską, fantastyki małego kalibru. Nic bardziej mylnego! Poczynania szalonej kompanii malwersantów z Letheru to zaledwie pierwiastek piątej części Malazańskiej.... Lżejsze fragmenty Erikson błyskawicznie kontruje scenami poważnymi, tragicznymi, patetycznymi – typowymi dla sagi, chciałoby się powiedzieć. Wątek ekspansji imperium Tiste Edur, prowadzonych przez obłąkanego cesarza, nie pozwala czytelnikowi zapomnieć, że historia przedstawiona w powieści jest zaledwie częścią większej całości, płytką w skomplikowanej mozaice. Starcie metafizycznych sił trwa w najlepsze, i choć często pozostaje ukryte przed oczami odbiorcy, to wciąż stanowi najważniejszą treść tej obszernej opowieści. Upadek Letheru jest wypadkową dwóch, pozornie rozłącznych, tendencji: agresywnego rozwoju Edur oraz podkopywania gospodarczych fundamentów królestwa przez jego mieszkańców. Powoli staje się jasne, że oba te wątki są odbiciem przesuwania pionków na tej samej niedostrzegalnej planszy. Wątek Tehola rozjaśnia Przypływy nocy, ale ostatecznie powieść okazuje się kolejnym rozdziałem minorowej, fatalistycznej opowieści – bardziej zrównoważonym niż przytłaczający Dom Łańcuchów, ale i tak mrocznym i niepokojącym.

Podczas omawiania piątego tomu Malazańskiej... warto zwrócić uwagę na to, iż akcja osadzona jest w miejscu, którego czytelnik wcześniej nie miał okazji odwiedzić. Co się z tym wiąże? Odbiorca nie spotka zbyt wielu dawnych znajomych (bodaj jedynym jest Okaleczony Bóg), w zamian za to pozna wielu zupełnie nowych bohaterów. Erikson poradził sobie z zadaniem kreacji nowych postaci śpiewająco. Przywoływani już Tehol Beddict i Bugg, jego lokaj, to para, która nadaje kolorytu całej sadze. Żyjący w nędzy bogacz nieustannie przekomarza się z obdarzonym tysiącami talentów służącym – w końcu pojawiają się wątpliwości dotyczące tego, kto w ich relacji jest stroną dominującą. Tych dwóch otacza równie szalony zastęp: martwa Shurq, przygnębiony olbrzym Ublala, sprytna Rucket z Gildii Szczurołapów. Nie oznacza to, że po stronie Letheru nie ma bohaterów tragicznych: bracia Tehola, Brys i Hull, choć nie tak barwni jak tamten, są równie intrygujący. Patriotyzm i umotywowana zemstą nienawiść do ojczyzny fascynują z wielką siłą. A przecież to zaledwie półmetek! Po drugiej stronie konfliktu na pierwszy plan wybija się szlachecka rodzina Sengarów. Z niej wywodzi się dwóch skłóconych braci: symbolizujący umiar Trull oraz młody i niespokojny Rhulad. Ten drugi przeradza się w końcu w obłąkanego wojownika, pożeranego przez chorobliwą ambicję. Jakby tego było mało, w konflikt wmieszani są jeszcze najstarszy z rodzeństwa Fear oraz jego narzeczona, Mayen. Erikson nie byłby oczywiście sobą, gdyby nie wplótł w ten fragment opowieści rozlicznych węzłów gordyjskich, których rozcinanie wiąże się z bólem i cierpieniem. Gdyby dla kogoś sytuacja była jeszcze zbyt klarowna, na scenie pojawiają się też król Letheru wraz ze swoją podstępną żoną, jego gwardia, Udinaas i Piórkowa Wiedźma – niewolnicy Tiste Edur, pradawny bóg Mael... Można tak wymieniać naprawdę długo. W końcu to Malazańska....

Przypływy nocy to powieść, która do cyklu wprowadza sporo świeżości, ale stanowi zarazem jego kwintesencję. Jeżeli zdążyliście zakochać się w sadze Stevena Eriskona, nie będziecie mogli się od tej lektury oderwać. W moim prywatnym rankingu stoi na tym samym miejscu, co doskonałe Wspomnienie lodu. Oby Łowcy Kości byli równie dobrzy!
Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę
9.0
Ocena recenzenta
9.4
Ocena użytkowników
Średnia z 10 głosów
-
Twoja ocena
Tytuł: Przypływy nocy (Midnight Tides)
Cykl: Malazańska Księga Poległych
Tom: 5
Autor: Steven Erikson
Tłumaczenie: Michał Jakuszewski
Wydawca: MAG
Data wydania: 6 marca 2013
Liczba stron: 806
Oprawa: miękka
Format: 165x230 mm
ISBN-13: 978-83-7480-288-8
Cena: 59 zł



Czytaj również

Przypływy Nocy - Steven Erikson
Nazywam się Edur. Tiste Edur.
- recenzja
Okaleczony Bóg
Wielkie zamknięcie
- recenzja
Myto Ogarów
Początek końca
- recenzja
Wspomnienie lodu - Steven Erikson
Wszystkie drogi prowadzą do Pannion Domin
- recenzja

Komentarze


   
Ocena:
0
Thrull jest starym znajomym
10-05-2013 10:26

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.