» Blog » Przeczytane w roku 2016
08-01-2017 20:41

Przeczytane w roku 2016

W działach: książki | Odsłony: 58

W roku 2016 przeczytałem 59 książek, co moim zdaniem jest wynikiem nader dobrym, choć niestety większość z tych lektur uznałbym za średnie lub średnie ze wskazaniem. Kilka trafiło się nader dobrych, choć pewnie do żadnej nigdy nie wrócę. Gniot nie trafił mi się chyba żaden, choć co najmniej jedna książka była pozycją graniczną, wytyczającą linię, poniżej której znajduje się piekło.

Pozycji olśniewającej też nie znalazłem.

Na liście brakuje książki numer 59 czyli Podbojów Mongołów (7/10). Powód: mam gorączkę, nie mam siły pisać.

1491: Ameryka przed Kolumbem

Ocena: 9/10

Powiem uczciwie: sądząc po tytule oraz umieszczonej zaraz na początku książki mapie, przedstawiającej rozmieszczenie poszczególnych ludów i plemion amerykańskich spodziewałem się po czegoś nieco innego: jakiegoś przewodnika archeologicznego po tym, kto i gdzie mieszkał w dawnej Ameryce oraz kim byli ci ludzie...

Otrzymałem natomiast historię środowiskową.

Czyli opis tego, co gdzie rosło oraz jak zmieniła się biosfera od momentu pojawienia się białych, oraz ich największego „prezentu” dla Indian (czyli ospy) po XIX wiek. Wbrew pozorom taka lektura okazała się chyba nawet ciekawsza, zwłaszcza dla fantasty wychowanego na postapokalipsie. Otrzymujemy więc takie zagadnienia, jak występowanie i rozpowszechnienie różnych gatunków roślin, dziczenie terenu w skutek ekspansji lasów na ongiś uprawiane ziemie czy różnego rodzaju konsekwencje śmierci 90% populacji (po ospie przyszło jeszcze kilka innych zaraz).

Osobną zaletą Mann'a jest jego bardzo wyważony styl. Z jednej strony jego książka jest zrozumiała, łatwa w lekturze, co wśród autorów książek naukowych i popularnonaukowych nie jest codziennością. Z drugiej mimo to potrafi przenieść ogrom informacji bez popadania w infantylizowanie i trywializowanie poszczególnych zagadnień.

1493: Świat po Kolumbie:

Ocena: 9/10

Drugi tom opisanej wyżej książki. Tym razem interesujemy się zmianami, jakie zaszły na świecie. Otrzymamy więc informacje o rozpowszechnieniu się nowych upraw i ich wpływie na obraz świata: populacje, demografie i środowisko. Ekspansji szkodników i gatunków inwazyjnych etc.

Wiele miejsca poświęcono też przeplataniu się ludzi i ludzkich losów, w tym także mniej znanym aspektom tego zjawiska. Jak się okazuje bowiem np. niewolników sprowadzano nie tylko z Afryki, ale też z Azji oraz bliskiego wschodu, znaczna część kolonistów miała arabskie korzenie, na statkach Srebrnej Floty służyli głównie Malaje, do Meksyku już w XVII wieku ściągnięto znaczne ilości japońskich żołnierzy najemnych...

Ogólnie rzecz biorąc: bardzo interesująca pozycja, którą zdecydowanie było warto przeczytać.

Anno Drakula

Ocena: 7/10

Fabuła: Drakula wygrał z van Helsingiem i opanował XIX wieczną Anglię, którą obecnie włada jako książę-małżonek królowej Wiktorii. Jego pomiot staje się coraz liczniejszy, w kraju panuje policyjna dyktatura. Nie wszystkim z wampirów żyje się jednak dobrze. Co gorsza po kraju panoszy się Kuba Rozpruwacz, polując na nieumarłe prostytutki, swoimi zbrodniami podkopując reżim. Rozpoczyna się śledztwo mające za zadanie powstrzymać mordercę.

Nie lubię wampirów, epoki wiktoriańskiej i XIX wieku. Tak więc książkę czytało mi się trudno, bo są w niej wszystkie te trzy rzeczy. Niemniej jednak jest to niezła, stosunkowo prosta, a jednocześnie dobra w odbiorze, rozrywkowa powieść urban fantasy, którą, jeśli jest się miłośnikiem steampunku można przeczytać w wieczór lub dwa.

Ot dobre rzemiosło.

Armia Hitlera:

Ocena: 9/10

Myślę, że potrzebuje więcej takich książek.

Armia Hitlera jest kompendium wiedzy o Wehrmachcie: jego strukturze organizacyjnej, wyposażeniu, umundurowaniu, szkoleniu oraz taktykach i metodach walki, w którym omówiono chyba każdy szczegół związany z tą formacją: od wzorów uzbrojenia, przez sposoby walki zarówno drużyn, jak i poddziałów, sposoby wykonywania okopów, po szczegóły umundurowania oraz zmiany, jakim ulegały one na przestrzeni wojny.

W prawdzie nie cała treść książki sprawiła mi równą przyjemność (np. rozdziały o kroju mundurów mnie usypiały) zauważyć należy, że napisana jest (zwłaszcza jak na książkę historyczną) dość prostym, przystępnym językiem, a autor wykłada kawę na ławę zamiast bawić się w spekulacje i teoretyzowanie.

Jej kolejną zaletą jest duża ilość ilustracji, wykresów, zdjęć z epoki jak i grafik stworzonych przez współczesnych artystów. Dzięki nim można bardzo łatwo zwizualizować sobie poszczególne tematy i wyobrazić o czym mowa.

Ogólnie rzecz biorąc: bardzo polecałbym tą książkę. Jeśli lubicie historię, strzelanki pokroju Wolfenstein, filmy wojenne, planszowe gry strategiczne z okresu, gry fabularne w rodzaju Achtung! Chtulhu, to książka ta na pewno przypadnie wam do gustu.

Uwaga po lekturze: człowiekowi, który wymyślił rowerowe bataliony piechoty zmechanizowanej należy się jakaś specjalna nagroda za wkład w rozwój wojskowości. Bataliony te miały wypełniać rolę piechoty zmechanizowanej: podążać za czołgami. Na rowerach.

Auxilia: Oddziały pomocnicze cesarskiej armii rzymskiej

Ocena: 7/10 (z powodu nudnego tematu)

Klasyczna, choć już dość stara i niestety dość ciężka (mimo, że krótka) pozycja traktująca o oddziałach pomocniczych imperium rzymskiego. Jako oddziały pomocnicze klasyfikowano wszystko, co nie było legionami (w związku z tym służący w nich żołnierze nie mieli wszystkich praw legionistów, pobierali też mniejszy żołd). Tak więc do grupy tej należeli przede wszystkim kawalerzyści różnych rodzajów, łucznicy oraz oddziały „autoramentów narodowych” złożone z wojowników szczególnie bitnych plemion (głównie germańskich i celtyckich) podporządkowanych sobie przez Rzym i zachęcanych do pozostawania przy swych rodzimych technikach walki.

Książka analizuje głównie zmiany, jakie w funkcjonowaniu Auxilli zaszły w trakcie całej historii cesarstwa, aż do ostatecznych reform w armii i rozwiązania tych formacji. Ogólnie jest to ciekawa, wnikliwa pozycja, która jednak strawna będzie chyba tylko dla miłośników rzymskiej wojskowości. Mi pasowała, ale szeregowemu czytelnikowi bym jej nie polecał.

Biała noc:

Ocena: 9/10

Dziewiąty już tom Akt Dresdena, aż trudno się nadziwić, że wciąż trzyma poziom. Tym razem nasz mag-detektyw musi wyjaśnić tajemniczą serię zgonów młodych, samotnych kobiet. Niby nic nie wskazuje, by padły ofiarą mordercy, ale jak wiadomo licho nie śpi...

Powiem uczciwie: książka jest moim zdaniem gorsza od Martwego Rewiru, choć ten ostatni zwyczajnie trudno byłoby przeskoczyć. Otrzymujemy więc kolejną serię przygód Harrego Dresdena, pełną brawurowych scen, świetnych dialogów, niekonwencjonalnych rozwiązań różnych problemów oraz barwnych postaci.

Co trochę nietypowe przy tak długich cyklach Butcher cały czas trzyma poziom, a nawet się powoli rozkręca. Harry natomiast staje się postacią coraz bardziej doświadczoną i że tak powiem rozwiniętą.

Pytanie brzmi, jak długo autorowi uda się taki poziom utrzymać?

Bohater o tysiącu twarzy:

Ocena: 6/10

Chyba najbardziej rozczarowująca książka na tej liście. Pozycja legendarna, uważana za przełomową... Szkoda tylko, że główną metodą badawczą Campbella jest psychoanaliza. Ta natomiast, bardzo mocno krytykowana merytorycznie już od momentu jej powstania ma obecnie w nauce mniej-więcej taki status, jak puszczanie krwi. Czyli uchodzi za rzecz raczej nienaukową.

To, co wartościowe w tej lekturze, czyli Drogę Bohatera miałem już dawno zaspoilerowane w postaci miliona obowiązkowych tekstów o niej na każdym blogu literackim w sieci (kiedyś, jak nie będę miał lepszego pomysłu to też taki napiszę).

Biorąc pod uwagę sposób rozumowania, za pomocą którego Campbell doszedł do swoich rezultatów trudno mi orzec, czy przypadkiem ze swoimi tezami nie przestrzelił.

Cruel Zink Melodies:

Ocena: 7/10

Dwunasty tom cyklu o prywatnym detektywie Garrecie. Dla przypomnienia i objaśnienia: Garret jest post-chandlerowskim (tzn. takim w kapeluszu i długim płaszczu, ze zgryźliwym charakterem i szlachetnym sercem) prywatnym detektywem działającym w zamieszkanym przez wiele nieludzkich ras, magicznym mieście Tun Faire. Tym razem podejmuje się wyjaśnienia dziwnych zjawisk, które mają miejsce na placu budowy nowego teatru. Robotnicy skarżą się bowiem na obecność duchów. Oraz wielkie owady.

W skrócie: Akta Garreta to taki bieda-Dresden, rozpoczęty jednak sporo czasu (tak ze 20 lat) przed tym, jak Jim Butcher stworzył swojego sztandarowego bohatera (który obecnie jest chyba bardziej rozpoznawalny od Garreta). Nie da się jednak ukryć, że nie jest to najlepiej napisana książka w mojej kolekcji. To, że w połowie napisana została slangiem też bynajmniej mi w lekturze nie pomagał, podobnie jak to, że z powodów logistycznych (jest permanentnie niedostępny w handlu) musiałem pominąć lekturę jednego tomu.

Ogólnie, jak Garreta jest nieźle. Książka lepsza od Petty Pewtered Gods i Angry Lead Skies. Glen Cook dużo lepiej sprawdza się, gdy pisze normalne fantasy z lekkim mroczkiem, niż gdy próbuje udawać Pratchetta. Co nie zmienia faktu, że opowiedziana historia jest napisana odrobinę bez polotu, a wyjaśnienie zagadki powstało chyba tylko po to, żeby jakoś książkę zakończyć.

Ot, rzemiosło.

Dlaczego narody przegrywają?

Ocena: 6/10

Pozycja moim zdaniem dyskusyjna. Z jednej strony uważam, że stawiane przez autorów tezy zostały udowodnione w sposób przekonujący. Acemoglu i Robinson uważają bowiem, że za porażkę gospodarczą wielu państw odpowiadają wykształcone przezeń instytucje typu włączającego (umożliwiające bogacenie się wszelkim, przedsiębiorczym jednostką) i wykluczającego (sprawiające, że bogaci się tylko pozostająca u władzy elita, kosztem reszty społeczeństwa, sprawiając, że to tkwi w stagnacji). Zarówno sama koncepcja, jak i sposób powstawania oraz cel tego typu rozwiązań moim zdaniem zostały przedstawione w sposób wiarygodny. Świat faktycznie może tak działać.

Natomiast mój sprzeciw budzi część szczegółów. Po pierwsze: kategoryczne odrzucenie wielu innych teorii moim zdaniem nie daje się obronić. W szczególności odrzucenie determinizmu geograficznego urąga jakiemukolwiek, empirycznemu poznaniu. Skoro warunki geograficzno-klimatyczne są bez znaczenia, to dlaczego na Antarktydzie nie istnieją kwitnące cywilizacje?

Niepotrzebnie też moim zdaniem czepiają się Jareda Daimonda. Tym bardziej, że zarzut iż jego teorie wyjaśniają sytuację przed odkryciami geograficznymi, ale nie po nich jest mało trafny, gdyż Daimond chciał wyjaśnić skutki zderzenia cywilizacji w trakcie epoki odkryć, a nie współczesne.

Po drugie: popełnili ogromne wręcz ilości błędów merytorycznych stawiających pod znakiem zapytania całość. Przykładowo w pewnym momencie pisze o rewolucji w Japonii i zwycięstwie popierającego reformy cesarza nad chcącym zachować tradycyjny system szogunem. Szkoda tylko, że tak nie było, bowiem to właśnie szogun był zwolennikiem reform, cesarz natomiast tylko chciał władzy. Zawarł więc pakt z tradycjonalistami, a szoguna zamordował. Dopiero gdy tradycjonaliści zaczęli robić się niewygodni zwrócił swój wzrok w stronę zachodu.

Doktryna piekieł:

Ocena: 8/10

Czwarty i ostatni tom Wojny z Posleenami zwanej też jako Dziedzictwo Aldenata. Konflikt zbrojny między Federacją Galaksjańską i Ludźmi z jednej strony, a Ludem Statków z drugiej powoli dobiega końca. A dokładniej: końca dobiega udział w nim Homo Sapiens, los bowiem ostatniego półtorej miliarda przedstawicieli naszego gatunku zależy od obrony jednej przełęczy...

Niestety jedynymi zasobami, jakie pozostały stojącemu na jej straży 555 Batalionowi Pancerzy Wspomaganych są bezwzględność i determinacja.

Ogólnie: zakończenie jest takie, jak można było się spodziewać. Co mi się podoba w Posleenach to fakt, że wojnę z obcymi wygrywa (wreszcie) wojsko, za pomocą czołgów, dział, karabinów i futurystycznej broni a nie dwóch facetów, którzy wpuścili wirusy w ich systemy komputerowe (spoiler: to Posleeni nam wpakowali wirusy do sieci), lub co gorsza ziemskie bakterie.

Wyraźnie zaznaczony jest też koszt zwycięstwa. Owszem Ziemia (mam nadzieję, że nikomu nie zepsuję lektury) zostaje obroniona, jednak jedyną nagrodą za zwycięstwo jest możliwość uczestnictwa w odgruzowaniu planety. Oraz ułożenia sobie życia na nowo, jeśli tylko będzie to możliwe... Bo to, że jesteś bohaterem wojennym wcale nie znaczy, że w cywilu pójdzie ci równie dobrze.

Ogólnie rzecz biorąc dość mimo wszystko przygnębiająca książka.

Dowody winy:

Ocena: 9/10

Tom ósmy Harrego Dresdena. Tym razem mag-detektyw i od niedawna Strażnik, wymierzający natychmiastową i nieodwołalną sprawiedliwość praktykom czarnej magii będzie musiał (na prośbę córki starego przyjaciela) rozwikłać zagadkę tajemniczego pobicia na konwencie fanów grozy. Jednocześnie zmierzyć będzie musiał się z moralnym dylematem, związanym z jego nową funkcją.

Ogólnie rzecz biorąc: kolejny tom Harrego Dresdena, zawierający to, co najlepsze w tym cyklu: barwne postacie, humor, brawurową akcję, zgrabną, inteligentną oraz dobrze przemyślaną, wciągającą fabułę.

Tym razem wydarzenia toczą się na mniejszą skalę, niż w poprzednim tomie, a starcie ma bardziej osobisty, międzyludzki charakter, i aż do ostatnich stron, gdy na jaw wychodzą wydarzenia dziejące się w tle, ze znacznie większym rozmachem wydaje się niemalże kameralne. Tym razem nie ma już zagrożenia dla całego miasta, bohaterskiej walki i wydarzeń na tak dużą skalę. Są natomiast potwory udające straszydła z klasycznych horrorów.

Nawiasem mówiąc zabawnie jest obserwować, jak Butcher z jednej strony stara się wykorzystać bohaterów znanych filmów, a z drugiej nie naruszyć żadnego ze znaków handlowych i chroniących je praw autorskich.

Ogólnie rzecz biorąc bardzo udany tom mojej ulubionej obecnie serii. Czekam na kolejny.

Dwór kalifów:

Ocena: 6/10

Istnieje pewna, ważna dla historii świata i obecnie bardzo głośna kultura o której jednak nie mam zielonego pojęcia: Arabowie. Książkę tą kupiłem po to, by sprawdzić, czy mam ochotę ten stan rzeczy zmieniać. Jej lektura była bardzo dla mnie pomocna: pozwoliła mi skreślić z listy zakupów piec czy sześć innych pozycji.

Ogólnie rzecz biorąc pozycja ta jak na książkę historyczną jest dobra. Jej autor potrafi znaleźć dystans od opisywanych przez siebie wydarzeń i ani nie sympatyzuje z żadną ze stron, ani też jej nie potępia. Problem polega na tym, ze zajmuje się nudnymi sprawami nudnych ludzi.

Opowieść traktuje o największym okresie rozwoju arabskiej kultury i rządach dynastii Abbasydów, był to też moment, w którym kalifat był oni zapewne największym imperium świata. Jednocześnie wyłania się z niej obraz kultury z jednej strony zdumiewająco wręcz rozpustnej, z drugiej zdumiewająco wręcz zachowawczej. Rozwój poezji dworskiej, haremy, uczelnie okazują się w najlepszym wypadku przesadą, jeśli nie mitem stworzonym przez zachodnich historyków.

Ogromną nieprzyjemnością, przynajmniej dla mnie jest czytanie o nieudolności rządów, która, zwłaszcza w ostatnim okresie istnienia Kalifatu przyjęła apokaliptyczne wręcz rozmiary. Państwo upada z powodów trudności finansowych, rozrzutności z jednej strony i zupełnego baku wyobraźni jego władców z drugiej.

Te doprowadzają do zdewastowania Mezopotamii w takim stopniu, ze po dziś dzień nie udało się tychże zniszczeń odwrócić.

Straszne.

Edda starsza i młodsza:

Ocena: nie podlega klasyfikacji

Mała, lecz niesamowicie nudna książeczka. Emisja wiadomego serialu zachęciła mnie do głębszego zapoznania się z kulturą wikingów. Dobrym początkiem wydał mi się jeden z najstarszych zabytków ich dziedzictwa, czyli zbiór mitów i poematów zwany jako Eddy: Starsza i Młodsza. I powiem szczerze: nie wiem, na co liczyłem kupując tą książkę.

Eddy stanowią zbiór poezji skaldów, która w prawdzie miała duże znaczenie religijne, regulowała różnego rodzaju sprawy życia społecznego i wyznaczała normy zwyczajowe zwyczaju. Stanowiła więc podstawę życia tego społeczeństwa, która jednak elementy rozrywkowe i estetyczne spychała na dalszy plan. Składa się z pewnej ilości mitów, które dla Wikingów były niezwykle ważne, ale które dla współczesnego czytelnika są potwornie nudne.

Mity te najczęściej mają mniej więcej taką postać: Odyn podróżował w przebraniu i napotkał Olbrzyma, którego poprosił o gościnę. Olbrzym się nie zgodził, Odyn przekonywał go więc, że nie jest zwykłym starcem. Tedy ten, by go przetestować zapytał się go jak ma na imię słońce. Na to Odyn:

- Anglicy mówią na nie Sun, Niemcy: Sonne, Francuzi: Soleil, a Polacy Słońce.

Potem wymienia nazwy w języku olbrzymów, krasnoludów, elfów, bogów, mieszkańców piekieł i tak dalej i tak dalej. A olbrzym pyta się go: a jak mawia się na księżyc? Więc Odyn odpowiada. I tak egzaminują się przez czterdzieści minut. W końcu olbrzym stwierdza:

- Żaden śmiertelnik nie może być tak mądry! Teraz widzę, żeś jest Odynem! Wejdź w me progi!

Przyjemności z czytania tego nie ma żadnej.

Spostrzeżenia po lekturze:

W książce znajduje się też pewien zbiór wikińskich złotych myśli. Pozwolę sobie zacytować kilka:

  • Tylko śmierć gasi nienawiść.

  • Człowiek bezrozumny chciałby żyć bez końca unikając wojny.

  • Lepiej żyć dobrze, niż długo.

  • Chwal piękność dnia, gdy się skończy, niewiastę, gdy poznasz dobrze, miecz, gdy go doświadczysz, pannę, gdy pójdzie za mąż, lód, gdy go przekroczysz, piwo, gdy je wypijesz.

  • Nie masz gorszej choroby, niż niezadowolenie z życia.

  • Nie ma cnotliwego bez grzechu, nie ma złoczyńcy bez cnoty.

Fables vol. 22: Farewell:

Ocena: 8

W skrócie: ostatnia bitwa, ostateczny upadek i odrodzenie Fabletown oraz dojście do władzy młodego pokolenia i odejście starego na emeryturę.

Ogólnie rzecz biorąc: zakończenie niezłe, choć raczej spodziewane. Acz niestety momentami rozczarowujące (np. sposób, w jaki poradzono sobie z Bigbym i jego trudnościami). Coś, na co szykowaliśmy się przez ostatnie pięć tomów. Uzupełnione dodatkowo o dużą ilość krótkich, dwustronicowych opowieści o dalszych losach pozostałych przy życiu postaci.

Fairest 1:

Ocena: 7/10

Fairest to spinoff komiksu „Baśnie na wygnaniu” koncentrujący się na tytułowych „Pięknych” czyli drugoplanowych postaciach kobiecych. Tom pierwszy opowiada o Śpiącej Królewnie, zamykając tym samym jeden z wątków poruszonych w głównej serii. Dodatkowo otrzymujemy krótką historię Pięknej i Bestii.

O ile ta druga historyjka zupełnie mi się nie podobała, albowiem moim zdaniem zepsuła dwie fajne postacie, to co do pierwszej też mam poważne wątpliwości. Z jednej strony jest ona pełna żywych scen akcji i dynamiczna. Czytało się ją dość dobrze, a co więcej wyjaśnia kilka tajemniczych wydarzeń z końcowych tomów głównej serii. Z drugiej dość mocno miesza w uniwersum i przynajmniej moim zdaniem spłyca niektóre postacie (zwłaszcza Królową Śniegu).

Także, jeśli pominąć sceny akcji historia tak naprawdę jest średnia i w stosunku do ogółu serii substandardowa.

Fairest 2:

Ocena: 7/10

Drugi tom. Tym razem na główny plan wchodzi Roszpunka, jej trauma z przeszłości oraz wyprawa do Japonii, w poszukiwaniu tamtejszych baśni. W dalszym tle natomiast widzimy jej relacje z Babcią Totenkindern, chyba ciekawsze od głównego tematu, lecz zupełnie nie wykorzystane i do uniwersum nic nie wnoszące.

Ponownie: historia moim zdaniem jest raczej średnia. To takie trochę skrobanie dna garnka, polegające na wyciągnięciu mało istotnej postaci oraz dorobieniu jej mrocznej historii, która w żaden sposób nie wpłynęła na ogólne wydarzenia. Tym bardziej, że tak naprawdę, mimo że ponownie komiks pełen jest żywej akcji nie umywa się on do ogólnego poziomu serii.

Z drugiej nie żałuje, że go przeczytałem, gdyż faktycznie dużo wyjaśnił z tego, co wydarzyło się w głównej serii i dodał dynamiki mającym w niej miejsce wydarzeniom.

Faktoria i forteca:

Ocena: 7/10

Jezu! Ile tabelek!

„Faktoria i forteca” to praca zajmująca się zagadnieniem portugalskiego handlu przyprawami na Pacyfiku w XVI wieku. Czyli tematem, który od jakiegoś czasu jest moją pasją. Praca powstała w latach 70-tych ubiegłego stulecia, przez co posiada liczne cechy charakterystyczne dla tej epoki. Przykładowo zaczyna się więc wynurzeniami, że z Hindusów i Portugalczyków, mimo pozornych różnic byli dobrzy komuniści.

Reszta niestety mnie rozczarowała. Autor opiera się bowiem na analizie wysokości dostaw pieprzu w kolejnych latach oraz rozmiarów sprzedaży, wyciągając z tąd wnioski o kształcie owego handlu i przyczynach upadku portugalskiego imperium (generalnie dostawy były zawsze zbyt duże, ceny za bardzo wywindowane, król Portugalii liczył Bóg wie na co, na jeden kilogram pieprzu przywieziony legalnie do Europy przypadały cztery kilo kontrabandy, a co gorsza portugalski monopol nie działał, bowiem Wenecjanie przewozili swoje transporty przez Morze Czerwone) pomijając jednak szerszy kontekst historyczny.

Prawdę mówiąc nawet dla historyka jest to praca sucha i raczej nieciekawa. Może przydać się do magisterki, choć raczej nie jako lektura celem poszerzenia horyzontów.

Furie Hitlera: Niemki na froncie wschodnim:

Ocena: 8/10

Wkurzająca książka.

Ale powiedzmy sobie szczerze: trudno utrzymać nerwy na wodzy, jeśli czyta się (dajmy na to) o babie, która jeździ po mieście z wózkiem dziecięcym i używa go, by z premedytacją wjeżdżać ciężarnym w brzuchy. Albo usypaniu własnych żołnierzy okaleczonych na froncie. Tudzież o tysiącu innych okropności.

Tym bardziej, że ukarano tylko nieliczne sprawczynie.

Ale wracajac do tematu: książka jest dość rzetelną, choć raczej krótką i zwięzłą, nie przeładowaną źródłami pracą historyczną analizującą rożne aspekty współpracy kobiet z NSDAP oraz ich współudziału w tworzeniu państwa nazistowskiego.

Autorka podchodzi do tematu rzeczowo, momentami trochę sucho, uczciwie oceniając sytuację oraz unikając wiktymizacji tych kobiet oraz robienia z nich ofiar lub zdejmowania z barek ciężaru własnych decyzji. Ogólnie rzecz biorąc dobra, rzetelna, historyczna robota.

 

Ciąg dalszy na Blogu Zewnętrznym.

Komentarze


Jeszcze nikt nie dodał komentarza.

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.