» Recenzje » Powrót cienia - Tad Williams

Powrót cienia - Tad Williams


wersja do druku

W paszczy szaleństwa.

Redakcja: Bartłomiej 'baczko' Łopatka

Powrót cienia - Tad Williams
Sięgając po trzeci tom cyklu Marchia Ciena pióra Tada Williamsa – Powrót Cienia z pewną satysfakcją skonstatowałam, iż słowotokowa przypadłość zdarza się nie tylko mnie. Autor we wstępie uprzedza czytelnika, że książka, która miała być zamknięciem trylogii, na skutek jego nieumiejętności planowania, w pewnym momencie rozrosła się do takiego stopnia, iż gdy dobrnął do tysiąc pięćsetnej strony, wciąż nie mogąc zamknąć kluczowych dla fabuły wątków, uznał, że musi ją podzielić na dwie części. Lecz moja radość z odnalezienia "pokrewnej duszy" zaprawiona byłą sporą dawką goryczy, gdyż miast spodziewanego rozwiązania frapującej historii, otrzymałam opowieść urwaną w połowie. Jak zwykle oczywiście świetnie napisaną – Williams po raz kolejny udowadnia, iż nie bez przyczyny uważa się go za jednego z spadkobierców Tolkiena, ale narażania wiernych czytelników na stres związany z końcowym cliffhangerem trudno mu wybaczyć.

Książka rozpoczyna się streszczeniem wydarzeń, które miały miejsce w poprzednich tomach, lecz, biorąc po uwagę stopień skomplikowania fabuły i mnogość równolegle prowadzonych wątków, ów skrót przypomina krótkie opowiadanie. I pozwala, prócz przypomnienia kluczowych wydarzeń, wczuć się w specyficzny nastrój prozy Williamsa. W finale drugiej części – Rozgrywki Cienia – rozstaliśmy się z bohaterami w dramatycznych okolicznościach. Królewskie dzieci, potomkowie rodu Eddonów dzierżących władzę w Zamku Marchii Południowej, bliźnięta Barrick i Briony, rozdzieleni na skutek dziania wrogich sił, musieli nauczyć się podejmować samodzielne decyzje, zmagając się z przeciwnościami losu. I to zarówno tymi czysto materialnymi, w postaci najazdu rasy nieśmiertelnych Qarów na ich ojczyste ziemie, jak i takimi, których źródło kryło się w świecie magii, zaś ich przejawy oddziaływały przede wszystkim na kondycję psychiczną królewiąt. Nakreślony w drugim tomie motyw dojrzewania dwójki protagonistów, w trzeciej części zostaje pogłębiony. Księżniczka Briony trafia do stolicy królestwa Syanu – Tessis, gdzie na zostanie wplątana w dworską, morderczą rozgrywkę o władzę, w konsekwencji której, oskarżona o spiskowanie przeciwko królowi Enanderowi, będzie musiała znów uciekać. Ponownie dołączywszy do grupy komediantów wyruszy w stronę granicy Marchii Południowej, pragnąc połączyć się z utraconym bratem. Ten zaś nadal przemierza zasnute woalem magicznej mgły Ziemie Zmierzchu, pogrążając się w narastającym szaleństwie. Gdy nie potrafi już odróżnić co jest rzeczywistością, a co podszeptami otumanionego umysłu, borykając się z odziedziczonym przekleństwem, pragnie jedynie spełnić obietnicę, jaką złożył Gyrowi Burzowej Latarni – zanieść fragment magicznego lustra pani Ysammez, dowodzącej wojskami Qarów.

Przygody tej dwójki, prowadzone równolegle, zajmują większą część fabuły. Williams przeskakuje od scen rozgrywających się w pełnych przepychu pałacowych wnętrzach do toczących się w, przypominającej ziszczenie najgorszych sennych koszmarów, krainie Ludzi Cienia. Obok dominujących wątków prowadzi też i kilka pobocznych. Śledzimy losy Quinnitan, kapłanki i wybranki autarchy Xis, która, zbiegłszy z haremu, po krótkotrwałym smakowaniu wolności, zostaje pojmana przez działającego z nakazu despoty mordercę. Eskortowana przez niego przygotowuje się do stawienia czoła swemu przeznaczeniu. W tym samym czasie, w usytuowanym pod Zamkiem marchii Południowej Mieście Funderlingów, kapitan Ferras Vansen, wraz z jego mieszkańcami, przygotowuje się do odparcia ataku wojsk Qarów, jednocześnie próbując rozszyfrować pradawne przekazy, których treść okaże się niezwykle istotna. Podobnego trudu podejmie się Pani Jeżozwierz – Ysammez, zaczynająca wątpić w słuszność krucjaty, na której czele stoi. Zaś to, co do tej pory wydawało się tytanicznym starciem – wojna pomiędzy ludźmi a Qarami – w obliczu nowego zagrożenia – nadciągającej floty pod dowództwem króla-boga Xis, zaczyna wyglądać na błahą utarczkę. Nadchodzi czas zapłaty, dni, podczas których przyjdzie zmierzyć się nie tylko z mniej czy bardziej ludzkim przeciwnikiem, ale i z samymi bogami.

Williams bardzo przekonująco oddaje narastające zagrożenie. W pierwszym tomie kryło się ono gdzieś daleko – raczej w postaci podań, którymi straszono dzieci, niż faktycznego niebezpieczeństwa i dopiero w kulminacyjnej partii książki mogliśmy się przekonać, iż istnieje naprawdę. Rozgrywka Cienia jest nim naznaczona od pierwszej strony, choć i w niej jego źródło nie do końca sprecyzowano – autor gra z czytelnikiem, podsuwając jedną propozycję pochodzenia owego zła , by po chwili dodać kolejną, a wreszcie stwierdzić, iż za nimi wszystkimi przypuszczalnie kryje się jeszcze coś całkiem odmiennego przyczyna. W Powrocie Cienia szarada trwa nadal – wiadomo już, że świat czeka próba, która zadecyduje o jego istnieniu, a bohaterowie nareszcie zdali sobie z tego w pełni sprawę. Nadciąga mrok – nie tylko w formie konkretnej wrogiej siły, lecz również jako cień zasnuwający umysły. Odczuwalny i w klaustrofobicznym zamknięciu kamiennego miasta Funderlingów, i w równie dusznej atmosferze panującej w stolicy nieśmiertelnych, o wiele mówiącej nazwie Sen. Pisarz ukazuje, jak cienka jest granica pomiędzy jawą a koszmarem, zadaje wciąż pytanie: czy życie jest snem, czy też to sen jest życiem? Wędruje w te najgłębiej ukryte dziedziny ludzkiej podświadomości, z psychologicznym zacięciem ukazując kolejne formy szaleństwa, udowadniając, iż tak naprawdę żaden z jego bohaterów nie jest od niego wolny. I kuriozalnie – ci, których do tej pory uważaliśmy za najmniej przystosowanych, w obliczu apokaliptycznej próby sił okażą się wykuci z kruszcu najwyższej próby.

Pisarz posiada rzadki dar kreowania postaci tak precyzyjnie ukształtowanych, tak barwnych i wielowymiarowych, że nie sposób wobec nich pozostać obojętnym. Budzą często skrajne emocje – fascynują lub odpychają, lecz na pewno nie nudzą. W najciekawszy sposób przedstawiona jest dwójka królewskich dzieci – na ich przykładzie ukazano, jak trudno jest oddzielić samego siebie, własną tożsamość, od pełnionej funkcji społecznej. I jak niebezpieczne jest poleganie na stereotypach. W przewrotny sposób zmienia przypisane swym protagonistom role. Briony do tej pory była tą z bliźniaków, która zdecydowanie dominowała. Stanowcza, pełna energii, podejmująca kluczowe dla rodziny decyzje, wciąż w biegu, rzucająca się od jednej przygody ku drugiej – prawdziwy wulkan energii, nagle okazuje się zagubiona i niepewna. Zaczyna także czuć pierwsze porywy serca i do końca nie wie, jak im sprostać. Łagodnieje i, choć ciągle charakterem bardzo odbiega od dworskiego ideału prawdziwej damy, przestaje być kwintesencją chłopczycy. Natomiast Barrick – we wcześniejszych tomach słaby i bezwolny, naznaczony odziedziczoną po ojcu skazą, kaleka, który do tej pory niemal po omacku błądził wśród mgieł krainy Qarów, również zmienia się diametralnie. Poprzez cierpienie i ból, pokonując kolejne próby, niczym w archetypicznym rytuale przejścia, okrutnym, lecz i oczyszczającym – krzepnie fizycznie, jak i psychicznie. Mając za towarzysza wędrówki jedynie kruka Skruna (kapitalnie nakreślonego – cyniczne i wredne to ptaszysko), jakby dopiero samotność pomogła mu przełamać własne ograniczenia, staje się godnym tytułu władcy.

Opisywany przez Williamsa świat zadziwia swym rozmachem. To wizja dopracowana w najmniejszym szczególe, tak plastyczna, że nawet bez zamknięcia powiek widzi się kolejne obrazy (pierwotnym zamierzeniem autora był scenariusz filmowy i tą "filmowość" jego prozy się czuje), kolejne detale wplecione w wyobraźnię tworzą barwny gobelin o niespotykanej fakturze. Autor klasyczne dla fantasy elementy w postaci quasi średniowiecznych realiów czy mnogości ras, doprawia na swój specyficzny sposób, w rezultacie tworząc całość, która różni się od znanych, kanonicznych utworów. Najbardziej odczuwa się to w kwestii opisywanych ras. Funderlingowie, na pierwszy rzut, oka przypominają krasnoludów: podobnie jak i oni zamieszkują wykute w skale miasta, lecz to chyba jedyna cecha wspólna. To lud spokojnych filozofów, strażników historii, przechowujących wiedzę minionych wieków. Interesującym zabiegiem jest nadanie im charakterystycznych imion – każde z nich pochodzi od konkretnego gatunku skały, a ich mnogość i skomplikowanie docenić może chyba jedynie geolog. Obok nich mamy Muskających Wodę – istoty będące krzyżówką ludzi i morskich stworzeń. I wreszcie wielce rozbudowany fantastyczny bestiariusz – mieszkańców Ziem Zmierzchu. Nieśmiertelni Qarowie, na pozór przypominający ludzi, lecz odmienni od nich jak mrok od światła oraz ich słudzy o powierzchowności tak różnorodnej, że zdają się żywcem przeniesieni z płócien Hieronima Boscha. Ludzie-ptaki, dziwadła, potwory, zoomorficzne bestie, istoty na poły skamieniałe, korpusy funkcjonujące bez głów – panoptikum odmienności. Bardzo ciekawym zabiegiem autora, który pozwala czytelnikowi na lepsze poznanie opisywanej przez siebie rzeczywistości, jest umieszczenie jako motta kolejnych rozdziałów fikcyjnego dzieła naukowego – "Traktatu o czarodziejskich narodach obojga kontynentów Eonu i Xandu".

Równie rozbudowana jest mitologia, podczas tworzenia której pisarz czerpał garściami z zasobów wierzeń różnych kultur. Greckie mity, nordyckie sagi, opowieści afrykańskich plemion – wszystkie one splecione w jedną całość tworzą panteistyczny świat, który w wydaje się przytłaczać czytelnika ogromem – każda z ras ma własnych bogów i legendy z nimi związane. Część z nich poznamy dokładnie, opowiadane przez różnych bohaterów, a w pewnym momencie uświadamiamy sobie, iż w tych historiach, na pozór całkowicie od siebie odmiennych, jest pewne podobieństwo. By wreszcie przekonać się, iż pomimo różniących się od siebie imion to ci sami bogowie, którzy bynajmniej nie są tak niedostępni, jak się wydawało. Williams pokazuje, jaki mechanizm leży u podstaw tworzenia religii, jednocześnie odbrązawiając wzniosłe eposy, które w rzeczywistości okazują się prozaicznymi, starymi jak świat, historiami o rywalizacji, winie i karze.

Powrót Cienia udowadnia, jak bardzo autor rozwinął warsztat pisarski od czasu debiutu. Cykl Pamięć, Smutek i Cierń osadzony był bardzo silnie w tolkienowskim świecie, a Marchia Cienia wykracza daleko poza te ramy, tworząc praktycznie nową jakość – fantasy spod znaku Williamsa. To proza dojrzała, głęboka i poruszająca. O wyważonej, spokojnej narracji, z przekonująco nakreśloną i rozbudowaną psychiką postaci, wobec której sama akcja pozostaje drugorzędna, lecz przez to bynajmniej nie mniej wciągająca. Książka, której treść naznaczy czytelnika, bez reszty zawładnąwszy jego wyobraźnią, a jej bohaterowie zyskają status przyjaciół, o których zawsze będzie się pamiętać. Zaś po jej przeczytaniu miało by się ochotę przeprowadzić rozmowę z autorem, polemizując z nim, zachwycając się i stanowczo żądając, by dokończył wreszcie swą opowieść!
Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę
9.0
Ocena recenzenta
7.5
Ocena użytkowników
Średnia z 2 głosów
-
Twoja ocena
Tytuł: Powrót cienia
Cykl: Marchia cienia
Tom: 3
Autor: Tad Williams
Wydawca: Rebis
Miejsce wydania: Poznań
Data wydania: 19 października 2010
Liczba stron: 608
Format: 132×202mm
Cena: 39,90 zł



Czytaj również

Zaspać na Sąd Ostateczny
Daj nam Boże eony wojny
- recenzja
Brudne ulice Nieba
Billy Angel
- recenzja
Serce Cienia - Tad Williams
Finis coronat opus
- recenzja
Kamień rozstania - Tad Williams
Psycholog w krainie czarów
- recenzja
Smoczy tron - Tad Williams
Słowem o magii i magia w słowach.
- recenzja

Komentarze


zbawca1
   
Ocena:
0
jedyny minus tego tomu to zmiana szaty graficznej a dokładnie kolorystyki, która nie pasuje do dwóch wcześniejszych tomów znajdujących się na półeczce. Co do samej marchii cienia jestem dopiero po I tomie i bardzo mi się on podobał.
07-07-2011 20:33
~doborowy

Użytkownik niezarejestrowany
    Po nieco słabym 2 tomie
Ocena:
0
nadszedł 3 mający wieńczyć dzieło. Pisarz jednak przeprasza, bo za bardzo się rozwiną i będzie jeszcze 4 część. Nie napawało mnie to optymizmem jednak byłęm zbyt ciekawy rozwoju fabuł. Całe szczęście 3 tom obfituje w ciekawe miejsca, wydarzenia i dość wartką akcję co sprawia, że czyta się go równie (o ile nie lepiej) niż część 1. Polecam.
04-08-2011 17:06

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.