Powrót Orków - Michael Peinkofer
Nieczęsto zdarza mi się rozpoczynać recenzję książki od skupienia się na jej wydaniu. Ale w przypadku tej powieści starania wydawcy w tym aspekcie to jest coś, na co naprawdę trzeba zwrócić uwagę. Bowiem już dawno nie miałem w rękach powieści, która byłaby przygotowana od strony wydawniczej z taką starannością. Wydawnictwo Red Horse, które już chociażby przy publikacji Wojny Zombie Maxa Brooksa pokazało, że potrafi przygotować powieść z dużą dbałością o klimat, przy Powrocie orków Michaela Peinkofera wspięło się jeszcze o jeden stopień wyżej.
Magdalenie Zawadzkiej, która odpowiada za opracowanie graficzne i projekt okładki, należą się wielkie brawa. Ilustracja zamieszczona na okładce, mapy na ich wewnętrznych stronach, zdobienia wszystkich kart oraz starannie zaprojektowane strony tytułowe każdego rozdziału są bezsprzecznie tym, co czytelnikowi na długo zapadnie pamięć. Dodatkowo Powrót orków będzie się bezsprzecznie wyróżniał na półce, jednoznacznie wskazując, że innym wydawnictwom pod względem przygotowania produktu do Red Horse'a zaczyna trochę brakować.
Ale jak wiadomo, wydanie może być i pierwszej klasy, ale jednak najważniejsza dla czytającego jest z pewnością zawartość książki. Tutaj muszę przyznać, że zostałem mocno zaskoczony. Spodziewałem się bowiem książki niewyróżniającej się z tłumu jej podobnych, sztampowej jak tylko się da. I w początkowej części powieść Peinkofera rzeczywiście się tak prezentuje.
Główni bohaterowie, typowi mało inteligentni, choć na swój sposób sprytni i przebiegli orkowie, zmuszeni zostają do udania się w daleką i niebezpieczną podróż, której celem ma być odzyskanie głowy ich dowódcy. Niecnie porwana po "przypadkiem" wygranej bitwie przez bandę gnomów musi wrócić do rodzinnej wioski orków, jeżeli Balbok i Rammar mają zachować swoje głowy na dotychczasowym miejscu. Jednak jak się okazuje, misja ratowania łba swego przywódcy jest dopiero początkiem przygód, które ich spotkają.
Razem z naszymi głównymi bohaterami wyruszamy więc przez Ląd, jak zwykli ten świat nazywać ludzie, lub też Amber (w języku elfów) w wyprawę przez góry, bagna, lodowe pustynie i przeklęte bory. Na drodze dzielnych podróżników, czego można było się spodziewać, stanie nie jedna przeciwność, czy to właśnie owe nieszczęsne gnomy, lodowi barbarzyńcy, nieumarli, krasnoludy, elfy, przerośnięte pajęczaki czy w końcu zły mag. Pełne spektrum typowych dla fantasy postaci.
Jak widać z tego opisu, zapowiadać się mogło fantasy raczej niewyszukane, w którym jedynym pozytywnym elementem może być humorystyczna strona kolejnych zdarzeń. Jednak im dłużej czytamy, tym bardziej przekonujemy się, że autor ma jednak spory talent. Bazując na prostych i wszystkim znanym wzorcach, najbardziej zbliżonych chyba do utworów Tolkiena, prowadząc akcję jak w każdej szanującej się powieści fantasy, usypia czytelnika, by nagle zaatakować. Zwrot akcji dokonujący się w końcowych momentach, coraz bardziej wyjaśniająca się intryga, której skomplikowania w żadnym razie nie można się było spodziewać, i zdecydowane przyspieszenie wydarzeń powodują, że kończąc lekturę zdecydowanie zmieniłem zdanie o tej powieści.
Jeszcze w połowie zastanawiałem się, jak można było tyle starań dołożyć do wydania czegoś tak słabego. Pod koniec byłem już pełen uznania dla wydawcy, że potrafił dostrzec ten potencjał tkwiący w Powrocie orków.
Warto wspomnieć także o jeszcze jednym ciekawym elemencie, a mianowicie… słowniku orczej mowy. Dla tych, którzy chcieliby się w tej dziedzinie nieco podciągnąć, zaprezentowano zbiór podstawowych zwrotów, które pozwolą prowadzić debatę z każdym średnio inteligentnym przedstawicielem tego gatunku. Dodatkowo, umożliwią zrozumienie tytułów rozdziałów, które oczywiście w tym właśnie języku zostały wyrażone. Polecam zapoznać się, bo nigdy nie wiadomo, kiedy znajomość języków obcych może być nam potrzebna.
W związku z powyższymi uwagami, jedyne, co mogę zasugerować, to nie zrażać się początkiem powieści i doczytać do końca. Naprawdę warto. Całkiem przyjazny styl pisania Peinkofera, humor w rozsądnych ilościach i dobra końcówka tworzą naprawdę wartą poznania całość. Zwłaszcza że to właśnie na ostatnich stronach znajduje się oryginalny przepis na orczy brzuchowstrząs, czyli narodową wręcz potrawę tej rasy. Dla mniej wytrzymałych podano również jej odmianę przystosowaną dla ludzkich żołądków. Osobiście jeszcze nie próbowałem, ale wygląda naprawdę smakowicie – w obydwu wydaniach zresztą.
Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę
Magdalenie Zawadzkiej, która odpowiada za opracowanie graficzne i projekt okładki, należą się wielkie brawa. Ilustracja zamieszczona na okładce, mapy na ich wewnętrznych stronach, zdobienia wszystkich kart oraz starannie zaprojektowane strony tytułowe każdego rozdziału są bezsprzecznie tym, co czytelnikowi na długo zapadnie pamięć. Dodatkowo Powrót orków będzie się bezsprzecznie wyróżniał na półce, jednoznacznie wskazując, że innym wydawnictwom pod względem przygotowania produktu do Red Horse'a zaczyna trochę brakować.
Ale jak wiadomo, wydanie może być i pierwszej klasy, ale jednak najważniejsza dla czytającego jest z pewnością zawartość książki. Tutaj muszę przyznać, że zostałem mocno zaskoczony. Spodziewałem się bowiem książki niewyróżniającej się z tłumu jej podobnych, sztampowej jak tylko się da. I w początkowej części powieść Peinkofera rzeczywiście się tak prezentuje.
Główni bohaterowie, typowi mało inteligentni, choć na swój sposób sprytni i przebiegli orkowie, zmuszeni zostają do udania się w daleką i niebezpieczną podróż, której celem ma być odzyskanie głowy ich dowódcy. Niecnie porwana po "przypadkiem" wygranej bitwie przez bandę gnomów musi wrócić do rodzinnej wioski orków, jeżeli Balbok i Rammar mają zachować swoje głowy na dotychczasowym miejscu. Jednak jak się okazuje, misja ratowania łba swego przywódcy jest dopiero początkiem przygód, które ich spotkają.
Razem z naszymi głównymi bohaterami wyruszamy więc przez Ląd, jak zwykli ten świat nazywać ludzie, lub też Amber (w języku elfów) w wyprawę przez góry, bagna, lodowe pustynie i przeklęte bory. Na drodze dzielnych podróżników, czego można było się spodziewać, stanie nie jedna przeciwność, czy to właśnie owe nieszczęsne gnomy, lodowi barbarzyńcy, nieumarli, krasnoludy, elfy, przerośnięte pajęczaki czy w końcu zły mag. Pełne spektrum typowych dla fantasy postaci.
Jak widać z tego opisu, zapowiadać się mogło fantasy raczej niewyszukane, w którym jedynym pozytywnym elementem może być humorystyczna strona kolejnych zdarzeń. Jednak im dłużej czytamy, tym bardziej przekonujemy się, że autor ma jednak spory talent. Bazując na prostych i wszystkim znanym wzorcach, najbardziej zbliżonych chyba do utworów Tolkiena, prowadząc akcję jak w każdej szanującej się powieści fantasy, usypia czytelnika, by nagle zaatakować. Zwrot akcji dokonujący się w końcowych momentach, coraz bardziej wyjaśniająca się intryga, której skomplikowania w żadnym razie nie można się było spodziewać, i zdecydowane przyspieszenie wydarzeń powodują, że kończąc lekturę zdecydowanie zmieniłem zdanie o tej powieści.
Jeszcze w połowie zastanawiałem się, jak można było tyle starań dołożyć do wydania czegoś tak słabego. Pod koniec byłem już pełen uznania dla wydawcy, że potrafił dostrzec ten potencjał tkwiący w Powrocie orków.
Warto wspomnieć także o jeszcze jednym ciekawym elemencie, a mianowicie… słowniku orczej mowy. Dla tych, którzy chcieliby się w tej dziedzinie nieco podciągnąć, zaprezentowano zbiór podstawowych zwrotów, które pozwolą prowadzić debatę z każdym średnio inteligentnym przedstawicielem tego gatunku. Dodatkowo, umożliwią zrozumienie tytułów rozdziałów, które oczywiście w tym właśnie języku zostały wyrażone. Polecam zapoznać się, bo nigdy nie wiadomo, kiedy znajomość języków obcych może być nam potrzebna.
W związku z powyższymi uwagami, jedyne, co mogę zasugerować, to nie zrażać się początkiem powieści i doczytać do końca. Naprawdę warto. Całkiem przyjazny styl pisania Peinkofera, humor w rozsądnych ilościach i dobra końcówka tworzą naprawdę wartą poznania całość. Zwłaszcza że to właśnie na ostatnich stronach znajduje się oryginalny przepis na orczy brzuchowstrząs, czyli narodową wręcz potrawę tej rasy. Dla mniej wytrzymałych podano również jej odmianę przystosowaną dla ludzkich żołądków. Osobiście jeszcze nie próbowałem, ale wygląda naprawdę smakowicie – w obydwu wydaniach zresztą.
Mają na liście życzeń: 3
Mają w kolekcji: 3
Obecnie czytają: 0
Dodaj do swojej listy:
lista życzeń
kolekcja
obecnie czytam
Mają w kolekcji: 3
Obecnie czytają: 0
Dodaj do swojej listy:
lista życzeń
kolekcja
obecnie czytam
Tytuł: Powrót Orków (Die Rückkehr der Orks)
Cykl: Orki
Tom: 1
Autor: Michael Peinkofer
Tłumaczenie: Joanna Filipek
Autor okładki: Magdalena Zawadzka
Wydawca: Red Horse
Miejsce wydania: Lublin
Data wydania: 14 listopada 2008
Liczba stron: 514
Oprawa: miękka ze skrzydełkami
Format: 140 × 205 mm
Seria wydawnicza: Otchłań
ISBN-13: 978-83-60504-58-1
Cena: 34,99 zł
Cykl: Orki
Tom: 1
Autor: Michael Peinkofer
Tłumaczenie: Joanna Filipek
Autor okładki: Magdalena Zawadzka
Wydawca: Red Horse
Miejsce wydania: Lublin
Data wydania: 14 listopada 2008
Liczba stron: 514
Oprawa: miękka ze skrzydełkami
Format: 140 × 205 mm
Seria wydawnicza: Otchłań
ISBN-13: 978-83-60504-58-1
Cena: 34,99 zł
Tagi:
Michael Peinkofer | Powrót Orków