» Blog » Powrót Króla – wrażenia z lektury:
12-09-2017 01:19

Powrót Króla – wrażenia z lektury:

W działach: książki, fantastyka | Odsłony: 335

Dla przypomnienia: po prawie 10 letniej przerwie postanowiłem odświeżyć sobie Władcę Pierścieni. W sierpniu zakończyłem ponowne czytanie Powrotu Króla, co kończy przygodę z tym cyklem.

Pellenor i ciąg bitew:

Bitwa na Polach Pellenoru jest zasadniczą częścią prawie jednej trzeciej książki. Łatwo zapomnieć można, że nie jest to pojedyncze starcie, ale w zasadzie cała operacja, złożona z kilku znaczących starć. Tak więc mamy zasadzkę (choć ominiętą dzięki pomocy Wosów) zastawioną na wojska Rohanu, walki obronne wokół Minas Tirith, bitwę stoczoną przez Aragorna przeciwko siłom atakującym Anfalas, kolejną, stoczoną przez Aragorna, w której przejmuje on okręty Korsarzy z Umbaru oraz właściwą Bitwę na Polach Pellenoru.

Po ilości szczegółów widać, że scenę tą pisał historyk, który zjadł życie na pisaniu o dawnych wojnach.

Obroną Minas Tirith dowodził książę Imrahil, postać o której istnieniu w zasadzie zapomniałem. Imrahil był szwagrem Denethora II i księciem Dol Amrothu. O jego osobowości nie wiemy zbyt wiele, ale sądząc po jego wyczynach i osiągnięciach (szybko zaprzyjaźnia się z Aragornem i Eomerem, z tego pierwszego w zasadzie robi króla, za drugiego wydaje córkę, staje się też jedną z najważniejszych postaci w Zjednoczonym Królestwie etc.) oczami wyobraźni widzę w nim kogoś pokroju co najmniej Kevana Lannistera.

Druga bitwa o Isengard:

Po upadku Sarumana Sauron próbował odzyskać kontrolę nad Isengardem, jednak atakujące go hordy (czy raczej: bandy) orków zostały pobite przez Entów.

Co ciekawe, równolegle przeprowadzono kilka ataków na Loreen, ale te również zostały odparte i uderzono na Leśne Królestwo z Dol Guldur (tam sytuacja była cięższa). Ataki na Isengard i Loreen prawdopodobnie miały za zadanie odciągnąć siły tego ostatniego królestwa i Enty od pomocy Thranduinowi. Po ich odparciu Galandriella wysłała znaczące siły, które zaszły wojska Saurona od tyłu i zajęły Dol Guldur.

W tym czasie Esterlingowie, o czym się nie pamięta, zaatakowali Dale i Samotną Górę.

Taki rozmach w działaniach Saurona wydaje mi się nieco przesadny. Chyba lepiej byłoby skupić wszystkie siły na ataku na Gondor, tym bardziej, że siły Północy: krasnoludy, ludzie z Rhovanionu czy elfy z Mrocznej Puszczy i tak nie byłyby w stanie udzielić pomocy Gondorowi (ani nawet nie były do takowej zobowiązane).

Stosunki Mordoru z sąsiadami:

W trzecim tomie znajduje się pojedynczy, krótki fragment, który łatwo przegapić, a który opisuje politykę zewnętrzną i wewnętrzną Mordoru. Dowiadujemy się z niego więc, że:

  • na Gorgoroth mieszczą się kuźnie i garnizony Saurona, co jest połowicznie sensowne (dostarczanie zasobów na taką pustynię musi być logistycznym koszmarem)

  • wokół Nurnen rozciągają się pola i uprawy obrabiane przez niewolników

  • dodatkowo duże zasoby ściągane są z południa i wschodu jako danina.

Wydaje mi się, że taki układ wyklucza dobrowolność w stosunkach Mordoru z Khandem, Haradem i Rhun. Być może jacyś władcy lub książęta przyłączyli się do Saurona przekupieni lub skuszeni udziałem w zyskach z podbojów, jednak większość ludności musiała chyba zostać skłoniona do uległości siłą. Aczkolwiek możliwe jest też, że Sauron na jakimś etapie, w szczególności w Haradzie rozgrywał wspomnienia po Czarnych Numenorczykach.

Jedynym królestwem klienckim w pełnym tego słowa znaczeniu jest chyba Umbar, znany z wielowiekowego separatyzmu i niechęci wobec Gondoru.

Ciekawa wizja Mordoru oraz dziejów Drugiej Ery układa się z treści dodatków. Otóż: Sauron początkowo krążył po Sródziemiu podając się za Władcę Darów i (z dużą dozą prawdopodobieństwa) z pomocą Elfów stworzył swą bazę w Mordorze, gdzie pomagał przy wykuwaniu pierścieni. Zobaczył faka od Galandrieli, co poważnie dało mu po ambicji. Jednakże co ciekawe samo państwo w Mordorze zaczął budować dopiero kilka stuleci po rozpoczęciu penetracji Sródziemia przez Numenorczyków i po tym, jak zaczęli oni swoje podboje i łowy na niewolników. Swą władzę rozciągnął po następnych kilku stuleciach, ogłosiwszy się Władcą Ludzi.

Fakt ten wkurzył Numenorczyków, którzy wydali mu wojnę, ale (co ciekawe) z pychy. Prawdopodobnie ich król sam widział się jako Władca Ludzi właśnie. Widząc desant sił Numenoru Sauron poddał się ich władzy. Co działo się później wiemy.

Pytanie brzmi czy narody II ery również zostały podbite siłą, czy też raczej oddały się władzy Saurona dobrowolnie, by bronił je przed najazdami Numenoru.

(Dobra, tutaj mi już Karoluch wytłumaczył, że błądzę)

Denethor:

Sposób przedstawienia Denethora jest moim zdaniem najważniejszą różnicą między filmem, a książką. Można spokojnie powiedzieć, że Namiestnika Gondoru w filmie zwyczajnie obsmarowano. W książce jest postacią o wiele bardziej imponującą: godnym starcem, osobnikiem bardzo podejrzliwym (Denethor śpi w kolczudze, wjeżdża też Gandalfowi, że „wie, kogo mu przywiódł” myśląc o Aragornie), ale jednocześnie bardzo zdolnym, dysponującym żelazną wolą, o którym nawet Gandalf mówi z szacunkiem. Jego załamanie się zostało moim zdaniem napisane trochę kiepsko, aczkolwiek jest ono wiarygodne: żył od dłuższego czasu w stresie, teraz stracił dwóch synów, Sauron podsuwał mu niepokojące wizje, a na domiar złego na horyzoncie pojawił się jego dawny wróg: Thorondil. Wszystko to dawno przywiodłoby od rozstroju nerwowego człowieka mniejszego kalibru.

Myślę, że to właśnie pojawienie się Thorondila na horyzoncie, o którego czyny i łaski był kiedyś chorobliwie zazdrosny mogło być decydujące.

 

Ciąg dalszy na Blogu Zewnętrznym.

0
Nikt jeszcze nie poleca tej notki.
Poleć innym tę notkę

Komentarze


140398

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
0
"Co jest bardzo charakterystyczne dla tej książki ciężko powiedzieć, żeby przygoda dobrze się skończyła, a bohaterowie żyli długo i szczęśliwie, bowiem strasznie dużo postaci mimo wszystko ginie lub odchodzi na Zachód (czyli w zasadzie w zaświaty)"
"Swoje istnienie poświęca w zasadzie cała rasa elfów"

To nie tak. "Zachód/Valinor" to nie to samo co "zaświaty", a "odpłynąć na Zachód" to nie jest eufemizm na "umrzeć". Większość Valinoru to dla elfów jest "normalna" kraina, gdzie mają swoje miasta, pracują, płodzą dzieci, po prostu żyją. Co więcej, jest to w pewnym sensie "ojczyzna" elfów, gdzie tak naprawdę znajduje się centrum ich cywilizacji, a elfy ze Śródziemia to odszczepieńcy, którzy swego czasu odmówili Valarom osiedlenia się w Błogosławionych Krainach/zbuntowali się i odeszli z nich, a odpłynięcie na Zachód to jest de facto "powrót do macierzy". Jest miejsce w Valinorze, zbliżone do zaświatów, są to Sale Mandosa, gdzie dusze zmarłych elfów oczekują na jakąś formę reinkarnacji (podobnie jest zasugerowane, że krasnoludy się reinkarnują, przynajmniej Ojcowie Plemion, ale nie ma to żadnego związku z Valinorem, który jest czysto elfi. Co do ludzi, to jest podkreślane, że nikt nie wie, co się z nimi dzieje po śmierci - wynika to z katolstwa Tolkiena, który wychodził z założenia, że może wymyślać życie pozagrobowe dla fantastycznych istot, ale nie dla ludzi, bo to by przeczyło naszej Jedynie Słusznej Wierze).
Zresztą, pod Twoją notką na temat wrażeń po przeczytaniu "Dwóch wieży", jeden z komentatorów przytoczył list Tolkiena http://tolkiengateway.net/wiki/Letter_246 , w którym padają takie słowa: "Frodo was sent or allowed over the Sea to heal him before he died. In Aman he could reflect in peace and gain a truer understanding of his littleness and greatness". Czyli dla Froda wypłynięcie na Zachód nie było formą eutanazji, ale wyjazdem do uzdrowiska.

Zresztą, gdyby uznać "wypłynięcie na Zachód" za formę samobójstwa, to byłoby to sttrasznie creepy. Bo wychodzi na to, że wszystkie elfy w Śródziemiu mają instynkt samozniszczenia, który z trudem są w stanie powstrzymywać przez jakiś czas, przyjaźń Legolasa i Gimlego to pakt samobójczy, a Elrond wychodzi na psychopatycznego sekciarza rozumującego na zasadzie "O nie, moja córka nie może wyjść za człowieka, bo to ją odciągnie od udziału w naszym zbiorowym samobójstwie".
Poza tym, w takim układzie stwierdzenie "elfowie muszą odpłynąć na Zachód, albo utracą swoją nieśmiertelność", które często się przewija w lotrze, stałoby się kompletnie absurdalne.

To ja, Adeptus.

Niech żyje Wielka Polska Katolicka!

Mój blog: adgedeon.blogspot.com
30-09-2017 10:54
Henryk Tur
   
Ocena:
+1

Moim zdaniem bitwa o Minas Tirith została masakrycznie skrócona w filmie. Oglądając go, ma sie wrażenie, że było to tak - przybywa armia Saurona, obrońcy chowają się w mieście, orki atakują, przybywa odsiecz, orki przegrywają. A walki trwały kilka ładnych dni.

"Pytanie brzmi czy narody II ery również zostały podbite siłą, czy też raczej oddały się władzy Saurona dobrowolnie, by bronił je przed najazdami Numenoru." - wiecie, to jest tak, jak z lekcjami historii. Gdy uczą o czasach świetności Imperium Romanum, nie piszę równocześnie o tym, z kim handlowali Piktowie, czy jakie układy miały ze sobą plemiona wikingów. Wojna o Pierścień to skupienie się tylko na działaniach wojennych kilku stron. Tak, jakby czytać książkę o II Wojnie Światowej pokazanej tylko z perspektywy - dajmy na to - Francji czy ZSRR.

01-10-2017 11:20

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.