» Recenzje » Piąta pora roku

Piąta pora roku


wersja do druku

Innego końca świata nie będzie

Redakcja: Daga 'Tiszka' Brzozowska, Michał 'von Trupka' Gola

Piąta pora roku
Lubimy katastrofy. Od zarania dziejów kolejne wizje końca świata egzystują głęboko zakorzenione w każdej kulturze, niezależnie od ustroju, światopoglądu czy też religii. Ten motyw wykorzystała również N.K. Jemisin w Piątej porze roku i można się zastanawiać, czy jej historia jest przełomową wizją dystopii z magicznymi naleciałościami, czy też jedynie wtórnym zlepkiem znanych już pomysłów.

Nie żyje. Pobity na śmierć. Moment, w którym Essun, szanowana członkini wspólnoty Tirimo, małżonka miejscowego kamieniarza i nauczycielka znajduje zwłoki swego syna i odkrywa, że jej córka została uprowadzona, stanowi punkt zwrotny w jej bezpiecznym i poukładanym życiu. A gdy decyduje się wyruszyć w pościg za sprawcą, odrzucając maskę, za którą od lat się ukrywała, jej prywatna tragedia zacznie rezonować z koszmarem, jaki dotknął rozdarty przez kataklizmy kontynent zwany Bezruchem.

Inna. Niebezpieczna. Damya, niechciane dziecko, które trzeba okiełznać i wytresować, by nauczyła się, jaka jest przynależna jej rola w umierającym świecie. Wysłana do miejsca, w którym podobnych jej ratuje się od nich samych, próbuje zachować sedno swego jestestwa.

Młoda, ambitna i obiecująca. Absolwentka cesarskiej organizacji Fulcrum, Sjenit, zostaje oddana pod opiekę jednego z legendarnych jej członków i wysłana na swoją pierwszą misję, która ma stanowić przełom w jej karierze.

Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę

Piąta pora roku rozpoczyna się od końca świata. Dalej czytelnik zostaje wrzucony w tok opowieści, która ewidentnie toczy się już od dawna, przez co zostaje oszołomiony natłokiem faktów i nie do końca zrozumiałymi przeskokami narracyjnymi, którym towarzyszy momentami nadmiernie udziwniony styl. Zagłębienie się w lekturę jest więc niełatwe, lecz jest to ekscytujące wyzwanie. Zaś gdy wydaje mu się, że już pojął reguły owej historii, przekonuje się, że tak na prawdę nic nie wie. I tak kilka razy. Niestety ostatecznie ta wielowarstwowa struktura, mimo atrakcyjnej powierzchowności, kryje zbyt mało miodu, a zbyt wiele dziegciu. A słodycz ma tu w sobie nutę goryczy, choć zapewne niezamierzonej przez autorkę. Fabule brak bowiem oryginalności, rozmywa się ona wśród zapożyczeń, klisz i reinterpretacji kolejnych toposów literackich. Odbiór książki w znacznej mierze zależy więc od oczytania osoby, która się z nią zapoznaje. Neofita nie wychwyci mnogości rytmów, jakimi tekst pulsuje, znuży go wymagająca krańcowego skupienia narracja, a zagmatwane w czasie i przestrzeni wątki trudne będą do wychwycenia. Z kolei odbiorcę bardziej zaawansowanego, który będzie potrafił je docenić, może zrazić wcześniej wspomniana wtórność.

Zatem ad rem – które motywy książki uważam za godne uwagi? Przede wszystkim nawiązanie do koncepcji powieści drogi połączone z pierwotnym rytuałem przejścia, jakiego każda z postaci doświadcza na swój specyficzny sposób. Każda z nich wyrusza w swoją fizyczną i mentalną wędrówkę zmuszona mniej lub bardziej traumatycznym doświadczeniem, każda musi przejść kolejne etapy wtajemniczenia, okupując je bólem, utratą resztek nadziei, rozwianiem z trudem budowanego poczucia bezpieczeństwa. Pozbawione swych korzeni, muszą przedefiniować zasady, jakimi dotychczas się kierowały. Essun odbywa pokutny marsz obarczona bagażem gorzkich doświadczeń, które tak mało ją nauczyły, ścieżka Damayi polega na brutalnym ociosywaniu ciała i duszy dziewczynki tak, aby uzyskały one powszechnie akceptowaną formę, zaś podróż Sjenit, początkowo zdająca się być jej własnym wyborem, szybko przekształca się we wstrząsającą naukę prawdziwych reguł rządzących postapokaliptycznym światem. Z czasem jednak wątki stanowiące wiwisekcję charakterów bohaterek zaczynają się rozmywać w kolejnych, przewidywalnych etapach ich peregrynacji, co prawda czasem kontrapunktowanych scenami, które udowadniają, że Jemsin potrafi szarpać emocjami czytelnika w sposób doskonały, lecz czyni to zdecydowanie zbyt rzadko.

Emocje – tymi  Piąta pora roku stoi, choć nadaje im swoisty, wypaczony charakter. Najbardziej dobitnym tego przykładem jest miłość, kolejna dominanta powieści. Obserwujemy uczucie matki do dziecka, w imię którego może ona dokonać największych potworności, wynaturzona więź z nadzorcą-katem, raniącym dlatego, że kocha, chuć motywująca połączenie kobiety z mężczyzną, gdy jej wyznacznikiem jest fizyczna atrakcyjność potencjalnego partnera, czy wreszcie kopulacja pasożytnicza stawiająca za cel rozmnażanie. W natłoku skrajności "miłość" staje się pustym dźwiękiem, którego różne odcienie w zamierzeniu autorki miały stanowić vis maior powieści, jednak ten plan został zrealizowany w zdecydowanie niewystarczającym stopniu. I nie rekompensują tego migawkowe sceny wspomnień postaci, w których stan zakochania ukazany jest w sposób delikatny i zmysłowy, by nie rzec wręcz - romantyczny.

Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę

Pewną odmianą uczucia można również nazwać magię, jaką obdarzeni zostali niektórzy bohaterowie powieści. Można ją rozpatrywać na kilku płaszczyznach – po pierwsze, analizując źródło pochodzenia owego talentu, zastanawiając się, czy można go w ogóle rozpatrywać pod kątem czarodziejstwa ujętego wedle kanonicznych dla fantasy reguł, czy też raczej jako rodzaj mutacji, wymuszonej lub też wypracowanej pod wpływem prób adaptacji do środowiska, w jakim ludziom przyszło żyć. Po drugie, spoglądając na moc kształtowania ziemi wedle pokrętnego, lecz w istocie prymitywnego systemu wierzeń, jakim posługują się ludzie od wieków egzystujący w stadium oczekiwania na kolejną katastrofę i kalkulowania szans na jej przetrwanie, nosiciele geologicznego "genu" stanowią potęgę, która jedynie za sprawą kontroli może być bezpieczna (a nawet pożyteczna) dla ogółu. Lecz wiąże się to z koniecznością przedmiotowego, bliskiego niewolnictwu traktowania górotworów, budzących ksenofobiczny lęk połączony z niezdrową fascynacją – studium relacji pomiędzy "normalnymi" ludźmi a odmieńcami to jeden z mocniejszych elementów powieści. Zaś kluczem do trzeciego aspektu magicznego piętna naznaczającego tych, których zwą pogardliwie rogga, jest filozofia i psychologia, począwszy od odbitej w krzywym zwierciadle idei Übermenscha, na depresyjnej ucieczce w głąb własnego umysłu, który staje się jednocześnie schronieniem i pułapką kończąc.

To mogła być dobra książka. Zbudowana na niedopowiedzeniach, onirycznych wizjach skontrastowanych z aż nazbyt cielesną rzeczywistością, mieszanina prawd, kłamstw i legend dowodzących, jak wybiórcza jest ludzka pamięć, oraz że historię piszą ci, co przeżyli i kształtują ją w sposób dla nich wygodny. Czegóż w niej zabrakło? Bohaterów, do samego końca przykuwających uwagę odbiorcy, tropów wiodących na manowce idealnie wpisujących się w poetykę powieści, strzępów wizji świata pozostawionych bez łopatologicznego ich wyjaśnienia… A przede wszystkim wiary Jemisin w inteligencję czytelnika, który woli pozostać w inspirującej mocy niedomówień, niż przeczytać o jedno słowo za dużo.

Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę
6.5
Ocena recenzenta
-
Ocena użytkowników
Średnia z 0 głosów
-
Twoja ocena
Tytuł: Piąta pora roku
Cykl: Pęknięta Ziemia
Tom: 1
Autor: N.K. Jemisin
Tłumaczenie: Jakub Małecki
Wydawca: SQN
Data wydania: 23 listopada 2016
Liczba stron: 544
Oprawa: miękka
Cena: 39,90 zł



Czytaj również

Wrota obelisków
Armageddonu ciąg dalszy
- recenzja
Piąta pora roku
Niech kończy się świat
- recenzja
Kamienne niebo
Wszystkie odpowiedzi jak na tacy
- recenzja

Komentarze


Jeszcze nikt nie dodał komentarza.

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.