Richard Baker w Polsce znany jest głównie jako współautor podręczników do gry fabularnej Dungeons & Dragons oraz trzeciego tomu Wojny Pajęczej Królowej: Potępienie. Nie bardzo wiedziałem czego mogę się spodziewać po tym autorze, tym bardziej że postawił sobie trudne zadanie - Opuszczony Dom jest pierwszym tomem trylogii Ostatni Mythal, która w założeniu ma mieć wielki wpływ na uniwersum Zapomnianych Krain. Po jego lekturze mam mieszane uczucia.
W powieści prowadzone są równolegle dwa wątki. Pierwszy skupia się na postaci Araevina Teshurra (jedna z nowych postaci ikonicznych Zapomnianych Krain), młodego jak na elfie standardy maga, którego rodzinny dom, wyspę Evermeet, atakują nieznani magowie, współpracujący z niebezpiecznymi demonami. Araevin odkrywa przy tym tajemniczy klejnot, który ma być fragmentem trzyczęściowego „klucza”, prowadzącego do niezwykle potężnego artefaktu. Elf postanawia go odnaleźć i przy okazji rozwiązać zagadkę tajemniczego ataku na dom rodzinny.
Drugi wątek prowadzony jest z perspektywy członków domu Dlardragethów – upadłego rodu słonecznych elfów, którzy zmieszali się z demonami dla zyskania większej potęgi. Tysiące lat temu pobratymcy uwięzili ich w magicznej krypcie, by uchronić się przed zagrożeniem ze strony demonicznych kuzynów. Teraz ród, dzięki nieszczęśliwemu zbiegowi okoliczności, wydostał się na wolność i z matroną domu, Saryą Dlardrageth, na czele, planuje zemstę za tysiące lat uwięzienia.
Fabuła jak widać do najoryginalniejszych nie należy. Wydarzenia w powieści pędzą w zastraszającym tempie. Richard Baker widocznie postawił na szybkie zwroty akcji, które następują niemal nieustannie. Przyznaję, że zabieg ten wyszedł dwojako. Z jednej strony jest to zaleta, bowiem książka przedstawia wiele zdarzeń na stosunkowo małej ilości stron, z drugiej pozbawia ich niesamowitości, która powinna im towarzyszyć, sprawia, że stają się one mało ekscytujące. Dodatkowo niektóre z nich wydają się jakby wciśnięte na siłę, jak na przykład spotkanie Araevina i jego drużyny z bandą trolli. Warto dodać, że książkę czyta się bardzo szybko, co dla mnie osobiście jest zaletą, jeśli chodzi o powieści spod znaku Zapomnianych Krain.
Narracja prowadzona jest całkiem dobrze, mimo natłoku wątków czytelnik nie gubi się w wydarzeniach. Pod tym względem autor spisał się bardzo dobrze. Szkoda, że nie można tego powiedzieć o wykreowaniu bohaterów powieści. Są oni dla mnie mdli i pozbawieni wyrazu, mało oryginalni. Araevin i jego przyjaciele przypominają standardową drużynę poszukiwaczy przygód, zaczerpniętą z sesji D&D, natomiast Sarya i jej sługi to kolejna grupa Wielkich Złych, którzy pragną przejąć władzę nad światem. W książce brakuje niestety bohaterów, którzy zapadliby czytelnikowi w pamięć.
To co mnie najbardziej drażniło na początku czytania, to typowy dedekowy sposób funkcjonowania świata przedstawionego. Szczególnie mam tu na myśli rzucanie i przygotowywanie czarów, działanie magicznych przedmiotów, a nawet walkę. Postacie chodzą mimo strzał wbitych w ciało, są wyrzucane w powietrze potężnymi ciosami, po czym wstają i walczą dalej, a magowie mają ograniczoną liczbę czarów do rzucenia na dzień. Jeżeli autor chciał, żeby pomiędzy powieścią a grą fabularną było jak najmniej różnic, trzeba przyznać, że całkiem nieźle mu się to udało, jednak taki zabieg nie wychodzi książce na dobre. Piszę "na początku", bo z kolejnymi przeczytanymi rozdziałami można się do takiego stylu przyzwyczaić, co nie zmienia faktu, że uczucie sztuczności pozostaje.
Polskie wydanie prezentuje się całkiem nieźle, chociaż tu i ówdzie można natknąć się na błędy czy literówki, które nie przeszkadzają jednak zbytnio w czytaniu. Jak na książkę spod znaku Zapomnianych Krain jest to czytadło średnie. Planowane wielkie i wstrząsające wydarzenia wydają się błahą codziennością, a nie czymś ekscytującym. Powieść z pewnością spodoba się miłośnikom Faerunu, którzy interesują się jego historią i uniwersum jako takim. Innym książkę tę polecam jako czytadło do pociągu, które może umilić przydługą podróż.