Opis na tył książki.
W działach: fantasy, literatura | Odsłony: 290Polterowicze, mała prośba o pomoc. Przede mną jedna z trudniejszych decyzji, jakie stają przed autorem książki - wybrać krótki opis na tył okładki. Poniżej trzy wybrane przeze mnie propozycje. Umyślnie nie podaję żadnych szczegółów - wyobraźcie sobie, że w ręce przypadkowo wpadła Wam jakaś książka. Czy któryś z tych opisów wzbudziłby Wasze zaciekawienie? Któryś wypada lepiej na tle pozostałych dwóch? Będę wdzięczny za głosy i krótką argumentację.
I
- Widzę bezrękie pomniki strażników i zapomnianych królów. Puste place i brukowane ulice. Kamienne gmachy ziejące pustką okien. Niektóre z nich zawalą się ze starości na twoich oczach. Chociaż ma się tam dopełnić część twojego przeznaczenia, odradzam ci podróż w to miejsce, bo żaden człowiek nie powinien tam przychodzić. Jeśli jednak tam pójdziesz, możesz już nie wrócić. A jeśli wrócisz, wrócisz odmieniony. Cokolwiek tam spotkasz, będziesz mógł to pokonać, jeśli twój topór to pokona, ale co zrobisz, kiedy spotkasz tych, których żaden topór się nie ima? Na wypadek gdybyś tam poszedł, zapamiętaj: place to gwiazdy, a gwiazdy to place.
II
- Pieprzone orki! Przegoniły nas przez pół Gór Dzikich... Ale daliśmy radę! Daliśmy radę. Chociaż nie wszyscy... Roginsona przywaliła lawina. Cholerne góry! Na chwilę stracisz czujność i już jest po tobie. A mówili, że droga prowadzi aż do samego miasta! Prawda jest taka, że i tak w to nie uwierzyliśmy. No ale ostatecznie doszliśmy tam... Doszliśmy. Niech mnie wszyscy diabli! Doszliśmy tam! Różowa chmura... Na wszystkich Innych... Ona... ona... wniknęła! Kazał mi to zrobić! Głos kazał mi to zrobić! Nie chciałem tego, ale nie mogłem mu się sprzeciwić... Próbowałem. Pan Wiatru świadkiem, że próbowałem... Grunt to mieć do czego wrócić. To jest najważniejsze. Ja miałem do czego wrócić. I wróciłem.
III
Obserwowały ludzi. Wzrokowo były może bardziej ułomne od innych istot – obraz, który widziały był zasnuty przemieszczającymi się czarnymi i pulsującymi plamami. Widziały za to wyraźnie coś innego – kłębiące się emocje, z których każdy z ludzi był zbudowany. Strach. Wstyd. Gniew. Smutek. Radość. Każda miała swój kolor i swoją gęstość. Były też te bardziej złożone. Subtelne. Ukryte. Pragnienia. Marzenia. Sny. Lęki.
Widziały to, czym się żywiły. I co było zarazem ich orężem. Jedno przemówiło. Nawet gdyby można je było usłyszeć, nie przypominałoby to mowy - prędzej wycie wiatru. Drugie oblizało się swoim obrzydliwym czarnym jęzorem, świadome czekającej je rozkoszy. Trzecie pozostało niewzruszone, nieruchomo wpatrując się z wysokości w przybyłych.
Trzy cienie gładko ześlizgnęły się po ścianie wieży, po czym rozpłynęły się gdzieś pośród pustych kamienic cichego miasta.