» Blog » O szachistach - subiektywnie
03-10-2015 09:05

O szachistach - subiektywnie

W działach: planszówki, szachy | Odsłony: 272

O ludziach grających w szachy

Stereotypowy szachista. Pan w okularach jak denka od butelek. W rozciągniętym swetrze, w za luźnych spodniach, które były kiedyś spodniami od garnituru, z dużym brzuchem i bez poczucia humoru. Ew. dzieciaczek-kujon, co nie ma kolegów.

Czy tak widzicie szachistę? 

Mam nadzieję, że nie :).

Patrząc na szachistów, których spotykam na turniejach, myślę, że są oni pięknym przykładem czym jest nasze społeczeństwo. Z jednym zastrzeżeniem - raczej przeglądem jego fajniejszej i najczęściej inteligentniejszej części. Ludzi z nadwagą jest statystycznie tyle samo co na ulicach. Ludzie noszą normalne okulary i ubierają się zupełnie normalnie, tak, że na ulicy na pewno byście się nie dziwili co to za człek idzie. Niestety, ale kobiet jest mniej niż mężczyzn (nie wiem czemu, wszak kobiety też potrafią być niebezpiecznymi przeciwnikami).

Zdarzają się mili, dowcipni, otwarci. Zdarzają się gburowaci, bez poczucia humoru lub rzucający sucharami lub zamknięci i cisi. Większość jest inteligentnych, choć zdarzają się też tacy, którzy wyglądają na wyrobistów, ciężko pracujących nad poprawą poziomu gry, ale bez tego błysku w oku. Oczywiście na turniejach jest masa dzieci, nawet od 4-5 lat (mój kolega fajnie to opisał - nie ma żadnej dyskryminacji, liczy się siła umysłu <lub dla niektórych, patrz poprzednie notki - pamięć {ja ciągle uważam, że pamięć oczywiście się przydaje, ale jest tylko częścią sukcesu, i to wcale nie największą}>), oczywiście w asyście rodziców czytających książki i jedzących kanapki. Właśnie zgromadzenia rodziców są czymś, co mnie niezwykle zaskoczyło. 

Nierzadko widać np. małżeństwo koło 40-45 grające w szachy gdzieś po kątach (przypomina mi się podstawówka i szybkie mecze w M:tG na przerwach); moimi idolami zostało jednak małżeństwo, które grało w szachy, uwaga, na tablecie! I uwaga x2 - na stojąco! 

No i moja ulubiona grupa - starsi ludzie. Kiedyś grałem z osobą tak na oko 80-90 letnią. Grałem też z miłym panem w wieku ok. 70 lat, który powiedział, że zaczął się uczyć grać kilka miesięcy temu. Uwielbiam ludzi, którzy mimo wieku nie boją się rywalizacji, nie boją się myśleć i nie boją się nowych wyzwań. Chciałbym taki za te kilkadziesiąt lat być - właśnie otwarty na nowości, ze sprawnym umysłem. Oczywiście najfajniejsze zdjęcia z turniejów, to 80 latek grający z 7 latkiem na pierwszej szachownicy (na pierwszej grają z reguły liderzy turnieju).

Zawsze, ale to zawsze, przeciwnicy podają sobie ręce zarówno przed rozpoczęciem walki, jak i po meczu. Nawet grając z największym gburem, nie zdarzyło mi się, aby dłoń ma nie została uściśnięta po meczu. Szacunek na każdym poziomie (i tutaj mała uwaga - inna sprawa - jak zawsze - to internet; 2 razy grając na kurniku zdarzyło mi się grać z ludźmi, którzy klęli, rzucali mięchem, wyzywali; na żywo chyba jakoś ludzie bardziej się mnie boją niż w necie :) ).

I ciekawostka. Grałem kiedyś na turnieju w małej wsi, i niektórzy zawodnicy wyglądali na panów, którzy lubią sobie golnąć (delikatnie mówiąc). Normalnie byście od nich uciekali. A na turnieju? Pogadali, pośmiali się, poopowiadali jak im poszło, jak wpadli w pułapkę taktyczną. Super sprawa, ewidentnie turniej był dla nich ucieczką od szarej rzeczywistości!

Parę fotek z dużego turnieju np. tutaj -  MetLife Warsaw Najdorf Chess Festival, który podzielono na 4 podturnieje - ranking 2200+, 1600-2199, 1599- oraz turniej nadziei szachowych -urodzeni w roku 2005 lub później, czyli 10 lat i mniej :).

 

Inne notki o tematyce szachowej.

Komentarze


Kanibal77
   
Ocena:
+1

Grałem kiedyś na turnieju w małej wsi, i niektórzy zawodnicy wyglądali na panów, którzy lubią sobie golnąć (delikatnie mówiąc).

Jest w Wafce taka knajpa na pętli autobusowej przy metrze Wilanowska... w zasadzie bez nazwy, ale jak spytać gdzie jest knajpa ,,bałagan,, to wszyscy wskażą. Tylko nie pytamy o ,,bałagan,, a słowo synonimiczne zaczynające się na ,,p,, a kończące na ,,k,,.

Przebywają tam panowie, którzy ewidentnie bardzo lubią sobie golnąć, a nierzadko są już całkiem fest golnięci. Zajmują się tam generalnie dyskusjami, grą w szachy i rzecz jasna goleniem.

Jeśli idzie o mnie, jakimś orłem szachowym nie jestem, ale z kumplami raczej wygrywam. 

Raz zdarzyło mi się wstąpić do tego przybytku w upalny dzień, by ugasić pragnienie i  wdałem się w rozmowę z jednym z okupujących lokal dźentelmenów. Od słowa do słowa, zasiedliśmy przy szachownicy by zagrać o piwo. Byłem dość pewny siebie, bo wszak powoli sączyłem pierwsze tego dnia piwo, zaś mój przeciwnik, był już porządnie dziabnięty. Przegrałem trzy piwa pod rząd, nie mogąc uwierzyć, że narąbany gość tak mnie rozkłada na łopatki.

Takie przypadki uczą pokory, ale nie tylko. Jak sądzę morał jest taki, że przy odpowiednim ograniu, na tyle się wbija ta gra do gadziej, nieomylnej części mózgu, że dopóki widzimy szachownicę, dopóty jesteśmy w stanie grać. Gdyż szachy są grą, gdzie błyskotliwe posunięcia zdarzają się dyletantom, kiedy nagle w jakimś przebłysku, dostrzegają na szachownicy coś, co mieli cały czas przed oczami. Doświadczeni szachiści natomiast grają trochę jak komputery- nawet jeśli ja i stary wyjadacz w danej sytuacji zrobimy ten sam ruch, mnie podjęcie tej decyzji zajmie 2 minuty, a takiemu gościowi 5 sekund.     

03-10-2015 10:57
Exar
   
Ocena:
0

Coś w tym jest. Podobno jeszcze w ZSRR na najwyższych szczeblach krajowych w grze turniejowej niełatwo było znaleźć trzeźwego (a przynajmniej nie skacowanego) przeciwnika...

03-10-2015 13:01

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.