» Teksty » Wywiady » O Festiwalu Komiksowa Warszawa

O Festiwalu Komiksowa Warszawa


wersja do druku

Opinie uczestników

Redakcja: Kuba Jankowski

O Festiwalu Komiksowa Warszawa
O trzecim Festiwalu Komiksowa Warszawa mówią jego uczestnicy: fani, wydawcy, gość zagraniczny, dziennikarze i ludzie związani z komiksem na inne sposoby.




Filip Bąk (Prosto z Kadru (Radio Afera)):

Ze względu na fakt, że do Warszawy dojechaliśmy ekipą z Poznania dopiero w sobotę, nie mogłem niestety brać udziału we wszystkich punktach programu. Zaś to, co widziałem, usłyszałem i poczułem, przeszło moje oczekiwania. Festiwal uważam za bardzo dobry. Było wszystko, czego oczekuję od dobrego festiwalu. Każdy zapewne wyszedł zadowolony: i ci którzy przyjechali posłuchać czegoś ciekawego o komiksie lub swoich ulubionych autorach, i ci którzy przyjechali po autografy, i ci którzy przyjechali po prostu spotkać się ze znajomymi z całej Polski. Część komiksowa miała o tyle dogodną pozycję, że wszystko odbywało się w jednym miejscu. Było sporo przestrzeni, nie trzeba było wciąż przeciskać się przez tłumy, co denerwowało w ciasnych przejściach w innych częściach Targów Książki. To są oczywiście drobiazgi, jednak wszystkie te drobiazgi mają wpływ na samopoczucie oraz atmosferę. FKW wypadł bardzo dobrze i organizatorzy będą musieli się postarać, by przebić go w przyszłym roku.


Łukasz Mazur (ATY):

Trzeci Festiwal Komiksowa Warszawa spędziłem w większości na stoisku Małych Inicjatyw Wydawniczych, więc nie mam podstaw by się wypowiedzieć o spotkaniach (na których bywałem po kilka minut jedynie), czy osławionych już kolejkach do autografów/rysografów. Mimo to, ze swojej perspektywy, imprezę uznaję za udaną - na dobre (bardzo dobre nawet, ale nie jest to zaskoczeniem) wyszło ‘wyniesienie’ komiksów z okolic szatni na piętro Pałacu i wyraźne włączenie ich do organizmu Warszawskich Targów Książki. I pamiętając opinie po zeszłorocznej edycji, wygląda na to, że wystarczyło zrobić tylko to właśnie, aby poprawić notowania Festiwalu wśród fanów komiksu (goście przecież podobnej klasy, program też bez większych wahań i odstępstw od tego, co było poprzednio).

Premier komiksowych jakby nieco mniej niż zdążyły nas do tego przyzwyczaić tego typu wydarzenia, ale ‘dla każdego coś miłego’ się znalazło. Hitem dla mnie jest Prosiacek X z kultury gniewu, czyli zupełnie nowa rzecz od Krzysztofa Owedyka. Mocny, bezkompromisowy i pomimo eleganckiego wydania, jest to zdecydowanie najlepszy zin od wielu lat. I solidny kandydat do wysokich miejsc w podsumowaniach roku 2012.

Wracając jednak do stoiska Małych Inicjatyw - tutaj hitem były dwie publikacje w których palce maczał Piotr Nowacki. I co ciekawe, każda z nich budziła zainteresowanie grup, do których ciężko się dostać ‘normalnym’ komiksom. Taki Om (darmowa publikacja PSK) z chęcią przygarniany był przez młodszych i starszych (ci brali go pewnie dla młodszych, więc na jedno wychodzi), natomiast niezapowiadany wcześniej zeszycik Kapitana Minety (do scenariusza Bartosza Sztybora) zwracał uwagę płci pięknej w każdym wieku i na oko, ok. 80% nakładu zostało wykupione przez kobiety właśnie. Można? Można. Inna sprawa czy będzie to w stanie przeciągnąć na ‘naszą stronę’ zarówno tych młodszych jak i piękniejsze przedstawicielki naszej planety... Ziarno zostało jednak zasiane i trzeba czekać jak i co z niego wyrośnie.

Ogólnie - sukces. Oby do następnej edycji.


Szymon Holcman (kultura gniewu):

Z mojej perspektywy była to udana Komiksowa Warszawa. Choć moja perspektywa jest specyficzna, bo przez większość czasu patrzyłem na festiwal zza lady stoiska kultury gniewu. Nie uczestniczyłem więc np. w spotkaniach, za wyjątkiem tych, które sam prowadziłem / byłem jednym z gości.

I o spotkaniach mogę powiedzieć tylko tyle, że smuci słaba frekwencja na większości z nich. Taki np. Tomasz Samojlik powinien opowiadać przy pełnej sali. Bo nie dość, że jest świetnym komiksiarzem, to jeszcze znakomitym naukowcem, który o swoich zainteresowaniach mówi z pasją i humorem. Wśród nielicznych go słuchających był ojciec z synem, którzy wyszli z sali w trakcie spotkania. Jak się okazało tylko po to, żeby szybko kupić Ryjówkę przeznaczenia i wrócić. Taką moc mają słowa pana Tomasza. Ale widać publiczność na tego typu imprezach woli wystawać w długich kolejkach po kolejny autograf Rosińskiego. Może warto przemyśleć, czy spotkania z twórcami na festiwalach komiksowych są potrzebne? Może wystarczą dodatkowe godziny na wpisy do albumów?

Natomiast patrząc zza lady stoiska festiwal udał się znakomicie. Przeniesienie sekcji komiksowej z piwnicy na drugi poziom, niedaleko ważnych wydawnictw literackich, pomogło imprezie. I nie chodzi tu o samą sprzedaż (ta była w porządku, choć bez szału), ale o ilość odwiedzających nasze stoisko. Dawno już się tyle nie nagadałem opowiadając o naszych komiksach i współczesnym komiksie w ogóle. Widziałem ludzi dziwiących się, że komiksy wyglądają jak książki i nie są tylko dla dzieci. Widziałem ludzi, którym faktycznie zapalała się jakaś iskierka zainteresowania w oczach. A było też sporo takich, którzy przyznawali, że podeszli, bo zaintrygowała ich nazwa wydawnictwa. I to było fajne, bo to byli przyszli klienci.

Wydaje mi się, że teraz trzeba utrzymać festiwal w tym miejscu. Za 2-3 lata wpisze się on na stałe w program targów książki, a tym samym stanie się czymś znajomym dla odwiedzających je. Jestem przekonany, że wtedy komiks przestanie być dla nich czymś nieznanym i niepokojącym, ale stanie się naturalną częścią rynku wydawniczego. Może nawet coś kupią? Jak ta starsza pani, która znalazła w pudle z przecenionymi komiksami na naszym stoisku Piekło, niebo Arne Bellstorfa i tak spodobały się jej rysunki, że sięgnęła do portfela po pieniądze.


Marcin Łuczak (Poznańskie Spotkania Komiksowe):

Tegoroczna edycja Festiwalu Komiksowa Warszawa to pierwsza, na którą udało mi się przyjechać. Festiwal odbywał się w ramach trzecich Warszawskich Targów Książki. Tym razem komiks nie został potraktowany po macoszemu i dostał miejsce w samym środku imprezy. Przez strefę komiksową przewinęło się mnóstwo przypadkowych zwiedzających. Cieszy to, że wielu z nich wielokrotnie zatrzymywało się na dłużej przy stoiskach wystawców i robiło zakupy. Nie wiem czy efekt będzie długotrwały, w postaci napływu nowych czytelników, ale wyglądało to obiecująco i liczę że przynajmniej w części tak się stanie.

Mniejszy optymizm wywoływała u mnie niestety frekwencja na spotkaniach autorskich i prelekcjach odbywających się w sali Gagarina. Zdarzały się punkty programu, które gromadziły na widowni raptem kilka osób. Jeszcze smutniejsze jest to, że uczestnicy festiwalu zamiast posłuchać, co mają do powiedzenia twórcy, wydawcy i inni, woleli stać przez długie godziny w kolejkach po autografy gości imprezy. Ciągnące się sznurki ludzi w kolejkach paraliżowały trochę poruszanie się po festiwalu. Prym w kolejkach wiedli oczywiście Ci sami ludzie co na każdym festiwalu i jak zwykle ‘obskakiwali’ kilka kolejek naraz. Regulamin strefy autografów miał to ukrócić, ale niestety nie na wiele się zdał.

After Party i Gala festiwalowa w Salonie Gier wypadły moim zdaniem średnio. Lokal nie nadawał się na tak dużą imprezę, a tym bardziej na miejsce, w którym rozdawano nagrody Stowarzyszenia. Mam nadzieję, że w przyszłym roku znajdzie się do tego celu inne miejsce. Strzałem w dziesiątke był za to pomysł, by bitwy komiksowe rozgrywać na tabletach. Nadało im to nowego wymiaru (można było korzystać z funkcji Photoshopa, m.in. wymazywać niechciane kreski). To samo miały sprawić też bitwy raperskie, ale widocznie nie jestem targetem takiej atrakcji.

Reasumując, jestem raczej zadowolony z festiwalu. Czytając relacje z poprzednich dwóch edycji bałem się, że i ta nie będzie dobra, ale widać, że są wyciągane wnioski z popełnionych błędów i impreza się cały czas rozwija. Ja na następny FKW na pewno przyjadę.


Dominik Szcześniak (Ziniol):

FKW - świetna zabawa. PKiN i kwitnące wokół niego parasolki przypomniały dobre czasy najlepszej jeśli chodzi o lokalizację imprezy, czyli TRACH!a, gdzie praktycznie w jednym miejscu można było uczestniczyć w życiu komiksowym i życiu imprezowym. Świetne spotkanie z Prosiakiem (za którym bardzo tęskniłem) w sali Gagarina, zaraz później równie udane spotkanie ze Sławkiem Lewandowskim pod wspomnianymi parasolkami, ciesząca oko kolejka po autografy do Piotrka Nowackiego, smutne ale jakże prawdziwe opowieści Tadeusza Baranowskiego, gadka z Wojtkiem Stefańcem pod parasolkami plus oczywiście premiera mojego autorskiego albumu, która z małymi problemami wreszcie się odbyła. Bawiłem się przednio. Nawet afterparty było jakieś inne niż zazwyczaj - być może przez wzgląd na udział policji.
Jedyny minus FKW, który zresztą pojawił się w mojej głowie dopiero po odbywającym się tydzień później LeSzKu, to ten cały przepych, nie pozwalający na spokojną wymianę zdań ze współrozmówcą. Kameralne imprezy dają możliwość przegadania wszystkich możliwych tematów z danym człowiekiem. Fest warszawski nie do końca zaspokoił to moje pragnienie - wszystkich jest dużo, każdy każdemu wchodzi w zdanie. Trzeba by chyba być jak Simon Bisley, żeby się przebić.


Pedro Serpa (zagraniczny gość festiwalu, uczestnik wystawy Komiks Iberyjski. Półwysep w kadrach:

Wystawa, na której pojawiły się moje prace została zainaugurowana 10 maja w bardzo luźnej atmosferze. Na otwarciu obecni byli kurator, Jakub Jankowski, oraz przedstawiciele obu instytutów, José Carlos Dias z Instytutu Camõesa i Yolanda Soler Onís z Instytutu Cervantesa, a także ambasador Hiszpanii w Warszawie. Oprócz nich oczywiście także liczna publiczność, składająca się z nauczycieli i studentów języka portugalskiego i hiszpańskiego. Autorów hiszpańskich reprezentowali Pepo Pérez i Mireia Pérez, portugalskich ja i David Soares.

Sama wystawa to połączenie autorów doświadczonych i początkujących, eklektyczny zestaw o wysokiej jakości, który pozwala poznać nie tylko samych twórców, ale i komiksy z ich krajów. Przestrzeń, w której znajduje się wystawa, i w której odbył się również wernisaż, zapewnił świetne warunki do rozmów pomiędzy autorami i zwiedzającymi. To wzorcowe i bardzo udane przedsięwzięcie, które warto powtórzyć nie tylko w Polsce, ale i w innych krajach.

Kolejne dni po wernisażu to moja wizyta na samym Festiwalu Komiksowa Warszawa. Festiwal jest zintegrowany z Targami Książki i odbywa się we wspaniałym budynku PKiN. Dobrze było zobaczyć komiks w towarzystwie literatury, książek. To dobre posunięcie na drodze do stawiania komiksu w jednym rzędzie z innymi sztukami.

Po południu odbyło się spotkanie ze mną, które rozpoczęliśmy krótkim nagraniem z udziałem Davida Soaresa, którego nie mogło być z nami. Ponieważ na sali nie było tłumów, postanowiliśmy zestawić krzesła tak, aby siedzieć bliżej sienie i porozmawiać w mniej formalnej atmosferze. Rozmawialiśmy o komiksie O Pequeno Deus Cegoktóry stworzyłem razem z Davidem, a potem o naszym nowym wspólnym projekcie, opowieści Palmas para o Esquilo. Rozmowa zmieniła się w bardzo ciekawą rozmowę na tematy różne związane z komiksem. Czas zleciał nam bardzo szybko.

Potem miałem przyjemność i zaszczyt rozdawać rysografy i autografy obok Romana Surżenko i Brian Bollanda.

Dopiero następnego dnia na spokojnie obejrzałem wystawy z rysunkami Surżenki i pracami o Powstaniu Warszawskim.

Do były wspaniałe i intensywne dwa dni i już za wami tęsknię.

Z Sacavém dla Warszawy

A todos, dziękuję!

Michał Słomka (Centrala):

Byłem pozytywnie zaskoczony wynikami sprzedaży. Sam festiwal poza częścią targową ciężko mi ocenić. Ale na pewno potrzebna jest taka właśnie formuła Komiksowej Warszawy na Warszawskich Targach Książki.

Tomasz Samojlik (Ryjówka przeznaczenia):

Ja za krótko byłem, żeby się jakoś szerzej wypowiadać, poza tym to była moja pierwsza tego typu impreza, nie mam za bardzo z czym porównać. Dla mnie bomba, tyle tylko rzec mogę.


Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę



Czytaj również

Festiwal Komiksowa Warszawa 2012
Do trzech razy sztuka?
- recenzja

Komentarze


Jeszcze nikt nie dodał komentarza.

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.