» Blog » Norweski wieloryb
28-08-2010 21:29

Norweski wieloryb

Odsłony: 15

Norweski wieloryb

Lubię mieć zawsze pod ręką jakąś pewną grę – coś co działa z różnymi typami graczy, nie wymaga przygotowania, ma łatwe do objaśnienia zasady i w co można zagrać szybko. Takim pewnikiem jest dla mnie In the Belly of a Whale Magnusa Jakobssona – mała norweska gra. Naprawdę mała. Pełen tekst zasad mieści się na trzech stronach antologii Norwegian Style (książka, blog), kilka kolejnych stron to materiały do gry, o czym dalej.

 

Gra przeznaczona jest dla 3–5 osób, ale kilkakrotnie zdarzyło mi się zagrać we dwójkę i za każdym razem gra zupełnie dobrze działała. Rozegranie jej zajmuje zależnie od ilości graczy od czterdziestu minut do dwóch godzin. 

Sytuacja wyjściowa jest banalna: oto w 1641 roku kilka osób wsiadło na statek, który następnie się rozbił, a jego pasażerowie zostali połknięci przez wieloryba. Teraz siedzą wewnątrz jego brzucha i, wyczerpawszy już pomysły na to, jak się wydostać, dla zabicia nudy opowiadają sobie historie ze swojego życia. Czy to nie brzmi świetnie?

Teraz siadamy dookoła stołu i każdy losuje sobie postać. Każdy, bo podział kompetencji narracyjnych jest równy, nie ma jednego prowadzącego. Wszystkie postaci charakteryzują po dwie wyraziste cechy, np. austriacka szlachcianka przebrana za mężczyznę albo hiszpański hidalgo, pobożny katolik. Informacje te jawne są dla wszystkich graczy, karta leży na stole. Do tego każdy losuje kartę z motywacją, z której to karty dowiaduje się, co sprawiło, że postać ta wsiadła na pokład. I tak po około minucie każdy wie już, kim będzie grał. Następnie każdy po kolei ma chwilę (około 5 minut) na narrację. Wypowiedzi inspirowane są ciągniętymi na bieżąco w każdej turze karteczkami z hasłami (choroba, przerwany pojedynek, zdrada, znajomy pierścień). Ponieważ trzeba nawiązywać do karteczek, które pojawiły się już na stole, historie poszczególnych postaci łatwo się splatają – okazuje się na przykład, że szlachcianka, która wyruszyła w podróż za swoją miłością spotyka kogoś, kto zasztyletował jej kochanka, a pierścień, który dała kiedyś służącej trafił do także znajdującego się w brzuchu wieloryba pirata, który służącą ograbił. Czasem zamiast historii z życia pojawiają się spory doktrynalne, gdy na przykład dwójka graczy dyskutuje in character jako wątpiący inkwizytor i pobożny katolik. Po czterech takich turach nadchodzi czas na epilog. Wieloryb wypluwa więźniów na brzeg, każdy ujawnia swoją motywację, a gracz po lewej opowiada epilog dla twojej postaci. Proste?

Jest jeszcze kilka dodatkowych zasad, które sprawiają, że z gry czerpie się jeszcze większą frajdę. Przede wszystkim: to, co mówisz i robisz jest tym, co mówi i robi twoja postać. Więc nie gaś świeczki na stole, bo nagle w brzuchu wieloryba zrobi się ciemno i straszno. Są także proste i intuicyjne reguły, które pozwalają na płynność rozgrywki: słuchamy, co mówią inni i nawiązujemy do ich opowieści, nie zaprzeczamy faktom, które już weszły do gry i opowiadamy tyle ciekawych dla innych wydarzeń, ile to możliwe.

 

Teraz czas na autoreklamę. Strasznie lubię grać w wieloryba, więc z wielką przyjemnością zagram z każdym, kto mnie tylko gdzieś dopadnie. W najbliższym czasie zamierzam być na Innych Sferach we Wrocławiu, gdzie w ramach Orient Expressu pewnie poprowadzę kilka gier. Zabiorę też ze sobą wieloryba.  

Komentarze


lucek
   
Ocena:
0
Strasznie fajnie się gra z Iną w wieloryba! Jak ktoś ją dopadnie, to ma zapewnione mnóstwo fajnego grania.

Ja też lubię wieloryba i jeśli uda mi się na Inne Sfery dotrzeć, to będę chciał zagrać :-)


l.
29-08-2010 20:14

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.