» Recenzje » Nieuchwytny

Nieuchwytny


wersja do druku

Bez dreszczyku

Redakcja: Iwona 'Ivrin' Kusion

Nieuchwytny
Internet to zło. Użytkownicy to banda zdegenerowanych, żądnych sensacji potworów, nie liczących się z ludzkim cierpieniem i gdzieś mających krzywdę bliźniego. Ważna jest tylko rozrywka. Okazuje się, iż rację miał Jarosław, mówiąc, że amatorom sieci tylko piwo i pornole w głowie. A i z nieskomputeryzowaną częścią społeczeństwa wcale lepiej nie jest. Totalny zanik empatii i altruizmu, a przede wszystkim postępujące uzależnienie od mediów – oto obraz ludzkości w dwudziestym pierwszym wieku. I właśnie o tym jest Nieuchwytny.

Na pierwszy rzut oka, najnowsza produkcja Gregory’ego Hoblita to klasyczny przedstawiciel swojego gatunku. Głowna bohaterka, grana przez Diane Lane, pracuje w oddziale FBI zajmującym się przestępczością internetową. Zajmują się piractwem, pornografią, oszustwami w e-bankingu i wszystkim tym, co podchodzi pod łamanie prawa, a da się to zrobić przez Internet. Pewnego dnia otrzymują kartkę z zapisanym adresem podejrzanej strony (killwithme.com, czyli zabijzemna.com). Okazuje się, że za jej pośrednictwem można oglądać relację na żywo ze skąpanej w półmroku piwnicy.

Pierwszą ofiarą jest kot, porwany w biały dzień sprzed domu swoich właścicieli. Zwierzak zostaje zabity na oczach internautów, jednakże to za mało, by przełożeni naszej bohaterki podjęli jakieś szeroko zakrojone działania. Dopiero gdy porwany zostaje człowiek, dociera do nich, że mają do czynienia z maniakalnym mordercą. Co gorsza, okazuje się, że ów psychol jest także komputerowym geniuszem. Podczas gdy jego zabezpieczenia są dla FBI nie do obejścia, on sam bez problemu włamuje się do ich komputerów, skutecznie utrudniając agentom pracę.

Jak nie trudno się domyślić, zaczyna się śmiertelna zabawa w chowanego. Zabójca porywa coraz to nowe ofiary, to jak szybko zginą uzależniając od liczby odwiedzin na stronie, a stróże prawa walczą nie tylko z czasem, ale także z rosnącą popularnością portalu.

I wszystko byłoby w jak najlepszym porządku, gdyby ten wątek był w Nieuchwytnym najważniejszy. Tymczasem twórcy postanowili zabawić się w domorosłych krytyków cywilizacji i postępującej komputeryzacji, co jakiś czas skutecznie psując nam przyjemność oglądania filmu, na wszelkie możliwe sposoby przemycając na ekran swoje teorie. Problem polega jednak na tym, że owe czarne proroctwa dotyczące nieodzownej degeneracji człowieka traktowane są przez filmowców po macoszemu. W ten sposób dochodzimy do pewnego paradoksu – tak naprawdę nie wiadomo, co jest głównym tematem tego filmu. Oba wątki: porwanie i krytyka społeczeństwa, zamiast się przeplatać i uzupełniać, częściej sobie przeszkadzają. Mnóstwo scen akcji psują absolutnie niepotrzebne wstawki moralizatorskie, a z kolei większość głębszych prawd wygłaszana jest na zasadzie luźno rzuconych stwierdzeń, upchanych w rozmowach na zupełnie inne tematy.

Najgorszy jednak jest ton, w jakim krytykowany jest współczesny świat. Filmowcy stawiają siebie samych w pozycji czystych jak łza nieomylnych mentorów, którzy starają się wytłumaczyć coś opornemu, rozkapryszonemu dziecku, jakim jest społeczeństwo. Trudno skupić się na opowiadanej w filmie historii, gdy ktoś bezustannie zrzędzi nam nad uchem.

Niestety, to nie jedyna wada scenariusza. Najważniejszą cechą każdego thrillera jest napięcie. Niepewność i poczucie zagrożenia powinny przeszywać nas lodowatym dreszczem, sprawiając, że będziemy nerwowo kręcić się w fotelu. Tymczasem Nieuchwytny potrafi być aż za bardzo przewidywalny. Przeciętny widz nie powinien mieć problemu z ustaleniem biegu wydarzeń na dobrych kilka minut przed każdym ważniejszym zwrotem akcji. A w przypadku takiego filmu jest to grzech niewybaczalny. Po jakimś czasie oglądanie sprowadza się jedynie do konfrontowania swoich podejrzeń z pomysłami scenarzystów, a ponieważ przewidywanie rozwoju akcji dużych trudności nie nastręcza, trudno mówić o przedniej zabawie.

Również względem aktorstwa trudno znaleźć jakieś ciepłe słowa. Diane Lane ogranicza się jedynie do skromnego repertuaru wyrażających zaskoczenie i przerażenie min, którymi szasta na prawo i lewo przy okazji pojawienia się na stronie coraz to nowych relacji z morderstw. Fatalny błąd popełniono także przy obsadzaniu roli filmowego psychopaty. Billy Burke został po prostu za dobrze dobrany. Co należy przez to rozumieć? Otóż młody aktor wyglądał tak, jakby ktoś na czole napisał mu: psychol. Wystarczy jedno spojrzenie i każdy nieomylnie wskaże główny czarny charakter Nieuchwytnego. Na plus wyróżnia się jedynie Colin Hanks, ale tylko dlatego, że jako jedyny zagrał przyzwoicie.

Jak już jesteśmy przy bohaterach, to wypadałoby wspomnieć nie tylko o samych kreacjach, ale i o postaciach. Otóż na tym polu scenarzyści również się nie popisali. Przede wszystkim, nie lubię, gdy filmowcy przesadzają z niektórymi umiejętnościami bohaterów. Owszem, rozumiem, że nasz morderca był genialnym informatykiem, ale nie podobało mi się opisywanie całej sytuacji, jakby on był bogiem cybernetyki, a agenci FBI bandą dzieciaków z zabawkową klawiaturą. Wątpię, aby federalni zatrudniali amatorów, więc takie podejście do sprawy najzwyczajniej w świecie mnie drażniło. Chociaż trzeba przyznać, że pod pewnymi względami twórcy wykazywali się niespotykaną konsekwencją. Jak już raz postanowiono, że śledczy mają być jak błądzące po omacku dzieciaki, to konsekwentnie się tego trzymano. Przykładem kuriozalnego postępowania był chociażby fakt, iż agenci, podczas poszukiwań nie zadali sobie nawet trudu, aby sprawdzić, co oznaczają zdobiące stronę mordercy cyfry.

Filmu nie ratują też ani jakieś szczególnie dobre zdjęcia (na tym polu jest po prostu przeciętnie), ani też odpowiednio dobrana muzyka. Operator kamery wielu okazji do popisu nie miał, a praca kompozytora poszła na marne, bo dźwiękowcy nie zadbali o to, aby motywy muzyczne przebijały się przez kakofonię innych dźwięków.

Ogólnie rzecz biorąc, Nieuchwytny sprawia wrażenie ofiary strajku scenarzystów. Zabrakło odpowiedniego dozowania emocji, a przede wszystkim umiejętnego konstruowania kolejnych wątków, przez co fabuła stała się przewidywalna. Owszem, film do gniotów nie należy, ba!, może nawet podchodziłby pod przyzwoite kino, gdyby nie godne pożałowania moralizatorskie aspiracje, skutecznie psujące odbiór obrazu.

Jeżeli najdzie was ochota na porządny thriller, to zamiast iść do kina skierujcie się do najbliższej wypożyczalni DVD i wyszukajcie coś z klasyków. Polecam Siedem.
Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę


Ocena: 3 / 6



Czytaj również

Człowiek ze stali [DVD]
Superman istnieje i jest Amerykaninem
- recenzja
Człowiek ze stali
Zack Snyder's Superman – Origins
- recenzja
Saga Zmierzch: Przed świtem. Część 1
Dyskretny urok wampiryzmu
- recenzja
Mario Barth: Na własnej skórze [DVD]
Promocja Ameryki pisana wschodnim tuszem
- recenzja
Księżyc w nowiu
Księżyc w kryzysie
- recenzja
Saga Zmierzch: Księżyc w nowiu
Zmierzch? Zaćmienie? Ściema.
- recenzja

Komentarze


Mandos
   
Ocena:
0
Recenzja przyjazna dla otoczenia. Dzięki.
12-05-2008 16:26

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.