30-03-2011 15:38
Nie było mnie na Pyrkonie, ale...
W działach: LARPy, Konwenty, Ludzie | Odsłony: 14
Nie było mnie niestety w tym roku na Pyrkonie, podobno jest czego żałować. Znaczy się byłem na terenie Międzynarodowych Targów Poznańskich w dniach 25-27 marca. Miałem nawet plakietkę, opaskę, a i okazja do napicia się paru soków wyskokowych ze znajomymi z całej polski się znalazła. Moim jednak celem był nie tyle sam Pyrkon co odbywający się w jego ramach po raz drugi konkurs "Złote Maski", w którym ponownie miałem przyjemność sędziować.
W tym wpisie chciałbym się podzielić kilkoma subiektywnymi odczuciami odnośnie całego przedsięwzięcia – na oficjalne podsumowanie i opis konkursowych gier jeszcze będzie czas, tym razem jako porządny artykuł, a nie tylko zwykłe notki blogowe.
"Złote Maski" to pomysł banalnie genialny. Skoro mamy największą imprezę w Polsce to czemu nie zrobić na niej konkurs na najlepszego LARPa? Właściwie nie było za tym ukrytego żadnego podstępu, przesłania ani mocno skonkretyzowanego celu. Przynajmniej na początku. To, w co "Złote Maski" się przerodziły, to już zupełnie inna para kaloszy.
W tym roku poziom był, paradoksalnie, niższy niż w ubiegłym. Nawet nie wiecie, jak bardzo mnie (i nie tylko mnie) to zaskoczyło. Same zajawki gier (które mogliście poczytać chociażby w polterowym dziale LARPowym) nie zapowiadały zbyt wiele, a otrzymane przez sędziów w późniejszym okresie konspekty często wołały o pomstę do nieba. I to nie z powodu zmarnowanych pomysłów (chociaż i takie przypadki się zdarzały), ale słabego i niechlujnego przygotowania. To zresztą pojawiało się także podczas samych konkursowych gier – co szczególnie bolało w przypadku twórców, którzy rok temu postarali się bardziej i teraz po prostu przeżyli swojego rodzaju regres. W 2010 nagrodę za najlepszy scenariusz zgarnął LARP poważny, dotyczący powstania warszawskiego i wyciskający mocne emocje z graczy. Nagrodę za prowadzenie dostała Falloutowa gra rozgrywana w prawdziwym bunkrze, z kombinezonami dla każdego gracza i toną rekwizytów (w tym m.in. działające telefony kablowe na korbę czy specjalnie na tą okazję napisane programy komputerowe). Logika podpowiadałaby więc, że prowadzący uznają, że takie właśnie rzeczy się sprzedają i pójdą dokładnie w tą stronę. Niestety to były tylko płonne nadzieje. Na szczęście nie do końca, ale o tym później. Mnie osobiście bolał również zawarty w konspektach cel gier. W większości przypadków znajdowała się tam jedynie różnorako przedstawiona „możliwość odgrywania postaci” oraz „próba stworzenia klimatu”. A przecież LARPami można osiągnąć wiele, wiele więcej. Nigdzie, a już szczególnie w przypadku tego (bądź co bądź prestiżowego) konkursu nie powinna się zdarzyć sytuacja, która spotkała mnie po jednej z gier. Prowadząca zapytana na szybko "co chciała osiągnąć tym LARPem" odpowiedziała po prostu "nie wiem". Ledwo zebrałem siły, aby popędzić oceniać inne gry.
"Złote Maski" spełniły jednak swoją rolę. A jest ona nieoceniona. Jasne, mógłbym jeszcze pisać i pisać o uwagach i zastrzeżeniach, o których wspomniałem we wcześniejszym akapicie. Również technicznych i organizacyjnych, czyli takich zależnych bezpośrednio m.in. ode mnie. Bo wiele jeszcze jest do zrobienia, ale na szczęście wszyscy zdajemy sobie z tego sprawę. Za rok na pewno będzie lepiej, to już teraz mogę Wam obiecać. Skupmy się jednak na pozytywach. A na nie nie starczyłoby miejsca na całym serwerze poltera, więc będzie w punktach.
- wśród konkursowych gier znalazło się mnóstwo prawdziwych perełek. Gier, w które sam z olbrzymią chęcią bym zagrał. Gier "o czymś". Gier poważnych, czasem śmiesznych, ale zawsze nietuzinkowych. I nie chodzi tutaj tylko o zwycięski "Sodoma i Gomora Show" czy nominowane "Gdy nie ma dzieci w domu" oraz "Mrok/Pociąg Marzeń". Widać było wiele ciekawych koncepcji, niestandardowych podejść i fajnych settingów. Widmo standardowej dramy wampirzej (książę umiera i musimy wybrać nowego, a sabat stoi u bram) wciąż było niestety silne, ale myślę, że jesteśmy na dobrej drodze.
- niektórym prowadzącym naprawdę zależało. Chcieli zrobić gry przeprowadzone poprawnie i porządnie się do nich przygotowali. Kiedy zamieniasz salę szkolną w średniowieczną karczmę, przywozisz na miejsce sztachety i deski i zbijasz z nich płot, zapewniasz stroje i rekwizyty dla kilkunastu graczy, a do tego w niesamowity sposób swoją własną grą i zaangażowaniem wprowadzasz ich w klimat to od razu widać, że ci zależy. Tak właśnie zrobił zwycięski "Tenebris…", a uwierzcie mi – nie byli oni jedynie wyjątkiem.
- gracze starają się grać jak najlepiej. Fakt, że czasem była to ewidentna "pokazówka pod sędziego", ale mimo wszystko dzięki temu wszyscy mogą się bardziej wczuć. Bo jak dobrze wiadomo na LARPie nie gramy dla siebie, tylko dla wszystkich. Lepsza gra jednego gracza to po prostu lepszy LARP. Więc wszyscy są zadowoleni.
- aktywizują się nieznani wcześniej, a naprawdę płodni twórcy. Idealnym przykładem jest wspomniany wcześniej "Tenebris…" – chłopaki wzięli się znikąd i szturmem wdarli się na prawdziwe wyżyny. Oby więcej takich przypadków.
- jednocześnie eksperymentują nawet nowi, wcześniej bardziej nieśmiali ludzie. Choćby taka Basia Szeląg – rok temu niespodziewanie, acz zasłużenie, nominowana do nagrody dla najlepszego gracza, w tym roku przyjechała z własną grą. Może nie najlepszą, na pewno nie idealną, ale innowacyjną i pomysłową. Kto wie, czy stałoby się podobnie, gdyby "Złotych Masek" nie było?
- to okazja do dyskusji. Śniadania LARPowe na Pyrkonie wyszły świetnie również dlatego, że brało w nich udział wielu twórców zwabionych właśnie konkursem. Tam właśnie (i nie tylko tam) była prawdziwa burza mózgów i wymiana LARPowych konkursów. A to osiągnięcie, którego nie można przecenić.
- sędziowania, mimo, że zabrało mi cały konwent i totalnie wykończyło psychicznie i fizycznie, nie zamieniłbym na nic innego. Cała ekipa to niesamowici ludzie z całej Polski – świetni LARPowcy, z których każdy cechuje się nie tylko różnym podejściem, ale przede wszystkim otwartym umysłem. W tym roku wybór zwycięzców zajął nam 4 godziny obrad. Ale wymiany zdań, jakie w trakcie nich zachodziły na zawsze zostaną w mojej pamięci – podobnie, jak zeszłoroczne.
Jest mnóstwo rzeczy, o których zapomniałem i nie wspomniałem. Masa spraw, o których jeszcze można napisać i o których pisać (mam nadzieję nie tylko ja) jeszcze będę. Dziękuję za te "Złote Maski" wszystkim, którzy sprawili, że doszły one do skutku – organizatorom, sędziom, MG i graczom.
Na dokładne podsumowanie jeszcze będzie czas. Do zobaczenia za rok, na trzeciej edycji konkursu. Mam nadzieję, że będzie jeszcze lepsza.
Na zdjęciu tegoroczne statuetki w pełnej krasie. Autor: Marcin Pflanz
W tym wpisie chciałbym się podzielić kilkoma subiektywnymi odczuciami odnośnie całego przedsięwzięcia – na oficjalne podsumowanie i opis konkursowych gier jeszcze będzie czas, tym razem jako porządny artykuł, a nie tylko zwykłe notki blogowe.
"Złote Maski" to pomysł banalnie genialny. Skoro mamy największą imprezę w Polsce to czemu nie zrobić na niej konkurs na najlepszego LARPa? Właściwie nie było za tym ukrytego żadnego podstępu, przesłania ani mocno skonkretyzowanego celu. Przynajmniej na początku. To, w co "Złote Maski" się przerodziły, to już zupełnie inna para kaloszy.
W tym roku poziom był, paradoksalnie, niższy niż w ubiegłym. Nawet nie wiecie, jak bardzo mnie (i nie tylko mnie) to zaskoczyło. Same zajawki gier (które mogliście poczytać chociażby w polterowym dziale LARPowym) nie zapowiadały zbyt wiele, a otrzymane przez sędziów w późniejszym okresie konspekty często wołały o pomstę do nieba. I to nie z powodu zmarnowanych pomysłów (chociaż i takie przypadki się zdarzały), ale słabego i niechlujnego przygotowania. To zresztą pojawiało się także podczas samych konkursowych gier – co szczególnie bolało w przypadku twórców, którzy rok temu postarali się bardziej i teraz po prostu przeżyli swojego rodzaju regres. W 2010 nagrodę za najlepszy scenariusz zgarnął LARP poważny, dotyczący powstania warszawskiego i wyciskający mocne emocje z graczy. Nagrodę za prowadzenie dostała Falloutowa gra rozgrywana w prawdziwym bunkrze, z kombinezonami dla każdego gracza i toną rekwizytów (w tym m.in. działające telefony kablowe na korbę czy specjalnie na tą okazję napisane programy komputerowe). Logika podpowiadałaby więc, że prowadzący uznają, że takie właśnie rzeczy się sprzedają i pójdą dokładnie w tą stronę. Niestety to były tylko płonne nadzieje. Na szczęście nie do końca, ale o tym później. Mnie osobiście bolał również zawarty w konspektach cel gier. W większości przypadków znajdowała się tam jedynie różnorako przedstawiona „możliwość odgrywania postaci” oraz „próba stworzenia klimatu”. A przecież LARPami można osiągnąć wiele, wiele więcej. Nigdzie, a już szczególnie w przypadku tego (bądź co bądź prestiżowego) konkursu nie powinna się zdarzyć sytuacja, która spotkała mnie po jednej z gier. Prowadząca zapytana na szybko "co chciała osiągnąć tym LARPem" odpowiedziała po prostu "nie wiem". Ledwo zebrałem siły, aby popędzić oceniać inne gry.
"Złote Maski" spełniły jednak swoją rolę. A jest ona nieoceniona. Jasne, mógłbym jeszcze pisać i pisać o uwagach i zastrzeżeniach, o których wspomniałem we wcześniejszym akapicie. Również technicznych i organizacyjnych, czyli takich zależnych bezpośrednio m.in. ode mnie. Bo wiele jeszcze jest do zrobienia, ale na szczęście wszyscy zdajemy sobie z tego sprawę. Za rok na pewno będzie lepiej, to już teraz mogę Wam obiecać. Skupmy się jednak na pozytywach. A na nie nie starczyłoby miejsca na całym serwerze poltera, więc będzie w punktach.
- wśród konkursowych gier znalazło się mnóstwo prawdziwych perełek. Gier, w które sam z olbrzymią chęcią bym zagrał. Gier "o czymś". Gier poważnych, czasem śmiesznych, ale zawsze nietuzinkowych. I nie chodzi tutaj tylko o zwycięski "Sodoma i Gomora Show" czy nominowane "Gdy nie ma dzieci w domu" oraz "Mrok/Pociąg Marzeń". Widać było wiele ciekawych koncepcji, niestandardowych podejść i fajnych settingów. Widmo standardowej dramy wampirzej (książę umiera i musimy wybrać nowego, a sabat stoi u bram) wciąż było niestety silne, ale myślę, że jesteśmy na dobrej drodze.
- niektórym prowadzącym naprawdę zależało. Chcieli zrobić gry przeprowadzone poprawnie i porządnie się do nich przygotowali. Kiedy zamieniasz salę szkolną w średniowieczną karczmę, przywozisz na miejsce sztachety i deski i zbijasz z nich płot, zapewniasz stroje i rekwizyty dla kilkunastu graczy, a do tego w niesamowity sposób swoją własną grą i zaangażowaniem wprowadzasz ich w klimat to od razu widać, że ci zależy. Tak właśnie zrobił zwycięski "Tenebris…", a uwierzcie mi – nie byli oni jedynie wyjątkiem.
- gracze starają się grać jak najlepiej. Fakt, że czasem była to ewidentna "pokazówka pod sędziego", ale mimo wszystko dzięki temu wszyscy mogą się bardziej wczuć. Bo jak dobrze wiadomo na LARPie nie gramy dla siebie, tylko dla wszystkich. Lepsza gra jednego gracza to po prostu lepszy LARP. Więc wszyscy są zadowoleni.
- aktywizują się nieznani wcześniej, a naprawdę płodni twórcy. Idealnym przykładem jest wspomniany wcześniej "Tenebris…" – chłopaki wzięli się znikąd i szturmem wdarli się na prawdziwe wyżyny. Oby więcej takich przypadków.
- jednocześnie eksperymentują nawet nowi, wcześniej bardziej nieśmiali ludzie. Choćby taka Basia Szeląg – rok temu niespodziewanie, acz zasłużenie, nominowana do nagrody dla najlepszego gracza, w tym roku przyjechała z własną grą. Może nie najlepszą, na pewno nie idealną, ale innowacyjną i pomysłową. Kto wie, czy stałoby się podobnie, gdyby "Złotych Masek" nie było?
- to okazja do dyskusji. Śniadania LARPowe na Pyrkonie wyszły świetnie również dlatego, że brało w nich udział wielu twórców zwabionych właśnie konkursem. Tam właśnie (i nie tylko tam) była prawdziwa burza mózgów i wymiana LARPowych konkursów. A to osiągnięcie, którego nie można przecenić.
- sędziowania, mimo, że zabrało mi cały konwent i totalnie wykończyło psychicznie i fizycznie, nie zamieniłbym na nic innego. Cała ekipa to niesamowici ludzie z całej Polski – świetni LARPowcy, z których każdy cechuje się nie tylko różnym podejściem, ale przede wszystkim otwartym umysłem. W tym roku wybór zwycięzców zajął nam 4 godziny obrad. Ale wymiany zdań, jakie w trakcie nich zachodziły na zawsze zostaną w mojej pamięci – podobnie, jak zeszłoroczne.
Jest mnóstwo rzeczy, o których zapomniałem i nie wspomniałem. Masa spraw, o których jeszcze można napisać i o których pisać (mam nadzieję nie tylko ja) jeszcze będę. Dziękuję za te "Złote Maski" wszystkim, którzy sprawili, że doszły one do skutku – organizatorom, sędziom, MG i graczom.
Na dokładne podsumowanie jeszcze będzie czas. Do zobaczenia za rok, na trzeciej edycji konkursu. Mam nadzieję, że będzie jeszcze lepsza.
Na zdjęciu tegoroczne statuetki w pełnej krasie. Autor: Marcin Pflanz