» Blog » Nawiedzony dom (opowiadanie):
16-11-2015 23:25

Nawiedzony dom (opowiadanie):

Odsłony: 297

Nawiedzony dom (opowiadanie):

Pierwsze dziesięciolecie XXI wieku.

W rezultacie burzy czasoprzestrzennej o nieznanej genezie planeta Ziemia zostaje zniszczona. Jedynym ocalałym krajem jest III Rzeczpospolita Polska. Niestety na przeszkodzie w jej drodze do dobrobytu stają nieczyste siły pod postacią prehistorycznych bestii, złośliwych robotów z przyszłości, Niemców i tym podobnych.

Do walki z tymi i innymi zagrożeniami Rząd Polski powołuje specjalną jednostkę wojskową nazwaną Oddziałem Wydzielonym. W jej skład wchodzą wyłącznie najlepiej ustosunkowani żołnierze, którzy pod pretekstem strzelania do potworów mają nadzieję doczekać emerytury z dala od frontu.

Na czele tego bajzlu staje kolega kuzyna ojca poprzedniego ministra obrony major Janusz Zielonogórski.

17 listopada 1939 / 2031 zależnie od datacji, Koszary Wojsk Lądowych III Rzeczpospolitej Polskiej, Sala Konferencyjno-Odprawowa, Tomaszów Mazowiecki, Godzina 10:33

Major Janusz Zielonogórski, dowódca Oddziału Wydzielonego Z Sił Zbrojnych Celem Wsparcia Działań Policyjnych wyprostował głowę i spojrzał swym jednym okiem na zgromadzonych w pomieszczeniu podwładnych. Większość z nich miała znudzone miny. Jedyne wyjątki stanowiło tych kilku, którzy grali pod krzesłami na smartphonach lub pisali SMS-y. Nie było w tym nic dziwnego: spotkanie ciągnęło się już od godziny. A wszystko wskazywało na to, że jeszcze potrwa...

- Dobrze więc, skoro omówiliśmy już grafik dyżurów oraz służby wartowniczej na następne dwa tygodnie przejdźmy do zagadnień statutowych! - oznajmił. - Jak donoszą lokalne władze, na terenie wsi Różewo, w województwie Zachodniopomorskim doszło do wzmożenia aktywności paranormalnej - wyłożył, po czym za pomocą pilota uruchomił prezentację.

Na tablicy multimedialnej znajdującej się za nim pojawiła się fotografia rozpadającego się domu. Był to piętrowy budynek jednorodzinny, z wbudowanym garażem i własnym parkingiem, otoczony rozległym trawnikiem i płotem ze stalowych prętów.

Solidne, kamienne przypory i balkon z kolumnadą zdradzały, że nie jest to zwykły dom, ale rezydencja nowobogackiego. Rosnące na dachu brzózki i wybite okna jednoznacznie wskazywały natomiast, że od dłuższego czasu nikt w nim nie mieszkał.

- Ich centralnym punktem jest ta oto rudera! - ogłosił. - Nieruchomość owa należała do pana Krzysztofa S. z wykształcenia mechanika samochodowego, właściciela firmy Warsztaty Naprawcze: Remonty i Regeneracja Gaśnic. Zbudowana została na kredyt, który właściciel chciał spłacić z działalności gospodarczej. Niestety, kredyt był we frankach, a wszyscy dobrze wiemy, co się z nimi stało... Tak więc mimo, że biznes prosperował, do pana S. zapukał komornik, by zabrać mu wszystko. Niestety nie wiedział on, że pan S. posiada broń palną. I że nasz mechanik zareaguje w sposób stereotypowy, jak z podręcznika do kryminologii: widząc, że jego szczęście ziemskie się kończy zastrzelił najpierw komornika, potem swoje dzieci, żonę, a na końcu siebie!

To mówiąc major przetoczył po sali wzrokiem, by upewnić się, czy podkomendni go słuchają. Jak zwykle w takich sytuacjach pierwszy rząd udawał, że notuje, podobnie jak drugi. Jednak już w trzecim rzędzie ktoś pracowicie lepił papierowe kulki, żeby strzelać nimi z długopisu, jak z indiańskiej dmuchawki.

Czyli wszystko było w normie.

Wrócił więc do briefingu.

- Sprawa była głośna kilka lat temu w mediach jako „Masakra w Różewie”. Mimo, że telewizja znudziła się już po tygodniu, bankowi oczywiście nie udało się sprzedać nieruchomości. Od tego czasu więc niszczała. Miejscowi informują, że w budynku widywano dziwne światła, sylwetki ludzkie oraz słyszano z niego głosy, ale zwalono to na koczujących w nim meneli. Tym bardziej, że na terenie posesji znaleziono puste butelki po alkoholu - oświadczył major, po czym zmienił slajd.

Znikł gdzieś niszczejący, choć bajkowy domek zastąpiony fotografiami stłuczonych flaszek po piwie i odłamków szkła. Gdzieniegdzie poniewierały się też kapsle i nakrętki po tanim winie z Biedronki.

- W posesji panował spokój do momentu, gdy kilka tygodni temu bank ponownie nie spróbował sprzedać budynku. Wysłany na miejsce agent nieruchomościowy znikł jednak bez śladu. Ekspedycja ratunkowa w składzie dwóch strażników miejskich i policjant również przepadła, podobnie jak miejscowy radiesteta - wyliczył wojskowy. - Teraz do akcji wchodzimy my! Nasze zadanie jest proste: rozpoznać nieruchomość walką! Nie wiadomo, co żyje w tych ruinach, ale mamy to zabić!

17 listopada 1939, Tomaszów Mazowiecki, Godzina 10:33

- Nieruchomość, którą będziemy szturmować warta jest około pół miliona złotych! Na szczęście ludzkie życie jest niewycenialne, a ja jako dowódca mam obowiązek zadbać o bezpieczeństwo moich ludzi! Tak więc w operacji tej wykorzystamy całą przewagę techniczno-materiałową, jaką zapewnia nam fakt, że jesteśmy wojskiem! Bowiem tylko w ten sposób możemy zminimalizować straty! - ogłosił Zielonogórski, choć nie był to jedyny powód. - Poza tym w ten sposób dodatek za udział w akcji bojowej będzie można wypłacić większej ilości osób!

Major przerwał, by raz jeszcze zmienić slajd w prezentacji. Za jego plecami pojawił się plan posesji pokreślony za pomocą kolorowych strzałek i krzyżyków, które nasmarował w Paincie.

- Sprawę załatwimy standardowo i bez zbędnej filozofii: najpierw pod posesję podjadą dwa czołgi. Jeden stanie przy wejściu, drugi zabezpieczy wyjście. Następnie do środka wejdzie oddział szturmowy, którego zadaniem będzie przeszukać wszystkie pomieszczenia i wypłoszyć to, co się w budynku zalęgło. Problem uciekając wybiegnie prosto pod lufę czołgu i zostanie rozwiązany. Na wypadek gdyby, zamiast którymś z wyjść uciekał przez okno saperzy przed rozpoczęciem akcji rozłożą pod nimi miny przeciwpiechotne - objaśnił. - Jakieś pytania? - dodał mając nadzieję, że jak zwykle zakończy to sprawę.

Faktycznie tak było.

W zasadzie mógł już zakończyć, kiedy przypomniał mu się ważny szczegół. Odwrócił się więc w stronę swoich żołnierzy.

- Acha! Jeszcze jedno - dodał więc. - Wszyscy oglądamy horrory i wiemy jak kończy się łażenie w pojedynkę, szukanie kibli czy rozdzielanie się na mniejsze grupy! Tak więc na zakończenie odprawy chciałbym przypomnieć, że najmniejszym pododdziałem Wojska Polskiego jest sekcja! To jest trzech żołnierzy! Jeden realizuje zadanie, reszta go osłania!

 

Ciąg dalszy na Blogu Zewnętrznym.

2
Notka polecana przez: jakkubus, PK_AZ
Poleć innym tę notkę

Komentarze


Jeszcze nikt nie dodał komentarza.

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.