15-03-2013 17:59
Najemnicy - konkurs.
W działach: literatura/fantasy | Odsłony: 10
W związku z tym, że przyszły już do mnie egzemplarze autorskie, postanowiłem zorganizować konkurs. Nagrodami będą dwa egzemplarze powieści mojego autorstwa pt. "Najemnicy część I" (po jednym dla dwóch losowych osób, spośród tych, które wezmą udział i prawidłowo odpowiedzą na jedno z dwóch pytań.)
Co należy zrobić? Przede wszystkim polecić niniejszą notkę dalej. Następnie przesłać odpowiedź na przynajmniej jedno z dwóch poniższych pytań na adres e-mailowy:
[email protected] (w temacie e-maila proszę wpisać "najemnicy konkurs, a w treści napisać swój polterowy nick).
Konkurs zostanie rozstrzygnięty 22.03.13 (piątek) późnym wieczorem.
A oto pytania:
1. W jakim filmie pojawia się formacja konna o nazwie "Czerwone nogi"? (małą podpowiedzią będzie, że nie jest to film w konwencji fantasy)
2. Czy Izzair przeżyje spotkanie z Czerwonymi Nogami? (pytanie związane z treścią fragmentu poniżej)
Izzair ostatecznie się zdecydował. Przemógł strach. Cokolwiek za wolno, jak na swój gust, wstał i zaczął biec. Rzeczywiście zobaczył szóstkę koni pozostawionych przy drzewach. Dzieliło go od nich niecałe sto metrów.
– Łapać, trzymać!! – ryknął jeden ze zbirów.
– Cud, cud! – śmiał się drugi. – Zmartwychwstał!
Trójka z tyłu była dosyć daleko. Jeśli żaden z nich nie był dobrym biegaczem, to nie mieli szans złapać Izzaira. „Skoro jeżdżą na koniach, to chyba nie mogą biegać szybciej ode mnie...” – tok myśli najemnika przyspieszył.
Z dwójki, która była bliżej, jeden dopiero podnosił się na nogi, zupełnie zaskoczony i oderwany od czegoś, co właśnie znalazł przy jakimś trupie. Drugi niestety zachował zimną krew i skoczył Izzairowi naprzeciw. Rowończyk sięgnął ręką do pasa. Ominął rękojeść rapiera i sięgnął po sztylet. Członek Czerwonych Nóg nie przewidział, że znajdzie się zbyt blisko uciekiniera, żeby wziąć odpowiedni zamach swoim długim mieczem. Izzair ciął go w twarz. Trafiony upadł z wrzaskiem na ziemię.
Rekrut nie umiał pohamować uśmiechu na twarzy, kiedy dopadł do koni. Zwinnie wskoczył na jednego z nich i ukłuł piętami, zmuszając do skoczenia naprzód.
Serce podeszło mu do gardła, kiedy zwierzę nie chciało go usłuchać. Tamci byli tuż-tuż.
Jakimś cudem zdołał jednak poderwać wierzchowca do galopu. W pędzie zleciał mu z głowy jego ulubiony kapelusz z piórkiem. Była to ciężka strata, ale w obecnych okolicznościach do zaakceptowania.
Wjechał między pierwsze drzewa. Odwrócił się, żeby zobaczyć swoich niedoszłych oprawców. Dopiero dobiegali do koni. Pomachał im ręką na pożegnanie.
Odwrócił się z powrotem przodem do kierunku jazdy. Na wysokości swoich oczu zobaczył gałąź.
Nie zdążył nawet mrugnąć.
Nie poczuł bólu. Bardziej zaabsorbowało go to dziwne uczucie, kiedy nagle człowiek orientuje się, że wisi w powietrzu i zaraz czeka go bolesny upadek.
Koń pognał dalej, jeździec został w miejscu. Dopiero zderzając się z ziemią, poczuł ból, ale na krótko, bowiem zaraz ogarnęła go ciemność...
- * *