Mount & Blade
Studio Paradox kojarzy nam się (jeżeli w ogóle) z trudnymi i skomplikowanymi grami strategicznymi. Wszystkie ich dzieła wydają się być podobne: Europa Universalis, Hearts of Iron czy Crusader Kings różnią się głównie realiami, zachowując tożsamą mechanikę. Niczym w Risku, decydujemy o losach świata – przesuwamy armie pomiędzy prowincjami, wypowiadamy wojny, dbamy o ekonomię.
Czemu o tym piszę? Otóż tak głęboko wyspecjalizowani twórcy wzięli pod swoje skrzydła nikomu nieznaną firmę Tale Worlds, która stworzyła z nimi grę zupełnie odmienną od poprzedniczek. Co więcej – ta „gra znikąd” przykuwa do ekranu dużo bardziej, niż większość znanych i wielkich premier ostatnich miesięcy!
Czym jest Mount and Blade? Trudno to jednoznacznie określić, bo znajdujemy w nim tak elementy cRPG, jak i strategii. Najlepiej chyba nazwać go "symulatorem rycerza".
Na początku gry przybywamy do wzorowanej na średniowieczną Europę krainy Calradia, podzielonej pomiędzy zwaśnione ze sobą ludy: podobnych do wikingów Nordów; Swadów, mogących się kojarzyć z krzyżowcami; Vaegirów, przypominających nieco późnych Słowian; Rhodocków, przywodzących na myśl Brytanię oraz Chanat Kherglicki, wzorowany zapewne na Złotej Ordzie.
Kim jesteśmy w grze? Tę kwestię rozwiązujemy wypełniając odpowiedni kwestionariusz (decyduje on, czym się dotychczas zajmowaliśmy) i kształtując twarz naszej postaci. Bez konia i z pustymi niemal kieszeniami lądujemy gdzieś na pustkowiu pośrodku konfliktu.
I tu należy się uwaga: gra jest podzielona na dwie płaszczyzny – mapę świata, na której widzimy miniaturki miast i armii, wzgórza, doliny, góry i przełęcze (przypomina to trochę widok na mapę w Medievalu 2), oraz mapę terenu, na którym aktualnie znajduje się nasz bohater. W drugim przypadku teren widzimy oczami bohatera lub zza jego pleców (FPP lub TPP). To bardzo ważne rozróżnienie, gdyż na obydwu mapach spędzimy mnóstwo czasu, prowadząc całkiem odmienny styl rozgrywki (o tym później).
Pierwszą rzeczą, jaką zapewne uczynimy, będzie udanie się do miasta. Klikamy i sylwetka naszego bohatera przemieszcza się we wskazanym kierunku. Dojeżdżamy do bram, dzięki czemu pojawia się lista opcji do wybrania. Możemy pójść na targ; iść do karczmy (w której możemy postawić wszystkim kolejkę, zwerbować kogoś do drużyny – o ile znajdziemy chętnych; lub wynająć paru wojaków) lub zwiedzić komnaty pana, gdzie dostaniemy jedno z zadań (te są niestety mało zróżnicowane, mimo to zdecydowanie opłaca się je brać) i dać się wplątać w dworskie porachunki i spiski. Prawie na każdym dworze znajdzie się ktoś, komu władza suwerena jest nie w smak, albo sam chce pretendować do władzy. I dobrze, gra staje się ciekawsza... Lecz w pewnym momencie odkrywamy, że od spisków nie uchronił się żaden dwór! Ile razy można robić to samo? Mnie bawiło to pierwsze trzy razy.
Na mapie świata przemieszczamy się między wybranymi punktami, natomiast na mapie terenu walczymy. I to nie byle jak! Początkowo będziemy zapewne zbierać baty od band zbójników, ale kiedy dorobimy się jako-takiego sprzętu, rączego rumaka, drużyny i przede wszystkim wojska, gra nabiera zupełnie innego sensu. Tak, czytelniku, dobrze przeczytałeś – w grze dowodzimy wojskiem i to z siodła konia, tnąc równocześnie na lewo i prawo. Wynajmujemy wojów, przejmujemy obozy jenieckie, dzięki czemu schwytani wojownicy się do nas przyłączają, szkolimy ich. To również ciekawa sprawa – nasi wojacy zdobywają doświadczenie, awansując na coraz wyższe klasy (jeżeli kojarzysz motyw ewolucji z Disciples, wiesz, o co chodzi). Dzięki temu chłop z zabitej deskami wioski po paru bitwach potrafi się stać potężnym rycerzem, celnym strzelcem, lub ciężkozbrojnym piechurem (oczywiście kierunek rozwoju zależy od nas).
Jak zaś wygląda dowodzenie tą całą hałastrą? Otóż wciskamy klawisz SHIFT i pojawia się przed nami półprzeźroczysty ekran dowodzenia (nie ma w tym czasie żadnej pauzy). Widzimy w nim mini-mapę pola bitwy, tabelkę z odpowiednio pogrupowanymi oddziałami (piechota, kawaleria, strzelcy) oraz listą komend. Możemy wydawać rozkazy poprzez właśnie ten ekran lub dzięki skrótom klawiszowym (każde działanie z ekranu dowodzenia ma przypisany do siebie skrót, działający również bez uruchamiania ekranu). Jest to dość wygodne, aczkolwiek w czasie największych batalii nie ma czasu na zaawansowaną taktykę. Warto zaznaczyć, że bitwy sprawiają wiele frajdy, chociaż nieco śmieszne są końcowe podsumowania, które wskazują, że moja postać pokonała własnoręcznie stu przeciwników, podczas, gdy moja kilkudziesięcioosobowa armia – ledwo trzydziestu. SI naszych podopiecznych, jak i przeciwników stoi niestety na bardzo niskim poziomie...
Nasze postaci (tak bohaterowie niezależni, jak i zwykli wojacy) są opisane szeregiem charakterystyk: od atrybutów począwszy (siła, zręczność, inteligencja, charyzma), poprzez umiejętności (np. jeździectwo, handel, dowodzenie, chirurgia itd.), na biegłościach skończywszy (umiejętność posługiwania się danym rodzajem broni – tych jest 6 rodzajów: bronie jednoręczne, dwuręczne, drzewcowe, miotane, łuki oraz kusze). Zdobywamy punkty doświadczenia za zadania i zabitych przeciwników, nowe poziomy, gromadzimy drużynę... słowem – cRPG pełną gębą. W grze istnieje również system wzajemnych relacji między bohaterami – nie raz się zdarzy, że któryś z naszych bohaterów niezależnych odejdzie z drużyny z powodu postępowania innego. Będą też od czasu do czasu doradzać, czasem zaś zwyczajnie obrażą się za nasze działania (np. duchowny odejdzie po splądrowaniu kilku wiosek).
Powiedzmy nieco o fabule. Nie istnieje. Koniec akapitu o fabule.
Co więc jest celem gry? Ano... nie wiadomo. I w tym tkwi jej największy minus. Nie mamy żadnego, z góry ustalonego celu, do którego moglibyśmy dążyć, w związku z czym gra dość szybko się nudzi. Początkowo myślałem, że celem jest stworzenie własnego królestwa – zostałem wasalem jednego z władców krainy. Pokonałem kilku innych, zdobyłem dla mojego władcy połowę świata, ten nadał mi mnóstwo ziem, w końcu postanowiłem się zbuntować, by stworzyć własne państwo. No i co? No i nic, wracamy do punktu wyjścia – nikomu nie służymy, ale nie możemy też założyć własnego aparatu państwowego. Co to znaczy? Przeciwnik ma wielu generałów, w związku z czym może nas atakować w wielu miejscach na raz, my zaś mamy tylko nasz jeden, jedyny oddział (nie można kierować większą ilością oddziałów), co jest niesamowicie destrukcyjne dla naszego nowego królestwa.
Ciągłe zdobywanie coraz to nowych terenów szybko staje się nudne, tym bardziej, że dość szybko zaczynamy się bawić z przeciwnikiem w grę – "przejmę Twój zamek tutaj, Ty mi zajmiesz mój na drugim końcu mapy". Jest to niesamowicie denerwujące i bardzo zniechęca do gry.
Co jeszcze oferuje gra? Różne radości rycerskiego życia – uczestniczenie w turniejach rycerskich, hazard, napady na wioski i karawany, handel... do pełni szczęścia brakowało mi chyba tylko gry w kości i wątku miłosnego (kobiety w grze jak najbardziej są, kilka udało mi się nawet zaciągnąć do... drużyny).
Jeżeli idzie o grafikę – nie jest źle, ale mogło być znacznie lepiej. Zasadniczo, moje pierwsze skojarzenie to – Medieval 2. Nie tylko na mapie świata, ale też terenu. Może i postacie mają bardziej złożone modele, ale ogółem gra wygląda podobnie do produkcji Activision. Podkreślam – nie wygląda źle. A przy tym chodzi płynnie nawet podczas największych batalii na dość leciwym sprzęcie.
Co do muzyki – tragedia. Twórcy zdecydowanie się nie postarali. Motywy muzyczne często się powtarzają (chociaż najczęściej towarzyszy nam cisza), są nieciekawe, wręcz nudne. Tak samo z udźwiękowieniem – ryki konających są nieprzekonujące i niezróżnicowane, dźwięk uderzania o siebie broni przypomina walenie łyżką w karton albo rondel z zupą. Naprawdę bardzo ubogo.
Mount and Blade jest produkcją bardzo nierówną. Z jednej strony kapitalny pomysł i spora frajda, z drugiej: masa niedopracowanych elementów (najbardziej kuje w oczy fabuła, muzyka i SI jednostek). Myślę, że gra mogła odnieść ogromny sukces, gdyby twórcy nieco bardziej się przyłożyli – przede wszystkim zadbali o podtrzymanie zainteresowania gracza.
Ocena: 7,5
Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę
Czemu o tym piszę? Otóż tak głęboko wyspecjalizowani twórcy wzięli pod swoje skrzydła nikomu nieznaną firmę Tale Worlds, która stworzyła z nimi grę zupełnie odmienną od poprzedniczek. Co więcej – ta „gra znikąd” przykuwa do ekranu dużo bardziej, niż większość znanych i wielkich premier ostatnich miesięcy!
Czym jest Mount and Blade? Trudno to jednoznacznie określić, bo znajdujemy w nim tak elementy cRPG, jak i strategii. Najlepiej chyba nazwać go "symulatorem rycerza".
Na początku gry przybywamy do wzorowanej na średniowieczną Europę krainy Calradia, podzielonej pomiędzy zwaśnione ze sobą ludy: podobnych do wikingów Nordów; Swadów, mogących się kojarzyć z krzyżowcami; Vaegirów, przypominających nieco późnych Słowian; Rhodocków, przywodzących na myśl Brytanię oraz Chanat Kherglicki, wzorowany zapewne na Złotej Ordzie.
Kim jesteśmy w grze? Tę kwestię rozwiązujemy wypełniając odpowiedni kwestionariusz (decyduje on, czym się dotychczas zajmowaliśmy) i kształtując twarz naszej postaci. Bez konia i z pustymi niemal kieszeniami lądujemy gdzieś na pustkowiu pośrodku konfliktu.
I tu należy się uwaga: gra jest podzielona na dwie płaszczyzny – mapę świata, na której widzimy miniaturki miast i armii, wzgórza, doliny, góry i przełęcze (przypomina to trochę widok na mapę w Medievalu 2), oraz mapę terenu, na którym aktualnie znajduje się nasz bohater. W drugim przypadku teren widzimy oczami bohatera lub zza jego pleców (FPP lub TPP). To bardzo ważne rozróżnienie, gdyż na obydwu mapach spędzimy mnóstwo czasu, prowadząc całkiem odmienny styl rozgrywki (o tym później).
Pierwszą rzeczą, jaką zapewne uczynimy, będzie udanie się do miasta. Klikamy i sylwetka naszego bohatera przemieszcza się we wskazanym kierunku. Dojeżdżamy do bram, dzięki czemu pojawia się lista opcji do wybrania. Możemy pójść na targ; iść do karczmy (w której możemy postawić wszystkim kolejkę, zwerbować kogoś do drużyny – o ile znajdziemy chętnych; lub wynająć paru wojaków) lub zwiedzić komnaty pana, gdzie dostaniemy jedno z zadań (te są niestety mało zróżnicowane, mimo to zdecydowanie opłaca się je brać) i dać się wplątać w dworskie porachunki i spiski. Prawie na każdym dworze znajdzie się ktoś, komu władza suwerena jest nie w smak, albo sam chce pretendować do władzy. I dobrze, gra staje się ciekawsza... Lecz w pewnym momencie odkrywamy, że od spisków nie uchronił się żaden dwór! Ile razy można robić to samo? Mnie bawiło to pierwsze trzy razy.
Na mapie świata przemieszczamy się między wybranymi punktami, natomiast na mapie terenu walczymy. I to nie byle jak! Początkowo będziemy zapewne zbierać baty od band zbójników, ale kiedy dorobimy się jako-takiego sprzętu, rączego rumaka, drużyny i przede wszystkim wojska, gra nabiera zupełnie innego sensu. Tak, czytelniku, dobrze przeczytałeś – w grze dowodzimy wojskiem i to z siodła konia, tnąc równocześnie na lewo i prawo. Wynajmujemy wojów, przejmujemy obozy jenieckie, dzięki czemu schwytani wojownicy się do nas przyłączają, szkolimy ich. To również ciekawa sprawa – nasi wojacy zdobywają doświadczenie, awansując na coraz wyższe klasy (jeżeli kojarzysz motyw ewolucji z Disciples, wiesz, o co chodzi). Dzięki temu chłop z zabitej deskami wioski po paru bitwach potrafi się stać potężnym rycerzem, celnym strzelcem, lub ciężkozbrojnym piechurem (oczywiście kierunek rozwoju zależy od nas).
Nasze postaci (tak bohaterowie niezależni, jak i zwykli wojacy) są opisane szeregiem charakterystyk: od atrybutów począwszy (siła, zręczność, inteligencja, charyzma), poprzez umiejętności (np. jeździectwo, handel, dowodzenie, chirurgia itd.), na biegłościach skończywszy (umiejętność posługiwania się danym rodzajem broni – tych jest 6 rodzajów: bronie jednoręczne, dwuręczne, drzewcowe, miotane, łuki oraz kusze). Zdobywamy punkty doświadczenia za zadania i zabitych przeciwników, nowe poziomy, gromadzimy drużynę... słowem – cRPG pełną gębą. W grze istnieje również system wzajemnych relacji między bohaterami – nie raz się zdarzy, że któryś z naszych bohaterów niezależnych odejdzie z drużyny z powodu postępowania innego. Będą też od czasu do czasu doradzać, czasem zaś zwyczajnie obrażą się za nasze działania (np. duchowny odejdzie po splądrowaniu kilku wiosek).
Powiedzmy nieco o fabule. Nie istnieje. Koniec akapitu o fabule.
Co więc jest celem gry? Ano... nie wiadomo. I w tym tkwi jej największy minus. Nie mamy żadnego, z góry ustalonego celu, do którego moglibyśmy dążyć, w związku z czym gra dość szybko się nudzi. Początkowo myślałem, że celem jest stworzenie własnego królestwa – zostałem wasalem jednego z władców krainy. Pokonałem kilku innych, zdobyłem dla mojego władcy połowę świata, ten nadał mi mnóstwo ziem, w końcu postanowiłem się zbuntować, by stworzyć własne państwo. No i co? No i nic, wracamy do punktu wyjścia – nikomu nie służymy, ale nie możemy też założyć własnego aparatu państwowego. Co to znaczy? Przeciwnik ma wielu generałów, w związku z czym może nas atakować w wielu miejscach na raz, my zaś mamy tylko nasz jeden, jedyny oddział (nie można kierować większą ilością oddziałów), co jest niesamowicie destrukcyjne dla naszego nowego królestwa.
Co jeszcze oferuje gra? Różne radości rycerskiego życia – uczestniczenie w turniejach rycerskich, hazard, napady na wioski i karawany, handel... do pełni szczęścia brakowało mi chyba tylko gry w kości i wątku miłosnego (kobiety w grze jak najbardziej są, kilka udało mi się nawet zaciągnąć do... drużyny).
Jeżeli idzie o grafikę – nie jest źle, ale mogło być znacznie lepiej. Zasadniczo, moje pierwsze skojarzenie to – Medieval 2. Nie tylko na mapie świata, ale też terenu. Może i postacie mają bardziej złożone modele, ale ogółem gra wygląda podobnie do produkcji Activision. Podkreślam – nie wygląda źle. A przy tym chodzi płynnie nawet podczas największych batalii na dość leciwym sprzęcie.
Mount and Blade jest produkcją bardzo nierówną. Z jednej strony kapitalny pomysł i spora frajda, z drugiej: masa niedopracowanych elementów (najbardziej kuje w oczy fabuła, muzyka i SI jednostek). Myślę, że gra mogła odnieść ogromny sukces, gdyby twórcy nieco bardziej się przyłożyli – przede wszystkim zadbali o podtrzymanie zainteresowania gracza.
Ocena: 7,5
Mają na liście życzeń: 1
Mają w kolekcji: 2
Obecnie grają: 0
Dodaj do swojej listy:
lista życzeń
kolekcja
obecnie gram
Mają w kolekcji: 2
Obecnie grają: 0
Dodaj do swojej listy:
lista życzeń
kolekcja
obecnie gram
Tytuł: Mount & Blade
Seria wydawnicza: Platynowa Kolekcja
Producent: Paradox Interactive
Wydawca: Paradox Interactive
Dystrybutor polski: CD Projekt
Data premiery (świat): 16 września 2008
Data premiery (Polska): 6 listopada 2008
Wymagania sprzętowe: System operacyjny Windows 98, 2000, Me, XP SP2, Vista procesor Pentium IV 2.0 Ghz / AMD Athlon 64 2.0 Ghz pamięć RAM 512 MB Windows XP / 1 GB Vista, karta graficzna zgodna z DirectX 9.0c, posiadająca 128 MB VRAM oraz sprzętowe wsparcie technologii Pixel Shader 2.0 (Nvidia GeForce FX5200 / ATI Radeon 9600), karta dźwiękowa zgodna z DirectX 9.0c, wymagana ilość wolnego miejsca na dysku twardym 700 MB, napęd DVD-Rom x8
Nośnik: DVD
Strona WWW: www.taleworlds.com/
Platformy: PC
Sugerowana cena wydawcy: 69,90 zł
Seria wydawnicza: Platynowa Kolekcja
Producent: Paradox Interactive
Wydawca: Paradox Interactive
Dystrybutor polski: CD Projekt
Data premiery (świat): 16 września 2008
Data premiery (Polska): 6 listopada 2008
Wymagania sprzętowe: System operacyjny Windows 98, 2000, Me, XP SP2, Vista procesor Pentium IV 2.0 Ghz / AMD Athlon 64 2.0 Ghz pamięć RAM 512 MB Windows XP / 1 GB Vista, karta graficzna zgodna z DirectX 9.0c, posiadająca 128 MB VRAM oraz sprzętowe wsparcie technologii Pixel Shader 2.0 (Nvidia GeForce FX5200 / ATI Radeon 9600), karta dźwiękowa zgodna z DirectX 9.0c, wymagana ilość wolnego miejsca na dysku twardym 700 MB, napęd DVD-Rom x8
Nośnik: DVD
Strona WWW: www.taleworlds.com/
Platformy: PC
Sugerowana cena wydawcy: 69,90 zł
Tagi:
Mount & Blade | Mount and Blade