» Recenzje » Mondo vs Mały Książę: Stwórz mi planetę

Mondo vs Mały Książę: Stwórz mi planetę


wersja do druku

Planszowe boje część 14.

Redakcja: Grażyna 'Fionaxxx' Zarzycka
Ilustracje: Rafał 'PowerMilk' Kociniewski

Mondo vs Mały Książę: Stwórz mi planetę
W tym odcinku "Planszowych bojów" zmierzą się ze sobą gry o dość podobnej mechanice, bowiem w obu zarządza się kafelkami w taki sposób, by ułożyć jakiś ląd. Starcie stoczą ze sobą Mondo i Mały Książę: Stwórz mi planetę. Czy rzeczywiście te gry są tak do siebie podobne, jak mi się na pierwszy rzut oka wydawało? Która wypadnie lepiej w boju? Czy warto posiadać te gry? O tym w dalszej części tekstu.

Mechanika

Jak wspomniałem, na pierwszy rzut oka mechanika opiera się na tym samym – budowaniu z kwadratowych płytek planety. Jak to wygląda w praktyce? Na początek parę słów jak się przedstawia mechanika obu gier.

W Mondo otrzymujemy minutnik, który w zależności od poziomu trudności ustawia się na odpowiedni czas. Dopóki czasomierz tyka, wybieramy ze wspólnej puli kafelki i układamy na swojej planszy, ale tę czynność wykonuje się jedną ręką. Kafelek, który został pobrany jako pierwszy można, położyć w dowolnym miejscu, a następne dokłada się do kafelka "startowego" tak, aby typ terenu do siebie pasował. Kafelek nie może zmienić swojego miejsca od momentu położenia do zakończenia rundy! Jeżeli gramy w wariant zaawansowany, to dodatkowo otrzymujemy kartę określającą cel naszego układania (np. największy teren zalesiony). Kiedy wszyscy już ułożą ląd lub gdy minutnik zadzwoni informując o upłynięciu czasu na tworzenie świata, następuje podliczenie punktów. Osoba, która pierwsza zapełniła planszę dostaje 4 punkty, druga 3, itp. Każdy rodzaj zwierzęcia na planszy jest warty 1 punkt, osiągnięcie misji punktowane zgodnie z wartością na karcie, każdy obszar zamknięty wart jest 2 punkty. Również są punkty ujemne. Za każdy czynny wulkan traci się 1 punkt, za niedopasowany teren (np. las nie przechodzi naturalnie w pustynię, tylko nagle się urywa) również jeden punkt, jak i za puste miejsca na planszy. Wygrywa osoba, która po trzech rundach ma największą liczbę punktów.

Jak się mechanika przedstawia w Małym Księciu? Kafle należy podzielić na wnętrze planety, krawędź wznoszącą, krawędź opadającą i postacie. Wszystkie cztery stosy trzeba potasować. W zależności od liczby graczy będzie usuwana z każdego stosu pewna liczba kafli na początek (jako, że planeta składa się z szesnastu kafli, nie może ich być za dużo). Rozpoczyna najmłodszy uczestnik zabawy. Wybiera jeden ze czterech stosów kafelków i pobiera z niego tyle, ilu jest graczy. Bierze jeden z nich, układa w planetę, a następnie wskazuje gracza, który ma wziąć kafelek, ten po wzięciu wybiera innego, itp. Osoba, która została wybrana jako ostatnia jest w następnej rundzie pierwszą i znów wybiera stos kafli, z którego pobiera tyle płytek, ilu jest graczy. Sytuacja powtórzy się szesnaście razy. Na kafelkach znajdują się róże, lisy, latarnie, gwiazdy, zachody słońca, baobaby, itp. Wystąpienie danych elementów jest odpowiednio punktowane przez postać np. latarnik dostaje punkt za każdą latarnię, a astronom dwa punkty za zachód słońca. Za każdym razem, gdy dołożymy do planety kafelek z trzecim baobabem musimy dane kafelki zakryć (najczęściej tracąc przy tym bonusy). Jeżeli na koniec gry posiadamy największą liczbę wulkanów, musimy od wyniku końcowego odjąć tyle punktów, ile mamy wulkanów. Zwycięzcą jest gracz z największą liczbą punktów i otrzymuje gratulacje od samego Małego Księcia.

Bardzo trudna decyzja. Jak widać mechanika obu gier nieco się różni. Jednak dla mnie ciekawszą posiada Mały Książę, dlatego przyznaję punkt tej grze.


Jakość wykonania i wygląd

Ilustracja na pudełku Mondo przedstawia zwierzęta stojące na małej wyspie. Sama szata graficzna jest bardzo kolorowa i przykuwa oko. Kolorystyka bardzo "zbalansowana" jak na grę rodzinną. Nie jest zbyt cukierkowa dla dorosłych, ani nie jest też zbyt ponura dla młodszych. Kafelki są wykonane starannie, to porządne kawałki tektury, zaś przedstawione na nim zwierzęta oraz typ terenu są bardzo wyraźnie i różnią się od innych. Trochę drażni w tej grze brak wypraski. Jednak najbardziej interesującym gadżetem w grze jest czasomierz, który przypomina klasyczny minutnik do jajek. Dzięki temu przedmiotowi nie da się przegapić koniec rundy.

Ilustracje Małego Księcia są praktycznie wyjęte z książki. Taki zabieg powinien zachwycić każdego, komu przypadła ta powieść do gustu. Pudełko jest bardzo trwałe, a w środku znajduje się wytłoczka wykonana z tworzywa sztucznego z miejscem na każde cztery stosy rodzajów kafli oraz żetony służące do punktacji. Gra od razu po otwarciu jest gotowa do użytku, gdyż kafelki nie trzeba wypychać z wyprasek, lecz znajdują się odpowiednich wypustkach. Same kafelki są porządnie wykonane. Na tyle pudełka znajduje się tor punktacji, który może pomóc w zaznaczaniu zdobytych punktów, gdy ktoś się pogubi w rachunkach.

Tutaj również ciężka decyzja. Ze względu na oryginalność grafiki wygrywa Mondo.


Interakcja i decyzyjność

W Mondo interakcja ogranicza się do podbierania najlepszych kafelków innym graczom. Decyzje, jakie podejmujemy to tak naprawdę wybór, którą płytkę bierzemy i gdzie ją kładziemy (chociaż i to jest też uwarunkowane aktualnie ułożonymi kafelkami).

Mały Książę daje nam nieco więcej interakcji. Również będziemy brali sprzed nosa najlepsze kafelki, równocześnie zmuszając innych, by wzięli (z naszego punktu widzenia) gorsze. Dodatkowo, po zakończeniu ruchu wskazujemy osobę, która będzie wykonywać ruch po nas. Interakcja jest bardziej negatywna niż w Mondo. Jeżeli bardzo chcemy, by ktoś nie wygrał, będziemy tak wybierać następnego gracza, by ten nigdy nie wybierał jako pierwszy zmuszając go do wzięcia bardzo słabych płytek. Jednak jest to przypadek bardzo skrajny, najczęściej każdy każdemu będzie chciał dopiec. Dlatego grając z dziećmi należy uważać w wyborze następnego gracza, aby one zbytnio się nie przejęły negatywną interakcją. W Małym Księciu decyzyjność jest na podobnym poziomie, co w Mondo. Co prawda nie ma znaczenia, gdzie położymy kafelek, bowiem zawsze będzie pasował, ale będziemy decydować jakie kafelki chcemy brać. To ma znaczenie dla płytek z postaciami, które w określony sposób punktują budowę naszej planety. Do decyzyjności dochodzi również wspomniany wybór następnego gracza.

Jak widać w tym aspekcie zdecydowanie Mały Książę zmiażdżył przeciwnika.


Losowość

Czynnik losowy w Mondo zależy od tego, jak szybko wertujemy kafelki i czy tę czynność wykonujemy szybciej niż nasi przeciwnicy. Wyciąganie na łapu-capu płytek raczej nie przyniesie nam korzyści, bo ciężko będzie nam dopasować go do reszty ułożonego świata. Dlatego osoby z wolną reakcją i spostrzegawczością będą przeklinały tę grę. Ja, niestety, do takich osób należę i prawie zawsze mam najwięcej wulkanów i najmniejszą liczbę punktów.

W Małym Księciu mamy nieco większy czynnik losowy. Wszystko zależy jakie kafelki wyciągniemy i kogo wskażemy jako osobę wykonującą następny ruch. Nie zawsze też da się zarządzać losowością, bo przeciwnicy wybierają nas w taki sposób, że jesteśmy zmuszeni dobierać niezbyt dobre kafelki.

Pokonany w poprzedniej rundzie Mondo dźwignął się i zadał cios rywalowi.


Regrywalność

Jak można się domyśleć oba tytuły mają dużą regrywalność. W Mondo będziemy chcieli zabierać lepsze kafelki, inaczej będziemy tworzyć nas świat, dodatkowo regrywalność przedłużyć może skrócenie czasu rozgrywki lub zmiana stopnia trudności.

W Małym księciu inaczej ułożą się kafelki w stosie, inne kafelki zostaną odrzucone na początek gry, wreszcie inaczej będziemy wybierali płytki tworzące naszą planetę oraz gracza, który będzie wykonywał ruch po nas.

Ciężko zmierzyć, która z tych gier jest bardziej regrywalna, zatem walka w tym aspekcie kończy się remisem.


Podsumowanie

Ku mojemu zaskoczeniu ostateczna rozgrywka zakończyła się remisem. Co to oznacza? Najpewniej to, że oba tytuły są dobrymi grami familijnymi. Mały Książę: Stwórz mi planetę posiada zdecydowanie ciekawszą interakcję, która momentami może być bardzo negatywna. Z drugiej strony, w Mondo łatwiej jest zarządzać losowością, przez co wydaje się, że rozgrywka mniej zależy od czynnika losowego.

Ze względu na tak niespodziewany wynik boju nie pozostaje mi nic innego jak zachęcić Czytelnika do poznania obu tytułów i wyrobienia własnego osądu na temat tych gier.

Dziękujemy wydawnictwu REBEL.pl za udostępnienie gry do artykułu.

Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę



Czytaj również

String Railway
Kolej na sznurkach
- recenzja
Time's Up
O kalamburach trochę inaczej
- recenzja
K2 vs Jaskinia
Planszowe boje część 11.
Jaskinia solo
Alone in the Cave
Race for the Galaxy: Narodziny Imperiów
Zbuduj galaktyczne imperium i nie daj się wyprzedzić
- recenzja

Komentarze


Jeszcze nikt nie dodał komentarza.

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.