» Blog » Mój pyrkonowy Poznań 2011.
01-04-2011 13:33

Mój pyrkonowy Poznań 2011.

W działach: Larpy, Marudzenie, Prywata, RPG | Odsłony: 4

Będzie subiektywnie i egocentrycznie, bo nie odpowiadam za odczucia nikogo, poza samą sobą.

Tydzień po Pyrkonie, żeby być ścisłą- tydzień temu konwent dla mnie prawie był się zaczął. Prawie, bo o tej porze siedziałam w pociągu i na niego jechałam.

Potem było tylko lepiej, bo po zagarnięciu przez ludzi z Wro na ichnim dworcu [ych, następny powód, żeby nie lubić Wrocławia, ten dworzec w fazie remontu jest horrorem, katastrofą i najgorszym koszmarem Podróżnego, jaki jestem w stanie samodzielnie wyśnić] poczułam się konwentowo i w szampańskich humorach, w całym jednym bagażowym przedziale pociągu Regio wyruszyliśmy do Poz. Całe studia jakoś nie zauważałam niewygód tej trasy, może dlatego, że, całkiem burżujsko-unikałam jak ognia jeżdżenia osobówkami- z własnej woli do tego cholerstwa nadal nie wsiądę, chyba, że, tak jak tym razem- wyjątkowo dopisze towarzystwo Współpodróżujących. No więc dopisało, jechaliśmy długo, ale bardzo przyjemnie, z humorami, świeżymi siłami i punktami programu.

Z Dworca Zachodniego na teren Targów-rzut mokrym beretem, lub kamieniem, wolę kamienie, bo można trafić w coś, co zasługuje na eksterminację. Sam teren imprezy- nareszcie, nareszcie targi- ależ skok jakościowy- przestronnie, bez kolejek- paradoksalnie, punkt akredytacji twórców programu był bardziej oblegany, niż akredytacje użyszkodników i tak…europejsko :D. Poczułam się jakoś cywilizowaniej, co pasowało mi ewidentnie.

Na dzień dobry widok znajomych buziek, pierwsze przywitania i graty zaniesione do szkoły-tym razem bardzo pobliskiej-następny plus. Szkoła przyjemna- czysto, sleepy duże [dzięki, Mq:P] i więcej znajomych twarzy. Będzie dobrze znaczy. Łazienki czyste, papier jest, mydło w płynie też [!!!], nawet całkiem nieźle działa podział na damskie i męskie, uczestnicy jakos nadzwyczajnie w nich nie syfią…no coraz lepiej, Panie Dzieju. Prysznice z ciepłą wodą są, kolejki umiarkowane, w godzinę z prysznicem się można wyrobić, nadal nie ma się do czego przyczepić. Program się odbywa, larpy zrobione, postacie wydrukowane [1 jakoś uciekła, cóż, babol w zakładanych granicach epic faili się mieści, więc chillax]. Cały piątek wolny, więc integracja i rozmowy o Polakach i Polkach, zagrałam nawet w larpie [mamo, kiedy ja ostatnio w larpie grałam…:P], a potem były rozmowy i generalnie dzień skończył mi się konwentowo, czyli po 4, w granicach 5 rano. No ok., to spać, bo sobota będzie masakryczna. Od 14 Knajpa, ludzie nie uciekli i nie obrzucili nas kamieniami, więc sądzę, że larp może zostać uznany za poprawny, doszlifujemy go jeszcze i możemy prowadzić na DFach. Potem przygotowania do Zabawek i prelekcji. Hm, pierwszy raz usłyszałam, że na moje prelki trudno się załapać, nie zanotowałam wcześniej takich fenomenów. Ludzi było…och, dużo. Więcej, niż się spodziewałam, co zaowocowało paroma widowiskowymi wtopami w czasie mojej mniej, lub bardziej składnej gadaniny, jeszcze raz za nie przepraszam [pamiętam o obietnicy wysłania poprzednich prezentacji na maila :D]. Ogólnie stres i zmęczenie- sprawdziłam, oczy miałam o 20 jak królik czy średnio wygłodzony wampir- znaczy czerwone i całkiem nie czarowne. Ostatnie leniwe przygotowania do Zabawek i kurcgalopek na teren targów- ach, bo nie nadmieniłam, że z domu przyjechałam ze standardowym plecakiem i rosyjskobabowobazarową torbą zawierającą maskotki i rekwizyty na larpa, to była masakra i nigdy więcej niemaszansizapomnijcie- z przecudną torbą w łapkach.

No cóż. Larpa zgłoszonego na konkurs traktuje się, mimo szczerych chęci, trochę inaczej, niż te nie pozgłaszane- mówię tu o podejściu naszym, czyli Kacpra, Mq i moim, nie Graczy i Jury. Siłą rzeczy jakoś obciachowo jest wypaść całkiem słabo, więc się staramy- nie na jakieś tam 200%, ale na solidne i dopracowane 100, więc jeśli gra wychodzi i Gracze są zadowoleni, to nam też jest miło. Doceniamy wszyscy to, że Uczestnikom się podobało i dobrze się bawili. Dużo w tym zasługi Grających i naszych NPCów, trochę naszej, jak zwykle wspólny wysiłek daje lepsze efekty, niż teatry jednego aktora i błyszczenie indywidualności. Co do samego konkursu- nie zmuszona [sic!], pewnie nie wpadłabym na pomysł zgłaszania larpa do Złotych Masek. Od kiedy pamiętam niesmakiem napełniają mnie wszelkie współzawodnictwa i uciekam od takich forma sprawdzania siebie. Nie muszę. Nie muszę nikomu niczego udowadniać, nie muszę się reklamować, nie czuję potrzeby i nie o to chodzi w robieniu larpów. Że lans? I po co? Dla poklepania po plecach i uścisków dłoni prezesów, bycia rozpoznawanym w Polsce larpowej? Ale nadal pytam: po co? To nie jest istotne, bo ważne jest to, co powiedzą gracze. To, jak się bawią, to, czego doświadczają. Mq zwrócił mi uwagę, że pewnie jakbyśmy nie zgłosili Zabawek do Masek, larp nie był by tak przez nas wychuchany i dopracowany. Jest w tym trochę prawdy i to uznaję za największą korzyść konkursu. Bo staranie ukierunkowane na zapewnienie graczom dobrej zabawy zaowocowało wspólnym opowiedzeniem historii łzy wyciskającej z oczu [przyznaję szczerze, pierwszy raz na swoim larpie ocierałam łzy na koniec]. Wszystkie inne powody są…wybaczcie wyrażenie [wypożyczone od Tora i Quada] „postmodernistycznym gmeraniem palcem w [odwłoku]”. Że nowe jakości? Że nowatorstwo i ważkie tematy? Ja jestem prosta dzioucha-prawie-ze-wsi i do mnie na imprezie rozrywkowej przemawia rozrywka. Żadne tam katharsis i doświadczenia wewnętrznych fuj. Bo rpg i larpy w pogoni za nowymi horyzontami tracą znamiona zabawy i hobby a stają się psychoterapią, czemu jestem przeciwna. Oczywiście jest to moje osobiste i własne zdanie, więc macie prawo się ze mna nie zgadzać, ale FCS, nie wchodźcie w polemikę na ten temat, bo dyskusje na temat: moje jest mojsze, więc lepsze, a twoje twojsze, więc ble i niedobre są absurdem. Larpy robione i prowadzone przeze mnie były i zawsze będą przede wszystkim okazją do mniej lub bardziej wyszukanej rozrywki. Jeśli to się zmieni, to je przestanę robić. Howgh.

Tym niemniej- serdecznie i z całego serca gratuluję przede wszystkim naszym Graczom [Zula, Złota Maska Ci się należała :D], oraz zwycięzcom tegorocznych Złotych Masek [dobra robota :D :D :D] i dziękuję Mq i Kacprowi, że wspólnie zrealizowaliśmy następny dziwny pomysł, oby ich było jeszcze wiele. Uwielbiam Was wszystkich :D.

Niedziela. Powrót do domu. Warunki standardowo-polsko-pkpowe, czyli gów…niefajne. Stanie przez prawie 4h [w sumie w 2 pociagach] z ciężkimi siatami to nie jest coś, co Madziulki uznają za szał niedzielnej rozrywki. Wrażenia ogólne mieszane.

Technicznie konwent był dobry. Lepszy od każdego Pyrkonu, na jakim kiedykolwiek byłam, włącznie z pierwszą edycją ever, która była…do zapomnienia, wykreślenia z pamięci i wygumkowania ze świadomości. Co więcej, plasuje się w ścisłej czołówce dobrze zorganizowanych konwentów, które przez lata zdarzyło mi się odwiedzić. Owszem, przyczepię się bezczelnie do szczegółów, ale nie jest to krytyka złośliwa, tylko merytoryczne „do poprawy”:

-identy opaskowe cacy, identy identowe przypinane niecacy- z prostego powodu- ściąganie ich, by przejechać kodem paskowym po czytniku generowało piramidalną liczbę zgubień. Wyjściem było albo noszenie ich w kieszeni i wyciąganie z niej jeśli były potrzebne, albo zawieszenie na własnej osobistej smyczy, bo przypinanie i odpinanie fefnaście razy dziennie jest męczarnią i psuje identa, który pancerny nie jest. Poza tym fajność identów polega na wypisanych na nich nickach/ksywkach/imionach, co ich się nie da przeczytać, jak ident jest w kieszeni zbunkrowany, coby się nie zgubił.

-sale prelekcyjne- taki skok jakościowy technicznie rzecz biorac, wygodne fotele i te tam, ale były dramatycznie za małe. DRA-MA-TY-CZNIE. Ludzie nie mieścili się do nich, siedzieli na wykładzinie dobrze, że nie na podłodze gołej, i stali.

-umiejscowienie kącika autografów było pomyłką i tragedią. Totalnie i kompletnie blokowało wyjścia z sal prelekcyjnych. Do przemyślenia.

-[EDT] przypomniałam sobie, co jeszcze mnie doprowadziło do szału- zamknięte pozostałe wejścia na targi- toż do tego jednego miejsca można się dostać przez x bramek- a żadna z nich nie była czynna- no po co pisać, że człowiek po zakończeniu imprezy może się z niej wydostać dowolnym wyjściem, skoro dowolne jest tylko jedno jedyne czynne? chętnych do spacerów po Poz skutecznie zniechęcała perspektywa zapylania wkoło płotu. Może na Polcon jakoś inaczej by to wymyślić?

I to tyle….parę nie znaczących błędów w zestawieniu z dobrze zrobionym konwentem jest Panem Pikusiem. Reszta cacy, miła i przyjazna. Nie mam się czego czepić, ludzie przyjaźni, zakaz picia w szkole rozumiem [Kane w roli cerbera sprawdzał się nadspodziewanie dobrze ;P], choć do przemyślenia zostawiam pytanie pt: targi zamykane po 2 w nocy, w szkole pić nie wolno, na konwentach się pije, bo to norma, gdzie konwentowicze mają to robić? [Akumulatory na 1 wieczor to nie był zly pomysł, ale brak pomysłu na noc piątek/sobota generowała nieprzyjemne zgrzyty na linii uczestnicy/ochrona]. A z doświadczenia wiem, że Poz po 3-4 nie ma za wiele do zaoferowania spragnionym rozrywek, bo imprezy się już kończą i ludzie wracają raczej do domów, niż zaczynają zabawę.

I…jakoś dziwnie, bo konwent dobry i dopracowany. I punkty programu ok. I ze swoich mogę być względnie zadowolona. I towarzystwo dopisało. A jednak….jakoś…. wróciłam z poczuciem…zrealizowania, ale też niedosytu. Bo osobiście z konwentu nie przywiozłam nic. Zero radości, żadnej przyjemności z ukochanej rozrywki. Satysfakcja z ukończonego zadania nie zrekompensowała braku tego czegoś, co robi się dla siebie. W takich momentach poważnie myślę nad odwykiem od konwentów.

Komentarze


Maqu
   
Ocena:
0
ale ty marudzisz :P
07-04-2011 22:45
sethisse
   
Ocena:
0
paszoł Paskudo, bo więcej żadnego larpa razem.... i te tam... ;P
13-04-2011 14:44

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.