» Artykuły » Inne artykuły » Mój pierwszy raz - Ewa Białołęcka

Mój pierwszy raz - Ewa Białołęcka


wersja do druku
Redakcja: Bartłomiej 'baczko' Łopatka

Mój pierwszy raz - Ewa Białołęcka
Moje debiutowanie
Oficjalnie człowiek debiutuje tylko raz, ale ja debiutowałam trzy razy. Mniej więcej w 1988 roku napisałam pierwsze opowiadanie, które miało początek, środek i koniec, a nie było strzępem zawieszonym w próżni. Rok później byłam już członkinią Elbląskiego Klubu Fantastyki Fremen, a szanujący się klub, jak wiadomo musi mieć swój fanzin. Jako że w sumie byłam tam chwilowo jedyną osobą cokolwiek piszącą i rysującą, cały pierwszy numer Czerwia zawierał wyłącznie mnie. De facto dokonałam autowydania pod egidą klubu, w bodajże 20 egzemplarzach odbijanych na ksero, bo o takich luksusach jak komputer z drukarką filozofom dopiero się śniło i to z pewną nieśmiałością. Było to opowiadanie pt. Smok w pierwszej, jeszcze niezdarnej wersji, czyli debiut pierwszy.

W ramach współpracy międzyklubowej nawiązaliśmy kontakty z Gdańskim Klubem Fantastyki i wówczas giekaefowski guru – Krzysztof Papierkowski zwrócił się do mnie z propozycją przedruku Smoka do ich Czerwonego Karła. Był to zdecydowanie awans, bo GKF był klubem większym, bogatszym i produkował swoje pismo w prawdziwej drukarni, a nie domowymi środkami na stole kuchennym. Chciałabym jeszcze raz w życiu poczuć taką dumę i euforię, że "mnie chcą". Ale to se ne vrati.... I tak, był to mój debiut drugi. Ilustracja do tekstu była chyba najokropniejszym obrazkiem w całej mojej karierze literackiej. Moja piękna, wysmukła smoczyca przypominała na nim rozdeptaną żabę z warkoczykami.

Na konwentach zaczęłam poznawać ludzi znających innych ludzi – zwyczajny, normalny, zdrowy nepotyzm – którzy obiecującej smarkatej przedszkolance powiedzieli komu pokazać swoje wypociny. Miałam już wtedy w dorobku trzy odcinki "smocze" w fanzinach i jeszcze inne drobiazgi. Moja teczka trafiła podczas Nordconu w ręce jakiegoś redaktora z Fenixa, ale choćby mnie kto przypiekał na wolnym ogniu, nie przypomnę sobie kto to był, ani kto mi później oznajmił nowinę, że chcą moje dwa teksty: Wariatkę i Królobójcę. Swoją drogą, w redakcji musieli wówczas desperacko potrzebować polskich autorów, że ktoś to nie tylko przeczytał, ale nawet zechciał wydrukować. Za pieniądze! I w ten sposób zadebiutowałam shortem Wariatka w 1993 - po raz trzeci, tym razem już oficjalnie, i tak jest wpisane na Wikipedii.

Ewa Białołęcka
Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę



Czytaj również

Niezwyciężone. Antologia opowiadań science fiction
Celebracja twórczości Stanisława Lema
- recenzja
Harda Horda
Dwanaście niezwykłych opowiadań
- recenzja
Kroniki Drugiego Kręgu - przekrojowo
Opowieść o magii, przyjaźni i dorastaniu
- recenzja

Komentarze


~Piotr

Użytkownik niezarejestrowany
    ilustracja
Ocena:
0
Nigdy nie robiłem żadnej ilustracji do żadnego z opowiadań Pani Ewy Białołęckiej, która być może ma już sklerozę. Nie robiłem z tej prostej przyczyny, że nie jestem zwolennikiem jej prac, a smoki w formie futrzaków z warkoczykami to dla mnie jakaś pomyłka. :)
24-11-2011 23:08

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.