» Imprezy komiksowe » Relacje » Międzynarodowy Festiwal Komiksu w Łodzi 2007

Międzynarodowy Festiwal Komiksu w Łodzi 2007


wersja do druku

Dobre pomysły i zły pomysł

Redakcja: Michał 'ShpaQ' Laszuk

Międzynarodowy Festiwal Komiksu w Łodzi 2007
Dzień -1 Gdy piszę te słowa, jest 3:37 z czwartku na piątek, za parę godzin pociąg do Łodzi (via Warszawa), gdzie już dziś rozpocznie się osiemnasty Międzynarodowy Festiwal Komiksu. Zapowiada się tak, jak powinien się zapowiadać - z mnóstwem premier, zagranicznymi gośćmi, imprezami towarzyszącymi, które mają podkreślić miejsce imprezy w pejzażu miasta (program imprezy). A jest to pejzaż zaiste osobliwy. Gdy jechałem do Łodzi pierwszy raz, była paskudna jesień 2003 roku. Dział komiksowy Poltergeista jeszcze nie istniał, a ja startowałem z późniejszą (i aktualną) żoną w konkursie komiksowym, w którym do naszego scenariusza rysował Jarosław Ejsymont. Polegliśmy sromotnie, ale poznaliśmy wspaniałych przyjaciół i dziś nie odstrasza nas przejmująco zimne wietrzysko, które cztery lata temu przywitało podróżników z Krakowa na stacji Łódź Fabryczna. Od tej pory pielgrzymujemy do Ziemi Obiecanej regularnie, a Poltergeist dokłada swoją cegiełkę do promocji imprezy i stara się ją konstruktywnie relacjonować (tak jak w relacji z ubiegłej edycji). Dlatego w ciągu najbliższych dni możecie się spodziewać doniesień ze "strefy zero". Postaramy się, o ile sprzęt nie zawiedzie, co wieczór podrzucić garść informacji i zdjęć, napisać o naszych wrażeniach, przekazać wam kawałek łódzkiego klimatu i szalik nieostrożnego widzewiaka lub ełkaesiaka. Polscy fani komiksu, a także wydawcy, zasługują na dobrą imprezę komiksową. Sprawdzimy, czy ją dostali.
Powyżej niezbędnik festiwalowego recenzenta-uczestnika: notatnik, komiks do otrzymania autografu, aparat, baterie na zmianę (paluszki normalne i jeden cienki), gra karciana Wiedźmin na prezentację, komórka, dyktafon i dwuosobowe zaproszenie.
Dzień 0 Oglądaliście może ostatnio w wiadomościach materiały o nowym pośpiesznym łączącym Warszawę z Łodzią? To wszystko prawda. Miał być szybki, a regularnie opóźnia się o pół godziny w okolicach Skierniewic. Miał być względny luksus, a miejsca na nogi tyle co dla dżokeja lub bramkarza hokejowego. Cóż, grunt, że dociera do celu i dostarcza pod samą siedzibę Łódzkiego Domu Kultury, który już z daleka wita zawieszonym w oknach bannerem... W środku jeszcze cisza i spokój. To piątek, dzień "zero", w którym nie ma jeszcze punktów programu, lecz wyłącznie oficjalne otwarcie wystawy prac konkursowych stanowiące sygnał do rozpoczęcia komiksowej imprezy. Pojawiłem się na terenie nieco wcześniej, by odebrać wejściówkę i rozejrzeć się po labiryncie ŁDK. Dzięki temu miałem chwilę, by spojrzeć na parę wystaw, które rozmieszczono w powszechnie uczęszczanych miejscach. Przy Dużym Kinie (miejsce najważniejszych spotkań) znalazłem wystawę twórców Dylan Doga oraz kilka seksownych grafik, które uczestnikom festiwalu dedykował belgijski rysownik Dany. W bufecie znalazłem natomiast ekspozycję poświęconą pięćdziesiątce Tytusa. Znalazły się tu zarówno plansze autorstwa Jerzego Chmielewskiego, jak i "tributy" wykonane w ramach akcjo ogłoszonej przez organizatorów MFK. Kilku autorów pomysły miało, innym inwencji zabrakło, ale nieźle to ogólnie wyszło. Sympatyczny akcent, choć jestem ciekaw, co Papcio powie na takie przyłapanie jednej z twarzy kampanii wyborczej PiSu.
Wernisaż prac konkursowych rozpoczął się z lekkim poślizgiem, gdyż czekano na gości specjalnych. W międzyczasie miałem okazję przyjrzeć się nadesłanym propozycjom i poszukać swojego faworyta. Nie ukrywam, w coraz bardziej tłocznej galerii nie było czasu na wnikliwą lekturę, więc zatrzymywałem się przy tych planszach, które reprezentują poziom graficzny dający im przynajmniej cień szansy na zwycięstwo. Komiksy są na razie anonimowe (jury rozpoczęło obrady po wernisażu), lecz styl wielu uczestników jest wystarczająco rozpoznawalny, a część z nich po prostu się na swoich komiksach podpisała. Kto wygra? Trudno ocenić, a prace, które przykuły moją uwagę uwieczniłem w fotorelacji. Naturalnie, nie sposób ich w tej formie należycie ocenić, ale typuję, że to spośród nich zostanie wyłoniony zwycięzca. Na triumf z pewnością ogromne szanse miałby doskonały komiks Karola Konwerskiego i Mateusza Skutnika, lecz pech autorów polega na tym, że został on właśnie opublikowany w albumie Pan Blaki. Pozostaje polecić tę pozycję, a innym śmiałkom życzyć powodzenia.
Oficjalne rozpoczęcie konwentu odbyło się bez udziału Grzegorza Rosińskiego, który podobno był zajęty sesją dla Playboya. Godnie zastąpiła go pani profesor, która w latach szkolnych umożliwiła dzisiejszym organizatorom założenie kółka komiksowego. Zapraszając ją na inaugurację imprezy, Adam Radoń dał wyraz wdzięczności za to, co po części dzięki niej udało się osiągnąć. Chwila miła i wzruszająca. I jeszcze tylko Michał Będkowski, odpowiedzialny za ekspozycję konkursową, oznajmił, że w tym roku przyszło osiemdziesiąt osiem prac i wszyscy powoli zaczęli kombinować, jak przedostać się na drugą stronę miasta do klubu Dekompresja. Tam miały odbyć się wybory komiksowej miss festiwalu oraz koncerty zespołów Cool Kids Of Death i NOT. Skalkulowałem sobie wówczas, że to kawał drogi przez Łódź w gorączce meczu derbowego Widzew-ŁKS. Mając w perspektywie spotkania z szalikowcami, a w alternatywie przyjęcie urodzinowe przyjaciól z genialnym ciastem jako daniem głównym, postanowiłem zachować siły na Dzień Pierwszy, który zaczyna się już za niecałe dziesięć godzin...
Dzień 1 Nie ukrywam, że pisanie tej części relacji to ogromny wysiłek woli. Jestem po całym dniu na nogach, spotkaniach, rozmowach, emocjach i ogólnej komiksowej zadymie. Oczy lekko się kleją, nogi odpadają, w kuchni zaś reszta ekipy pije sobie herbatkę. Jednakże skoro powiedziało się "a", trzeba powiedzieć "be". I napisać choć trochę o tym wszystkim, co działo się dzisiaj w ŁDK i okolicach. Pierwsze kroki, o barbarzyńskiej porze około dziesiątej rano, skierowałem do budynku Textilimpexu, który mieści się vis a vis domu kultury. Tam w tym roku przeniesiono giełdę oraz stoiska wydawców, co z logistycznego punktu widzenia wydaje się posunięciem genialnym. Mnóstwo miejsca, przestronny korytarz i sala. Rozłożone na tym obszarze punkty zaopatrzenia w komiksy wreszcie nie gniotły się na sobie. Być może straciła na tym zagęszczona atmosfera targów w salce w ŁDK, lecz skorzystał każdy uczestnik, który w komfortowych warunkach mógł przejrzeć pokaźną ofertę festiwalowych premier. Tych było aż nadto, a zakup wszystkich to zadanie tylko dla osób z bardzo zasobnym portfelem. Teren właściwej imprezy powitał mnie gazetką EMeFKa News, z której dowiedziałem się, że - rezygnując ze spędzenia poprzedniej nocy w Dekompresji - straciłem rzucanie tortem, wybory miss festiwalu (zwycięzyła roznegliżowana panienka stworzona przez Dany'ego) oraz ogólne upadlanie się. Imprezę przeprowadzaną w piątek napotkany na korytarz Karol 'KRL' Kalinowski zbolałym głosem uznał za błąd organizacyjny. Cóż, festiwal świętuje wiele jubileuszy, a noce tylko dwie. Jako że nie należę do biernych uczestników, po krótkiej aklimatyzacji rzuciłem się w wir festiwalu, rozpoczynając swoją działalność od dwóch wywiadów z gośćmi. Najpierw w ogniu pytań znaleźli się Marzena Sowa i Sylvain Savoia, a po nich przyszła kolej na Jeana-Louisa Mouriera. Zapis tych rozmów znajdzie się niebawem na łamach serwisu. Dodam tylko, że były to spotkania niezwykle sympatyczne, a ich efekt ocenicie sami.
Do festiwalowego nurtu powróciłem po godzinie, krążąc pomiędzy salami na pierwszym i drugim piętrze. Gdzie się dało nadstawiałem ucha i zapuszczałem oka, niekiedy zasięgając języka. Nie ukrywam przy tym, iż konwenty komiksowe przestały w mojej opinii pełnić rolę miejsc, w których fani uzyskują długofalowe informacje. Owszem, wydawcy nie stronią od opowiadania o swoich planach, lecz te są później wielokrotnie weryfikowane. Stąd cieszę się z zapowiedzi Kultury Gniewu, która chciałby wydawać polskie zeszytówki (Szłapy, Śledzińskiego, KRLa czy Niewiadomskiego), ale wolę poczekać do chwili, gdy zobaczymy w sieci przykładowe plansze. Do tego czasu - trzymajmy kciuki. Wczesne popołudnie należało jednak do największej gwiazdy festiwalu, czyli Grzegorza Rosińskiego. Ojciec Thorgala otworzył retrospektywną wystawę swoich prac, a następnie przez dwie godziny dzielnie odpowiadał na pytania wypełnionej po brzegi sali kinowej. Szczególnie za odporność wobec tych najgłupszych ("czy wstydzi się pan tworzenia Kapitana Żbika?") należą mu się wyrazy uznania. Po pewnym czasie w sukurs przyszedł mu Yves Sente (nowy scenarzysta serii Thorgal), lecz ja już pędziłem na spotkanie z Jerzym Szyłakiem i Bartoszem Kurcem, które miałem przyjemność poprowadzić. Rozmawialiśmy o jakże pasjonującym temacie antologii, z którego udało nam się wycisnąć tyle, by zająć publiczność na czterdzieści pięć minut. Antologii na ten temat nie będzie, ale wypatrujemy każdej innej.
Koniec tego spotkania to powrotny sprint do sali kinowej, gdzie dopalało się spotkanie z Rosińskim i Sente, po których na scenę wkroczył Max Andersson ze swoim nowym komiksem Pan Śmierć i dziewczyna. Podstęp organizatorów polegał na tym, iż również ten punkt programu przypadł mi w udziale. Efekt pierwszy - totalne zmęczenie już około godziny 16.00. Efekt drugi - materiał, który za jakiś czas pojawi się na łamach Poltergeista. Lekka zadyszka, jaka złapała mnie po pięciogodzinnym maratonie spotkaniowo-wywiadotwórczym sprawiła, iż na część spotkań wchodziłem na przysłowiowe pięć minut, by posłuchać, co w komiksowej trawie piszczy. Tak zahaczyłem o spotkania z Jeanem-Louisem Mourierem, autorami Dylan Doga, Konstantinem Komardinem, Karolem Konwerskim i Mateuszem Skutnikiem. Dopóki organizm nie zaczął domagać się pizzy, żywiłem się festiwalową atmosferą. Wreszcie zew sera i sosu pomidorowego wygnał mnie aż na Piotrkowską (niestety, w budynku ŁDK zamknięto bar, a w bufecie zabrakło ciepłej strawy). Regeneracja sił zbiegła się z czasem oficjalnego zamknięcia konwentu... Finał imprezy przebiegał w podniosłej atmosferze, także ze względu na rozmiary nagród i osoby je odbierające. Zaważył na tym m.in. fakt, iż po raz pierwszy medal "Gloria Artis" przyznawano poza ministerstwem kultury. Minister Kazimierz Michał Ujazdowski przesłał wyważony list, który odczytał Krzysztof Skrzypczyk, a reprezentującemu rząd posłowi ziemi łódzkiej nie udało się na szczęście dopchać do głosu. Dzięki temu obyło się bez darmowej reklamy politycznej, której ofiarą finał MFK padał w przeszłości. Znacznie lepiej wypadł wiceprezydent Łodzi Marek Michalik, który mówił krótko, na temat i jeszcze obiecał pieniądze na festiwal. To, co nie dopisało, to laureaci. Spośród siedmiu wyróżnionych osób, pojawiły się tylko dwie, a za Michała Śledzińskiego nagrodę odebrał Szymon Holcman z Kultury Gniewu. Szkoda, gdyż w tym roku laury otrzymywaliby od gwiazd, których w tej konstelacji możemy szybko w Łodzi nie zobaczyć. Jak skwitował to przewodniczący jury: "To jest brak zaufania we własne siły".
A oto wszystkie nagrody przyznane podczas 18. Międzynarodowego Festiwalu Komiksu: Konkurs portretowy Illustrateyourself.com:
  • I nagroda: Ola Brożyna
  • II nagroda: Piotr Nowacki
  • III nagroda: Marta Sławińska
Nagrody:
  • Doktorat humoris causa za wkład w rozwój komiksu w Polsce - Adam Rusek
  • Srebrny medal Gloria Artis - Grzegorz Rosiński
  • Komiks roku wybrany przez uczestników festiwalu - Na szybko spisane 1980-1990
  • Wydawnictwo roku wybrane przez organizatorów festiwalu - Timof i cisi wspólnicy
Wyniki konkursu na najlepszy komiks Amatorzy:
  • I nagroda: Jacek Balcerek i Michał Murawski - Tytułu nie ma
  • II nagroda: Maciej Wódz i Bartosz Sztybor - Niewolny
  • III nagroda: Piotr Perłowski - Złota rybka
Profesjonaliści:
  • I nagroda: Daniel Grzeszkiewicz - Dziwny sen Spielberga
  • II nagroda: Jacek Frąś - Przygoda
  • III nagroda: Antoni Serkowski - bez tytułu
Grand Prix:
  • Jakub Woynarowski - Hikikomori
Zwycięstwo Jakuba Woynarowskiego może wydawać się zaskoczeniem, lecz, jak zapewnił Wojciech Birek, staje się bardziej oczywiste po sprawdzeniu znaczenia tytułu w internecie. Dla tych, którzy pracę zobaczą, a są zbyt leniwi, by odpalić google, polecam ten link. Dzień wcześniej darowałem sobie wyprawę na osiemnastkę MFK na drugi koniec miasta. Dziś to samo zrobiłem z trzydziestką Thorgala w lokalu położonym kawałek od ŁDK. Wybrałem spokojną herbatkę w kuchni, do której się teraz udaję. W końcu za niecałe osiem godzin rozpocznie się ostatni dzień festiwalu...
Dzień 2 Relację z osiemnastego MFK kończę w piątek, pięć dni po tym, gdy zamknięte zostały podwoje ŁDK. W międzyczasie pojeździłem trochę po kraju, porozmawiałem z kilkoma osobami (odpowiadając m.in. na pytania: jak było?), dzięki czemu zdystansowałem się trochę od imprezy, której poświęciłem poprzedni weekend. Jednakże razem z postępującymi objawami przeziębienia powracają również wspomnienia z Łodzi... Po raz piąty miałem okazję przyjechać na festiwal, ale dopiero pierwszy raz pojawiłem się na nim w niedzielę. Podobnie jak w sobotę, postanowiłem "zapuszczać żurawia" na wybrane punkty i intensywnie snuć się po konwencie. Dzięki temu znalazłem trochę czasu na rozmowy oraz spokojne obejrzenie wystawy retrospektywnej Grzegorza Rosińskiego. Trzeba przyznać, iż szczególnie obrazy z bohaterami Szninkla robiły mocne wrażenie. Wdrapałem się również piętro wyżej, by jeszcze raz przyjrzeć się komiksowi Hikikomori. Jego zwycięstwo przestało mnie dziwić jeszcze bardziej, gdy zajrzałem do antologii Copyright, w której znalazły się prace z konkursu zorganizowanego rok temu przy Festiwalu Myśli Drukowanej Com.X. Tam również, komiksem Kolonia karna, wygrał Jakub Woynarowski, prezentując podobną w stylistyce pracę. To dla Jakuba najwyraźniej szczęśliwy rok, a pytanie brzmi, kiedy upomni się o niego jakieś wydawnictwo. Gwiazdą drugiego dnia był oczywiście Jerzy Chmielewski, do którego w kolejce ustawiali się najmłodsi goście festiwalu. Papcio, jaki jest, każdy widzi - trzyma się świetnie, humoru mu nie brakuje, a przy tym mniej w nim pokazowego gwiazdorstwa charakterystycznego dla Rosińskiego. Nieco w cieniu tego spotkania toczyły się ostatnie punkty programu, wśród których sporą publiczność przyciągnęła prezentacja świata Biocosmosis. Od rana odbywały się także warsztaty z rysownikami, w tym z Jeanem-Louisem Mourierem, autorami Dylan Doga czy samym Grzegorzem Rosińskim. Konwent jednakże powoli pustoszał, choć wielu autorów najwyraźniej doskonale czuło się w Łodzi i nie chciało wyjeżdżać. Spóźnionego na samolot Mouriera od rozdawania autografów musiał odrywać sam Tomasz Kołodziejczak.
MFK miał również trzy główne bloki towarzyszące. Pierwszy skierowano do fanów mangi, lecz jego rozmiary raczej nie stanowią zagrożenia dla regularnych imprez tego typu. Środowisko fanów komiksów azjatyckich bawi się w formule, której łódzki festiwal nie jest zwyczajnie w stanie zapewnić. Ciekawie natomiast wypadła współpraca z łódzkim środowiskiem miłośników fantastyki, którzy przygotowują się do organizacji Polconu w roku 2009. Podczas MFK w dawnej sali wystawienniczej można było pograć w planszówki oraz bitewniaki. Ostatnią atrakcją towarzyszącą była spora sala komputerowa przygotowana przez CD Projekt i Valkirię, której głównym punktem miały być przedpremierowe pokazy komputerowego Wiedźmina. O tej kwestii w dalszej części tekstu...
Dla mnie festiwal skończył się około godziny piętnastej, wraz z finałem sympatycznego, kameralnego spotkania z wydawnictwem Atropos. Michał Gałek i Mariusz Zabdyr przycupnęli na brzegu sceny w Dużym Kinie, a garstka gości usiadła w pierwszych rzędach, by posłuchać o planach autorów Almy i Deduktora. Na mnie czekał już pociąg do rodzinnego Lublina, gdzie wzywała Wojskowa Komenda Uzupełnień. Na szczęście Terenowa Wojskowa Komisja Lekarska orzekła moją niezdolność do służby na dwanaście miesięcy, co sprawia, iż w przyszłym roku mam zamiar pojawić się w Łodzi ponownie. Nie ulega wątpliwości, że osiemnasty MFK odzyskał to, czego rok temu zabrakło: atmosferę komiksowego święta. Środek do celu był prosty - zaprosić gwiazdy i je wyeksponować, wyjść z imprezą w miasto. To wystarczyło, by uczestnik mógł mieć poczucie, że bierze udział w ważnym wydarzeniu. Nie zmienia to faktu, iż ludzi na imprezie nie było znacząco więcej. Piotr Kasiński, rzecznik prasowy festiwalu, mówił nawet, iż zastanawiali się wspólnie z Tomaszem Kołodziejczakiem, kogo jeszcze trzeba by zaprosić, by do Łodzi przybyły prawdziwe tłumy. To pytanie pozostaje na razie bez odpowiedzi. Osobiście zaryzykowałbym tezę, że rekordy frekwencji notowane parę lat temu mogły wynikać z komiksowego boomu, a obecny kształt stanowi normę dla takiej imprezy. Na pozytywny klimat MFK wpłynęła również ilość premier, które przygotowano specjalnie na łódzki konwent. Prym wiedli Egmont oraz Timof i Cisi Wspólnicy, ale i inne wydawnictwa (i to bez pomocy podnoszącej się Mandragory oraz widmowego Taurusa) pomogły w wydrenowaniu portfeli fanów. Dzięki temu wielu autorów mogło na swoich spotkaniach zaprezentować nowe tytuły i zostawić na nich autografy. To zawsze miłe widzieć i czuć, że rynek żyje.
Publikacje MFK W tym roku przy festiwalu ukazało się aż pięć pozycji sygnowanych przez Łódzki Dom Kultury. Każdy kolekcjoner z pewnością zaopatrzył się w katalog wystawy konkursowej, który, niespodzianka (?), otwiera zwycięski komiks Jakuba Woynarowskiego. Oczywiście, jak zawsze, w zbiorze zabrakło kilku prac dobrych, a ich miejsce zajęły projekty słabe. Na szczęście tym razem nie doszło do takiej wpadki jak z ubiegłorocznym, świetnie przyjętym Samolotem - wszystkie nagrodzone komiksy trafiły do antologii. Osoby zainteresowane komiksem od strony naukowej, zapewne zaopatrzą się w zbiór tekstów z 7. Sympozjum Komiksologicznego, poświęcony polskim mistrzom komiksu i ich dziełom. Osobiście czekam na nowy numer Zeszytów Komiksowych, by móc zestawić te dwie publikacje pod względem poziomu merytorycznego, szczególnie w partiach poświęconych Tytusowi. Na stałe w krajobraz publikacji wpisują się również City Stories, będące owocem współpracy artystów z Polski i Wielkiej Brytanii. Tegorocznego wydanie imponuje trójwymiarową okładką, lecz zawartość trochę zawodzi. Sama idea wciąż pozostaje cenna, lecz nie sposób oprzeć się wrażeniu, iż polscy autorzy znaleźli więcej wspólnego języka rok temu podczas kooperacji z Rosjanami. Dwie ostatnie broszurki to typowe "occasionale". Pierwsza, katalog wystawy Grzegorza Rosińskiego to raczej ulotka, w fatalny, bałaganiarski sposób prezentująca jej zawartość. Bliżej mu do zaproszenie na wystawę, niż do spisu zawartości ekspozycji. Druga, specjalna antologia komiksów dedykowanych Tytusowi, stanowiła sympatyczny dodatek do 18. MFK. Znalazły się w niej prace mniej lub bardziej zabawne, ale jako całość składające się na miły prezent dla ojca nie dającego się uczłowieczyć szympansa.
Zły pomysł Nie lubię wytykać błędów i szukać dziury w całym. W chwili obecnej MFK nie ma żadnej, podkreślam: żadnej, konkurencji w Polsce. Jest imprezą organizowaną całkiem profesjonalnie, z pojawiającymi się nowymi pomysłami, ważną dla wydawców i gości. Szanującą również, w mojej opinii, szeregowego uczestnika, który za niewysoką akredytację otrzymuje solidną imprezę w wygodnych warunkach. Tym bardziej nie mogę pojąć, jak niektórzy jej organizatorzy mogą nieuprzejmie czy wręcz arogancko traktować niektórych twórców programu. Prezentacje Wiedźmina, bo o nich tutaj mowa, były źle oznaczone, a prośba o przeciwdziałanie dezinformacji spotkała się z bardzo niemiłą odpowiedzią. Wiadomo, ekipa CD Projektu i Valkrii, to nie "nasi", element "spoza" (czytaj: nie wydawca, który ściąga dla nas paru atrakcyjnych zagranicznych gości), bez którego impreza komiksowa może się obyć. Ale skoro już się ich zaprosiło (lub przyjęło ich ofertę), to warto mieć świadomość, że ma się do czynienia z najważniejszym wydarzeniem popkulturalnym w Polsce w tym roku. I to o międzynarodowym zasięgu (700 tysięcy kopii, 10 języków). W porównaniu z nim festiwal w Łodzi jest prowincjonalną imprezą, która interesuje wąską garstkę maniaków. Traktowanie takiego partnera z góry to, delikatnie mówiąc, kwintesencja braku wyczucia. Propozycje Rok temu przedstawiłem swoją listę propozycji zmian lub korekt w sposobie prowadzenia imprezy. Nie pochlebiając sobie, że to moja zasługa, z przyjemnością stwierdziłem, że na MFK wiele rzeczy się rzeczywiście poprawiło. Co więcej, byłem szczerze zaskoczony pojawieniem się grupy wolontariuszy, którzy obsługiwali imprezę i biegali jako "ludzie do zadań specjalnych". Niemniej, jeszcze raz, stara-nowa lista propozycji:
  • Pamiętać o reklamie przed imprezą. Rok temu o MFK było głośno już latem, teraz trzeba było przypominać organizatorom, by podesłali materiały informacyjne. Przełożyło się to w mojej opinii na mniejszy szum wokół konkursu komiksowego. Czy również na mniejszą liczbę nadesłanych prac?
  • Powalczyć o bufet z ciepłym jedzeniem. Tego zabrakło w sobotę już dość wcześnie, a ratunku należało szukać poza terenem imprezy.
  • Koniecznie podtrzymać giełdę w osobnym, przestronnym, jasnym budynku. Klitka w ŁDK niech pozostanie ikoną przeszłości i synonimem ścisku oraz braku komfortu.
  • Zaprosić do jury konkursu komiksowego kobietę.
  • Poszerzyć uzasadnienie wyboru najlepszych komiksów. Nie musi się ono odbywać na oficjalnym zamknięciu (tu czasu jest mało i liczy się dynamika), ale nic nie stoi na przeszkodzie, by takowe pojawiło się później w Internecie. To nie nagroda dla wydawcy, gdzie dwa zdania laudacji wystarczają, by wyrazić to, co wszyscy zainteresowani wiedzą.
  • Do uczestników konkursów - pojawiać się na zakończeniu i odbierać nagrody. Bez was ta zabawa traci sens.
  • Nagroda "K" została prawdopodobnie pogrzebana na dobre (dwa lata przerwy to przepaść). Zajmujący się nią dotychczas Jarek Obważanek nie reaktywował inicjatywy, organizatorzy MFK mają swoje własne wyróżnienia, kilka innych funkcjonuje w sieci. Pozostaje więc stawiać na wyróżnienia będące integralną częścią MFK.
Specjalne podziękowania dla Elci Koncewicz i Huberta Kubita za wsparcie techniczne.
Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę

Galeria


9.0
Ocena recenzenta
9
Ocena użytkowników
Średnia z 2 głosów
-
Twoja ocena
Konwent: 18. Międzynarodowy Festiwal Komiksu
Od: 5 października 2007
Do: 7 października 2007
Miasto: Łódź
Strona WWW: www.komiksfestiwal.com/
Cena: 15 zł - karnet na całą imprezę, 10 zł - bilet na sobotę, 8 zł - bilet na niedzielę, dzieci do lat 12 wchodzą za darmo
Typ konwentu: komiksowy



Czytaj również

Komentarze


Ystad
    ja rozdziewiczam impreze.
Ocena:
0
prokurator na mnie nie wejdzie, bo to już 18-cie lat :D
jestem pełen dobrych myśli ;)
05-10-2007 11:04
Ezechiel
    Hej
Ocena:
0
Nie jestem zapalonym komiksiarzem ale relacja przypadła mi do gustu. Nie była hermetyczna ani stronnicza, dobra robota Repku.

Mi - jako osobie nie związane z komiksem współczesnym - relacja dostarczyła sporo informacji odnośnie rynku komiksowego w Polsce. Dziękuję i pozdrawiam
Ezechiel
12-10-2007 23:31
~Jaszcz

Użytkownik niezarejestrowany
    Co do konkursu
Ocena:
0
to ja również jako uczestnik chętnie bym przeczytał po wszystkim szrszą relację (protokół) z obrad jury. W.Birek powiedział, że wybór był trudny i wiele dobrych komiksów walczyło o nagrody. Fajnie byłoby dowiedzieć się jakie to były komiksy. Dziś np. przczytałem w katalogu komiks K.Zalepy "O dzielnym rycerzu" i jestem ciekaw czy był on w kręgu "bijących się o nagrody" bo moim zdaniem jest świetny. Natomiast Hikikimori nie podszedł mi zupełnie.
13-10-2007 12:47
Repek
    Jaszcz...
Ocena:
0
...komiks o rycerzu był moim cichym faworytem [po prostu do mnie przemówił :)], ale nie spodziewałem się, że wygra. W ostatnich latach w ogóle nie pamiętam komiksu, który powaliłby mnie scenariuszem [takie były, jak najbardziej] i jeszcze wygrał. Mam wrażenie, że liczy się bardziej grafika, a nie jej współistnienie z tekstem.

Co do zwycięskiej pracy - zauważ, że szefem komisji przy Com.X też był Wojciech Birek. :) Ale reszta składu inna, więc nie przypuszczam, by tyko jego gust decydował w obu przypadkach. Tym bardziej, że praca na MFK jednak trochę się różni [nie ma słów].

Niemniej - krótkie, 4-5 zdaniowe teksty o każdej z siedmiu prac byłyby czymś bardzo fajnym. Samo - 'sprawdźcie sobie znaczenie tytułu' - to trochę mało.

Pozdrówka
13-10-2007 14:42
~Samentu

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
0
A może by skorzystać jeszcze z dzieł biblioteki narodowej, żeby zrozumieć ten komiks Hikikomori?;)

Tuż przed wręczeniem nagród festiwalowych Rosiński mówił, że komiks oddzielił się od sztuki współczesnej, często abstrakcyjnej i niezrozumiałej by być bardziej realistycznym. 2 razy to podkreślał. Komisja zaś jak widać idzie w drugą stronę, niezrozumiałą i abstrakcyjną.

Takie prace jak tegoroczne Grand Prix były prezentowane już na 10 MFK. To żadna nowość.

By the way. Ktoś z was potrafi powiedzieć o czym to jest, bo że jest taka "choroba" w Japonii już wiemy ale co poza tym?

Jak dała do zrozumienia komisja w Polsce potrzebujemy komiksów niezrozumiałych i o niczym, zrozumiałe i z sensem sprowadzimy sobie z zachodu a wydadzą je i zarobią wydawnictwa, w których pracują członkowie jury.

Nie zauważyłem też żeby liczyła się strona graficzna. Skąd zatem nagroda dla "Przygody"? Komiks o rycerzu ładny i zręcznie zrobiony ale o niczym. Scenariusz to prosta ale śmieszna transpozycja średniowiecza na nasze czasy. Znana nie tylko Sapkowskiemu, działąjącemu często nie tylko w tą ale i drugą stronę. (Przenoszenie naszych czasów do średniowiecza.) Pomysł zupełnie banalny dla każdego zwykłego gracza RPG.

Życzę zdrówka Panowie. Pochwalcie się tą japońszczyzną w Angouleme i drukujcie w prasie polskiej. A może album? ;)

Hikikomori. To komiks o niczym. Bez sensu. Style over substance. Styl ponad treścią. Swobodnie można go powiesić na ścianie domu jakiegoś bogatego snoba i swobodnie nie po kolei a i tak będzie "czytelny". Podobnie z resztą nagrodzonych prac. Zasadniczo są o niczym.

Socrealizm promował prace zaangażowane i realistyczne. Teraz powstał nowy kierunek Klimkap - klimatyzm kapitalistyczny - potrzebuje on prac mających tak zwany "klimat" i kompletnie nie zrozumiałych. Czyli sztuka dla sztuki.

Ktoś kto głosował na tę pracę musiał mysleć: Nie rozumiem więc to musi być mądre. Jak to wyróżnię wyjdzie, że wy czytelnicy nie rozumiecie ale ja rozumiem. Zobaczcie jakim mądry!

Co zaś do propozycji odnośnie festiwalu to trudno żądać dobrych komiksów mając do tego osiem stron. Trudno, zapewne, coś później z nagrodzonymi 8 stronowymi pracami zrobić. Standard albumu to 48 stron. Moja propozycja to podnieść limit stron do 16. Uzasadnień po tegorocznym grand prix od wielokrotnie podejrzewanej o stronniczość komisji nie potrzebuję...
19-10-2007 18:38
Repek
    @Samentu
Ocena:
0
Zauważ, że to jest konkurs na 'krótką formę komiksową', a nie na album.

rudno żądać dobrych komiksów mając do tego osiem stron.
Trochę przesadziłeś. Można zrobić genialny komiks i w dwóch kadrach. Osiem stron to zaś w sam raz miejsca na opowiedzenie dobrej, spójnej historii. I na popis graficzny przy okazji.

Co do reszty uwag - zwycięski komiks nie jest z pewnością 'o niczym', ale pytanie jest inne: co ciekawego dostrzegła w nim komisja? Super, wiemy, że jest o chorobie cywilizacyjnej i co dalej? Które elementy komiksu pokazują geniusz w ujęciu tematu?

I od razu zastrzegam - mnie komiks się podobał [mniej niż inne, ale jednak] - ale chętnie poszerzyłbym dzięki komisji swoją wiedzę nt. tego, co jest istotne w komiksie. I dlaczego ten jest lepszy od innych.

Pozdrówka
19-10-2007 18:46
~Samentu

Użytkownik niezarejestrowany
    @Repek
Ocena:
0
To, że nie wiemy, które elementy pokazują geniusz. Znaczy, że go nie ma. Czytelnicy powinni wiedzieć to od razu. To dla nich jest komiks a nie dla komisji. Nadal nie potrzebuje żadnego tłumaczenia od tych panów.

Szkoda, że na któtką a nie na album. Bo tego właśnie w Polsce brakuje. Tytus i Żbik to chyba nie bohaterowie ostatnich lat jak festiwal?

To jest jakaś granica pomiędzy krótką formą a długą? 10 stron albo 16 to już długa? Dla mnie 16 to nadal krótka. Chodzi o to, że z komiksem 8 stronowym nie ma czego szukać na zachodzie. Dajemy więc nagrodę, która prócz wycieczki do Francji. Nie ma żadnego większego znaczenia dla autorów. Chyba, że można powiedzieć: No przecież dostałeś nagrodę! Ale na album potrzeba znajomości. I nic się nie zmienia. Konserwa na maxa.

To o czym jest ten zwyciezki komiks? Ja nadal nie wiem... Jest taka "choroba" i nie tylko w Japonii ale i w Polsce. Sam tytuł jest więc niepasujący należało użyć polskiego odpowiednika. Jeśli nie ma to wymyślić. W jaki sposób porusza on przyczyny zostania hikikomori nie wiem? Mam kilku takich kolegów co tak żyją. Z rozmów z nimi wiem, że nie chcą brać udziału w rzeczywistości bo: jest skorumpowana, bez sensu, wyścig szczurów, siła złego na jednego i tak dalej. W jaki sposób jest to oddane w komiksie? Nie wiem...

Dla mnie to płytka egzaltacja i namiastka. Niby zaangażowana rzecz, która nic nie tłumaczy...

Po rozdaniu nagród słyszałem niezły slogan od uczestników zebranych w auli:

Batman, Superman, Hikikomori! ;D

Wstyd to nawet pokazać na zachodzie...
19-10-2007 19:54
~Samentu

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
0
PS. Dodam jeszcze frazeologicznie. Na prawdziwy geniusz wystarczy pół kadru. Tylko co za historie on opowie? Co dalej z tym zrobimy? Jaka będzie przyszłość autora szczególnie jeśli, dajmy na to, powie coś co nie podoba się większości?

Sądzisz że członkowie komisji odkryli by Van Gogha żyjąc w tym czasie co on we Francji? Że w ogóle mają prawo i możliwości odkrywać geniusz? To słowo jest troszkę niepasujące...

Otóż myśleli, że nie zrozumieli i dlatego musi to być geniusz. Oto uzasadnienie...
19-10-2007 20:08
Repek
    @Samentu
Ocena:
0
To, że nie wiemy, które elementy pokazują geniusz. Znaczy, że go nie ma. Czytelnicy powinni wiedzieć to od razu.
A to jest jakiś uniwersalny przepis na komiks, który wszystkich zachwyci? Jak już go zrealizujesz i będziesz bogaty, to zamawiam pierwszy wywiad.

Szkoda, że na któtką a nie na album. Bo tego właśnie w Polsce brakuje.
Odnoszę wrażenie, że reprezentujesz tzw. 'myślenie życzeniowe'. :) Konkursów na ALBUMY to nie robią chyba nawet gigantyczne wydawnictwa [polecam przykład konkursu Glenat/Arte]. Konkurs przy MFK świetnie się w tej kwestii sprawdza - w ostatnich latach jego zwycięzcy wydają potem pełne albumy [Zych, Ryłko]. A raczej - brawa dla wydawców, że potrafili wykorzystać potencjał wyróżnionych autorów, bo ci zdecydowanie na to zasługowiali.

Krótkość formy to oczywiście kwestia umowna. Orgowie MFK ustalili ją na 8 stron i tyle, nie ma już z czym polemizować.

Co do reszty Twoich uwag - mógłbym tak samo, odnoszę wrażenie, że masz niewielkie pojęcie, po co ludzie startują w tym konkursie i zbudowałeś sobie jakąś tezę [ciężko powiedzieć jaką, bo jej nie precyzujesz, operując sloganami typu: 'co z tym zrobić na Zachodzie'. Którym zachodzie? Marvelowskim czy niszowym?], do której dopasowujesz sobie rzeczywistość.

Pomijam też mocno prymitywistyczne [upraszczające i sprowadzające do swoich horyzontów poznawczych] podejście do analizy dzieła sztuki. Kto powiedział, że komiks musi coś tłumaczyć? Może jeszcze musi mieć wartość edukacyjną i być zrozumiały dla sześciolatka? :)

Mnie komiks zwycięski podoba się. Jest mocny, ma swoją wymowę, kilka świetnych skojarzeń i pomysłów na grę kolorami. Pomimo tego chciałbym wiedzieć, dlaczego dla tych konkretnych ludzi [z komisji] wydał się lepszy od innych, równie dobrych. To jak z Nike - kapituła wygłasza krótką laudację i wiadomo, co konkretnie doceniono.

Pozdrawiam
19-10-2007 23:37
~Samentu

Użytkownik niezarejestrowany
    @Repek
Ocena:
0
Prymitywistycznie wyrażających się to pan wokół siebie poszukaj. Po tym jak piszesz widzę, że pewno znajdziesz... Ty jesteś tu Adminem? I tak się zachowujesz?

Widzę znasz się na komiksach?

Ja nie mówię o przepisie i nigdzie o tym nie pisałem. Tak! Facet przed mną pisał, że go nie zachwyca. Słyszałem głosy z widowni: "Batman, Superman, Hikikomori! ;D Na tym się opieram. To knot, dla którego poparcia znalazłeś wyłącznie kilka słów na temat gry kolorów. To może też w malarskim konkursie startować a raczej powinien. Proponuję go rozbić na obrazy i sprzedawać w galeriach.;)

Jeszcze lepsza 1sza nagroda: kryptoreklama MFK. To jest dopiero super! Więcej takich zamiast zwykłych komiksów SF, Fantasy, czy horrorów!;)

Nie proponowałem również konkursu na albumy, tylko żałowałem (pisałem szkoda). Proponowałem zaś zwiększenie objętości, to wszystko.

Zdaję się, biorąc pod uwagę powyższe, że prymitywistycznie polemizujesz z własnymi argumentami. Jesteś chyba w innej rzeczywistości?

Zadaję pytanie po raz 3: O czym jest ten komiks? Bo większość komiksów o czymś jest z wyjątkiem tego! Może ty znasz definicję komiksu i wiesz, że to popkulturowe dzieło o niczym? Nie przedstawiające wartości edukacyjnej i całkowicie bez sensu? Tyle w tym prawdy co kot napłakał.

Pytasz o zachód i tu od razu wykazujesz się głęboką jego znajomością. Na zachodzie i wydawnictw niszowych i marveli, liczy się tylko, co najmniej 48 stron. Panie teoretyku.

Przedostatni akapit. To dopiero było prymitywne. Znasz nawet moje pojęcie? Ty masz wielkie pojęcie? Powiedz? Po co ludzie startują w tym konkursie?
20-10-2007 00:56
Repek
    @Samentu
Ocena:
0
Wybacz, jeśli Cię uraziłem, ale słowo 'prymitywistyczny' to nie to samo, co 'prymitywny'. Upraszczasz, czyli prymituwizujesz rozważanie o dziele sztuki, sprowadzając je do własnej wiedzy i własnego postrzegania, odbierając mu tym samym prawo do wartości w oczach innych.

O czym jest ten komiks? Jeśli dla Ciebie o niczym, to dla Ciebie o niczym. Nie będę Cię przecież przekonywał, że się masz nim zachwycać, skoro Cię nie zachwyca.

Na zachodzie i wydawnictw niszowych i marveli, liczy się tylko, co najmniej 48 stron.
A zeszytówki? :)

Poza tym dziękuję za rozmowę - nie potrafię podchodzić emocjonalnie do takich kwestii [Ty chyba tak robisz], więc nie jestem dla Ciebie równorzędnym partnerem do dyskusji.

Pozdrówka
20-10-2007 02:41
~Samentu

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
0
Do sztuki podchodzę tylko emocjonalnie. Na zimno nie da rady. Zostawiam to redaktorom i krytykom. Chociaż tu akurat się nie zemocjonowałem.

Prymitywistyczny ma zdecydowanie obraźliwe znaczenie. To miast argumentów.:)

Wypowiadam tu moje zdanie. Próbuje się skonsultować i udaje się: "Jest mocny, gra kolorów." Dużo jak na obraz a mało na komiks.

Powinienem rozpatrywać to dzieło korzystając z postrzegania skorumpowanego Krauzego np? W takim razie: "jest super. Kupuje za 1000 i wieszam na ścianach w mojej super willi na pomorzu." ;D
20-10-2007 15:08
Repek
    @Samentu
Ocena:
0
Prymitywistyczny ma zdecydowanie obraźliwe znaczenie. To miast argumentów.:)
Nie, nie ma. 'Prymitywny' - tak, 'prymitywistyczny' - nie. Zajrzyj do słownika, proszę.

Wypowiadam tu moje zdanie. Próbuje się skonsultować i udaje się: "Jest mocny, gra kolorów." Dużo jak na obraz a mało na komiks.
Nie pisałem tu pełnej recenzji, bo i nie mam na to ochoty. Szczególnie, gdy zderzam się z Twoim podejściem, niezbyt widzę płaszczyznę porozumienia, skoro nie widzisz różnicy między prymitywnością a prymitywistycznością.

Poza tym - to jest komiks, imho, do odbioru emocjonalnego, jak poezja [operuje podobnymi chwytami, metaforą]. I jak to poezja - jak nie trafia, to nie trafia. Na Twoim miejscu nie odbierałbym po prostu innym prawa do zachwycania się tym komiksem.

Ostatni akapit całkiem niezrozumiały. Mnie chodziło o to, by mieć trochę pokory w stosunku do swojej ewentualnej niewiedzy.

Pozdrawiam
20-10-2007 17:30
~Samentu

Użytkownik niezarejestrowany
    @Repek
Ocena:
0
Drogi użytkowniku wikipedii oto definicja:
*
prymitywizm I
1. «pierwotny, niski stan rozwoju czegoś»
2. «niski poziom kogoś lub czegoś»
*
prymitywizm II
1. «cecha sztuki ludów pierwotnych, także sztuki ludowej polegająca na upraszczaniu, często stylizowaniu i deformacji przedstawionych postaci lub przedmiotów»
2. «spontaniczna twórczość artystyczna niezwiązana z tradycjami sztuki ludowej ani z żadnymi kierunkami sztuki współczesnej, charakteryzująca się naiwnym realizmem»
• prymitywista • prymitywistka

Wyraz ten nie ma żadnego znaczenia w twoich ustach. Nie wiem o czym mówisz? Więc jaka jest różnica między prymitywnością a prymitywizmem? Bo wyraz prymitywistyczność nie istnieje!

Co ty tu właściwie robisz? Żegnałeś się, dziękowałeś za rozmowę. "Czarny rycerz nie przegrywa nigdy?" ;D

Nie odbieram nikomu prawa. Nie imputuj mi. Po prostu nie słyszę argumentów. Chciałem się dowiedzieć co sądzą inni. Nie dowiedziałem się nic sensownego prócz: "gra kolorów."

Ciągle gadasz, że kogoś nie rozumiesz. Otóż błędy w przekazie mogą pochodzić i od odbiornika i od nadajnika. Ty zakładasz tylko jedno. Nie rozumiesz znaczy źle gadają do Ciebie. A może jest inna przyczyna?

Ponownie cię proszę nie obrażaj mnie. Ciągle dopuszczasz się imputacji i impertynencji. Chcesz mnie sprowokować?

Jeśli nie rozumiesz ostatniego akapitu pozostaje się tylko smucić...

Po raz setny pytam o czym jest to dzieło sztuki panie Adminie? Bo przecież dzieło sztuki coś mówi? Czy też nie musi i może być o niczym? Na zachodzie już odnotowano takich artystów... Przykład można znaleźć dla wszystkiego...

PS. Ile ty masz lat?
20-10-2007 18:36
~Samentu

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
0
Ja mówię o konwencie, komiksach, nagrodach i jury oraz polskim półświatku komiksowym a on (Repek) o mnie. Zaręczam wszystkim, że nie znam gościa. Może zrobić tu jakąś cenzurę? Jeśli ktokolwiek wyda się panu Adminowi prymitywistyczny (cokolwiek by przez to nie rozumiał) albo niezrozumiały (pomimo najjaśniejszej argumentacji) usuwajmy go z tematu? ;D Może teraz usunąć wszystkie te posty bo nie na temat? Tylko kto, pytam kto zaczął nie na temat gadać?

Poniżej krytyki.
20-10-2007 18:51
~Samentu

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
0
Pomogę ci żebyś się nie męczył: solipsyzm to to co rozumiesz pod pojęciem prymitywizm...
Nie wiem jak ktoś tak nieprawidłowo wyrażający się jak ty może zarzucać cokolwiek innym w ich wypowiedziach..?

Coż? Internet! Lawina nieczystości...:(
20-10-2007 18:58
Repek
    Ok...
Ocena:
0
...zacząłeś odpowiadać sam sobie, więc już ostatecznie - dzięki za rozmowę. Pozdrówka
20-10-2007 23:22
~Samentu

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
0
Przebóg! Czarny rycerz! Obraża do końca! :D

Żegnaj...
20-10-2007 23:27
turucorp
   
Ocena:
0
Samentu, to teraz komiksy musza byc jednoznaczne i "realistyczne"?
O "realistycznych obsesjach" Rosinskiego (z calym szacunkiem) slucham juz od wielu lat i jestem tym zmeczony (zdaje sie, ze nie ja jeden).
A jesli chodzi o brak wspolczesnych , krajowych albumow komiksowych, to sugeruje zapoznanie sie chociazby z baza danych poltera, zanim ponownie powolasz sie na pustke po Tytusie i Zbiku.
22-10-2007 12:43
~Samentu

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
0
Ja nie twierdziłem, że takie muszą być! Kolejny facet obala własne argumenty. To jakaś cwana moda?
Twierdziłem, że komisji powinno zależeć na szerokim popularyzowaniu komiksu a takowe można osiągnąć łatwo tak jak mówił Rosiński. Ładnymi komercyjnymi komiksami z czytelnym scenariuszem. Widzę że "Rosa" nie jest dla pana autorytetem a kto nim jest w pana mniemaniu? "Obsesje" albowiem to trochę za dużo i zbyt poufale jak na określenie wielkiego artysty...

Dalej. Oczywiście. Przekonałeś mnie. Tytułami dorównujemy albo przwyższamy. Ale co z szerokim odbiorcą? Co z ceną tych albumów? To za pół wieku na MFK będzie się świętować ich 50lecie?
Pan żartuje?

Zdaję sobie sprawę, że większość polskich akademickich komiksiarzy chce niezrozumiałych abstrakcyjnych komiksów. W końcu i oni będą mogli dostać nagrody za wypacykowane plamy na białym tle obdarzone niezrozumiałym tytułem... I wszyscy będą równi i wszyscy wydadzą albumy w nakładzie 1000 sztuk a przeczytają je uczestnicy konwentów i światek komiksowy. Kupią zaś bogate snoby żeby pokazać gościom, że znają się na sztuce. Będą one zapisem tego co się działo w tych latach w fandomie. Gratuluje. Różowa przyszłość...
22-10-2007 16:32

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.