» Recenzje » Miecz dla króla - T.H. White

Miecz dla króla - T.H. White


wersja do druku
Miecz dla króla - T.H. White
Jeśli w środku nocy zbudzilibyśmy dowolnego znawcę fantastyki, a następnie zadalibyśmy mu pytanie o najbardziej klasyczny i najbarwniejszy retelling legendy arturiańskiej, to w dziewięciu przypadkach na dziesięć usłyszelibyśmy: Był sobie raz na zawsze król. Ta powieść, napisana w ciągu prawie 20 lat przez zmarłego w 1964 roku T. H. White'a, weszła nie tyle nawet do ogólnoświatowego kanonu fantasy, co do czołówki rankingów powieści mainstreamowych... oczywiście nie tych, w których wiodącą pozycję zajmują czytadła Dana Browna.

W tym roku wydawnictwo Solaris postanowiło przypomnieć polskiemu czytelnikowi tę kultową opowieść, rzucając na rynek trzecie wydanie jej pierwszego (na razie) tomu, "zapakowane" w twardą, lakierowana okładkę, ilustrowane i wydrukowane na papierze pachnącym starą biblioteką. Coś takiego aż się prosi o postawienie na półce.

Pytanie w tym przypadku nie brzmi jednak, czy warto zapoznać się z Mieczem dla króla, bo to nie ulega wątpliwości. Należy raczej pomyśleć, kto będzie miał z jego lektury najwięcej przyjemności.

Miecz dla króla to, jak wspomniałem, pierwszy tom większego cyklu opowiadający od nowa o losach przesławnego Króla Artura i jego Rycerzy Okrągłego Stołu. Opowieść ta jednak ma być tylko pretekstem do przedstawienia pewnych idei autora, związanych z pojmowaniem władzy, reguł społecznych oraz praw rządzących nie tylko państwem, ale i całym światem. Jeśli w tym kontekście spojrzymy na Miecz dla króla, to jawi on się jako ewidentny wstęp do wyżej wymienionych rozważań, który – przy całym moim szacunku dla nieodżałowanego T. H. White'a – momentami trąci nieco naiwnością, a czasem nawet nudzi.

Miecz dla króla koncentruje się na latach młodości przyszłego Króla Artura i jego spotkaniu z czarodziejem Merlinem. Merlin to osobistość jakich mało, a do tego ma jedną niezwykłą cechę. Mianowicie – żyje wstecz i młodnieje z upływem czasu. W związku z tym jest jednym wielkim źródłem anachronizmów, acz nie jedynym, bowiem White od samego początku wyraźnie udowadnia, że wszelka chronologia i tego typu detale są mu zupełnie obojętne, a czasem nawet niepożądane. Młody Artur (zwany Wartem) rodzi się więc w okolicach roku 1200, kiedy na tronie Anglii zasiada Uther Pendragon, panujący od AD 1066 (sic!), a po lasach grasuje nie kto inny, jak sam Robin Hood (zresztą dobry sąsiad naszego bohatera) pospołu z elfami i niejaką Bestią Dyżurną.

Jeśli chodzi o samego młodego bohatera, to przez większość książki jest on uczony przez Merlina, zawsze i nieodmiennie na zasadzie przemiany w kolejny gatunek zwierzęcia, rośliny, minerału itp. (przy czym lepiej poznajemy wyłącznie aspekty przemiany w przedstawicieli fauny). Przy tej okazji T. H. White nie tylko popisuje się swoją wiedzą przyrodniczą (wyraźnie widać, że autor był wielkim pasjonatem wędkarstwa i sokolnictwa, co jednak może nieco nużyć osobników, którzy nie dzielą z autorem zamiłowania do tych rozrywek), ale także nadaje kształt podwalinom dla późniejszych rozważań nad naturą władzy w świecie ludzi. To ostatnie osiąga poprzez metaforyczne ukazanie różnych typów społeczeństw, przyobleczonych w kształty czy to królestwa mrówek (totalitaryzm), czy ryb (tyrania).

O ile sam mechanizm zastosowany przez autora jest ciekawy, o tyle to właśnie na tym etapie czytelnik bardziej sceptyczny może poczuć się nieco zażenowany prostymi jak konstrukcja cepa poglądami autora. Przez cały Miecz dla króla wyraźnie przebija przesłanie, że ludzie byliby nieco lepsi, gdyby upodobnili się do pewnych typów zwierząt, ze szczególnym uwzględnieniem dzikich gęsi. Czystą kwintesencją tego przesłania jest słynne twierdzenie, wypowiedziane ustami Warta, że ludzie nie toczyliby wojen, gdyby umieli latać. Jak wiadomo, owo światłe zdanie dość szybko się zdezaktualizowało, wraz z rozpoczęciem się walki o dominację w przestrzeni kosmicznej.

Niemniej jednak, Miecz dla króla wciąż pozostaje aktualny. Zwłaszcza teraz, kiedy Bliski Wschód aż drży od zgromadzonego napięcia. Ponadto przedstawia on problemy ludzkości z dużą dozą ciepłego humoru, którego zdecydowanie brakuje większości dzisiejszej publicystyki, co czyni powieść idealną dla tych, którzy o dużych kłopotach potrafią rozmawiać z jeszcze większym uśmiechem. Ostrzegam jednak, że bez odpowiedniego podejścia, w którym zawierać się powinna solidna dawka tolerancji dla typowo brytyjskiego humoru rodem z Monty Pythona, Miecz dla króla może być momentami bardzo ciężkostrawną lekturą. To samo dotyczy zresztą zdeklarowanych przeciwników zabiegów w stylu deus ex machina.

Miecz dla króla to, powtarzam, pierwszy tom cyklu, który każdy oddany fan fantastyki powinien mieć na swojej półce. Co prawda, to przede wszystkim dalsze tomy nadają bezwzględną wartość całej opowieści, jednakże zawsze należy od czegoś zacząć. Warto też zrobić to jak najszybciej, zwłaszcza że książka ta jeszcze nigdy nie była w Polsce tak doskonale wydana.
Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę
7.5
Ocena recenzenta
6.83
Ocena użytkowników
Średnia z 6 głosów
-
Twoja ocena
Tytuł: Miecz dla króla
Cykl: Był sobie raz na zawsze król
Tom: 1
Autor: T.H. White
Tłumaczenie: Jolanta Kozak
Wydawca: Solaris
Miejsce wydania: Stawiguda
Data wydania: 10 kwietnia 2008
Liczba stron: 364
Oprawa: twarda
ISBN-13: 978-83-7590-001-9
Cena: 39,90 zł



Czytaj również

Księga Merlina - T.H. White
Wykład na koniec
- recenzja
Świeca na wietrze - T.H. White
Nie zgaśnie nawet po lekturze
- recenzja
Świeca na wietrze
Rozdział 1
Rycerz spod Ciemnej Gwiazdy - T. H. White
Mroczniej i poważniej
- recenzja
Wiedźma z lasu - T. H. White
Powiastka o wojnie i miłości
- recenzja

Komentarze


27532

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
0
Hm. Hm.
Czyli to nijak ma się do adaptacji disneyowskiej, jak rozumiem?
12-05-2008 12:13
Rebound
    Hm.
Ocena:
0
Nijak jak nijak. Fabularnie jakoś się trzyma, ale u Disneya chodzi o coś zupełnie innego ;).
12-05-2008 12:38

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.