27-01-2011 23:22
Megamind
Odsłony: 6Ależ się nazbierało zaległości, z całościowym podsumowaniem 2010 na czele. Wszystko jednak w swoim czasie. Dziś będzie o jednym tylko filmie. Całkiem udanym...
Megamind nie porwał mnie zwiastunami. Wyglądało na to, że to po prostu kolejna animacja z taśmy produkcyjnej... I w sumie tak jest. Ale film po prostu idealnie trafia w moje gusta. Lubię klimaty superbohaterskie, lubię zabawę konwencją. Wreszcie film co chwila raczy widza świetnymi szlagierami "Bad To The Bone", "Highway To Hell", "Back In Black", "Welcome To The Jungle"...
Całość zaczyna się bezczelną zrzynką z Supermana. Tyle, że dzieciaki są dwa, jeden jest urodzonym superbohaterem, a drugi jest niebieski. Niebieski szybko znajduje swój talent i powołanie do bycia superłotrem. Jako jedyny w całym filmie prezentuje absolutnie pełne wyczucie konwencji. Radośnie planuje zgładzenie Metromana, przejęcie władzy, porywa piękną kobietę, daje sobie złoić tyłek i wpakować się do więzienia. Czysta sielanka. Sprawa się rypnie dopiero gdy przypadkiem uda mu się pokonać arcy wroga...
Koncept nie wyszukany, ale jest niezłym punktem wyjścia, na który nakłada się kolejne klisze i schematy. Tak więc mamy przyjaciół między którymi dochodzi do kłótni i pojednania. Mamy zbiegi okoliczności i pomylone tożsamości, bohater zdobywa dziewcznę, traci dziewczynę, odzyskuje ją... Standardy poganiają jeden drugi... A ja się świetnie bawię.
Niby nic nie urywa głowy, ale Megamocnego ogląda się po prostu jednym tchem. Jestem wielkim fanem Miniona - najlepszy przyjaciel głównego bohatera to ryba w akwarium dołączona do robo-ciała (uroczo stylizowanego na Ro-Mana z Robot Monster z 1953 roku). Nie tylko design, ale jego zachowanie, rozmowy z Megamocnym, jest po prostu klawy.
Jakbym miał na coś pomarudzić to chyba tylko na przestylizowanego głównego bohatera - wygląda niemal jak niebieski plemnik. Zaplątani to wyraźny postęp w dziedzinie animacji, Megamind natomiast wygląda jak animacje z 2008.
Pisząc tą notkę utwierdziłem się w przekonaniu, że nie mam silnych argumentów by zachwalać Megamocnego. W pełni zdaję sobie sprawę, że to przeciętniak. Mój fart polega na tym, że trafił idealnie w moje klimaty. Nie widzę jednak żadnych błędów w sztuce, więc nie sądzę by ktokolwiek mógł być niezadowolony z seansu, najwyżej lekko niedopieszczony.