» Recenzje » Manila

Manila


wersja do druku

Dzień z życia przemytnika

Redakcja: Joanna 'Ysabell' Filipczak
Ilustracje: Egmont

Manila
Jest rok 1821 po narodzeniu Chrystusa. Całe Filipiny znajdują się pod kontrolą Korony Hiszpańskiej. Całe? Nie! Grupy przemytników wciąż stawiają opór ekonomicznej presji ze strony najeźdźcy. Na swoich kruchych, bambusowych łódkach przewożą nielegalnie cenne ładunki, dając miastu bogactwa, hiszpańskim władzom – zmartwienie, a graczom – masę dobrej zabawy.

A to wszystko dzięki wydawnictwu Egmont, które sprowadza na polski rynek zagraniczny hit – wielokrotnie nagradzaną za granicą grę planszową Manila.


Towary luksusowe


Kiedy otworzymy pudełko z Manilą, naszym oczom ukaże się przyjemna, kolorowa i niezbyt skomplikowana plansza – większość jej powierzchni zajmują trzy morskie szlaki, wyznaczające trasy dla łódek. Pól na pionki jest zaledwie kilkanaście.

Po wyciągnięciu planszy ucieszą nas pozostałe elementy – duże, plastikowe łódki, dopasowane do nich żetony ładowni w czterech kolorach (odpowiadające czterem towarom), karty udziałów, różnokolorowe kostki (ponownie, w barwach reprezentujących przewożone dobra) oraz pionki wspólników (w gustownych "chińskich" czapeczkach) w pięciu kolorach dla pięciu graczy.

Wszystkie elementy są wykonane bardzo precyzyjnie i z użyciem dobrych materiałów, co gwarantuje długie rozgrywki bez rozklejających się kart czy rozpadających łódek. Na szczególną uwagę zasługują żetony pieniędzy – pięknie wykonane monety reprezentujące filipińskie pesos.


Płyniemy, kapitanie!


Tura rozpoczyna się od licytacji funkcji kapitana portu. Jest to decyzja o kluczowym znaczeniu, gdyż to on decyduje o dostarczanych towarach, wyznacza miejsce startu poszczególnych łodzi oraz, przede wszystkim, ma możliwość kupowania kart udziałów, które w ostatecznym rozrachunku decydują o zwycięstwie w grze.

Po ustaleniu tego arcyważnego wyboru gracze rozstawiają swoje pionki, przydzielając im różne funkcje – czekają w porcie na przypływające okręty, bądź wyczekują tychże w stoczni. Jeśli statek zatrzyma się na polu wybranym przez danego gracza – dostaje on odpowiednią ilość pesos. Pionkom wspólników można przeznaczać też role pomocnicze – takie jak ustawianie ich na łódkach z towarem (gracz zarabia, gdy dana łódź wpłynie do portu), na polach pilotów, dzięki czemu mogą przesuwać łódki o kilka pól w przód lub w tył, na łodzi pirackiej, dzięki czemu gracz zyskuje szansę na przejęcie całego ładunku, bądź wyznaczać do roli ubezpieczyciela – ryzykowne posunięcie, przy którym równie łatwo o dobry zysk, co duże straty.

Wszystkie tury w Manili wyglądają tak samo. Na początku gracze ustawiają po jednym pionku, potem następuje rzut kością sześciościenną, decydujący o ruchu łodzi. Następnie drugi pionek, rzut kością, wreszcie pionek trzeci i ostatni, decydujący rzut, po którym będzie już wiadomo, które towary wpłynęły do portu, a które niestety przepadły.

Każdy towar, który wpłynął do portu, automatycznie zwiększa swoją wartość. Gdy cena jednego z nich na czarnym rynku w Manili wzrośnie do trzydziestu, gra się kończy, a gracze sprawdzają aktualną wartość zakupionych przez siebie udziałów, oraz dodają do tego ilość aktualnie posiadanych pieniędzy – posiadacz największej ilości pesos, zarówno w udziałach, jak i gotówce – wygrywa grę.

Mechanika jest bardzo łatwa do przyswojenia, i już po piętnastu minutach wertowania przejrzystej instrukcji można przystąpić do pierwszej rozgrywki.


Manila
Stolica Filipin, położona na wyspie Luzon w Zatoce Manilskiej, przy ujściu rzeki Pasing. Przez trzysta lat kontrolowana przez Hiszpanię, w XX wieku przejęta przez Stany Zjednoczone. Obecnie stanowi potężne centrum przemysłowe kraju, skupiające 90% filipińskiej ekonomii.

Nazwa miasta pochodzi z czasów dawnych plemion, zamieszkujących region: określenie "May nilad", znaczyło "tu jest nilad" – a dotyczyło specyficznego rodzaju rośliny. Nazwa z czasem wyewoluowała w Maynila, a w Europie i w Stanach Zjednoczonych przyjęła formę Manila.



Masz żyłkę do hazardu?


Po pierwszej rozgrywce z pewnością będziemy łaknąć kolejnej: gra jest bardzo miodna, przyjazna, szybka w rozgrywce: po szybkiej licytacji następuje ustalanie dóbr, wybór miejsc dla pionków (bycie rozpoczynającym ma tutaj krytyczne znaczenie, gdyż dla któregoś w kolejności graczy może nie starczyć już najbardziej intratnych miejsc dla wspólników) i kolejne rzuty kostkami.

Manila wymaga rozsądnego zarządzania ryzykiem, gdyż to na hazardzie właśnie opiera się cała rozgrywka. Ruch łódek jest całkowicie zależny od rzutu kością, a do gracza należy jedynie decyzja, na którym z pięciu pól zacznie dany towar. Dalej wszystko jest w rękach losu, a zadaniem graczy, rozstawiających wspólników po każdym rzucie kością, jest rozsądne dostosowanie się do zmieniającej sytuacji na planszy i rozstawianie pionków według własnego wyczucia i żyłki do hazardu.

I tak w sytuacji, kiedy dwie łódki są już o dwa - trzy pola od portu i następuje ostatni rzut, gracz spokojniejszy i nie lubiący ryzykować ustawi swój pionek w porcie, licząc na przejęcie ładunku i płynący z tego fragment zysku. Gracz-ryzykant jednak zdecyduje się prawdopodobnie na łódź piracką i będzie liczył na dobry rzut, aby zagarnąć wszystkie przewożone na łodzi dobra.

Rozgrywka pełna jest takich decyzji, wymagających od nas nie tylko dostosowania się do wymogów losu, ale także i wyborów graczy, którzy wcześniej rozstawili swoje pionki. Mimo, że bezpośredniej interakcji między graczami nie ma (nie można sobie zabierać udziałów, albo spychać z łódek), to samym rozstawianiem pionków można współuczestnikowi zabawy znacznie pomóc lub przeszkodzić: odbierając mu intratne miejsce na łodzi, przesuwając pilotem upragnioną przez niego łódkę dwa pola do tyłu, bądź też decydując się na pirackie plądrowanie.

Dzięki tym specyficznym regułom, przy bardziej "twardo", grających poziom zaangażowania, a niekiedy irytacji, wzrasta pod niebiosa (co niektórzy gracze, na przykład ja, bardzo lubią), ale jednocześnie sprawiają one, że gracze spokojniejsi (na przykład rodzina, zasiadająca do Manili wieczorem, przy kuchennym stole) będą się dobrze bawić przez trzy kwadranse bez cienia negatywnych emocji.

Jedyną poważną wadą, jakiej doszukałem się podczas kolejnych rozgrywek w Manilę jest właśnie pełna losowość gry. Możemy jedynie w niewielkim stopniu wpływać na ruch łódek (za pomocą pól dla pilotów), ale i tak w ostatecznym rozrachunku wszystko jest w rękach losu.

Można zapomnieć o przemyślnych taktykach i matematycznych obliczeniach, przewidywaniu posunięć i myśleniu kilka tur do przodu – jesteśmy ograniczeni do poczciwego rzutu kością, który zadecyduje, czy postawienie pionka np. na łodzi pirackiej było dobrym posunięciem, czy złym. Jest to zatem gra, przy której znakomicie będą bawić się osoby z żyłką do hazardu, miłośnicy rozgrywki planowanej, przemyślanej i wyliczonej będą zaś czuli spory niedosyt, kiedy całe ich długotrwałe kombinowane zostanie zniweczone przez pechowy rzut.

Ta pełna losowość sprawia też, że gracze niekiedy mogą przez kilka tur nie zarobić niemal nic, lub błyskawicznie się wzbogacić – a w sytuacji, kiedy któremuś z graczy wyjątkowo dopisze szczęście i przeskoczy finansowo pozostałych graczy, zyskuje on znacznie większe szanse na zwycięstwo niż pozostali – może do końca gry przejmować funkcję kapitana i jak najszybciej doprowadzić do portu towar, w którym ma najwięcej udziałów, tym samym zapewniając sobie sukces w rozgrywce. Na szczęście takie sytuacje zdarzają się niezwykle rzadko, na tyle sporadycznie, że nie psuje to przyjemności z kolejnych partyjek Manili.


Zoch Verlag
Oryginalnie Manila została wydana przez niemieckie wydawnictwo Zoch Verlag – wydawcę między innymi Niagary, czy Altamiry. Wydawnictwo w swojej ofercie posiada mnogość gier dla starszych i młodszych graczy.

Do niemieckiego wydania Manili dołączana była również płyta CD. Sama gra wielokrotnie zdobywała nagrody zarówno w Niemczech, jak i za granicą. Niestety, autor gry, Franz-Benno Delonge, twórca m.in. gry Fjorde, zmarł w tym roku, i nic nie wskazuje na to, aby miał pojawić się jakikolwiek dodatek do Manili.



Krótko i na koniec


Pomimo pewnych wad, Manila pozostaje znakomitą pozycją zarówno na imprezę w gronie przyjaciół, jak i dla rodziny. Jest to gra wybitnie "niedzielna", do której wraca się co jakiś czas z dużą przyjemnością, ale na pewno nie można w nią grać non-stop, gdyż staje się wtedy nieco monotonna. Kolorowa plansza i świetne wykonanie spodoba się miłośnikom gier takich jak Blue Moon City, a losowa rozgrywka będzie z pewnością przyjemną odmianą po wielogodzinnych, pełnych planowania rozgrywkach w Wysokie Napięcie.

Dodając do tego przyjemny klimat przemytniczej eskapady, zarządzanie ryzykiem, kupowanie towarów na czarnym rynku i podobne szmuglerskie elementy, oraz doskonałe wykonanie każdego elementu, zaczynając od planszy, a na instrukcji kończąc (ze szczególną uwagą na przepięknie wykonane monety i fajne pionki), mamy pozycję, która zadowoli większość typów graczy – nie licząc tych, dla których sednem rozgrywki w planszówki jest długie planowanie i niska losowość.

Autor podsumowuje
Jednym słowem… pasjonująca.
Szczególnie polecana… dla rodzin z dziećmi w różnym wieku, grup przyjaciół szukających gry na zabawy.
Odradzana… miłośnikom "szachowych" planszówek.
Największe zalety… doskonałe wykonanie, przemyślana mechanika, dużo kombinowania i pośredniej interakcji.
Główne wady… losowość oraz sporadycznie występujący efekt "kuli śnieżnej".


Dziękujemy wydawnictwu Egmont za udostępnienie egzemplarza gry do recenzji
Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę

Galeria


8.0
Ocena recenzenta
7
Ocena użytkowników
Średnia z 14 głosów
-
Twoja ocena
Mają na liście życzeń: 0
Mają w kolekcji: 1
Obecnie grają: 0

Dodaj do swojej listy:
lista życzeń
kolekcja
obecnie gram
Typ gry: familijna
Data wydania oryginału: 2007
Wydawca polski: Egmont
Liczba graczy: od 3 do 5
Wiek graczy: od 10 lat
Czas rozgrywki: 60 min.
Cena: 130,00 zł



Czytaj również

Tykko z pustyni
Taki sobie spin off
- recenzja
Świat Mitów. Herakles
Historia życia herosa
- recenzja
Conan (wyd. zbiorcze) #6: Pieśń o Bêlit
Prawdziwa Królowa Czarnego Wybrzeża
- recenzja
Skarga Utraconych Ziem. Sudenne'owie #1: Lord Heron
Sztuka odgrzania kotleta
- recenzja
Świt X. Wolverine
Kwiaty, krew i szpony
- recenzja
Dungeons & Dragons: Furia lodowego giganta
Przygody na północy
- recenzja

Komentarze


Ainsel
   
Ocena:
0
ha, początek recki rządzi, aż człowieka ochotka na Asterixa naszła znowu :D
05-12-2007 19:38
~Nataniel

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
0
Efekt kuli snieznej? A w jakiz to sposob moze on w tej grze wystepowac? Czy zdobycie czegos w jednej kolejce powoduje, ze w nastepnej mamy latwiej? Bynajmniej - za kazdym razem jest tak samo.

Mozna powiedziec, ze w Manili gracz moze zbankrutowac i w ten sposob nie stac go bedzie na wystawianie pionkow, ale nie jest to efekt kuli snieznej.
06-12-2007 12:38
Ysabell
   
Ocena:
0
Jak sądzę, Natanielu, chodziło o to (cytata z recenzji):

(...) a w sytuacji, kiedy któremuś z graczy wyjątkowo dopisze szczęście i przeskoczy finansowo pozostałych graczy, zyskuje on znacznie większe szanse na zwycięstwo niż pozostali – może do końca gry przejmować funkcję kapitana i jak najszybciej doprowadzić do portu towar, w którym ma najwięcej udziałów, tym samym zapewniając sobie sukces w rozgrywce.
06-12-2007 16:02

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.