» Teksty » Artykuły » Manga nie tylko dla nastolatków

Manga nie tylko dla nastolatków

Manga nie tylko dla nastolatków
Całkiem niedawno, w prowadzonej w pewnej redakcji portalowej rozmowie przewinęło się zdanie, które bardzo mnie zaskoczyło, choć chyba nie powinno: „manga to też komiks”. Utrzymane w żartobliwym tonie pokazało mi, ponownie, jedną z bardziej fascynujących rzeczy w naszym polskim, komiksowym grajdołku. Czasem można odnieść wrażenie, że stworzyliśmy sztywny i niedyskutowany podział na „komiksy” i „mangi”, ustawiając po każdej ze stron ich fanów.

Jednym trzeba przypominać, że „manga” to komiks, tyle tylko, że z drugiej półkuli, a drugim, że poza mangą istnieją również inne, wydawane u nas historie obrazkowe. To oczywiście nie jest tak, że ktoś kiedyś przyszedł, wyrysował linię pomiędzy oboma „obozami”, przykleił odpowiednie łatki i od tamtej pory pilnuje, aby ani żadna ze stron tej granicy nie przekraczała, ani – nie daj borze – stała nad nią okrakiem, czytając oraz lubiąc i to, i to. Chociaż taki obrazek jest bardzo zabawny, pozostaje, no cóż, absurdalnym. Ma jednak w sobie ziarno prawdy – od czasu do czasu w końcu znajdzie się osoba, która będzie próbowała oddzielić komiksy od komiksów, za kryterium biorąc kraj pochodzenia.

Ten tekst powstał na fali tego zaskoczenia, ale nie zamierzam w nim wbijać nikomu do głowy, że „manga to też komiks” – nie mam tak dobrego młotka. Dlatego zamiast łopatologicznej rozprawki, chciałabym najpierw poruszyć kwestię znaczenia samego słowa, którym określa się japońskie opowieści obrazkowe, nawiązując w oczywistej konsekwencji do Osamu Tezuki. Aby w drugiej części odnieść się do stereotypu, jaki, wydaje mi się, wciąż istnieje w naszym kraju. Zrobię przy tym spory wybieg w kierunku luźno zarysowanej historii wydawnictwa mangowego. Aby na sam koniec wrócić do zagadnienia różnorodności mangowej twórczości i odnieść się do niego już na wprost.

Przykładowe, popularne tytuły mangowe kierowane do nastoletnich czytelników i czytelniczek

Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę

Ale manga to przecież komiks

Japońskie słowo „manga” znaczy ni mniej, ni więcej „komiks”. Sama historia powstania i użycia tego słowa jest bardziej złożona i sięga 1814 roku, kiedy to ukazał się zbiór ukiyo-e Hokusaia Katsushiki (1760–1849) zatytułowany właśnie „manga”. Jednakże, chociaż tamte drzeworyty opowiadały jakąś historię, podobnie jak i wcześniejsza sztuka japońska – to prace tego znanego i cenionego artysty poza nazwą nie mają wiele wspólnego z tym, co dzisiaj kojarzymy z japońskim komiksem. Największy wpływ na rozwój formy opowiadania obrazkowego miał, jeśli wierzyć Frederickowi Schodtowi, okres sprzed drugiej wojny światowej. Wówczas w Japonii ukazywało się sporo magazynów tworzonych dla pracowników zagranicznych kampanii handlowych, zawierających komiksowe stripy. A część japońskich rysowników jeździła do Stanów Zjednoczonych, aby terminować u tamtejszych twórców. To właśnie wtedy pojawiły się kadry, a w nich – charakterystyczne dymki. I między innymi właśnie dlatego manga też jest komiksem.

Jednakże za kształt współczesnej mangi najbardziej odpowiada Osamu Tezuka, nie bez przyczyny nazywany zamiennie ojcem i bogiem mangi. Niespełniony twórca filmów animowanych przełożył narrację filmową na mangowe karty, jednocześnie czyniąc ją wyraźnie różną od euroamerykańskich obrazkowych opowieści. W Polsce możemy przeczytać jego trzy prace – Metropolis, Pieśń Apolla oraz Do Adolfów. Przeglądając je, szybko zauważymy, że pod względem rysunku przypominają prace Walta Disneya, ale mają również elementy dziś już charakterystyczne dla mangi, jak na przykład duże, ekspresywne oczy postaci. Ta pierwsza cecha zresztą jest tym, co nas najczęściej od prac Tezuki odstręcza: ich powierzchowna dziecinność, niezależna właściwie od treści. Fantastycznie kontrastuje z nimi Pluto, narysowane i napisane przez Naokiego Urasawę i oparte na jednym z pojawiających się w Atomie Żelaznorękim wątków.

Przykładowe strony z "Do Adolfów" Osamu Tezuki, mangi z 1983 roku

Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę

Nie sam jednak jeden Tezuka okazał się dla mangi istotny. Kiedy tak drastycznie skraca się historię nurtu w sztuce czy kulturze, jak ja powyżej, łatwo pominąć wydarzenia równie dla niej ważne. W przypadku japońskiego komiksu będzie to działalność oraz wpływ Grupy Roku 24, jak nazywa się ekipę rysowniczek urodzonych w 24. roku epoki Shōwa (1949), między innymi Moto Hagio, Riyoko Ikeda, Keiko Takemiya czy Ryōko Yamagishi. Z ich prac w naszym kraju możemy czytać tylko komiksy autorstwa dwóch pierwszych artystek – Aż do nieba, Mój drogi bracie oraz Róża Wersalu Ikedy i Klan Poe, Było ich jedenaścioro oraz Srebrny Trójkąt od Hagio. Przede wszystkim to te właśnie twórczynie złamały sztywny podział stron na kadry, tak zmieniając ich dotychczasowy kształt, jak i w ogóle porzucając ograniczenie przestrzeni na rzecz, na przykład, ilustracji zajmujących całą stronę, z czego chętnie korzystają dzisiaj mangi tworzone dla chłopców. Przede wszystkim jednak przełamały dotychczasowe gatunkowe ograniczenia, rysując psychologicznie skomplikowane historie science fiction, co można zobaczyć choćby we wspomnianym wcześniej Srebrnym Trójkącie. To również one odpowiadają za przekroczenie dotychczas obowiązujących w komiksach zasad dotyczących ukazywania erotyki – zwłaszcza Hagio i Takemiya najbardziej przyczyniły się do zmiany w tej materii.

Polskie początki

Wracając jednak do początkowego pytania – dlaczego niektórzy polscy czytelnicy historii obrazkowych tak mają, że próbują rozdzielić mangę z komiksem? Powody zapewne są różne, a wśród nich jeden, na którym chciałabym się w tym momencie skoncentrować: manga kojarzy się z komiksami dla młodszych nastolatków (takie 13+), a pierwszymi przychodzącymi na myśl tytułami są Naruto, Czarodziejka z Księżyca czy Fairy Tail. Historie przyjemne, ale trudno je nazwać poważnymi czy ambitnymi, co nie oznacza jednak, że są pozbawione wartości, ale o tym nie w tym tekście.

Pierwsze z mang Waneko

Te pierwsze skojarzenia są o tyle ciekawe, że pierwsze wydawane u nas mangi należały raczej do tych trafiających do starszych odbiorców. W ofercie Waneko znalazły się, między innymi: Tu detektyw Jeż czy Cześć, Michael! tworzone dla dojrzałych czytelników (seinen), a oferowane w tym samym czasie Locke superczłowiek oraz Zapiski detektywa Kindaichi, choć rysowane dla młodszych (shōnen), również należą do trudniejszych w odbiorze komiksów. Żadna z tych serii nie ukazała się zresztą w naszym kraju w całości. Dopiero zmiana profilu docelowego czytelnika sprawiła, że wydawnictwo się rozwinęło, dorzucając do puli takie pozycje jak Mars, Love Hina, Video Girl Ai czy Great Teacher Onizuka – mieszankę tytułów kierowanych do dziewcząt (shōjo) oraz tych znanych z ekranizacji czy łam Kawaii. W większości jednak trafiły głównie do zainteresowanych mangą oraz anime fanów, należących w przeważającej liczbie do młodzieży szkolnej. Lepiej poszło JPF-owi, ich dwutomowe Aż do nieba, będące w prawdzie klasyczną pozycją komiksową dla kobiet (josei), sprzedało się bardzo dobrze w obydwu edycjach. Być może dlatego, że jest o Polsce.. Podobnie ciepło przyjęty został Neon Genesis Evangelion, początkowo wydawany w zeszytach, a dopiero w późniejszej reedycji – tomikach. Późniejsze inwestycje tego wydawnictwa również okazały się trafione – Dragon Ball, X i Oh! My Goddess idealnie trafiły w aktualne potrzeby, ponownie, fanów mangi i anime.

Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę

Same anime zapewne również miały znaczenie w tworzeniu stereotypu mangi jako komiksu dla młodych czytelników. W końcu większość z tych, które można było u nas znaleźć w telewizyjnej ramówce była klasyfikowana jako „bajki” (choć chciałabym wiedzieć, dlaczego Tygrysią Maskę czy Yattermana uznano za idealne dla najmłodszych i czy ktokolwiek je wcześniej obejrzał, czy może wystarczyła łatka „animowane”). Fakt, Polonia 1, która je wyświetlała, nie była kanałem dostępnym dla wszystkich.

Manga również dla dorosłych

Od czasu Tezuki mangowy rynek w Japonii się rozwijał aż osiągnął status jednego z największych sektorów produkcji kulturowej na wyspach. A to przełożyło się również na wysoką dywersyfikację tworzonych treści – kierowanych do wszystkich grup wiekowych, ale i znajdujących różne zastosowania. Powstawały więc mangi dla dzieci (kodomo-muke manga), dla nastoletnich chłopców (shōnen) i dziewczynek (shōjo), później również dla kobiet (josei) oraz mężczyzn (seinen); także komiksy dla rozrywki, ale również edukacyjne, z których niedawno na naszym rynku zaczęła ukazywać się seria Masaharu Takemury – The Manga Guide: Biochemia oraz Biologia molekularna. Mangi wykorzystywane są również użytkowo w przypadku tworzenia instrukcji czy akcji informacyjnych.

Dwie edukacyjne mangi, które ukazały się w Polsce. Plus ciekawostka - ilustrowany poradnik sprzątania w wersji mangowej

To, co ukazuje się w Polsce, jest jedynie ułamkiem japońskiej oferty, ale też nie mamy się czemu dziwić, jeśli porównamy oba rynki. U nas nie ma po prostu tak wielu osób chętnych na mangowe zakupy, aby wydawnictwom opłacało się szarpać o licencje, tłumaczyć, redagować, składać, poprawiać, wydawać i użerać się z niektórymi monopolistycznymi sieciami księgarskimi, by po pierwsze, umieściły je w ofercie, a po drugie, wywiązywały się z płatności. Krótko mówiąc – mamy takie mangi, które mają dostateczną szansę dobrze się sprzedać, a najlepiej, aby nie można ich było znaleźć w całości w internecie, przetłumaczonych przez fanów. Co, jak pokazują wypowiedzi niektórych z wydawców, znacząco przekłada się na wyniki sprzedażowe danego tytułu.

Nie zmienia to jednak faktu, że już dzisiaj mamy na naszym ryneczku wystarczający przekrój przez gatunki, twórców oraz, nazwijmy to, ambitność mang, aby spokojnie móc podawać przykłady przeczące stereotypowi „mangi tylko dla nastolatków”. Wśród nich, poza wspomnianymi wcześniej, mogłyby się pojawić również Ghost in the Shell, Życie. Powieść graficzna, Saga Winlandzka, Berserk, Monster czy Opowieść panny młodej. Wiele z tych tytułów nie na darmo oznaczana jest etykietką 16+ albo 18+. Nie wspominając już nawet o tym, że wydano u nas także kilka mang będących bez wątpienia tylko dla dorosłych, czyli erotycznych (hentai), jak Witchcraft, Tayu Tayu czy Renai Sample. Pomimo więc często kojarzenia mangi z tytułami dla nastolatek i nastolatków, taki ich obraz mija się z rzeczywistą ofertą rynkową.

Przykładowe mangi dla dorosłego czytelnika

Nie powinniśmy również zapominać o tym, że manga oraz jej twórcy są również obecni na międzynarodowych festiwalach komiksowych, choćby na organizowanym od 1974 roku Międzynarodowym Festiwalu Komiksu w Angoulême. W 2015 roku nagrodę główną otrzymał na nim Katsuhiro Ōtomo, twórca obecnego również u nas Akiry. W tym roku nagrody powędrowały do Kazuo Umezu za Watashi wa Shingo (pl. Jestem Shingo) oraz do Hiro Mashimy za Fairy Tail (w Polsce wydawanym przez Studio JG), a wśród nominowanych znalazły się również inne prace japońskich mangaków. Oznacza to, że japoński komiks traktowany jest właśnie jak komiks, po pierwsze, jak po prostu komiks, ale również jako dzieło warte wyróżniania, nagradzania oraz analizy. A fakt, że kierowany bywa do młodszych odbiorców, niekoniecznie ujmuje mu wartości. Zresztą, uparte i nieuzasadnione lekceważenie tekstów kultury kierowanych do nastolatków to temat na zupełnie inny tekst.

Wcale nie dwa światy

Ta różnorodność tytułów właśnie sprawia, że z takim zdziwieniem przyjmuję stwierdzenia czy komentarze rozdzielające mangę i komiksy na dwa rozdzielne światy. Różne? Jasne. O odmiennej historii? Również. Uwikłane w inne konteksty kulturowe? O, to na pewno. Ale czy od razu mniej wartościowe dlatego, że obejmują także historie dla nastolatków? Nie. Tak więc tak, manga to też komiks, na dodatek zróżnicowany i obejmujący zarówno tytuły rozrywkowe, artystyczne, awangardowe, ale i edukacyjne.

Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę
Tagi: Manga



Czytaj również

Tokyo Revengers #1–3
Trochę inna druga szansa
- recenzja
Jujutsu Kaisen #3-4
Nawet zmartwychwstaniec wiele musi się jeszcze nauczyć
- recenzja
Fairy Tail #1-3
Początki magicznych przygód
- recenzja

Komentarze


Jeszcze nikt nie dodał komentarza.

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.