» Artykuły » Felietony » Magia małych imprez

Magia małych imprez

Magia małych imprez
Kilka dni temu wróciłem z Falkonu, jednego z większych polskich konwentów. Na konwencie poprowadziłem sesję, byłem na paru prelekcjach i konkursach, a nawet zagrałem w kilka planszówek. Wydawałoby się, że trzy dni wystarczą, aby naładować baterie i przetrwać do następnej większej imprezy.

Tymczasem zaraz po powrocie z Falkonu zacząłem odliczać czas do Łódzkiego Portu Gier, lokalnego konwentu planszówkowo-erpegowego, mniej więcej dziesięciokrotnie mniej popularnego. Podejrzewam, że część falkonetów i falkonetek podobnie czeka na GRAMY, Pionka, Gratislavię, Plantacje czy Brzeski Festiwal Gier Planszowych. W czym tkwi magia imprez lokalnych? Co sprawia, że jedna impreza może mieć kilka edycji w ciągu jednego roku?

Małe konwenty, jak sama nazwa wskazuje, mają mniejszą, bardziej lokalną siłę przyciągania ludzi. Z jednej strony oznacza to, że mamy mniejszą szansę na spotkanie znajomych z innych miast, z drugiej ułatwia to integrację lokalnego fandomu. Ludzie, których poznałem lub poznam na ŁPGu mogą zasilić moją stałą ekipę. Z ludźmi poznanymi na Falkonie mogę – w najlepszym wypadku – zagrać online. Niezależnie od skali, każda impreza to również świetny moment na dewirtualizację, czyli dopasowanie ludzi do avatarków. Nie ma lepszego sposobu na poznawanie nowych ludzi ze swojej okolicy niż konwenty lokalne. Tona maili nie zastąpi jednej sesji lub rozgrywki.

Abstrahując od aspektu towarzyskiego, lokalne konwenty mają znacznie bardziej wyspecjalizowany program. Duży konwent, grupujący różne odmiany fandomu, zmusza mnie do wybierania pomiędzy moimi hobby. W efekcie ani mój wewnętrzny miłośnik literatury, ani erpegowiec, ani gracz nie są do końca usatysfakcjonowani. Idąc na mniejszy konwent planszówkowy, nastawiam się na konkretną formę zabawy, dzięki czemu mam szansę zagrać w nieco cięższe rzeczy niż na konwencie. Może to być również związane z generalnie mniejszym tłokiem, bo im większy konwent tym więcej hałasu na sali planszówkowej.

Miłośnicy cięższych gier (w tym ja), zazwyczaj dużo lepiej czują się na bardziej kameralnych imprezach. Moja najlepsza partia Brassa (taka dość złożona gra ekonomiczna) przypada na Łódzkie Manewry Strategów, praktycznie nanokonwent (dwadzieścia osób). Zdarza się czasem, że w mniejszym gronie, kiedy nie trzeba konkurować z obszernym programem i całodobową knajpą konwentową, łatwiej znaleźć miłośników cięższych gier.

Mikrokonwenty wydają mi się też być bardziej przyjazne dla ludzi z zewnątrz. Brak ludzi rozebranych za postaci z mangi trochę ułatwia mi zaproszenie na konwent znajomych z dziećmi lub moich rodziców. Duże konwenty trochę to rekompensują osobnym blokiem dziecięcym, ale małe imprezy nie są tak onieśmielające. Mniejszy koszt dojazdu i niższe koszty uczestnictwa to kolejne - dość praktyczne - zalety.

Jeśli brakuje wam ekipy do grania, partii w konkretne gry lub okazji do poznania nowości, to małe konwenty mogą być rozwiązaniem części waszych problemów. Jeśli czas przeznaczony na hobby porównamy do naczynia, to znajdziemy w nim miejsce i na duże kamienie (Falkon, Pyrkon, Polcon) i na małe kamyczki (Łódzki Port Gier, GRAMY i inne imprezy w Waszych okolicach). I wciąż zostanie miejsce na piwo i herbatę z przyjaciółmi.
Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę

Komentarze


Dzikowy
    Ciekawe, ale nie wyczerpuje tematu
Ocena:
0
Małe konwenty to temat na naprawdę potężną rozprawę. Dużo zależy też od celów organizacji takowych. Inaczej będzie wyglądał konwent, który ma lepiej zintegrować dotychczasowych fanów, inaczej wciągający nowych uczestników. Przy okazji Dzikonu przekonaliśmy, jak nieprawdopodobnie inna jest organizacja takiego wypadowego konwentu w dotychczasowej pustyni konwentowej, w porównaniu do takiej Avangardy. Zresztą zjAva też miała być minikonwentem.
Temat na kiedyś. Niech sobie pokołacze w potylicy.
21-11-2011 02:41
Ezechiel
   
Ocena:
0
@ Dzikowy

Łamy są otwarte, Jade chętnie przyjmie tekst opisujący minikonwenty erpegowe. Ja skupiłem się na przeglądzie imprez planszowych, bo "bliższa ciału koszula".

Na wyczerpanie tematu nie ma co liczyć, bo nie chce mi się już pisać długich tekstów.
21-11-2011 12:18
Llewelyn_MT
   
Ocena:
0
To widzimy się na Pionku czy w Brzegu? :D
21-11-2011 13:32
Eva
   
Ocena:
+2
"Nanokonwent" i "ludzie rozebrani za postaci z mang" mnie urzekły. Dałabym za nie polecankę, ale to nie blog, więc mogę jeno napisać komcia ;)
21-11-2011 13:47
nataniel
   
Ocena:
+5
Ale nie ma nic gorszego niż małe konwenty próbujące być dużymi konwentami - czyli takie, gdzie jest wielki, kilkublokowy program, z masą atrakcji (często na siłę, połowa się nie odbywa, na drugiej połowie nikogo nie ma), celujące we wszystkie formy fantastyki (rpg, bitewniaki, karcianki, planszówki, larpy, spotkania autorskie, prelekcje, komputerowki i co tam jeszcze kto wymysli). Takie konwenty zupełnie się wg mnie nie sprawdzają, wychodzą słabo i zniechęcają zarówno uczestników jak i organizatorów. Mniejszy konwent powinien być bardziej skupiony na kilku konkretach i zrobić je najlepiej na świecie.
21-11-2011 19:14
bukins
   
Ocena:
+1
Tylko, że Gramy, Pionek czy też Gratislavia to chyba molochy planszówkowe gromadzące ponad tysiąc osób z tego co się orientuję i mimo wszystko nie nazwałbym ich "małymi" lokalnymi imprezami.


23-11-2011 21:12
~Ten_Zły

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
0
Pionek ponad tysiąc osób? Ja sobie nie przypominam, aby to miało kiedyś więcej niż 200....
30-11-2011 07:07
~Q

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
0
Gramy! wiosna 2011 - ponad 1800
Gramy! jesień 2011 - ponad 1600

z moich obserwacji wynika, że to się śmiało łapie na top10 tego sezonu jeśli chodzi o frekwencję...
04-12-2011 02:28

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.