Łowcy dusz - Jacek Piekara
Mordimer Madderdin, któż z nas nie zna tej osobistości? Najsławniejszy inkwizytor IV RP powraca już po raz czwarty (cóż za zbieg okoliczności) zbiorem opowiadań pt. Łowcy Dusz. Jest to również ostatni przystanek przed Czarną śmiercią - pierwszą powieścią z jego skromnym i pokornym udziałem. Refleksja, jaka dopadła mnie gdy wziąłem książkę do rąk brzmiała: "Wiedźmin miał tylko dwa tomy opowiadań, a później z lekka zeszmacił się w powieści". Następnie zadałem sobie pytanie, czy aby nie będzie tak, że Mordimer zeszmaci się znacznie wcześniej?
Liczba opowiadań z pewnością nie powala na kolana. Liczbą, do której liczyć będziesz jest cztery i tylko cztery. Oczywiście opowiadania są znacznie dłuższe od tych zamieszczonych chociażby w Słudze Bożym, jednak wydaje mi się, że to właśnie ich niewielka objętość była niezaprzeczalnym atutem opowieści o Mordimerze. Miała ona bowiem w sobie coś z uroku nowelistyki Bolesława Prusa – jeden temat, ascetyczne podejście i świetna dynamika narracji. Nowe opowiadania, choć niewątpliwie sprawnie napisane, zatracają gdzieś po drodze swoją dynamikę.
Piekara sięgnął w Łowcy Dusz po sprawdzony od dawna schemat – zaprzągł do pracy starych znajomych z poprzednich tomów opowiadań – Rittera, Sforzę, głównego złego z Węża i gołębicy. Nie mam jednak nic przeciwko takiemu podejściu, więcej, uważam, że był to znakomity pomysł. W końcu dostajemy nie przypadkowy zbiór opowiastek, ale połączony w logiczną strukturę obraz całego alternatywnego średniowiecza.
Dosyć jednak tych przynudzań natury ogólnej. Czas przejść do zawartości książki, a jest ona z pewnością interesująca. Tytułowe opowiadanie to Mordimer w starym dobrym stylu. Śledztwo, trochę brudnej roboty i wielki finał. Uwaga. Zabrakło chędożenia. Rzecz straszna dla fanów tej strony osobowości inkwizytora. Dodatkowo wspaniała postać Zaremby – polskiego szlachcica i dyplomaty na niemieckim dworze. Piekara świetnie posłużył się tą postacią, aby ukazać różnicę w mentalności obu sąsiadujących ze sobą narodów. Ogromny plus i chylę czoła przed wspaniałą kreacją.
Wąż i gołębica. Powrót to natomiast zdecydowanie najlepsze opowiadanie całego zbioru. Jest to wspaniałe uzupełnienie wątków znanych z Węża i gołębicy oraz otworzenie furtki dla wielu pytań związanych z okolicznościami zejścia Chrystusa z krzyża. Wspaniałe, wspaniałe i powiedziałbym, że jeszcze raz wspaniałe gdyby nie jego zakończenie, które jest miałkie i straszliwie rozczarowujące. Jest to zarazem najlepszy przykład jak można położyć całą misternie budowaną atmosferę i napięcie jednym kretynizmem. Panie Jacku nie tędy droga. W opowiadaniu tym oczarował mnie również styl narracji, który kończy z "uniżonymi sługami" i o wiele lepiej pasuje do zgorzkniałego, posuniętego w latach Mordimera. Czytając je miałem przed oczami postać weterana, nie zaś uganiającego się za wciąż nowymi pulchnymi tyłeczkami do obmacania żądnego przygód młokosa.
Piękna jest tylko prawda, a prawda jest taka, że opowiadanie to psuje wrażenie pozostawione przez poprzednie. Znów Kostuch, znów chędożenie (na jeźdźca, z przodu, z tyłu, jak dusza zapragnie), znów pijaństwa, znów to samo. Aha. Jest jeszcze klątwa, bo klątwa w końcu być musiała. Fani starego typu opowieści z pewnością będą ucieszeni. Co do mnie – mam mieszane uczucia. Szkoda, że styl narracji z Węża… nie został utrzymany.
I tym sposobem dochodzimy do wielkiego finału. Wodzowie ślepych to prequel zapowiadanej Czarnej śmierci. Nie będę zdradzał całej intrygi i powiem tylko jedno. Wielka tajemnica klasztoru Amszilas zupełnie mnie rozczarowała. Spodziewałem się fajerwerków, a dostałem coś przeciętnego. Dodatkowo pomysł zabrania upadłej anielicy. Hmm. Więcej seksu w powieści?
Podsumowując. Łowcy Dusz to dobra książka. Być może nie wybitna, być może nie tak porywająca jak jej poprzedniczki, jednak nadal trzymająca wysoki poziom. Pozycja obowiązkowa dla każdego miłośnika gatunku.
Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę
Liczba opowiadań z pewnością nie powala na kolana. Liczbą, do której liczyć będziesz jest cztery i tylko cztery. Oczywiście opowiadania są znacznie dłuższe od tych zamieszczonych chociażby w Słudze Bożym, jednak wydaje mi się, że to właśnie ich niewielka objętość była niezaprzeczalnym atutem opowieści o Mordimerze. Miała ona bowiem w sobie coś z uroku nowelistyki Bolesława Prusa – jeden temat, ascetyczne podejście i świetna dynamika narracji. Nowe opowiadania, choć niewątpliwie sprawnie napisane, zatracają gdzieś po drodze swoją dynamikę.
Piekara sięgnął w Łowcy Dusz po sprawdzony od dawna schemat – zaprzągł do pracy starych znajomych z poprzednich tomów opowiadań – Rittera, Sforzę, głównego złego z Węża i gołębicy. Nie mam jednak nic przeciwko takiemu podejściu, więcej, uważam, że był to znakomity pomysł. W końcu dostajemy nie przypadkowy zbiór opowiastek, ale połączony w logiczną strukturę obraz całego alternatywnego średniowiecza.
Dosyć jednak tych przynudzań natury ogólnej. Czas przejść do zawartości książki, a jest ona z pewnością interesująca. Tytułowe opowiadanie to Mordimer w starym dobrym stylu. Śledztwo, trochę brudnej roboty i wielki finał. Uwaga. Zabrakło chędożenia. Rzecz straszna dla fanów tej strony osobowości inkwizytora. Dodatkowo wspaniała postać Zaremby – polskiego szlachcica i dyplomaty na niemieckim dworze. Piekara świetnie posłużył się tą postacią, aby ukazać różnicę w mentalności obu sąsiadujących ze sobą narodów. Ogromny plus i chylę czoła przed wspaniałą kreacją.
Wąż i gołębica. Powrót to natomiast zdecydowanie najlepsze opowiadanie całego zbioru. Jest to wspaniałe uzupełnienie wątków znanych z Węża i gołębicy oraz otworzenie furtki dla wielu pytań związanych z okolicznościami zejścia Chrystusa z krzyża. Wspaniałe, wspaniałe i powiedziałbym, że jeszcze raz wspaniałe gdyby nie jego zakończenie, które jest miałkie i straszliwie rozczarowujące. Jest to zarazem najlepszy przykład jak można położyć całą misternie budowaną atmosferę i napięcie jednym kretynizmem. Panie Jacku nie tędy droga. W opowiadaniu tym oczarował mnie również styl narracji, który kończy z "uniżonymi sługami" i o wiele lepiej pasuje do zgorzkniałego, posuniętego w latach Mordimera. Czytając je miałem przed oczami postać weterana, nie zaś uganiającego się za wciąż nowymi pulchnymi tyłeczkami do obmacania żądnego przygód młokosa.
Piękna jest tylko prawda, a prawda jest taka, że opowiadanie to psuje wrażenie pozostawione przez poprzednie. Znów Kostuch, znów chędożenie (na jeźdźca, z przodu, z tyłu, jak dusza zapragnie), znów pijaństwa, znów to samo. Aha. Jest jeszcze klątwa, bo klątwa w końcu być musiała. Fani starego typu opowieści z pewnością będą ucieszeni. Co do mnie – mam mieszane uczucia. Szkoda, że styl narracji z Węża… nie został utrzymany.
I tym sposobem dochodzimy do wielkiego finału. Wodzowie ślepych to prequel zapowiadanej Czarnej śmierci. Nie będę zdradzał całej intrygi i powiem tylko jedno. Wielka tajemnica klasztoru Amszilas zupełnie mnie rozczarowała. Spodziewałem się fajerwerków, a dostałem coś przeciętnego. Dodatkowo pomysł zabrania upadłej anielicy. Hmm. Więcej seksu w powieści?
Podsumowując. Łowcy Dusz to dobra książka. Być może nie wybitna, być może nie tak porywająca jak jej poprzedniczki, jednak nadal trzymająca wysoki poziom. Pozycja obowiązkowa dla każdego miłośnika gatunku.
Mają na liście życzeń: 1
Mają w kolekcji: 29
Obecnie czytają: 1
Dodaj do swojej listy:
lista życzeń
kolekcja
obecnie czytam
Mają w kolekcji: 29
Obecnie czytają: 1
Dodaj do swojej listy:
lista życzeń
kolekcja
obecnie czytam
Tytuł: Łowcy dusz
Cykl: Mordimer Madderdin
Tom: 4
Autor: Jacek Piekara
Wydawca: Fabryka Słów
Miejsce wydania: Lublin
Data wydania: 8 grudnia 2006
Liczba stron: 416
Oprawa: miękka
Format: 125 x 195 mm
Seria wydawnicza: Bestsellery polskiej fantastyki
ISBN-13: 978-83-60505-17-5
ISBN-10: 83-60505-17-9
Cena: 29,99 zł
Cykl: Mordimer Madderdin
Tom: 4
Autor: Jacek Piekara
Wydawca: Fabryka Słów
Miejsce wydania: Lublin
Data wydania: 8 grudnia 2006
Liczba stron: 416
Oprawa: miękka
Format: 125 x 195 mm
Seria wydawnicza: Bestsellery polskiej fantastyki
ISBN-13: 978-83-60505-17-5
ISBN-10: 83-60505-17-9
Cena: 29,99 zł
Tagi:
Łowcy dusz | Jacek Piekara