» Recenzje » Lords of the Fallen

Lords of the Fallen


wersja do druku

Nowa podróż starymi korytarzami

Redakcja: Karolina 'Isadora' Małkiewicz, Jan 'gower' Popieluch

Lords of the Fallen
Po kilku dużych poprawkach i usunięciu większości błędów warto zagrać w odrobaczoną wersję Lords of the Fallen. Zwłaszcza, jeśli od gier akcji oczekuje się nie tylko testu na szybkość palców, ale także odrobiny myślenia.

Rok 2014 był niezłym okresem dla polskich gier komputerowych – przy co najmniej dwóch zeszłorocznych tytułach można przybić stempel z napisem "sukces!". Zaginięcie Ethana Cartera rozeszło się po świecie w nakładzie 100 tysięcy egzemplarzy, a koszty produkcji zwróciło już w dniu premiery. Nieco dłużej, bo dwa dni, musieli czekać na zwrot zainwestowanych środków autorzy This War of Mine. Na dokładne wyniki sprzedaży tego tytułu przyjdzie jeszcze poczekać, ale dowodem uznania graczy jest choćby 96% pozytywnych ocen na Steamie.

Obydwa te tytuły to jednak produkcje niskobudżetowe, stworzone przez niewielkie studia, a więc startujące co najwyżej w wadze średniej. Natomiast w wadze ciężkiej Polacy (w kooperacji z Niemcami) wystawili w ubiegłym roku jedną grę – Lords of the Fallen, tytuł stworzony przez CI Games i Deck13 przy budżecie 42 milionów złotych. W ciągu pierwszego tygodnia dystrybucji udało się sprzedać 200 tysięcy egzemplarzy, ale żeby zwrócić koszty, potrzebna jest sumaryczna sprzedaż na poziomie pół miliona, którą jednak zapewne uda się w końcu zgromadzić, bo mimo niemałej liczny niedoróbek tytuł jest warty uwagi.

Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę

Taktyka, timing, ryzyko

W Lords of the Fallen wcielamy się w wielkiego i łysego Harkyna, wyciągniętego z ciemnych lochów, aby zmierzył się z zagrażającymi światu wysłannikami upadłego boga. Fabuła już na pierwszy rzut oka wygląda na niezbyt oryginalną i taka też okazuje się w istocie. Dlatego lepiej pominąć ją milczeniem i od razu przejść do esencji tej produkcji - efektownego uśmiercania kolejnych przeciwników, ale nie tylko dzięki szybkiemu wymachiwaniu orężem, lecz także poprzez myślenie i planowanie.

W dawnych grach akcji często przedzieraliśmy się przez hordy identycznych wrogów, których można było zaklikać na śmierć z na wpół zamkniętymi oczami, by jedynie raz na kilka godzin natrafić na złowrogiego bossa, którego nie sposób było ubić standardową metodą. Lords of the Fallen to przedstawiciel nowszego podejścia, w ostatnich latach rozpropagowanego przez azjatycką serię Dark Souls (na której gra CI Games wzoruje się także w innych aspektach, co jednak nie jest tajemnicą). Nie mierzymy się z całymi armiami przeciwników, ale zazwyczaj tylko z jednym, sporadycznie dwoma lub trzema naraz. Jednak wiele z tych starć ma w sobie coś z walk z bossem, ponieważ spotkanego po raz pierwszy wroga trzeba za każdym razem „rozpracować” pod kątem jego sposobu poruszania i wyprowadzania ataków – bezmyślne młócenie w klawisze nie wchodzi w grę, o ile nie chcemy zakończyć starcia jako nieboszczyk. Natomiast walka z prawdziwym bossem to zazwyczaj kilka starć w jednym, gdzie w każdej następnej fazie wróg zachowuje się inaczej, skuteczniejsza bywa przeciw niemu inna taktyka.


Namysłu wymaga także wykorzystanie pancerza i uzbrojenia. Gra nie oferuje wprawdzie olbrzymiej ilości wyposażenia, które można by przymierzać godzinami jak szafiarka dżinsy, ale to, co jest, pozwala na wystarczająco szeroki wybór, aby nie podjąć decyzji jednym machnięciem ręki. Różnice są bowiem wyraźnie widoczne – Harkyn-łotrzyk w lekkiej zbroi rusza się znacznie płynniej, niż Harkyn-wojownik w płytówce, na jego szybkości wyraźnie odbija się też ciężar danej broni i tarczy, zaś przy zmianie rodzaju oręża zmienia się także zestaw ruchów łysego herosa. A ponieważ w walce kluczem do sukcesu jest właściwe wyczucie czasu w wyprowadzaniu i powstrzymywaniu ataków, każdy nowo zdobyty rodzaj broni wymaga treningu, po którym można nauczyć się jej skutecznego używania i dopiero wtedy miarodajnie ocenić dalszą przydatność.

Poza samą walką dużo emocji dostarcza system zdobywania doświadczenia. Funkcjonuje on w następujący sposób: aby zgromadzone punkty można było zachować na stałe, należy żywemu dotrzeć z nimi do checkpointu i wydać na rozwój atrybutów lub zdeponować na miejscu. Jeśli tego nie zrobimy, w przypadku śmierci wracamy do ostatniego punktu zapisu bez nich – zostają na miejscu naszego zgonu, strzeżone przez ducha, ale z każdą sekundą jest ich coraz mniej. Biegnąc po nie na złamanie karku musimy się jednak liczyć z tym, że jeśli znowu zginiemy, wtedy punkty przepadną na amen. Rozsądek podpowiadałby więc, żeby od razu wydawać je w checkpoincie i nigdzie ich ze sobą nie taszczyć. Rzecz jednak w tym, że gra stosuje progresywny system naliczania doświadczenia i im więcej punktów mamy przy sobie, tym więcej dostaniemy ich za każdego następnego ubitego przeciwnika. To skłania do podejmowania większego ryzyka, a jeśli się na nie zdecydujemy, mamy większą satysfakcję z każdego kolejnego wygranego pojedynku, po którym wciąż pozostajemy przy życiu

Korytarze, labirynty, bugi

Niestety, o Lords of the Fallen nie można wypowiadać się w samych superlatywach. Dowiedzieliśmy się już, że pod względem samej walki produkcja CI Games to przedstawiciel nowszej fali gier akcji. Dla uczciwości trzeba jednak dodać, że zupełnie przeciwnie sprawa wygląda z lokacjami, które przyjdzie odwiedzić Harkynowi – pod tym względem gra jest aż zbyt staroświecka. Właściwie wszystkie potyczki toczymy w niezbyt rozległych pomieszczeniach połączonych ciasnymi korytarzami, które co gorsza często wyglądają tak samo. Autorski silnik generuje efektowną, pełną bajerów grafikę, ale rzadko wizualizuje oryginalne, zapadające w pamięć lokacje – zbyt często chodzimy po monotonnych, bliźniaczych labiryntach, o atrakcyjności osiedlowych piwnic pod przeciętnym polskim blokowiskiem.

Powyższa wada ma znaczenie nie tylko estetyczne, potrafi także negatywnie wpłynąć na rozgrywkę. W grze brak bowiem mapy, a jasność wskazówek podpowiadających, w które miejsce mamy się udać, pozostawia często wiele do życzenia. Dlatego nawet gdy mamy za zadanie wrócić do którejś z już odwiedzonych lokacji, na jej odnalezienie trzeba nieraz zmitrężyć sporo czasu, bo bliźniacze podobieństwo kolejnych przestrzeni nie ułatwia zadania. O ile czasami nawet kilkukrotna obserwacja przeciwnika w celu wykrycia jego słabych punktów pobudza do większych starań i jest dla gracza stymulująca, o tyle tracenie czasu na szukanie właściwej drogi i zabrnięcie w końcu do ślepego zaułka, może dostarczyć co najwyżej frustracji.

Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę

Całe szczęście, że przynajmniej punkty zapisu ulokowane zostały z głową. A wraca się do nich nierzadko – czasem z powodu śmierci w „uczciwej” walce, ale czasem z powodu natknięcia się na uniemożliwiającego dalszą zabawę buga. Lords of the Fallen podzieliło częsty grzech wielu dzisiejszych produkcji i w dniu premiery ukazało się w wersji PC w stanie, który ze względu na gargantuiczną ilość rozmaitych błędów bardziej przypominał wczesną wersję beta niż finalny produkt. Dziś, po kilku dużych poprawkach, jest już znacznie lepiej. Problemy na początku zniechęciły jednak niejednego gracza, czego dowody pozostały choćby w komentarzach na Steamie. Choć tak po prawdzie nie wszystkie błędy działały na niekorzyść gracza – na przykład niekiedy można było ubić przeciwnika bez choćby draśnięcia  pancerza Harkyna, bo wróg akurat blokował się i grzecznie przyjmował wszystkie ciosy. Gorzej, gdy to samo przydarzało się graczowi...

Po usunięciu większej liczby błędów Lords of the Fallen nie powinno już znienacka wyrzucać graczy do pulpitu ani straszyć błędami w fizyce gry. Stanowi więc teraz propozycję wartą uwagi, jeśli szukamy gry akcji, która będzie niełatwa, ale zarazem nie aż tak, jak wyżej wspomniane Dark Souls. Produkcji polskiego CI Games i niemieckiego Deck 13 do ideału daleko, ale jeśli w nieśmiało planowanej kontynuacji przy równie ciekawym modelu walki twórcy pokuszą się o bardziej zróżnicowaną przestrzeń do eksploracji i lepiej dopracują produkt na starcie, wtedy ich dzieło powinno być w stanie stawać w szranki z najlepszymi.

Plusy:

  • walki opierają się zarówno na timingu, jak i taktyce
  • system zdobywania doświadczenia
  • grafika i oprawa dźwiękowa

Minusy:

  • dużo błędów, na szczęście systematycznie usuwanych
  • monotonne lokacje
  • błądzenie wśród korytarzy

Screeny pochodzą z oficjalnych materiałów wydawcy

Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę
7.0
Ocena recenzenta
-
Ocena użytkowników
Średnia z 0 głosów
-
Twoja ocena
Mają na liście życzeń: 0
Mają w kolekcji: 0
Obecnie grają: 0

Dodaj do swojej listy:
lista życzeń
kolekcja
obecnie gram
Tytuł: Lords of the Fallen
Producent: CI Games
Wydawca: Bandai Namco Games
Dystrybutor polski: CI Games
Data premiery (świat): 28 października 2014
Data premiery (Polska): 28 października 2014
Wymagania sprzętowe: Core i7 2.5 GHz, 8 GB RAM, karta grafiki 1 GB (GeForce GTX 560 ti lub lepsza), 25 GB wolnego miejsca na dysku, Windows Vista(SP2)/7(SP1)/8 64-bit
Strona WWW: lordsofthefallen.com/
Platformy: PC, Xbox One, PlayStation 4
Sugerowana cena wydawcy: 109 zł.



Czytaj również

Lords of the Fallen
Polskie Dark Souls
- recenzja
Sniper: Ghost Warrior 3
Pora wrócić do gry
- recenzja
Enemy Front
Dobry pomysł nie wystarczy
- recenzja
Alien Rage
Skąd my to znamy...
- recenzja

Komentarze


Jeszcze nikt nie dodał komentarza.

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.