» Artykuły » Inne artykuły » Łopatką Wronkę: Implozja po eksplozji

Łopatką Wronkę: Implozja po eksplozji


wersja do druku

...czyli na rynku status quo. Dyskusja o wydawcach polskiej fantastyki

Redakcja: Beata Kajtanowicz

Łopatką Wronkę: Implozja po eksplozji
Jest to pierwszy z cyklu artykułów zatytułowanych Łopatką Wronkę, w których redaktorzy Katedry i Poltergeista - Tymoteusz Wronka i Bartłomiej Łopatka - rozmawiają o trendach i zjawiskach dotyczących literatury fantastycznej w naszym kraju.
____________________


Tymoteusz Wronka: Złoty okres polskiej fantastyki rozpoczął się mniej więcej w 2002 roku, kiedy pojawiły się na rynku dwa nowe wydawnictwa: Runa i Fabryka Słów. Przełamały one monopol SuperNowej i pozwoliły na debiut wielu nowym autorom, a na polską fantastykę rozpoczęła się moda. Znacznie później pojawił się Powergraph zamykając w zasadzie trójcę wydawców specjalizujących się w rodzimej fantastyce. Z tej trójki Fabryka Słów zdecydowanie wybiła się na czoło i – niezależnie od opinii dotyczących jakości ich książek – zdominowała rynek pozwalając na debiut dziesiątkom autorów. Jednakże mniej więcej dwa lata temu coś w tej maszynie zaczęło się psuć, aż nastąpił wybuch: obecnie wydawnictwo znacznie więcej wydaje prozy zagranicznej, a w polskiej fantastyce ogranicza się przede wszystkim do kilku najlepiej sprzedających się nazwisk… a przynajmniej tak było do niedawna. Prześledźmy wpierw ostatnie lata na naszym rynku wydawniczym.

Bartłomiej Łopatka: Rejterada części pisarzy związanych z FS jest faktem. Nie wiem na ile zaważyła nierentowność, na ile konflikty (Ćwiek?), a na ile polityka taniej, zagranicznej fantastyki. Autorzy ci trafili do wymienionych przez Ciebie wydawnictw, a także kilku nowych graczy, którzy na przekór kryzysowi rynkowemu zaczęli się pojawiać.

TW: Nie wywołuj Ćwieka z lasu, bo znowu skończymy na omawianiu Crossgate – w tym przypadku zdaje się obie strony nie były bez winy, a do nas docierały tylko strzępki informacji i plotki. Niemniej był to okres, kiedy Fabryka Słów miała problemy finansowe i skończyło się odejściem z ich "stajni" kilku znanych autorów, nie tylko debiutantów. Ciężko mi w tym momencie powiedzieć co było pierwsze: problemy finansowe, decyzja o wydawaniu zagranicznych książek, rezygnacja z debiutów. Niemniej długo chodziły słuchy, że i u wielu zagranicznych agentów Fabryka Słów jest spalona. Wygląda na to, że można obecnie włożyć to między bajki. Być może sprzedaż części udziałów dała konieczny w tym przypadku zastrzyk finansowy?

: Na kilka słów o Fabryce przyjdzie jeszcze pora, skupmy się na razie na innych. Runa ostatnimi czasy zamilkła, a aktywniejsi byli nowi gracze. Na przykład ze świeższych wydawnictw bardzo pozytywnie zaskakiwał Ifryt wydając polską, zróżnicowana fantastykę autorów o różnej popularności (Hałas, Akab). W planach mieli również książkę Anny Kańtoch, a to przecież byłby praktycznie medialny hit w naszych skromnych warunkach.

Nietypowych rodzimych pisarzy wydaje (wydawał?) także FOX Publishing (Kałużyńska, także Uznański, Kyrcz). Ponadto jest niedawno powstały Almaz, który otworzył działalność premierą książki Grzegorza Drukarczyka, ale w planach mają łączenie prozy polskiej, zachodniej i wschodniej. Na marginesie zauważyć warto również ArsMachinę, która wybrała zupełnie inny model: wyłącznie prozę zagraniczną z (w miarę) głośnymi nazwiskami. Niewiele pojawia się nowych wydawnictw celujących w przekłady, co może wiązać się z wyższymi kosztami wejścia na rynek.

TW: Ifryt i Almaz to faktycznie ciekawe wydawnictwa, chociaż działające na nieco innych zasadach: pierwsze bazowało na fandomie jako grupie docelowej, drugie celuje w sieci prasowe. Ostatnie wiadomości wskazują, że jak na razie ta druga strategia okazała się skuteczniejsza. Trzymałem kciuki za powodzenie obu inicjatyw, ale sytuacja – szczególnie dla nowych graczy – wcale nie jest za wesoła. Przecież nawet Runa, jak sam zaznaczyłeś, wydaje coraz mniej; właśnie tłumacząc się problemami na rynku wypuścili książkę wyłącznie jako e-booka (Runy Hordów Magdaleny Salik). Poza tym z ich strony cisza.

: Wróćmy jeszcze do Ifryta, który ładnie zaczął, ale niestety też szybko skończył. Książki mało znanych Hałas i Akaba okazały się zbyt hermetycznie i nie były w stanie na siebie zarobić – w efekcie wydawca został zmuszony zwiesić działalność przed wydaniem książek Rusnaka czy wyjątkowo pechowej Kańtoch.

Nowe wydawnictwa zaczęły od rzeczy stosunkowo nietypowych, cięższych i – patrząc choćby na zapowiedzi Ifryta czy Fox Publishing – nie bardzo widzę tam fantastykę rozrywkową, to dalej obrzeża, albo książki w większości nietypowe. Należy postawić pytanie co nimi powodowało: dobre wyniki sprzedaży, co należy obecnie poddać pod wątpliwość, czy wiara, że w końcu trafią na wielkie hity?

TW: W wizję "hitów" nie za bardzo chce mi się wierzyć, to raczej niepoparty faktami optymizm. Ze starszych wydawnictw – poza nielicznymi wyjątkami – poodchodzili głównie autorzy mniej popularni, a więc nowe wydawnictwa nie za bardzo miały jak szybko osiągnąć sukces i pozostało im wydawanie książek, które co najwyżej nieco przekroczą próg opłacalności. Zresztą wydaje mi się, że rozwiązaniem dla nich byłby skręt w kierunku lżejszych, rozrywkowych pozycji – im mniej uniwersalna, bardziej skomplikowana powieść, tym mniejsze grono potencjalnych odbiorców. Na takie eksperymenty to może sobie Powergraph pozwolić: mają gwiazdę w postaci Kosika (i to nie "dorosłego", ale młodzieży), a i tak szukają nowych rynków dla bardziej ambitnej prozy poprzez stworzenie Kontrapunktów: nowej serii skierowanej do czytelników niefantastycznych.

Nowe wydawnictwa raczej nie celowały w pozycje rozrywkowe, chociaż według mnie to droga dla nich. Należy się zastanowić dlaczego? Czy jest to świadomy wybór i strategia biznesowa, czy też raczej zbieranie tego, czego nikt inny nie chciał? W końcu – tak jak zresztą wcześniej pisałem – rozrywkowych (czyli popularnych) autorów starsze wydawnictwa nie chcą się pozbywać, a ich podkupienie może przekraczać możliwości finansowe startujących wydawców. Oczywiście mogliby stawiać na rozrywkowych debiutantów… ale powiedzmy sobie szczerze, nie tak łatwo jest napisać lekką i przyjemną książkę. Odwołując się do przykładu Fabryki Słów – jak wielu "rozrywkowych" debiutantów, szczególnie w późniejszym okresie funkcjonowania wydawnictwa, zagościło w pamięci na dłużej? Niewielu. Mniejszym oficynom pozostają "odpady". Moim zdaniem – chociaż może się z tym nie zgodzisz – wydają one to, co pozostało po większych graczach, a prezentuje przyzwoity poziom. Są oczywiście wyjątki (np. Kańtoch), ale obstawiam, że oferta nowych wydawnictw jest bardziej wynikiem możliwości, niż chęci i planowania.

: Wydaje się, że masz rację i póki co sytuacja na rynku się zmieni. Nowe wydawnictwa mają gorszą pozycję, bo z reguły te najlepsze nazwiska są zaklepane, chociaż nie do końca zgodzę się z twoją tezą o odpadach. Poza tym FS trzyma kilku najbardziej znanych polskich twórców i uzupełnia ofertę o masę pulpowej, nie tylko krajowej fantastyki, Runa zamilkła i nic nie zwiastuje jej przebudzenia, a SuperNowa odcina kupony od Wiedźmina i innych tekstów Sapkowskiego.

W zasadzie chyba tylko Powergraph się rozwija, jednocześnie promując świetnych prozaików, a nowe twory wypełniają luki (steampunk, nietypowe fantasy/science fiction). Jest to chyba najkonsekwentniej budowana ostatnio marka - mają oni kilku stałych autorów i debiutantów tam raczej nie uświadczysz. Poza Kosikiem, który ma jak na polskie warunki niebotyczne nakłady, wydają różnoraką i (co bardzo ważne) bardzo popularną fantastykę: Wegner, Cyran, Małecki, Twardoch czy antologia lemowska wzbudzały mnóstwo emocji już przed ich ukazaniem się, co na pewno przełożyło się na sprzedaż. Wielu moich znajomych, nawet niespecjalnie obeznanych z nowościami, sięgnęło po Kontrapunkty i są bardzo zadowoleni.

TW: Dobrze, że przywołałeś Powergraph. Tak jak Fabryka Słów (i, szczególnie ostatnio, Runa) skupiła się na fantastyce rozrywkowej, tak wydawnictwo Kosików postawiło na pozycje bardziej ambitne (młodzieżówki pomijam). Marka to marka: założę się, że autorzy z ambicjami najpierw ślą książki do nich, a dopiero później zastanawiają się nad alternatywami (pomijam debiutantów, którzy często ślą wszędzie gdzie popadnie). Z drugiej strony, jak słusznie zauważasz, nie należy przesadzać z nowymi autorami w Powergraphie. Są – jak na przykład Głowacki – ale to raczej wyjątki. Ponadto wierni są grupie autorów, których pozyskali przy okazji antologii „Nowe idzie”, zdobywając od czasu do czasu pisarzy już z pewną marką (Twardoch, Małecki czy Cyran). Nie są to jednakże twórcy, którzy bylliby ściśle przywiązani do jednego wydawcy.

Zmieniając nieco temat. Polska fantastyka pojawia się w kilku innych wydawnictwach, czasem nawet całkiem sporych (W.A.B., Literackie, Zysk i S-ka), ale w większości są to pisarze już z pewną marką. Zastanawiam się więc czy ci więksi gracze dalej będą przechwytywać najpopularniejszych pisarzy z fantastyki pozostawiając mniejszym, typowo fantastycznym wydawnictwom autorów o mniejszym potencjale sprzedażowym? Z drugiej strony pamiętasz jak Otwarte miało ambitne plany odnośnie przechwytywania autorów fantastycznych? Wydaje się, że nic z tego nie wyszło, nawet zakładając, że pisarze musieli pokończyć wcześniejsze projekty zanim przystąpili do pisania nowych książek.

: Nie wiem na ile pisarze są przechwytywani, ale Zysk bazuje głównie na zagranicznych autorach, Literackie ma Dukaja i Orbitowskiego, W.A.B. kojarzy mi się tylko z Dżozefem Małeckiego – coś przegapiłem? Nie wydaje mi się, żeby w tę stronę uciekali twórcy, większość z nich zostaje w typowo fantastycznych wydawnictwach. Pamiętam kwestię Otwartego, ale tutaj w grę chyba weszły problemy koncepcyjne całej serii no i inna kwestia – po co dany autor ma ryzykować wydanie tam, skoro jest mu dobrze, tam gdzie siedzi?

TW: Pominąłeś Szydę wydającego w Zysku i Huberatha w Literackim… który właśnie wyemigrował z nową powieścią do Fabryki Słów. Nie należy zapominać o Szostaku w Lampie i Iskrze Bożej. Przypuszczam, że kilka przykładów jeszcze by się znalazło, szczególnie w przypadku autorów znajdujących się nieco poza głównym nurtem fantastyki.

: Wspomnieć należy jeszcze o Zwrotnicach czasu NCK-u, w których ukazały się świetne książki: Quietus Inglota czy Wieczny Grunwald Twardocha. Zastanawiam się, czy Zwrotnice czasu nie mogłyby by właśnie funkcjonować jako państwowa seria fantastyki ambitnej, która w pewnym momencie nawet porzuciłaby ideę historyczności na rzecz mecenasowania książkom w normalnych warunkach nierentownych i skazanych na tkwienie wieki w szufladach pisarzy czekających na lepszą koniunkturę. Nie wiem jak wygląda kwestia finansowania tych utworów, ale sądzę, że przedłużenie/rozwinięcie tej serii dałoby polskiej fantastyce naprawdę solidnego pozytywnego kopa.

TW: Oczywiście masz rację – to interesująca seria, sporo ciekawych pozycji, ale nie traktowałbym ich jako stałej na rynku. Projekt ten pojawił się niemal niczym manna z nieba dla pisarzy – książki pisane na zamówienie, bardzo przyzwoite zaliczki, nierynkowe podejście wydawcy – czyli wypłata nieuzależniona od sprzedaży (ach te publiczne realia), nic tylko pisać - oczywiście jeśli nie ma się nic przeciwko pisaniu pod konkretną ideę. To chyba Twardoch powiedział, że dzięki temu systemowi mógł napisać taką książkę, jaką naprawdę chciał, nie zważając na sprzedaż i marketing. Być może tutaj właśnie leży moc tej serii? Tylko gdy projekt zostanie zamknięty, a prędzej czy później tak się stanie, powrócą szare realia rynkowe i konieczność pisania książek takich, które czytelnicy będą chcieli kupować.

Życzyłbym sobie oczywiście, żeby twoje pragnienia odnośnie Zwrotnic czasu się sprawdziły, aczkolwiek jakoś ciężko mi sobie wyobrazić, by się to ziściło. W naszym kraju do tej pory polityka kulturalna nie należy do najsilniejszych, a w dodatku literatura nie należy do najbardziej medialnych koników, więc jest pierwsza do odstrzału. Niemniej coś w stylu stypendiów pisarskich z określonym celem do zrealizowania (czyli napisaniem książki) by się przydało dla pisarzy fantastyki. Co prawda kilku korzysta/korzystało z ministerialnych dotacji, ale z tym trzeba uważać, bo inaczej skończy się jak z artystami w Dumanowskim.

: Wróćmy do Fabryki Słów – w świetle wydarzeń ostatnich tygodni ponownie głównego gracza na rynku polskiej fantastyki. W ostatnim czasie pojawia się wokół nich sporo pogłosek, plotek, niedopowiedzeń. Niemniej w tym roku znowu widać w ich zapowiedziach debiutantów, ciekawą zagraniczną fantastykę (Hodder, Watts), kilku anonimowych obcokrajowców – czyli cokolwiek wstrząsnęło wydawnictwem, już jest przeszłością.

TW: Faktycznie, wygląda na to, że kryzys w Fabryce się skończył. Mam nadzieję, że sytuacja ta się nie zmieni i wydawnictwo będzie z sukcesem działać na naszym rynku. W dodatku wygląda, że znowu ma szansę, jak wcześniej, na dominację, co niestety najzdrowsze nie będzie dla rynku. Jednak ich mniej lub bardziej chwilowe problemy pozwoliły na pojawienie się wydawnictw, o których mówiliśmy wcześniej. Ich – jak się wydaje – upadek może oznaczać, że powtórzyli błędy, które spowodowały fabryczny kryzys. Rezygnacja z części autorów wydaje się obecnie nie tyle pozostawieniem próżni na rynku, a racjonalnym odcięciem niedochodowych inwestycji.

: Z drugiej strony wydawnictwo to powoli zaczyna wypełniać niszę po ISA, wydając książki ze światów RPG i gier komputerowych. Przejęli Warhammera, Warcrafta, mają zamiar wydawać jeszcze tytuły z kilku znanych uniwersów. Sądzę, że te książki bardzo dobrze się sprzedadzą. Czyli masz rację: z wymienionych przez nas wydawnictw FS stawia najbardziej (a może i wyłącznie?) na rozrywkową, raczej niezbyt ambitną fantastykę. I wychodzi na tym całkiem nieźle. Może to być kolejny powód (poza niechęcią pisarzy do zmiany "stajni"), dla którego nowe wydawnictwa celują (lub też celowały) w książki ambitniejsze, trudniejsze. Z rozrywkowych debiutantów, którzy jakoś na dłużej zapadli w pamięć, kojarzę wspomnianą przez Ciebie Anię Kańtoch (lata temu), a w zeszłym roku bodaj Marta Kisiel została dość ciepło przyjęta.

TW: ISA wydawała powieści ze światów D&D, Warhammer był domeną Copernicusa, ale odbiegamy od tematu. Dochodzę do wniosku, że całe to gadanie o rozrywkowości jest trochę chybione: jedni zaklasyfikują twórczość takiej Kańtoch jako rozrywkę, inni jako coś ambitniejszego. Nie wymieniasz w tym kontekście też np. Wegnera, który wydaje się jednym z najważniejszych debiutów ostatnich lat jeśli chodzi o fantastykę rozrywkową. Jest to spór, który toczy się od dawna i głowią się nad nim tęższe umysły od naszych.

Na koniec zastanówmy się jakie są perspektywy? Niedawno Andrzej Miszkurka z Maga wypowiadał się na forach, że przyczyną obecnego kryzysu nie jest powszechnie demonizowany VAT (który raczej posłużył jako pretekst do koniecznego podniesienia cen), a splot kilku czynników: spadku czytelnictwa, znaczącej nadprodukcji tytułów czy wzrost marży dla dystrybutorów. Czy przy tak czarnej wizji są jakieś nadzieje na ewolucję rynku? Czy też zapanuje status quo?

BŁ: Wydaje mi się, że najbardziej prawdopodobne jest status quo lub jego nieco bardziej pesymistyczna wersja, w której wydawane będzie coraz mniej polskiej, ambitnej fantastyki (a przynajmniej pisarzy tworzących pod szyldami wydawców fantastycznych), która przeniesie się do e-zinów oraz sfery self-publishingu – o ile rynek e-książki rozwinie się u nas w ciągu najbliższych lat. Ewolucją rynku mogłoby być skupienie się właśnie na e-bookach, ale póki co jest to zdecydowanie melodia przyszłości – może jeżeli do skutku dojdzie polski oddział Amazona, to coś drgnie w tej sferze?

TW: Pierwsze ruchy w kierunku e-booków już się pojawiają, m.in. za sprawą wydawnictwa RW2010 i prywatnych inicjatyw autorów (m.in. własnym sumptem w tej formie najnowszą powieść pt. 1980 K chce wydać Wawrzyniec Podrzucki). To jednak jest bardzo szeroki temat, więc zostawmy go sobie na którąś kolejną dyskusję.



Łopatką Wronkę to wspólna inicjatywa redaktorów serwisów Katedra i Poltergeist. Wkrótce zapraszamy na kolejne rozmowy.
Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę



Czytaj również

Cyberpunk 2077: Bez przypadku
Nie ma przypadków - są tylko sprzeczne interesy korporacji
- recenzja
Felix, Net i Nika oraz Koniec Świata Jaki Znamy
Nie tak straszny koniec świata
- recenzja
Sznurki
Sny w walce o prawdę
- recenzja
Różaniec
Zajdel 2.0
- recenzja
Bestia najgorsza
Czy proza powinna mieć cel?
- recenzja
Puste niebo
Szalona wyprawa po Lublinie
- recenzja

Komentarze


Clod
   
Ocena:
0
Niezwykle intrygujący artykuł poruszający ciekawy temat - z niecierpliwością czekam na kolejne i oby stały na podobnym poziomie.
21-08-2012 17:47
Melanto
   
Ocena:
+1
Tekst ciekawy, ja osobiście nie mam pojęcia o tym, co na polskim rynku fantastycznym piszczy. Jakieś 10 lat temu czytałam niemal wszystko, co wychodziło spod pióra polskich autorów. Obecnie chciałabym poczytać coś więcej polskiej fantastyki i zamierzam to zrobić już niedługo.
Pamiętam, że kiedy tylko wychodziło coś wydawnictwa Runa, kupowałam w ciemno i zawiodłam się tylko jeden raz. Szkoda, że nic nie wydają teraz.
21-08-2012 20:37
Aszhe
   
Ocena:
+1
Z debiutów fantastycznych podobał mi się jeszcze "Kryptonim Posen" Bojarskiego wydany przez wydawnictwo Media Rodzina. Jest jeszcze Nasza Księgarnia wydająca fantastyczną literaturę młodzieżową (min. Żulczyka), MAG wyskoczył z "Kamienną Ćmą". Ciekawą serią jest War Book wydawnictwa Ender - trafiają sięw niej pozycje fantastyczne (Ciszewski który przeszedł ostatnio do Znaku, Vladimir Wolff).

Ciekawy artykuł.Czekam na więcej.
21-08-2012 20:54
~

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
+1
Artykuł super. Brakowało mi tylko wzmianki o wydawnictwie Erica, które też nieśmiało zaczyna wchodzić na grunt fantasy.
21-08-2012 22:00
WhiteMagic
   
Ocena:
0
Popieram przedmówców - ciekawa rozmowa.
21-08-2012 22:24
baczko
   
Ocena:
0
Wiem, że zabrakło wzmianek o wielu pojedynczych rzeczach - ale nie chcieliśmy się aż tak rozdrabniać i wspominać o każdej, pojedynczej książce.

I dzięki za pochwały ;)
22-08-2012 00:44

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.