» Recenzje » LonNiedyn - China Miéville

LonNiedyn - China Miéville

LonNiedyn - China Miéville
Literatura młodzieżowa to prężny rynek, na którym wydaje się książki coraz częściej skierowane są zarówno do młodzieży, jak i do ich rodziców. Wielu autorów książek dla dorosłych decyduje się wydać choć jedną swoją powieść młodzieżową, częściowo dla zysków, częściowo ze względu na długofalowe korzyści, a częściowo z uwagi na to, że teraz już nikt nie przypnie im łatki autora mniej poważnego. Pisanie dla dzieci i młodzieży staje się po prostu modne. I dobrze, bo w ten sposób mamy perełki typu Rumo lub Księga Cmentarna. Ale strzeżcie się autorzy, bo na nasz rynek wchodzi właśnie nowa powieść, która dzięki bogactwu pomysłów zagarnie wszystkie młode umysły wprost do świata LonNiedynu.

Fabuła książki wydaje się być banalna – mamy oto Zannę i Deebę, dwie przyjaciółki, które odkrywają alternatywny Londyn – LonNiedyn. Okazuje się, że tajemniczy świat potrzebuje bohatera, bo rozgościł się tam na dobre pewien Smog, przegnany niegdyś z Londynu. Zanna, z natury dzielna i ciekawska dziewczynka, zwana przez LonNiedyńczyków Szuassi (Wybrana), wypełnia swoje przeznaczenie, walcząc ze Smogiem, ale okazuje on od niej silniejszy. W rezultacie musi stamtąd uciekać i traci wszystkie swoje wspomnienia. Jednak po powrocie jej towarzyszka i przyjaciółka, Deeba, odkrywa, że w świecie LonNiedynu dzieje się coś naprawdę złego i – chcąc ostrzec przyjaciół w alternatywnym mieście – na nowo znajduje do niego wejście. Będąca o wiele mniej awanturniczego usposobienia niż nieustraszona Zanna, powinna grać drugie skrzypce, lecz zostanie postawiona przed problemem walki ze Smogiem i jego sprzymierzeńcami.

Szczerze mówiąc, czekałam na pierwszą powieść młodzieżową Miéville’a, odkąd tylko przeczytałam jego świetny Dworzec Perdido. Jego nieposkromiona wyobraźnia i obrazowy język dają mu ogromny potencjał na autora powieści młodzieżowych. I przyznam szczerze, że w tej kwestii autor – mając ogromne pole do popisu – dopieszcza swoich czytelników dosłownie co kilka, kilkanaście kartek. Mamy więc domy ze starych gramofonów, podniebną komunikację miejską (nieśmiertelne czerwone piętrusy) oraz ubrania z książek. Jest most istniejący wszędzie i nigdzie oraz kartonik-pieszczoch. Ci źli to przede wszystkim postapokaliptyczne smrodoćpuny z maskami gazowymi, krwiożercze żyrafy, czarny, spowijający miasto smog i pijawki rosnące na drzewach niczym owoce. Kreatury LonNiedynu są liczne, niezwykle obrazowe, klimatyczne i przede wszystkim pełnokrwiste. Autor wykorzystał nieśmiertelny wizerunek swojego rodzinnego miasta, Londynu, dodając od siebie elementy, które idealnie wręcz wpasowują się w jego mroczny klimat. Dodatkowo książka została opatrzona rysunkami autora, które możecie obejrzeć również na stronie brytyjskiego wydania z 2007 roku.

Trochę się obawiałam, jak Miéville – znany z tego, że lubi odsyłać swoich czytelników do konsultacji słownikowych – poradzi sobie z językiem powieści młodzieżowej. Okazało się, że niepotrzebnie, ponieważ autor świetnie dostosował język powieści do młodszych czytelników, nie obrażając przy tym niczyjej inteligencji. Lektura polskiego przekładu rozbudziła oczywiście mój apetyt na oryginał, bo smaczki językowe, jakie serwuje w swojej powieści, to istna uczta. Przede wszystkim Miéville wymiata nazwami – Złamassol, Obaday, wojownicy śminja, przydasiowe domy oraz przerażające smombi i smorodoćpuni. Zachwyciłam się też błyskotliwą sceną wizyty u pana Tuby. Bełkotki i walka na słowa to według mnie pomysł równie genialny, co herbatka u Kapelusznika w Alicji z Krainy Czarów. Grzegorz Komerski, tłumacz LonNiedynu, miał nie lada orzech do zgryzienia, ale na szczęście wyszedł ze starcia leksykalnego obronną ręką.

Również warstwa fabularna, która zazwyczaj w książkach Miéville’a rozwija się bardzo powoli, tutaj została skonstruowana nieco inaczej. Tekst jest podzielony na krótkie rozdziały, a akcja zawiązuje się o wiele szybciej niż w jego innych powieściach. Mamy tu tylko dwa nagle zwroty, a wątków pobocznych jest znacznie mniej. Poza tym, autor rzuca wyzwanie tradycyjnemu podziałowi ról – bohater drugoplanowy wysuwa się na plan pierwszy i to od jego decyzji zależy akcja książki. Zagadnienie przeznaczenia i trzymania się tradycji jest więc zakwestionowane w LonNiedynie i należy to poczytać jako wielki plus powieści. W ten sposób forma questu również została poddana eksperymentowi i przyznam szczerze, że efekt końcowy jest bardzo spójny i jak najbardziej zadowalający. Autor zostawił sobie także furtkę do napisania kolejnej części w postaci kilku zasugerowanych wątków, które mógłby pociągnąć dalej.

Innym, dość istotnym czynnikiem jest warstwa ideologiczna LonNiedynu. Jego autor jest przecież znany ze swoich lewicowych sympatii, a jego teksty są dość mocno obsadzone we współczesnych realiach polityczno-społecznych. Byłam bardzo ciekawa, czy będzie w stanie powstrzymać się przed nachalnym dydaktyzmem i czy uda mu się wykrzesać z tego odpowiednio klimatyczne tło. Ale tam, gdzie jest wola, tam jest sposób – jak mawiają Anglicy. Jest tu miejsce zarówno na rozważania o przyjaźni, jak i sprawiedliwości czy też szczerości, ale są także fragmenty dotyczące kreatywnego rozwiązywania problemów oraz trwałości więzi rodzinnych i tęsknoty za najbliższymi. Tekst jest oczywiście przesiąknięty ideologią sprawiedliwości społecznej i walki o przyszłość naszą i waszą, ale ten, kto czytał powieść dla dzieci bez takich akcentów, niech pierwszy rzuci kamieniem. Poza tym nie jest to aż tak oczywisto opisane i da się czytać tę powieść bez zagłębiania się zbytnio w ideologiczne teorie.

Sporym atutem książki jest fakt, że w sumie mało w niej przemocy. Rozwiązania siłowe to w zasadzie zwykle przepychanki i mimo że podczas starć są poszkodowani i ranni, a kilku bohaterów niestety przyjdzie nam pożegnać po drodze, to jednak bohaterom udaje się w większości dotrwać do końca. Autor wyraźnie podkreśla znaczenie pokojowych sposobów zażegnywania niebezpieczeństw i roztrząsania sporów. To dla mnie spora odmiana po typowo przygodowych powieściach, tradycyjnie dedykowanych chłopcom.

Czy więc Deeba wywiąże się z zadania i uratuje LonNiedyn? W jaki sposób powiązane są oba światy i jakie skutki niosą za sobą zmiany, które zwolennicy Smoga chcą przeforsować w Londynie? Jak NieWybraniec może poradzić sobie z wypełnieniem misji ratowniczej, poznać sprzymierzeńców i czy przeznaczenie raz na zawsze determinuje przyszłość? Na te i inne pytania poznacie odpowiedź w trakcie lektury, do której gorąco Was zachęcam, bo książka jest świetna. Moim zdaniem będzie to fantastyczny wybór dla dzieciaków w wieku powyżej dziewięciu lat i ich rodziców. Obrazowy język powieści, niezwykle barwny świat oraz oprawa graficzna sprawią, że będziecie do niej często wracać.
Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę
10.0
Ocena recenzenta
8.33
Ocena użytkowników
Średnia z 12 głosów
-
Twoja ocena
Tytuł: LonNiedyn (Un Lun Dun)
Autor: China Miéville
Tłumaczenie: Grzegorz Komerski
Autor ilustracji: China Miéville
Wydawca: Wydawnictwo MAG
Miejsce wydania: Warszawa
Data wydania: 27 lutego 2009
Liczba stron: 538
Oprawa: twarda
Format: 150 x 225 mm
ISBN-13: 978-83-7480-089-1
Cena: 45 zł



Czytaj również

LonNiedyn - China Miéville
NieWybrana ratuje niemiasto
- recenzja
Toromorze
Żelaznego przestwór oceanu
- recenzja
Ambasadoria
Słowo "język" znaczy "świat"
- recenzja
La Revolution
Wyróżnienie w konkursie Quentin 2011
Kraken - China Miéville
Bóg zakonserwowany w formalinie
- recenzja
Kraken - China Mieville
Dwie londyńskie apokalipsy
- recenzja

Komentarze


Aesandill
   
Ocena:
0
Szykuje już miejsce na kolejną książke Mievilla...

Ciekawa recenzja, książki, jednego z najorginalniejszych pisarzy naszych czasów.

Tyle że okładka jakoś mnie nie zacheca, nie pierwszy raz, w przypadku książek tego autora.

Pozdrawiam
Aes
24-02-2009 13:57
teaver
   
Ocena:
0
Masz rację, okładka do brytyjskiego wydania jest lepsza. :) Ale zawartość jest bardzo zachęcająca.
28-02-2009 12:52
senmara
   
Ocena:
0
Po przebuszowaniu empiku (i to dwukrotnie, bo drugi raz z panią z informacji) dowiedziałam się (od drugiej pani z info), że LonNiedyn co prawda jest, ale w kontenerach i wypakowanie go zajmie kilka dni. Argh....
02-03-2009 13:16
Aesandill
   
Ocena:
0
Potwierdza się zasada, że Czytelnictwo wyrabia cierpliwośc ;D

Inni mają gorzej. Najlbiższy Empik 100 kilometrów stąd. Moge liczyć tylko na poczte polską(wyjątkowo profesjonalną, ostatnio)

Pozdrawiam
Aes
03-03-2009 00:16
teaver
   
Ocena:
0
Sen, kupuj i czytaj brzuszkowi. Niech się wyrabia. :D Za kilka miesięcy samo będize musialo się udać we własną alternatywną rzeczywistość. LOL

I zgadzam się z Aesem, że Poczta się ostatnio wyrobiła. To chyba ta spora kara za priorytety...
04-03-2009 08:06
~Garm

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
0
Bardzo mi zależało na kupnie tej książki na prezent. Empik zaprezentował tradycyjnie olewackie podejście (pewnie wydawca im posmarował za mało jak na ich standardy). Na szczęście niedaleko był Matras, w którym książka leżała na wystawie już w dniu premiery.
04-03-2009 10:54
M.S.
   
Ocena:
0
Nie bardzo wiem, o co Wam chodzi, bo w gdyńskim Empiku ta książka jest jak najbardziej dostępna. ;)
04-03-2009 19:12
senmara
   
Ocena:
0
Niedawno przeczytałam informację, że Empik wprowadził jakąś "nową" logistykę, która ma usprawnić działanie, choć oczywiście na początku je spowolnił ;) Wydawcy skarżyli się na wszystkie premiery.
Mam nadzieję, ze to tymczasowa sytuacja, bo jest to niezmiernie wkurzajace, ze w dwóch dużych empikach w Poznaniu (główny i Plaza) nie było książki do 3 marca i jak powiedzieli mi pracownicy - to może jeszcze potrwać. Daję im czas do weekendu a potem hm, co by tu zrobić spektakularnego ... sie obrażam?
05-03-2009 08:27
teaver
   
Ocena:
0
Dostałam kilka dni temu wydanie hardback w swoje łapska (reckę pisałam ze szczotki) i od razu usiadłyśmy z Lonką do czytania. Wszystkie strony z ilustracjami zostaną przeczytane. Mamy niezłe tempo. ;)
09-03-2009 15:45
~Aleksandra

Użytkownik niezarejestrowany
    Książka
Ocena:
0
05-12-2009 08:35
~Aleksandra

Użytkownik niezarejestrowany
    LoNiedyn
Ocena:
0
Kupiłam tą książkę i cały czas czekałam, aż będę miała czas to przeczytać.
Gdy wreszcie znalazłam czas i sięgnęłam po tą książkę... spotkało mnie wielkie rozczarowanie. Książka tak wychwalana i jest bestsellerem na liście New York Timesa... Już się nie mogę przemóc, by dalej czytać.
05-12-2009 08:41
~Kolejorz

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
0
Cóż, ja również po przeczytaniu mam mocno mieszane uczucia - ale ja nie jestem targetem, nie noszę spódniczek i nie piszczę, gdy ciągnie się mnie za warkoczyki.

Minusów jest sporo, ale wynikają one dla mnie z samego tematu raczej niż z braków warsztatowych czy braków w historii. Plusy wymieniła autorka w recenzji, i tu muszę przyznać, że Mielville odwalił naprawdę kawał dobrej roboty. Ciekaw jestem, jak niektóre wytwory wyobraźni autora, jak oknotule czy bełkotki brzmiały w oryginale. Ale nie na tyle, by fundować sobie ponowne brnięcie przez treść, tym razem w języku Szekspira.
11-12-2009 12:09

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.