» Recenzje » Lew Kairu - Scott Oden

Lew Kairu - Scott Oden


wersja do druku

Prince of Kair?

Redakcja: lilak

Lew Kairu - Scott Oden
Piękna Szeherezada w ciągu tysiąca i jednej nocy opowiadała sułtanowi Szahrijarowi baśnie, każdą z nich przerywając w najciekawszym momencie, tuż przed zakończeniem i obiecując, że wraz z kolejnym zachodem słońca zaspokoi ciekawość swego władcy. I właśnie te utkane z największą maestrią historie, pełne najbardziej nieprawdopodobnych przygód, magii w najróżniejszych jej przejawach, iskrzące się od orientalnego przepychu, zainspirowały Scotta Odena do stworzenia Lwa Kairu. Co prawda pisarz osadził swą powieść w realiach historycznych, lecz są one jedynie mało sprecyzowanym tłem, natomiast awanturniczo-przygodowa fabuła stanowi okazję, by ukazać fikcyjnych bohaterów i ich dokonania. Autor czyni to w sposób intrygujący, choć nie na tyle, by jego opowieść bez reszty zawładnęła czytelnikiem.

________________________


Dawno, dawno temu w Kairze żył młody kalif Raszid al-Hasan. Opływał w nieprzeliczone bogactwa, zamieszkiwał pałac będący urzeczywistnieniem snów najbardziej rozrzutnego architekta, otaczała go wierna służba, a nudę dnia codziennego rozpraszało grono kochających nałożnic. Brzmi niczym bajka. Jednak za tą sielankową fasadą kryła się prawda znacznie bardziej brutalna i nieprzystająca do baśniowych opowieści. Kalif egzystował na granicy jawy i snu, niezdolny do żadnego działania, stale odurzony narkotykami, które aplikował mu za pośrednictwem przekupionych eunuchów wezyr Dżalal al-Aziz. Ten przebiegły mąż stanu nade wszystko pragnął władzy, a Raszid (będący tylko marionetką, którą zresztą wezyr miał zamiar jak najszybciej usunąć), stanowił jedynie niewygodną przeszkodę w spełnieniu jego dążeń.

Demoniczne knowania Dżalala przejrzał jednak ktoś znacznie przebieglejszy – przywódca legendarnej organizacji Hasziszijjun, który postanowił włączyć się do gry o tron położonego nad Nilem miasta. Aby wesprzeć kalifa, wysłał swego najlepszego człowieka, owianego legendą Asada, zwanego Emirem Sztyletu, któremu wyznaczył zadanie – uratowanie Raszida za wszelka cenę. Jako że prócz wezyra w pałacowych korytarzach znajdowało się znacznie więcej niebezpieczeństw, przedstawiciel Ukrytego Mistrza wpadł w sieć spisków i knowań, przyszło mu stawić czoła zarówno wrogowi już znanemu, jak i takiemu, którego tożsamość została ujawniona dopiero później. Kiedy dodamy do tego niebezpieczeństwo pochodzące z zewnątrz – armię sułtana Damaszku, która niepowstrzymanie zbliżała się do bram Kairu, i równie groźne wojska króla Jerozolimy – misja Asada wyda się niewykonalna.

Jednak nie bez przyczyny asasyn uznawany jest za wirtuoza swego fachu… Kreśląc jego portret, Oden obdarzył go umiejętnościami, które sprawiają, że wydaje się on niemalże nadczłowiekiem. Pokonuje kolejne przeszkody z dziecinną wręcz łatwością, wychodzi cało (no, może odrobinę pokiereszowany) z najbardziej karkołomnych opresji, walczy i z ludźmi, i z demonami. Przy próbie zdefiniowania jego charakteru nasuwają mi się przede wszystkim skojarzenia animalistyczne. Asad jest odważny niczym lew (jego imię oznacza zresztą nazwę tego zwierzęcia), przebiegły jak lis, mądrością dorównuje sowie (i podobnie jak ów ptak najlepiej czuje się po zapadnięciu zmroku). Poza tym posiada godną kameleona umiejętność mimikry idealnej, umiejąc w jednej chwili zmienić się z groźnego wojownika w czcigodnego sufiego, by za moment przemierzać miejskie zaułki jako plugawy żebrak. Jurnością zaś dorównuje kocurowi w rui. Co prawda takie wnioski można wysnuć jedynie na podstawie bardzo nielicznych scen erotycznych, lecz sądząc po reakcji, jaką wzbudza w każdej kobiecie – jego alkowiane możliwości dorównują tym, które przyniosły mu sławę najlepszego zabójcy swoich czasów. Ten wizerunek, wielce przerysowany i momentami wręcz karykaturalny (co nie było chyba intencją autora), jest zbyt idealny, by postać Asada potrafiła wzbudzić moją sympatię. A próby uczynienia go bardziej ludzkim – chociażby ukazujące jego przeszłość w krótkich, migawkowych przebłyskach – nie wystarczają, by ten pomnik choć minimalnie odbrązowić.

Równie mało przekonujący są pozostali znaczący dla fabuły bohaterowie (z małymi wyjątkami). Stanowią raczej wypadkową cech charakterystycznych dla wyobrażenia konkretnej profesji niż żywy, pełnokrwisty wizerunek. Właśnie przez to są bardzo przewidywalni. Przed oczyma czytelnika wędruje cały korowód postaci, które, zdałoby się, zeszły z kart Baśni z tysiąca i jednej nocy, ale w wersji napisanej nie przez autora owej baśniowej historii, lecz niezbyt wprawnego kopistę. Mamy więc piękne kurtyzany, złowrogich zabójców, zdradzieckich eunuchów, wiernych mameluków, kochające nałożnice… To bardzo prosty, czarno-biały podział, brakuje w nim charakterologicznych niuansów, dzięki którym postaci wzbudziłyby większe zainteresowanie. Żadna z nich nie ewoluuje w miarę rozwoju fabuły, od początku do końca pozostają takie same: albo dobre i szlachetne (jak chociażby piękna Parysatis, mieszkanka haremu, jako pierwsza odkrywająca mroczne plany wezyra), albo na wskroś złe (jak chociażby sam Dżalal, intrygant, manipulator tak straszny, że aż śmieszny). Ów zabieg Odena po części tłumaczy baśniowa konwencja, w której utrzymana jest jego powieść. Zgodnie z regułami, jakimi rządzą się baśnie, dobro zawsze zwycięża (nawet jeśli sukces okupiony jest bolesnymi stratami – a cierpień pisarz swym bohaterom bynajmniej nie szczędzi), zło zaś ponosi zasłużoną karę. Lecz nawet pozostając w kanonie gatunku, można by było pokusić się o nakreślenie bardziej wielowymiarowych wizerunków bohaterów.

O dziwo – przypadłość bycia określonym wyłącznie jedną, dwiema dość schematycznymi cechami dotyka głównie postaci pierwszoplanowych. Te natomiast, które pojawiają się na kartach powieści rzadziej, ukazane są w sposób znacznie bardziej interesujący. Szczególnie barwny jest złodziejski światek zamieszkujący mroczne zaułki Kairu, z przewodzącym mu Królem Złodziei Alim Abu al-Kasimem i jego córką Zajnab – oszałamiającą zarówno urodą, jak i umiejętnościami wywiadowczymi. Szkoda tylko, że potencjał tych postaci nie został przez Oldena w pełni wykorzystany – pojawiają się na kartach książki zbyt rzadko, by móc w pełni zaistnieć. Na miano pełnoprawnego bohatera zasługuje samo opisane w książce miasto. To baśniowy, pełen przepychu Kair, będący raczej odzwierciedleniem wizji autora, niźli miejscem historycznym. To miasto, w którym mogłaby zamieszkać Szeherezada, gdzie za każdym rogiem czają się cuda, atmosfera zaś przesiąknięta jest i arabskim mistycyzmem, i magią mającą swe korzenie jeszcze w czasach starożytnego Egiptu. Metropolia pełna tajemnic i zagadek, po ulicach której przechadzają się zarówno żywi, jak i umarli, gdzie w zaułkach gnieżdżą się demony, czekające, by posiąść dusze nieuważnych przechodniów.

Lew Kairu rozgrywa się w czasach historycznych, choć nie padają tu konkretne daty. Na podstawie pewnych napomknień autora (przede wszystkim imion postaci z naszych dziejów – sułtana Nur ad-Dina i króla Jerozolimy Almaryka) można czas akcji osadzić gdzieś pomiędzy drugą a trzecią krucjatą. Trudno jednak nazwać tę książkę mianem zbeletryzowanej historii, zbyt wiele w niej elementów ponadnaturalnych, magii, która pojawia się tu zarówno jako mroczne działania nekromantów, jak i w postaci konkretnych artefaktów – chociażby broni, którą włada Asad, sztyletu zwanego Młotem Niewiernych, obdarzonego mocą pozbawiania swych ofiar woli. Te przejawy magii nie są znaczące dla fabuły, stanowią bardziej ozdobnik, niż element mający wpływ na toczące się wydarzenia.

Akcja gna do przodu w tempie szaleńczym. Oden komplikuje fabułę coraz bardziej, odsłaniając kolejne jej elementy. Pogonie, starcia, zasadzki, odkrywanie kolejnego spisku, nowe frakcje toczące walki o władzę w Kairze, wewnętrzne wrzenia w samym łonie organizacji Hasziszijjun – pisarz wpadł w pułapkę mnożenia wątków na siłę po to tylko, by przykuć uwagę czytelnika zmieniającymi się niczym w kalejdoskopie wyzwaniami (przypominającymi przygody rodem z gry komputerowej), którym miał sprostać Asad. Przez ich ogromną liczbę miałam wrażenie, że stanowiły bardziej szkic, niż dokładny opis, potraktowane pobieżnie i wyrywkowo, często z braku czasu rozwiązywane na zasadzie deus ex machina.

Pisarz posługuje się barwnym językiem, co jest szczególnie widoczne w momencie, kiedy przechodzi do opisów – skupia się na najdrobniejszych szczegółach, przedstawiając a to drobiazgowe wizerunki pałacowych wnętrz, a to elementy ubioru opisywanych postaci, a to wreszcie urodę kobiet. Owa typowa dla wschodnich baśni maniera wyraźna jest również w rozbudowanej tytulaturze – przywódca asasynów nazywany jest za każdym razem Ukrytym Mistrzem o legendarnym pochodzeniu, zaś nawiązania do literackiego dorobku Bliskiego Wschodu widoczne są chociażby w nazewnictwie poszczególnych części książki określanych mianem sur. Cały czas odnosi się jednak wrażenie, że te arabeski językowe stanowią jedynie cienką warstwę pozłoty, która okrywa kruszec pośledniejszej natury – czyli nie do końca dopracowaną historię.

Lew Kairu, pomimo wielowątkowej fabuły i mnogości bohaterów, nie posiada tej cechy, która powinna definiować powieść idealną – czyli całkowitego przykuwania uwagi czytelnika. Tak, by zapomniał o otaczającym go świecie i niczym za sprawą latającego dywanu przeniósł się w świat na poły realny, na poły baśniowy. Nie jest to książka zła, perfekcyjnie wpisuje się w popularny ostatnio nurt powieści historyczno-awanturniczo-przygodowych, doprawionych pewna dawką magii. Lecz spędziwszy jeden wieczór w Kairze wykreowanym przez Odena, wraca się do rzeczywistości bez odczucia tęsknoty za tym wyimaginowanym miastem.
Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę
6.5
Ocena recenzenta
6
Ocena użytkowników
Średnia z 1 głosów
-
Twoja ocena
Mają na liście życzeń: 1
Mają w kolekcji: 0
Obecnie czytają: 0

Dodaj do swojej listy:
lista życzeń
kolekcja
obecnie czytam
Tytuł: Lew Kairu (The Lion of Cairo)
Autor: Scott Oden
Tłumaczenie: Konrad Majchrzak
Wydawca: Rebis
Miejsce wydania: Poznań
Data wydania: 24 lipca 2012
Liczba stron: 464
Oprawa: miękka
Format: 155 x 255 mm
ISBN-13: 978-83-7510-830-9
Cena: 45,90 zł



Czytaj również

Komentarze


Petros
   
Ocena:
0
I znowu przerobiona z gry okładka. To aż wali po oczach.
06-10-2012 00:13

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.