» Recenzje » Legend #2

Legend #2


wersja do druku

Szkatułkowa legenda

Redakcja: Maciej 'Repek' Reputakowski

Legend #2
Wydawnictwo Kasen oddało w ręce czytelników kolejny odcinek perypetii Eungyo, narwanej piętnastoletniej Koreanki, oraz jej towarzysza Junoy, wojownika z mitycznej krainy. Drugi tom Legend ponownie przenosi czytelników do świata "innej przeszłości", zapowiadając ucztę dla oka i duszy. Czy spełni rozbudzone oczekiwania? Jeśli chodzi o wygląd serii, wrażenia są pozytywne. Strona wizualna tomu od razu przykuwa uwagę. Polscy czytelnicy zdążyli już poznać i polubić charakterystyczny styl autorki rysunków, Kary. Grafika komiksu zachęca do postawienia go na półce. Tym, co może wzbudzić wątpliwości potencjalnych nabywców, jest treść. Czy atrakcyjne opakowanie kryje równie wartościową zawartość?

Od pierwszego tomu widać, że autorzy nie zamierzają się popisywać pomysłowością. Najbardziej ciekawe i oryginalne elementy komiksu to te, które czerpią z autentycznych koreańskich legend. Paradoks? Niekoniecznie. Scenarzysta najwyraźniej zrezygnował z autorskich aspiracji. Nie ma w tym nic złego – teoretycy postmodernizmu twierdzą, iż wszystko już było, i że jedyne, co pozostało twórcom pragnącym wyrażać siebie, to zestawianie kawałków poprzednich tekstów. Na nieszczęście dla scenarzysty Legend, to spostrzeżenie nie zwalnia autora z dbałości o jakość dzieła.

Autorzy komiksu to modelowi postmoderniści. Bez żenady czerpią garściami z dorobku popkultury i, niestety, wybierają najbardziej oklepane motywy. Misja bohaterów jest stereotypowa do bólu: jej celem jest magiczny artefakt, miecz Chilji, połamany na części, które należy zgromadzić i ponownie połączyć. Co gorsza, poszukiwania są prowadzone drażniąco powolnie. Wiele stron schodzi na widowiskowe efekty wizualne, albo nic nie wnoszące do fabuły, z założenia komiczne, intermedia. Nie dość, że nie pasują do mityczno-heroicznej fabuły (autorzy powinni poczytać o zasadzie decorum), to jeszcze kradną papier. W drugim tomie aż trzydzieści dwie strony zmarnowano na "zabawne" scenki i utarczki słowne bohaterów, prowadzone przy okazji obierania ziemniaków na kolację. To nie pomyłka: akcja ponad trzydziestu plansz obraca się wokół worka kartofli! W tym tempie poszukiwanie fragmentów miecza potrwa całe lata.

Bohaterowie są równie mało zaskakujący, co fabuła. Para protagonistów oparta na kontraście charakterów, schemat typowy dla wschodnich komiksów dla dziewcząt. Eungyo jest męcząca i pełna wad, ale ma dobre serce. Junoa wydaje się obojętny i tajemniczy, ale szybko ujawnia, że chce wypełnić szlachetny cel. Można się spodziewać, że przed wielkim finałem połączy ich gorące uczucie, lecz na razie oboje musza dojrzeć do miłości i pokonać jeszcze wiele przeszkód. Mamy również czarnowłosego Przeciwnika, którego wizerunek jest tak banalny, że ociera się o parodię. Pseudofilozoficzne przemyślenia to w jego wykonaniu prawdziwe perełki.

O wyjątkowości komiksu przesądzają chwile, w których autorzy zdobywają się na autoironię. Wówczas nie udają, że stworzyli "nową i oryginalną" historię, ale bawią się dawnymi motywami. W takich momentach najsilniej widać intertekstualność serii. Legend czerpie garściami z koreańskich baśni i opowieści, cytuje, nawiązuje, albo gra z ich znaczeniami. Na szczęście fabuły baśni są na tyle uniwersalne, że polscy czytelnicy bez problemu zauważą i docenią gry ze schematami. Ale to nie wszystko. Legend to opowieść w opowieści, a w każdej z nich kryją się tropy jeszcze innych historii. Autorzy zastosowali tu interesujący chwyt: bohaterowie są świadomi, że trafili do mitycznej krainy, rządzącej się prawami opowieści. Co jeszcze ciekawsze, zdają sobie sprawę, że są bohaterami komiksu!

Już w pierwszym tomie widać było ślady tego zabiegu. Wspomnijmy pojedyncze strony, na których postaci udzielały wywiadów, opowiadając o sobie i swoich poglądach na życie. W drugiej części takich smaczków jest o wiele więcej. Bohaterowie przypominają sobie nawzajem, jak się zachowywali od początku komiksu. Liczą nawet, ile razy postąpili w ten czy inny sposób. Komentują także grafikę: Eungyo zauważa, że inna bohaterka wdzięczy się do Junoy, gdyż w tle kadru, za postacią dziewczyny pojawiają się kwiatki. Wewnątrztekstowe aluzje to najzabawniejszy – i najoryginalniejszy – element komiksu. Szkatułkowa konstrukcja fabuły idealnie nadaje się do tworzenia takich powiązań, a śledzenie ich będzie dla czytelników świetną zabawą.
Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę



Czytaj również

Legend #3
Flet Tysiąca Fal, czyli muzyczna anegdotka
- recenzja
Legend #1
Trudne narodziny legendy
Legend
- recenzja

Komentarze


Jeszcze nikt nie dodał komentarza.

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.