» Recenzje » Lato Helikonii - Brian W. Aldiss

Lato Helikonii - Brian W. Aldiss


wersja do druku

Trzy pory roku według Aldissa, część druga

Redakcja: Michał 'M.S.' Smętek

Lato Helikonii - Brian W. Aldiss
Helikonia nieustannie zbliża się do potężnej gwiazdy zwanej Freyrem. Niesamowicie mroźny klimat planety, który gwarantowało drugie słońce, Bataliksa, staje się wspomnieniem. Fagory, półzwierzęcy współmieszkańcy położonej w systemie dwóch słońc planety, spychani są przez ludzi do marginalnej roli – potężne byki nie są w stanie przystosować się do tropikalnych upałów. Czy ludzie okażą się wystarczająco zdeterminowani, aby pokonać swych odwiecznych wrogów?

Lato Helikonii można rozpatrywać w dwóch osobnych układach odniesienia: z jednej strony jako kontynuację Wiosny…, z drugiej natomiast – jako osobną powieść. Jako kolejny tom trylogii tekst jest świetny. Poraża przede wszystkim ogrom wyzwania, jakiego podjął się Aldiss. Przedstawienie setek, ba! tysięcy, lat rozwoju planety i jej dwóch cywilizacji to wspaniałe osiągnięcie . Pisarz ma dryg do wciągania czytelnika między największe tryby historycznej maszyny: nie chodzi nawet o politykę na najwyższych szczeblach władzy, raczej o kolejne pokolenia ludzi władzę tę piastujących.

Przy tym autor co chwilę zaskakuje czytelnika jakąś nową refleksją, która należy do któregoś z ulubionych tematów autora: filozofii (przede wszystkim historiozofii) oraz teologii. Szczególnie rozmyślania nad religią, których ani we Wiośnie…, ani w Lecie… nie brakuje, zaskakują swą świeżością – w końcu obie powieści nie należą do najmłodszych. Zresztą Aldissowi dosyć często zdarza się przechodzić na powolną, refleksyjną narrację, która jest wspaniałym kontrapunktem do autorskich rozważań o nieustannych zmianach. Trzeba to przyznać: jako "ciąg" obie pierwsze części Trylogii Helikonie stanowią doskonałą ucztę.

Ale jest też druga strona medalu: drugi tom cyklu jako zamknięta całość. Patrząc z tego punktu widzenia, niestety, jest nieco gorzej. Denerwuje przede wszystkim to, że pisarz chyba trochę na siłę ubrał tekst w ciuszki science fiction. Lato… to jak najbardziej tradycyjne fantasy – z królami, wojownikami, orkami (prawie), ba, nawet z księżniczką czekająca gdzieś nad morzem. Może innym nie będzie to przeszkadzać (z drugiej strony są nawet plusy fantastyki naukowej gdzieś w tle – przede wszystkim bardziej kompleksowa narracja), ale mi niezbyt się to podobało.

Mam wrażenie, że fabuła też jakoś się "nie klei". Z jednej strony genialny (przymiotnik w pełni zasłużony) wątek króla na skraju obłędu, z drugiej niezbyt porywające losy mniej znaczących polityków. Aldiss meandruje, ukrywa i odkopuje wątki – niestety, zabiegi te nie pozostawiły we mnie podziwu nad warsztatem pisarza. Byłem raczej zniechęcony tym żonglowaniem poszczególnymi elementami fabuły, które potrafiło całkiem interesujące fragmenty opowieści rozdąć do nieznośnych rozmiarów.

Ostatnim elementem, jaki trzeba w Lecie… przyganić, jest styl autora. W pewnym momencie po głowie przebiegła mi myśl: chyba ktoś podmienia mi książkę, kiedy wychodzę z pokoju. Takie wrażenie można odnieść, kiedy porówna się fragment dotyczący chociażby uczuć JandolAnganola (wspomnianego wcześniej króla) i część poświęconą – uwaga – "tryktraniu" (czytajcie: seksie). Nie wiem, może celowym zamysłem było połączenie poetyki i rubaszności; niemniej wyszedł z tego niezbyt udany melanż, z którego pozostawiłbym tylko pierwszy element.

Solaris, jak zwykle w Klasyce SF, stanął na wysokości zadania. W Lecie Helikonie (we Wiośnie… też, swoją drogą) nie znalazłem żadnej literówki, czcionka jest przejrzysta, marginesy nie straszą ani nie stwarzają wrażenia do "rozciągnięcia" książki. Świetna robota!

Redakcyjne zasady zmuszają mnie do wystawienia Latu Helikonie konkretnej oceny. Tutaj pojawia się mały problem. Z jednej strony jest to powieść, której warstwa filozoficzna nie zestarzała się ani o jotę, z drugiej – niezbyt porywające fantasy w naukowych ciuszkach. Jeśli jesteście gotowi na przebijanie się przez kolejne fantastyczne uniwersum, żeby wyłowić najlepsze kąski, przeczytajcie tę książkę – ja to zrobiłem i nie żałuję.
Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę
7.0
Ocena recenzenta
8.5
Ocena użytkowników
Średnia z 7 głosów
-
Twoja ocena
Tytuł: Lato Helikonii
Cykl: Helikonia
Tom: 2
Autor: Brian W. Aldiss
Tłumaczenie: Marek Marszał
Wydawca: Solaris
Miejsce wydania: Stawiguda
Data wydania: 12 listopada 2008
Liczba stron: 528
Oprawa: twarda
ISBN-13: 83-89951-96-7
Cena: 49,90 zł



Czytaj również

Lato Helikonii
WYBRZEŻE BORLIEN
- recenzja
Zima Helikonii - Brian W. Aldiss
Helikoński epilog
- recenzja
MROK - Brian W. Aldiss
Zrób to sam, czyli jak rządy produkują terrorystów
- recenzja
Superpaństwo - Brian W. Aldiss
Teatr absurdów
- recenzja

Komentarze


~Yarri

Użytkownik niezarejestrowany
    Aldiss
Ocena:
0
Zawsze mi się wydawało, że Aldiss jest Brytyjczykiem.
26-03-2009 08:02
senmara
   
Ocena:
0
Nie jestem pewna, czy brać się za kolejną (w moim życiu czytelnika) ksiażkę Aldissa - właśnie przeczytałam Cieplarnię i tak dołującej, momentami przeraźliwie strasznej, wręcz horrorowej książki dawno nie czytałam. Horrory są znacznie bardziej pozytywne, Cieplarnia tylko przyspieszyła nadejście corocznej deprechy wiosennej.
26-03-2009 08:44
   
Ocena:
0
senmara: to "Cieplarnia" jest Aldisa? Cholera, odzice mi to czytali jak miałem 10 lat...
26-03-2009 10:25
Ezechiel
   
Ocena:
0
@ Sen

Cieplarnia to wyjątek. Helikonia też bywa ciężka, nawet chwilami zahacza nastrojem o Cieplarnię (zwłaszcza trzeci tom) - ale ogólne wrażenie jest inne, mniej dołujące. Mam też wrażenie, że Helikonie zestarzały się znacznie bardziej niż Cieplarnia czy Non stop.

Jeśli masz ochotę na klasyczne aldisowe SF, trochę w stylu Zajdla, poluj raczej na Non-Stop. Helikonii - IMHO - jest bliżej do krzyżówki SF z fantasy pokroju Leibera czy Le Guin.
26-03-2009 11:03

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.