Ładunek
Ładunek pełen zwątpienia
Po tym, jak ekosystem Ziemi uległ zniszczeniu, ludzkość decyduje się na zasiedlanie przestrzeni kosmicznej. Dla większości oznacza to jednak konieczność egzystencji w zatłoczonych stacjach kosmicznych, podczas gdy tylko nieliczni dostąpili możliwości kolonizacji planety Rhea i wiodą tam luksusowe życie. Laura Portmann, główna bohaterka, pragnie dołączyć do swojej siostry Arianne, będącej jednym ze szczęśliwców zamieszkujących tę "Nową Ziemię". Jako że taka podróż jest szalenie kosztownym przedsięwzięciem, kobieta zaciąga się na statek dostarczający towary do stacji kosmicznej 42. Jej wachta pośród kilkuosobowego zespołu ma potrwać osiem miesięcy. Z założenia nudny dyżur zakłóca jednakże dziwny wypadek, po którym następują kolejne. Załoga statku szybko odkrywa, że na pokładzie znalazł się pasażer na gapę.
Szwajcaria słynie z banków i zegarków. Niestety Cargo nie zapisze się w historii jako kolejny ważny produkt eksportowy tego kraju. Jak na produkcję z 2009 roku, zarówno scenografia, jak i tak zwane "efekty specjalne" prezentują się nad wyraz ubogo. Zwłaszcza sceny ukazujące lot transportowca czy też stację kosmiczną pozostają daleko w tyle nawet za tymi z Gwiezdnych wojen: Nowej nadziei, a przecież oba filmy dzielą prawie cztery dekady! Jakby tego było mało, w każdym możliwym miejscu "poupychane" zostały kryptoreklamy przeróżnych koncernów, podkreślające tylko niskobudżetowy charakter tego obrazu. Elementem zdecydowanie wyróżniającym się na tle ogólnej mierności oprawy wizualnej Cargo są wnętrza statku transportowego: zimne, odpychające i klaustrofobiczne. Niemal namacalnie wyczuwalny ziąb i kapiąca zewsząd woda potęgują wrażenie osamotnienia w pustce kosmosu. Jako jedyny pozytywny wyjątek dotyczący scenografii, to jednakże za mało, aby film mógł cieszyć oko widza.
Niestety niewiele dobrego można napisać także o grze aktorskiej. Ekspresja wcielającej się w główną bohaterkę Anny Kathariny Schwabroh sytuuje ją pod względem "talentu" na równi z wystawowym manekinem, zaś aktorów drugoplanowych w Ładunku mogłyby z sukcesem zastąpić pacynki z Ulicy Sezamkowej. Każda z osobna dostarczyłaby widzom więcej emocji, niż niemalże cała obsada Cargo razem wzięta. "Niemalże", ponieważ pomimo dramatycznie niskiego poziomu aktorstwa, możliwego do zaobserwowania w tym filmie, można na tym polu wskazać jeden nieco jaśniejszy punkt. Jest nim Martin Rapold, grający Samuela Deckera – policjanta, który kieruje się nieodgadnionym motywami. Jednakże w pojedynkę nawet on nie jest w stanie podciągnąć ogólnego poziomu, równoważąc braki kunsztu zawodowego pozostałych członków ekipy. Zasadnym wydaje się więc pytanie, czy aktorów stać było tylko na tyle, czy to może raczej kwestia reżyserów – Ivana Englera oraz Ralpha Ettera – którzy nie potrafili nimi właściwie pokierować.
Na tle przeciętnej scenografii wnętrz, przygotowanej przez Geralda Damovskiego, Ivana Englera i Matthiasa Nogera, fatalnych zdjęć w scenach obrazujących przestrzeń kosmiczną, będących dziełem Ralpha Baetschmanna, oraz gry aktorskiej na skraju akceptowalnego poziomu, całkiem pozytywnie wypada udźwiękowienie. Odpowiedzialni za ten aspekt Adrian Frutiger i Fredrik Strömberg przygotowali doprawdy okazały zestaw kompozycji, nie tylko zgrabnie komponujących się z obrazem, ale wręcz dostarczających wrażeń estetycznych, których próżno szukać w oprawie wizualnej.
Wyjątkowo, tematykę podjętą w filmie pozostawiłem na sam koniec. Ta bowiem stanowi jeden z jaśniejszych promyków przełamujących ogólną szarość wypełniającą Cargo po brzegi. Należy wprawdzie zaznaczyć, że w obrazie Englera i Ettera inspiracje innymi filmami SF są aż nadto widoczne, jednak nadal jego ogólna wymowa pozostaje mocną stroną – nawet, jeżeli wątek wyeksploatowania Ziemi i doprowadzenia planety do stanu kompletnej ruiny był już wielokrotnie podejmowany zarówno w literaturze, jak i w kinie science fiction. Również swoisty "ekoterroryzm", z początku postawiony w negatywnym świetle w stosunku do ładu reprezentowanego przez system społeczny, a będący w istocie nadzieją ludzkości, mieliśmy okazję zaobserwować w kinie już nieraz (Johny Mnemonic, Surogaci). Najbardziej zaś istotne skojarzenie, którego nie sposób pominąć, wiąże się z Matriksem i pytaniem o to, co jest prawdą, a co fałszem w otaczającej nas rzeczywistości.
Niewątpliwie widzowie mogą odnaleźć w Ładunku jeszcze kilka innych odniesień, stanowiących jednak marną osłodę wobec nieuniknionej traumy spowodowanej projekcją obrazu, potęgowanej bardzo powolnym rozwojem fabuły; przez znaczną część obrazu zwyczajnie wieje nudą. Zwykle wychodzę z założenia, iż warto doceniać produkcje niskobudżetowe lub tworzone przez ekipy dopiero stawiające pierwsze kroki w branży filmowej. Stanowią one bowiem z jednej strony alternatywę dla flagowych produkcji z Hollywood, a z drugiej – szansę dla nowego pokolenia filmowców, by zebrać potrzebne doświadczenia i ćwiczyć warsztat. Tym razem spuszczę jednak zasłonę milczenia, albowiem tego obrazu praktycznie nic nie jest w stanie wybronić.
Reżyseria: Ivan Engler, Ralph Etter
Scenariusz: Ivan Engler, Patrik Steinmann, Johnny Hartmann, Maria Cecilia Keller, Thilo Röscheisen
Muzyka: Adrian Frutiger, Fredrik Strömberg
Zdjęcia: Ralph Baetschmann
Obsada: Martin Rapold, Anna-Katharina Schwabroh, Michael Finger, Claude-Oliver Rudolph, Yangzom Brauen, Pierre Semmler, Regula Grauwiller, Gilles Tschudi,
Kraj produkcji: Niemcy
Rok produkcji: 2009
Data premiery: 24 października 2009
Czas projekcji: 1 godz. 52 min.