» Recenzje » L.A. Noire

L.A. Noire


wersja do druku

Ciemna strona L.A.

Redakcja: Katarzyna 'Bagheera' Bodziony

L.A. Noire
Tytułów wydawanych przez Rockstar Games nie ma wiele, ale każdy to niewątpliwy sukces, zarówno z uwagi na aspekt finansowy, jak i oceny graczy oraz recenzentów. Nic dziwnego, że informacja o ich każdej następnej grze elektryzuje wszystkich związanych z rynkiem multimediów. Nie inaczej było z L.A. Noire, które od pierwszej wzmianki, o zwiastunie nie wspominając, rozbudziło apetyty milionów graczy na całym świecie. W momencie, w którym pisana jest ta recenzja, najnowsze dziecko Rockstar Games rozeszło się już w ponad trzech milionach egzemplarzy. Pytanie brzmi, czy jest to tylko efekt świetnej promocji, czy to rzeczywiście rewelacyjny tytuł?

Fabuła L.A. Noire przenosi nas w koniec lat 40-tych XX wieku i pozwala wcielić się w postać Cole'a Phelpsa, detektywa, który ma zasiać strach w sercach złoczyńców z Miasta Aniołów. Całość historii obejmuje mniej lub bardziej powiązane ze sobą sprawy kryminalne, które pozwolą naszemu protagoniście piąć się w górę po szczeblach kariery.

Mroczny rycerz

Choć na pierwszy rzut oka fabuła nie wygląda na imponującą, to naprawdę potrafi wciągnąć i jest głównym czynnikiem zachęcającym do dalszej gry. Jej podstawową zaletą jest dojrzały charakter i klimat ciężkiego, klasycznego kryminału. Nie ma tutaj miejsca na przymrużenie oka, mówienie pół serio i strojenie żartów - sprawy, którymi przyjdzie się nam zajmować, są poważne jak zawał serca. Oprócz tego historia prowadzona jest w serialowej konwencji - każda sprawa to jeden odcinek, gdzie między głównymi wątkami poznajemy informacje spinające wszystko w spójną całość.

Widać, że twórcom zależało na stworzeniu gry dla bardziej wymagającego odbiorcy niż przeciętny fan shooterów, czy gier akcji. O ile początkowo podobieństwo do GTA zdaje się być duże, tak naprawdę to tylko pozory. Jeśli chwilę się nad tym zastanowić, to jest to dalsza ewolucja gier ze stajni Rockstar, szczególnie gdy przyjrzymy się poprzedniemu wydawnictwu, czyli Red Dead Redemption. W tym pierwszym gramy gangsterem nieliczącym się z prawem, w drugim bandytą chcącym zostawić za sobą przeszłość, a tutaj złotym chłopcem LAPD.

Na taki odbiór L.A. Noire ma wpływ nie tylko fabuła, ale przede wszystkim kreacja bohaterów. Każda z postaci ma swoje życie, historię i motywację, która nie musi być miła i szlachetna. Dotyczy to zarówno postaci pojawiających się tylko na chwilę, jak i głównego bohatera. Każdy ma jakieś brudy, tajemnice i rzeczy, które nie powinny ujrzeć światła dziennego. Mało tego, twórcy nie bali się poruszyć tematów takich jak korupcja, rasizm, czy dewiacje seksualne i choroby psychiczne. Nie jest to często spotykana rzecz. Historia Phelpsa nie gra tak mocno na uczuciach jak [url http://konsole.polter.pl/Heavy-Rain-n29038]Heavy Rain[/url], ale ma swoje momenty. Parokrotnie miałem ochotę przyłożyć komuś tak dla zasady, za bycie gnidą, albo najlepiej zastrzelić na miejscu. Niestety bycie stróżem prawa ma swoje ograniczenia.

Filmowa gra

Choć fabuła stanowi istotną część tego rodzaju produkcji, to - jak wskazuje słowo "gra" - liczy się tutaj też coś innego. Naszym głównym zadaniem jest badanie miejsc zbrodni, znajdowanie śladów, a przede wszystkim konfrontacje ze świadkami i podejrzanymi. Na pierwszych dwóch czynnościach zejdzie nam naprawdę dużo czasu. Po każdej scenie zbrodni, oraz innych znamiennych dla śledztwa lokacjach, rozsiane są dowody i poszlaki, które w większym lub mniejszym stopniu stanowią pomoc w prowadzonym dochodzeniu. Ilość dowodów i poszlak jest naprawdę spora - od ran na ciele zaczynając, przez różnego rodzaju ślady (np. odciski butów), zeznania świadków, a na konkretnych dowodach rzeczowych kończąc.

Wszystko, co ma znacznie, zapisywane jest w notatniku głównego bohatera. Znajdziemy tam wykaz związanych ze śledztwem ludzi, lokacji i oczywiście dowodów. Mówiąc ogólnie, jest to najważniejsze narzędzie, jakie mamy do dyspozycji. To dzięki niemu wiemy o co zapytać świadka, możemy udowodnić że kłamie, czy dowiemy się gdzie jechać. Będziemy do niego zaglądać bardzo często.

Największą zaletą i zabawą L.A. Noire są konfrontacje ze świadkami. Po zadaniu pytania i wysłuchaniu odpowiedzi mamy do dyspozycji trzy rodzaje reakcji: uznanie jej za prawdę, poddanie w wątpliwość lub oskarżanie o kłamstwo. Z wykorzystaniem ostatniej opcji wiąże się konieczność udowodnienia wiarołomstwa przy pomocy dowodu lub zeznania innego świadka. Lwią część rozgrywki spędzimy wpatrując się najpierw w twarz przepytywanej osoby, potem szukając w notatniku dowodu na to, że rozmija się z prawdą lub coś zataja.

W tym miejscu dochodzimy do sedna, kwintesencji zabawy Phelpsem. Podstawą oceniania prawdomówności nie jest to, co mówią ludzie, ale jak to robią. In-house engine oraz jego możliwości związane z motion capture to prawdziwy przełom w branży gier. Twarze aktorów zeskanowano naprawdę dokładnie i ich mimika wygląda po prostu oszałamiająco. To właśnie dzięki niej wiem, czy coś jest nie tak i z kim mam do czynienia. Jedyne, co można zarzucić to fakt, że gra aktorska jest bardzo teatralna i naprawdę trudno pomylić się w interpretacji wyrażanych emocji. Nie mniej sprawia to naprawdę świetne wrażenie. Ewidentnie różnica między filmami a grami zaciera się coraz bardziej.

Nie zabrakło też elementów akcji. Od czasu do czasu przyjdzie nam kogoś ścigać, zarówno na piechotę jak i pędząc radiowozem przy akompaniamencie syreny policyjnej. Zdarzy się też użyć broni i posłać na tamten świat paru bandziorów. W tym aspekcie mechanika gry prawie nie różni się od wspomnianych wcześniej tytułów Rockstar, z tą różnicą, że broni nie możemy dobywać, kiedy nam to odpowiada, tylko w konkretnych, przewidzianych przez twórców sytuacjach. Tak więc, jeśli ktoś chciałby po prostu postrzelać sobie do przechodniów, to może o tym zapomnieć.

Żmudna praca śledczego

Niestety Rockstar nie ustrzegło się pewnych błędów. Pierwszym i podstawowym zarzutem jest monotonia rozgrywki. Gra podzielona jest na cztery akty, każdy z nich obejmuje od czterech do sześciu śledztw, co sprawia, że ukończenie gry zajmuje średnio około 20 godzin. Przez ten czas gracz robi praktycznie to samo i po kilku/kilkunastu godzinach gra zaczyna męczyć. Owszem, jest to sandbox i nie trzeba bez przerwy wykonywać głównego zadania, ale do tego przejdę później. O ile samo przesłuchiwanie świadków jest przyjemne i nie traci na uroku do końca gry, o tyle szukanie wskazówek i jazda po mieście najzwyczajniej nudzą. Zaraz po ukończeniu trzeciego rozdziału odstawiłem grę na półkę, gdzie spędziła kolejne dwa tygodnie. Dopiero po tym czasie ponownie mogłem zasiąść przed konsolą bez irytacji.

L.A. Noire nie najlepiej radzi sobie też jako "piaskownica". Powody są tu dokładne takie same jak w Mafii II - pomimo tego, że wirtualne Los Angeles jest naprawdę rozległe i ładne, to nie ma w nim co robić. Poza kilkoma dodatkowymi interwencjami przypadającymi na każdy akt gry twórcy nie przewidzieli żadnych dodatkowych misji. Jedyne, co nam pozostaje, to zająć się zbieractwem, które również na dłuższą metę jest nużące. Jakby tego było mało, podczas swobodnego zwiedzania miasta musimy uważać, żeby nie przejechać przez miejsce, w którym zaczynała się jedna z nielicznych misji pobocznych, gdyż automatycznie zostanie uruchomiona i będziemy musieli ją przechodzić ponownie.

Najłagodniejszy zarzut dotyczy stopnia trudności rozgrywki, a raczej jego braku. Na dobrą sprawę nie możemy tutaj przegrać. Na to, czy rozwiążemy sprawę, nie ma wpływu, jak poradzimy sobie na przesłuchaniu i ile dowodów znajdziemy (do zamknięcia sprawy wystarczy znaleźć trzy na kilkanaście możliwych) - złoczyńca zawsze trafi za kratki. Ekran ładowania gry pojawił mi się ledwie kilkukrotnie, kiedy okazałem się wyjątkowo niezdarny w trakcie jakiegoś pościgu. Osoby szukające tutaj wyzwań będą naprawdę zawiedzione.

Ładnie tu u was w Ameryce

Jeśli przyjrzymy się grafice ogółem, to wygląda ona naprawdę dobrze, choć widać, że cała para poszła w animację postaci. Samochody, budynki i pojedyncze przedmioty prezentują się ładnie, ale nie odbiegają poziomem od obecnych standardów. Najbardziej cieszy jednak to, że przy użyciu motion capture stworzono modele wszystkich postaci. Możemy podejść do dowolnego przechodnia na ulicy i być pewni, że będzie on wyglądał równie realistycznie, co główny bohater. Dużo dobrego można powiedzieć o udźwiękowianiu. L.A. żyje własnym życiem - czuć i słychać to w każdym możliwym momencie. Przyjemny odbiór otoczenia zawdzięczamy też dobrej grze aktorskiej, gdyż trudno mówić tutaj o samym voice actingu.

Większą uwagę poświęcono też kilku szczególnym dla Los Angeles miejscom i zostały one wykonane z dużą szczegółowością. Kiedy już znajdziemy takie miejsce, zostaje ono oznaczone na mapie jako "punkt orientacyjny", z tego poziomu otrzymujemy też dostęp do krótkiego opisu historii owej lokacji. Warto na chwilę zatrzymać się przy niej i przyjrzeć z bliska.

A może serial?

Omówiona wcześniej monotonia i specyficzny sposób prowadzenia fabuły wywołały u mnie skojarzenia z serialem typu Dowody zbrodni. Wszystko jest dobrze kiedy oglądam maksymalnie po parę odcinków na raz wszystko, ale jeśli przesadzam z ich ilością, zaczynam się nudzić, gdyż każdy oparty jest o ten sam schemat. Dokładnie tak samo należy traktować L.A. Noire - rozwiązać parę spraw i następnie odłożyć na jakiś czas. W ten sposób nie popadniemy w rutynę i cały czas będziemy się dobrze bawić.

Bezsprzecznie jest to gra, której nie przejdziemy większej ilości razy. Tutaj również działa ta sama zasada, co w przypadku seriali - nie bawi nas oglądanie odcinka, kiedy wiemy kto jest mordercą. Z drugiej strony rozwiązywanie zagadek oraz przesłuchiwanie świadków i podejrzanych sprawia naprawię dużą frajdę, dlatego uważam, że ten tytuł jest wręcz stworzony dla DLC. Choć z reguły nie jestem ich fanem, to - jeśli dodatkowe śledztwa nie będą miały zbyt wygórowanych cen - z chęcią je kupię.

Tajemnicze Los Angeles

Długo wahałem się nad tym, jaką ocenę należy wystawić temu tytułowi, który zapewnił mi prawdziwą huśtawkę nastrojów. Początkowy zachwyt (dam min. 9/10!) stopniowo mijał (może jednak 7/10), aż doszedłem do momentu chwilowego znudzenia (nie no, maksymalnie 6/10). Odłożenie go na półkę był najlepszą rzeczą, jaką mogłem zrobić. Gdy ponownie zabrałem się do gry na nowo odkryłem jej zalety i poczułem mroczny klimat ulic Miasta Aniołów.

Ostatecznie musze przyznać, że ludzie z Rockstar odwalili kawał naprawdę dobrej roboty. Nie obyło się bez zgrzytów i błędów, ale nie przysłaniają one tego, co jest najważniejsze. Jest to gra pełna sprzeczności - z jednej strony potrafi znudzić monotonią i powtarzalnością, z drugiej wynagradza to z nawiązką klimatem i interakcją z postaciami. Mam dziwne wrażenie, że tutaj nigdy nie chodziło o cokolwiek innego niż właśnie przesłuchiwanie świadków, a cała reszta nie ma znacznia i jest tylko dodatkiem, środkiem do tego pierwszego. L.A. Noire to dojrzały produkt, przeznaczony dla odbiorców, którzy wymagają czegoś więcej niż tylko strzelania i pościgów. Jest mroczną i ciężką opowieścią o najczarniejszej stronie Los Angeles oraz ludzkiej duszy. Nie wszyscy go pokochają, ale każdy powinien zagrać.
Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę

Galeria


8.0
Ocena recenzenta
8
Ocena użytkowników
Średnia z 5 głosów
-
Twoja ocena
Mają na liście życzeń: 0
Mają w kolekcji: 3
Obecnie grają: 0

Dodaj do swojej listy:
lista życzeń
kolekcja
obecnie gram
Tytuł: L.A. Noire
Producent: Team Bondi
Wydawca: Rockstar Games
Data premiery (świat): 17 maja 2011
Data premiery (Polska): 20 maja 2011
Platformy: PS3, Xbox
Strona WWW: www.rockstargames.com/lanoire/



Czytaj również

Ja, Inkwizytor. Głód i Pragnienie.
Niezawodny inkwizytor wkracza do akcji
- recenzja
L.A. Noire
- recenzja
Mid-war Monsters
- recenzja
River of Heroes
- recenzja
Blasphemies
Bluźniercy & Heretycy
- recenzja

Komentarze


Jeszcze nikt nie dodał komentarza.

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.