» Blog » Kult PR-owca:
19-01-2017 00:24

Kult PR-owca:

W działach: wredni ludzie, internet | Odsłony: 291

Dzisiejszy post został zainspirowany notką na blogu Wielopasja, zatytułowanej „Minusy współprac”. Notka ta wywołała spore poruszenie oraz bardzo dużą ilość komentarzy, by nie powiedzieć hejta. Cytując wypowiedź jednego z komentatorów:

Ilość chamstwa bijąca w kierunku pracowników wydawnictw jest w tym poście i zatrważająca, i żenująca. Nie, drogie blogerki, pracownik kontaktujący się z wami nie czeka 8 godzin dziennie, aż zalejecie go falą żądań. I życzę jak najszybszego zerwania współpracy z oficynami, skoro pracują tam "ciotowaci przedstawiciele", a ich kule mózgowe wg autorki najwyraźniej nie działają tak, jak powinny.

Poziom już nawet nie ignorancji, tylko zupełnej nieznajomości rzeczywistości, w jakiej obracają się dyskutanci spowodował, że muszę zabrać głos w dyskusji.

Co powiedziała autorka:

W skrócie, autorka budzącego kontrowersje wspisu poskarżyła się, że wkurzają ją:

  • Ciotowaci przedstawiciele firm
  • Szybko, szybko – TERMINY!
  • Ma ci się podobać! - czyli daje ci za darmo, więc nie marudź!
  • Niekomunikatywni ludzie.

Prawdę mówiąc nie widzę, co w tym jest takiego chamskiego i szokującego. Po pierwsze: znam wiele osób, które potrafią pisać dosadniej (np. siebie). Po drugie: w zasadzie to są powody, dla których ja o współpracę się nie staram i nigdy nie będę się starał. No niestety jest to kontrakt obustronny: ja dostaje książki, w zamian za co robię im reklamę (tak, dokładnie, o tym w dalszej części tekstu). A powiedzmy sobie szczerze: nic tak nie zabija przyjemności z lektury niż czytanie na wyścigi czegoś z przymusu.

Reakcja była, jak w wymienionym komentarzu.

Kto to są PR-owcy:

W blogosferze książkowej panuje taki dziwny zwyczaj, by modlić się do ludzi, od których blogerzy otrzymują (pseudo) darmowe książki, traktować ich jak anioły oraz pisać na ich cześć laurki typu "dziękuje wydawnictwu za piękną książkę". Faktycznie działalność ta jest zwykle transakcją na poziomie zakupu kapusty w sklepie z kapustą.

No owszem, w warzywniaku kultura zobowiązuje jak w każdym innym miejscu, ale pracująca tam pani nie jest żadną boginią udzielającą łask w przypływie litości. To samo tyczy pracowników wydawnictw.

 

Ciąg dalszy na Blogu Zewnętrznym.

Komentarze


Paweł Jakubowski
   
Ocena:
0

Ciekawy tekst. Na pewne zjawiska nie ma co narzekać - lepiej je poznać i albo wykorzystać, albo pójść inną drogą.
 

19-01-2017 12:11
Exar
   
Ocena:
0

Z punktu widzenia pracownika mediów tworzenie materiału na bazie notek pochodzących od PR-owców, ich informacji etc. jest dnem. Dziennikarz powinien samemu pozyskiwać informacje, korzystając z własnych źródeł lub przynajmniej zmysłu wzroku i słuchu, a nie bazować na tym, co mu ktoś udostępnił.

Też tak kiedyś myślałem. Będąc jednak blisko 10 blisko rynku widzę, że prawdziwych (ambitnych, rozumiejących temat, dociekliwych, pracowitych, nieliczących tylko forsy) dziennikarzy jest może 20-3% (pewnie zależy od branży).

19-01-2017 13:50
TO~
   
Ocena:
+1

Zgadzam się z Aragornem.

Wróć. Zgadzam się z Exarem, choć imho (a branżę również znam nieco w podobnym zakresie czasowym) zawyżył dane. Stawiałbym 10-15%

19-01-2017 15:48

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.