» Recenzje » Ksin Drapieżca - Konrad T. Lewandowski

Ksin Drapieżca - Konrad T. Lewandowski


wersja do druku

Bajka dla dorosłych


Ksin Drapieżca - Konrad T. Lewandowski
Z przygodami kotołaka Ksina autorstwa Konrada T. Lewandowskiego po raz pierwszy zetknąłem się w połowie lat dziewięćdziesiątych. Było to opowiadanie wydrukowane na łamach nieistniejącego już miesięcznika Magia i Miecz. Przyznam szczerze, że od razu przypadło mi do gustu, tak więc z wielkim zadowoleniem przyjąłem informację o reprincie Ksina Drapieżcy – pełnoprawnej powieści, na dodatek w wersji poprawionej. W efekcie z niecierpliwością oczekiwałem na listonosza, by jak najszybciej położyć swoje łapy na tym cudzie. Moje oczekiwania były naprawdę ogromne i... nie zawiodłem się.

Zacznę od szaty graficznej, czyli, precyzując, okładki. Ta jest naprawdę doskonała. Widnieje na niej zmontowane zdjęcie przedstawiające sylwetkę tytułowego bohatera na tle niebieskiego nieba usianego chmurami. To tylko wzmogło mój, i tak już wielki, apetyt na powieść. Autorom, bo jest ich troje, należy się naprawdę duży plus za tę ilustrację. Okładka ma przyciągać uwagę potencjalnego nabywcy, a ta spełnia swą rolę wspaniale.

Kolejną sprawą, którą warto omówić, jest fabuła. Sprawia wrażenie skonstruowanej w pośpiechu i wydaje mi się, że można było uczynić ją nieco bardziej skomplikowaną. Występujące w niej wątki w wielu miejscach bazują na dziwacznych i nieprawdopodobnych zbiegach okoliczności. W efekcie jednak niemal każde wydarzenie poważnie zaskakuje czytelnika. Moim skromnym zdaniem jest to spory plus. Dzięki temu książka nie nudzi się czytelnikowi, za to coraz bardziej wciąga skupiając uwagę tylko na lekturze. Szkoda tylko, że tychże wątków jest raczej niewiele i wydają się od siebie oderwane. Jednak w miarę zagłębiania się w lekturze przestają nam przeszkadzać te drobne potknięcia autora. Mimo tego chyba każdy znajdzie tu coś dla siebie, niezależnie od preferencji. Jest miłość, przyjaźń, walka ze słabościami, poświęcenie dla większej sprawy. Z drugiej strony mamy zdradę, podstępnych Tępicieli – zakon walczący ze stworami Onego, żądnych władzy kapłanów boga Reha. Całość okraszona dość dużą, jak na objętość książki, dawką seksu i przemocy. Wszystko to prowadzi czytelnika do zaskakującego happyendu. Słowem, znajdziemy tu wszystko czego wymaga dobry hollywoodzki scenariusz.

Niemal w każdej książce z gatunku fantasy występują wielcy bohaterowie i, co nie jest specjalnie dziwne, magia. Ci pierwsi, często z wydatną pomocą czarów, rozprawiają się z wszelakim złem trawiącym świat. W Ksinie Drapieżcy rolę tę pełnią tytułowy bohater i nadworny mag króla Suminoru Redrena III – Rodmin.

Dzięki przypadkowi ci dwaj poznają się i niemal od razu zostają przyjaciółmi. Trochę to naciągane, ale w mojej opinii zupełnie nie przeszkadza, by cieszyć się książką. W wyniku dziwacznych zdarzeń kotołak przyjmuje posadę kapitana królewskiej gwardii, co niewątpliwie pomaga w walce z tworami Onego – złej siły tworzącej demony, ale także, znacznie rzadziej, istoty dobre i piękne – elfy. Postaci występujące w powieści są skonstruowane naprawdę ciekawie, nie nudzą czytelnika, a często nawet pozytywnie zaskakują. Moim faworytem jest postać króla. Ten niemal za każdym razem sypie dowcipnymi powiedzonkami i sprawia wrażenie, jakby bycie przywódcą państwa było naprawdę dobrą zabawą, a nie poważnym obowiązkiem. Swoją postawą dodaje książce mnóstwo niepowtarzalnego uroku. Po prostu nie jestem w stanie wyobrazić sobie Ksina Drapieżcy bez niego.

Bardzo ważną rzeczą jest też kwestia językowa czyli forma, w jakiej autor przekazuje nam swoje pomysły. Tutaj należy się Lewandowskiemu ogromna owacja na stojąco. Język jest prosty i nieskomplikowany, dzięki czemu powieść czyta się to lekko. Oszczędzono też czytelnikowi przydługich opisów, stawiając na akcję. Z powodzeniem. Nie uświadczymy tu również zdań – koszmarków, czy przesadnego popisywania się erudycją. Dostajemy za to potężna dawkę dobrego humoru. Dobrą stroną Ksina Drapieżcy są dialogi. Za każdym razem czytając coś nowego zwracam na nie najwięcej uwagi. Moje oczekiwania w stosunku do nich są nieodmiennie bardzo wysokie. Autor obronił się bez zarzutu. Rozmów między bohaterami jest tyle ile być powinno, są dowcipne, co w moim odczuciu zasługuje na uznanie i nie trącą sztampowością, co często się zdarza w literaturze tego typu.

Podsumowując, uważam książkę za produkt udany. Owszem, zdarzyły się Konradowi T. Lewandowskiemu drobne potknięcia, ale te, w skali całości, bez trudu można wybaczyć. Czasu spędzonego na lekturze Ksina Drapieżcy w żadnym razie nie uważam za stracony. Polecam ją każdemu fanowi fantastyki, z jednym tylko zastrzeżeniem; to nie jest książka dla dzieci. Mimo przyjemnej formy zbyt wiele z poruszonych przez autora zagadnień nie nadaje się dla młodszych czytelników. Reszta, marsz do księgarni! 26 złotych nie jest wygórowaną ceną, a dzięki kieszonkowemu formatowi powieść wprost idealnie nadaje się do czytania w podróży, no i mieści się w kieszeni.
Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę
9.0
Ocena recenzenta
7.71
Ocena użytkowników
Średnia z 7 głosów
-
Twoja ocena
Tytuł: Ksin drapieżca
Cykl: Trop kotołaka
Tom: 1
Autor: Konrad T. Lewandowski
Autor okładki: Łukasz M. Pogoda
Wydawca: Fantasmagoricon
Miejsce wydania: Warszawa
Data wydania: 17 października 2008
Liczba stron: 240
Oprawa: miękka
Format: 125 x 190 mm
Seria wydawnicza: Odmienne Stany Fantastyki
ISBN-13: 978-83-925540-3-5
Cena: 24,90 zł



Czytaj również

Ksin drapieżca
Kotołak w opałach
- recenzja
Ksin drapieżca - Konrad T. Lewandowski
Polską fantasy rozrywkową też na coś stać
- recenzja
Ksin drapieżca - Konrad T. Lewandowski
Powrót kotołaka
- recenzja
Ksin na Bagnach Czasu
Potwór u władzy
- recenzja
Ksin koczownik
W stepie szerokim...
- recenzja
Różanooka
W zastępstwie Ksina
- recenzja

Komentarze


Furiath
    Ksina również pamiętam z MiMa
Ocena:
0
A nastepnie z takiego malutkiego formaciku ze smieszna okładką :)

Istotnie jest to bajka dla dorosłych - seks i przemoc to nie motywy dla dzieciaków.
12-01-2005 00:21
senmara
    Seks i przemoc -
Ocena:
0
he, he... ale dzieciaki mają z tego najwięcej radochy :)
Książka była dobra. Ale stare wydanie (nie pamiętam jakiego wydawnictwa) miało klimatyczne obrazki. Z całego cyklu Ksin Drapieżca i Kapitan Ksin Fergo wydawały mi się najbardziej klimatycze i porywające. Taka stara sympatia. Wyprawa Kotołaka jest... o poziom niżej. Ksina Drapieżcę przeczytałam w jeden wieczór, ignorując wszystko wokół (mój chłopak był conajmniej niezadowolony ignorowaniem).
14-01-2005 21:55
~Agrafka

Użytkownik niezarejestrowany
    Moim zdaniem.....
Ocena:
0
Ksina w wydaniu Orbity przeczytałam jak miałam chyba 11 lat.... Oj, to było COŚ. I nadal jest. Wznowień nie czytałam (choc zamierzam jak się uda).
Ilustracje Jarosława Musiała były jednymi z najlepszych jakie wtedy znałam, a i dziś uważam, że powinien on być oficjalnym i jedynym ilustratorem Sagi o Kotołaku.
Tak czy siak - kawał fajnego polskiego fantasy. Polecam.
A co do okładek wznowień - straszne. Ksin Drapieżca na okładce kojarzy mi się ze starymi tandetnymi filmowymi wilkołakami. Brrr......
Są w tym kraju bardziej utalentowani graficy.
20-09-2006 00:52

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.