Księga ocalenia [DVD]
Odwlekanie wyroku
Długo zbierałem się do napisania recenzji Księgi ocalenia. W zasadzie, mogłem to zrobić już kilka dni po kinowej premierze, ale nie chciałem. Wolałem poczekać, uporządkować myśli i znaleźć odpowiednio dosadne słowa, którymi mógłbym wyrazić swoje rozczarowanie tym filmem. Nieczęsto miewam możliwość, bez żadnych wątpliwości i ewentualnych wyrzutów sumienia, pastwić się nad jakąś produkcją. W każdym razie, stosunkowo rzadko, bo prawie w każdym tytule potrafię się doszukać jakichś wartości, które w ostatecznym rozrachunku sprawiają, że obraz zyskuje w moich oczach. Oglądając Księgę ocalenia dostałem w końcu możliwość uczciwego "zjechania" filmu.
Czekałem, zwlekałem i... doczekałem się wydania filmu na DVD. Mój krytyczny zapał nieco ostygł i zrodziła się nadzieja, że być może wersja na płytce, wraz z dodatkami, uratuje nieco ten koszmarnie zły tytuł. Inna sprawa, że powtórny ogląd, "na chłodno", mógł też zadziałać na korzyść obrazu, bo byłem nastawiony na szukanie jakichkolwiek zalet. Czy zadziałało? Pomogło?
Niestety, nie. Wieczór w domowym zaciszu z Księgą ocalenia, tym razem na małym ekranie, okazał się mimo wszystko drogą przez mękę. Już po kwadransie wiedziałem, że moje pierwsze wrażenie, jeszcze z seansu kinowego, było jak najbardziej słuszne. Lubię filmy, do których powrót zapewnia jakieś dodatkowe wrażenia za sprawą rozmaitych smaczków, które możemy odkrywać z każdym kolejnym oglądem. Niestety, ten obraz takiej frajdy nie oferuje. Czy spotęgował moje doznania? Owszem – za pierwszym razem po prostu się nudziłem. Przy powtórnym seansie, nudzie towarzyszyła irytacja związana z tym, że nawet nie mogłem się spodziewać zaskoczenia.
Kto gra? Co gra? Coś tu nie gra...
Właśnie – zaskoczenie... Większość rozwiązań fabularnych w Księdze ocalenia to znane schematy, przez co obraz jest do bólu przewidywalny. Postacie są wytartymi kliszami; nawet aktorów obsadzono zgodnie ze swoistym kluczem ich wcześniejszych ról. Denzel Washington jako Eli to bohater z pakietem dramatycznych (w dużej mierze tragicznych) doświadczeń, które uczyniły go tajemniczym samotnikiem, "odmieńcem" z misją. W takich rolach mogliśmy go oglądać już wielokrotnie (wystarczy wspomnieć takie tytuły, jak John Q czy Kolekcjoner Kości). Podobnie mają się sprawy z Garym Oldmanem, który po raz n-ty wciela się w szalonego, egocentrycznego bad-guy’a (niczym w pamiętnych rolach z Leona Zawodowca czy choćby Piątego Elementu). Natomiast odtwórczyni głównej roli kobiecej, Mila Kunis, stanowi wręcz podręcznikowy przykład wtórności. Jej postać to tak naprawdę tylko nieco zmodyfikowana na potrzeby nowych realiów świata przedstawionego Jackie z serialu Różowe lata siedemdziesiąte – podobnie krzykliwa, naiwna, choć względnie ładna dziewczyna.
Być może jest to sprawne strategicznie zagranie – powierzyć aktorom role, w których dotąd się sprawdzali. Dla mnie to jednak głównie przejaw braku innowacyjnego myślenia i w pewnym sensie szacunku dla członków obsady, przed którymi nie stawia się wyzwań. Z drugiej strony, ile można oczekiwać od gwiazdki takiej, jak wspomniana Mila Kunis? Bracia Hughes, odpowiedzialni za reżyserię Księgi ocalenia, mają najwidoczniej w tej kwestii mniej zaufania, aniżeli Darren Aronofsky, który powierzył jej jedną z kluczowych ról w nadchodzącym obrazie Black Swan. Niemniej potraktowanie w ten sam sposób Washingtona i Oldmana można chyba przyjąć za nietakt ze strony reżyserów, nieprawdaż?
Czy w filmie znalazło się jednak miejsce na jakikolwiek element niespodzianki? Owszem – i co istotne, jest to dość przyjemny rodzaj zaskoczenia. Mianowicie, choć w pewnym momencie łatwo domyślić się, że z tytułowym artefaktem związany jest jakiś "haczyk", to rozwiązanie tej zagwozdki zaserwowane widzom przez twórców w jednej z kluczowych scen okazuje się ciekawsze, niż można by się spodziewać. Poza gorzką ironią, stanowiącą swoistą pointę głównego wątku fabularnego, odbiorcy otrzymują również informację, która zmienia nieco odbiór całego utworu. Część z nich może ona nawet zachęcić, by wrócili do Księgi ocalenia i spróbowali wychwycić przesłanki o tej "sytuacji" już wcześniej. Rzecz jasna, jeśli będą w stanie po raz kolejny zmierzyć się ze stu pięcioma minutami nudy. Nie będę w tym miejscu spoilował, by nie psuć tej śladowej ilości zabawy wszystkim tym, którzy zamierzają sobie The Book of Eli zaserwować. Czuję się jednak zobligowany by dodać, że być może jest to odczucie tylko moje i kilku znajomych, z którymi dyskutowałem na ten temat, szukając jakichkolwiek zalet omawianego filmu. Innymi słowy, dla części widzów owa niespodzianka może być równie przewidywalna, co cały film.
Apokalipsa, jakiej nie mogliście... nie widzieć
Wizja świata po globalnej katastrofie to stały topos w kulturze. W związku z tym, także miłośnicy kina mieli już niejedną okazję, by na wielkim ekranie (a także tych mniejszych) obejrzeć rozmaite post-apokaliptyczne fantazje twórców filmowych. Jak na tle innych produkcji prezentuje się w tym zakresie Księga ocalenia? Niestety, po raz kolejny muszę stwierdzić, że słabo, bo... nieoryginalnie. Pustkowia, niebo zasnute chmurami, zdziczali ludzie, cierpiący wciąż z powodu skutków ubocznych po traumatycznym doświadczeniu, które prawdopodobnie dotknęło mieszkańców całej planety (tu, przede wszystkim ślepota)... To wszystko już gdzieś widzieliśmy, a co gorsza – często w lepszym wydaniu, niż w obrazie braci Hughes.
Na szczęście jednak, brak oryginalności nie przekłada się w tym wypadku wprost proporcjonalnie na jakość sfery wizualnej filmu. Ta jest całkiem przyjemna dla oka. Nie uświadczymy tu wprawdzie jakichś "fajerwerków", ale niektóre ujęcia naprawdę zapadają w pamięć (na przykład podczas ataku na domek, w którym ukrywają się bohaterowie). Zarówno praca operatorów kamer, jak i scenografów, oświetleniowców, charakteryzatorów czy wreszcie montażystów zasługuje na wyrazy uznania. Znalazło się też pole do popisu dla specjalistów od efektów specjalnych, pirotechników itd., a ci spisali się równie dobrze. Szkoda, że warstwa akustyczna Księgi ocalenia nie dorównuje wizualnej; w zasadzie trudno byłoby przywołać z pamięci jakikolwiek motyw muzyczny z tego filmu. No, może poza powracającym co jakiś czas tematem przewodnim, który w pewnym momencie zaczyna irytować. Niestety, nie udało się również odpowiednio "wygrać" ciszy, która zamiast dopełniać obraz opustoszałego świata, akcentuje raczej nudę wionącą z ekranu.
Na niekorzyść The Book of Eli działa także bliski czas premiery konkurencyjnego obrazu osadzonego w podobnych realiach, czyli The Road. Mam na myśli głównie osobiste preferencje, dlatego polecam zestawienie obu filmów (aczkolwiek słowo "polecam" w tym kontekście zdaje się dość niefortunnym, gdyż Księgę ocalenia szczerze odradzam). Porównywanie ich, w moim odczuciu, przypomina porównywanie słabego filmu pornograficznego z dobrą erotyką, lub też wulgarnego karczemnego kawału z wysmakowanym żartem sytuacyjnym.
Wtórny obieg wtórnego filmu? Bardzo dobrze!
Określenie Księgi ocalenia mianem "słabego filmu" byłoby zbyt pobłażliwym ujęciem sprawy. Ten film jest po prostu zły. Na szczęście nie można powiedzieć tego samego o polskim wydaniu DVD. Szczerze powiedziawszy, odpowiedni dobór dodatków zawartych na płycie sprawił, że moja ostateczna ocena dla tego tytułu nieco podskoczyła. Oprócz tradycyjnych zapowiedzi innych filmów i zwiastuna samej The Book of Eli, wśród materiałów dodatkowych znalazły się między innymi wywiady z twórcami i filmik z planu. Oglądając je, odniosłem wrażenie, że nuda, o której wspominałem, nie jest dziełem przypadku, a zamierzonym efektem. Wprawdzie nie rozumiem, po co stosować ją w filmie akcji (dla kontrastu z dynamicznymi scenami? – trochę słaby pomysł...), ale przynajmniej nie jest to dowód nieudolności twórców.
Polski dystrybutor udostępnił nabywcom DVD jeszcze jeden interesujący bonus. Mianowicie, w menu dodatków znajduje się pozycja "fragmenty filmu", wybór której powoduje włączenie kompilacji kilku narracyjnie ciekawych, dynamicznych scen z Księgi ocalenia. To taka forma streszczenia, eliminująca niemal całkowicie największą bolączkę tego filmu, czyli wielokrotnie akcentowaną w niniejszej recenzji nudę. I choć trudno byłoby na podstawie owych wybranych fragmentów odtworzyć fabułę obrazu, to taki epizodyczny odbiór nie wydaje się znacznie uboższy niż ogląd "kompletny".
W zasadzie, ze złego filmu pełnometrażowego udało się uzyskać całkiem ciekawe zestawienie kilku interesujących scenek. Szkoda tylko, że nie znalazło się w nim jeszcze kilka fajnych fragmentów, które żeby obejrzeć, musimy jednak włączyć film. Niemniej, od czego jest opcja "wybór scen"? Kończąc ocenę wydania DVD, dodam jeszcze, że widzowie lubiący oglądać filmy z "głośnym przekładem" nie powinni czuć się zawiedzeni. Tłumaczenie jest bardzo sprawne, a głos i intonacja lektora pozwalają wczuć się w opowiadaną historię.
Czy można ocalić Księgę Ocalenia?
Film braci Hughes jest zbyt słabą produkcją, by mogła bronić się sama. Nawet Denzel Washington i Gary Oldman, jak zwykle aktorsko sprawni, ani atrakcyjna oprawa wizualna nie wystarczą, by ostateczna ocena The Book of Eli mogła oddalić się zbytnio od minimum. Jeśli przegapiliście czas, kiedy obraz ten wyświetlano w kinach, nic nie straciliście. Jeżeli jednak z jakichś powodów chcecie go zobaczyć, wydanie DVD to moim zdaniem słuszny wybór.
Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę
Długo zbierałem się do napisania recenzji Księgi ocalenia. W zasadzie, mogłem to zrobić już kilka dni po kinowej premierze, ale nie chciałem. Wolałem poczekać, uporządkować myśli i znaleźć odpowiednio dosadne słowa, którymi mógłbym wyrazić swoje rozczarowanie tym filmem. Nieczęsto miewam możliwość, bez żadnych wątpliwości i ewentualnych wyrzutów sumienia, pastwić się nad jakąś produkcją. W każdym razie, stosunkowo rzadko, bo prawie w każdym tytule potrafię się doszukać jakichś wartości, które w ostatecznym rozrachunku sprawiają, że obraz zyskuje w moich oczach. Oglądając Księgę ocalenia dostałem w końcu możliwość uczciwego "zjechania" filmu.
Czekałem, zwlekałem i... doczekałem się wydania filmu na DVD. Mój krytyczny zapał nieco ostygł i zrodziła się nadzieja, że być może wersja na płytce, wraz z dodatkami, uratuje nieco ten koszmarnie zły tytuł. Inna sprawa, że powtórny ogląd, "na chłodno", mógł też zadziałać na korzyść obrazu, bo byłem nastawiony na szukanie jakichkolwiek zalet. Czy zadziałało? Pomogło?
Niestety, nie. Wieczór w domowym zaciszu z Księgą ocalenia, tym razem na małym ekranie, okazał się mimo wszystko drogą przez mękę. Już po kwadransie wiedziałem, że moje pierwsze wrażenie, jeszcze z seansu kinowego, było jak najbardziej słuszne. Lubię filmy, do których powrót zapewnia jakieś dodatkowe wrażenia za sprawą rozmaitych smaczków, które możemy odkrywać z każdym kolejnym oglądem. Niestety, ten obraz takiej frajdy nie oferuje. Czy spotęgował moje doznania? Owszem – za pierwszym razem po prostu się nudziłem. Przy powtórnym seansie, nudzie towarzyszyła irytacja związana z tym, że nawet nie mogłem się spodziewać zaskoczenia.
Kto gra? Co gra? Coś tu nie gra...
Właśnie – zaskoczenie... Większość rozwiązań fabularnych w Księdze ocalenia to znane schematy, przez co obraz jest do bólu przewidywalny. Postacie są wytartymi kliszami; nawet aktorów obsadzono zgodnie ze swoistym kluczem ich wcześniejszych ról. Denzel Washington jako Eli to bohater z pakietem dramatycznych (w dużej mierze tragicznych) doświadczeń, które uczyniły go tajemniczym samotnikiem, "odmieńcem" z misją. W takich rolach mogliśmy go oglądać już wielokrotnie (wystarczy wspomnieć takie tytuły, jak John Q czy Kolekcjoner Kości). Podobnie mają się sprawy z Garym Oldmanem, który po raz n-ty wciela się w szalonego, egocentrycznego bad-guy’a (niczym w pamiętnych rolach z Leona Zawodowca czy choćby Piątego Elementu). Natomiast odtwórczyni głównej roli kobiecej, Mila Kunis, stanowi wręcz podręcznikowy przykład wtórności. Jej postać to tak naprawdę tylko nieco zmodyfikowana na potrzeby nowych realiów świata przedstawionego Jackie z serialu Różowe lata siedemdziesiąte – podobnie krzykliwa, naiwna, choć względnie ładna dziewczyna.
Być może jest to sprawne strategicznie zagranie – powierzyć aktorom role, w których dotąd się sprawdzali. Dla mnie to jednak głównie przejaw braku innowacyjnego myślenia i w pewnym sensie szacunku dla członków obsady, przed którymi nie stawia się wyzwań. Z drugiej strony, ile można oczekiwać od gwiazdki takiej, jak wspomniana Mila Kunis? Bracia Hughes, odpowiedzialni za reżyserię Księgi ocalenia, mają najwidoczniej w tej kwestii mniej zaufania, aniżeli Darren Aronofsky, który powierzył jej jedną z kluczowych ról w nadchodzącym obrazie Black Swan. Niemniej potraktowanie w ten sam sposób Washingtona i Oldmana można chyba przyjąć za nietakt ze strony reżyserów, nieprawdaż?
Czy w filmie znalazło się jednak miejsce na jakikolwiek element niespodzianki? Owszem – i co istotne, jest to dość przyjemny rodzaj zaskoczenia. Mianowicie, choć w pewnym momencie łatwo domyślić się, że z tytułowym artefaktem związany jest jakiś "haczyk", to rozwiązanie tej zagwozdki zaserwowane widzom przez twórców w jednej z kluczowych scen okazuje się ciekawsze, niż można by się spodziewać. Poza gorzką ironią, stanowiącą swoistą pointę głównego wątku fabularnego, odbiorcy otrzymują również informację, która zmienia nieco odbiór całego utworu. Część z nich może ona nawet zachęcić, by wrócili do Księgi ocalenia i spróbowali wychwycić przesłanki o tej "sytuacji" już wcześniej. Rzecz jasna, jeśli będą w stanie po raz kolejny zmierzyć się ze stu pięcioma minutami nudy. Nie będę w tym miejscu spoilował, by nie psuć tej śladowej ilości zabawy wszystkim tym, którzy zamierzają sobie The Book of Eli zaserwować. Czuję się jednak zobligowany by dodać, że być może jest to odczucie tylko moje i kilku znajomych, z którymi dyskutowałem na ten temat, szukając jakichkolwiek zalet omawianego filmu. Innymi słowy, dla części widzów owa niespodzianka może być równie przewidywalna, co cały film.
Apokalipsa, jakiej nie mogliście... nie widzieć
Wizja świata po globalnej katastrofie to stały topos w kulturze. W związku z tym, także miłośnicy kina mieli już niejedną okazję, by na wielkim ekranie (a także tych mniejszych) obejrzeć rozmaite post-apokaliptyczne fantazje twórców filmowych. Jak na tle innych produkcji prezentuje się w tym zakresie Księga ocalenia? Niestety, po raz kolejny muszę stwierdzić, że słabo, bo... nieoryginalnie. Pustkowia, niebo zasnute chmurami, zdziczali ludzie, cierpiący wciąż z powodu skutków ubocznych po traumatycznym doświadczeniu, które prawdopodobnie dotknęło mieszkańców całej planety (tu, przede wszystkim ślepota)... To wszystko już gdzieś widzieliśmy, a co gorsza – często w lepszym wydaniu, niż w obrazie braci Hughes.
Na szczęście jednak, brak oryginalności nie przekłada się w tym wypadku wprost proporcjonalnie na jakość sfery wizualnej filmu. Ta jest całkiem przyjemna dla oka. Nie uświadczymy tu wprawdzie jakichś "fajerwerków", ale niektóre ujęcia naprawdę zapadają w pamięć (na przykład podczas ataku na domek, w którym ukrywają się bohaterowie). Zarówno praca operatorów kamer, jak i scenografów, oświetleniowców, charakteryzatorów czy wreszcie montażystów zasługuje na wyrazy uznania. Znalazło się też pole do popisu dla specjalistów od efektów specjalnych, pirotechników itd., a ci spisali się równie dobrze. Szkoda, że warstwa akustyczna Księgi ocalenia nie dorównuje wizualnej; w zasadzie trudno byłoby przywołać z pamięci jakikolwiek motyw muzyczny z tego filmu. No, może poza powracającym co jakiś czas tematem przewodnim, który w pewnym momencie zaczyna irytować. Niestety, nie udało się również odpowiednio "wygrać" ciszy, która zamiast dopełniać obraz opustoszałego świata, akcentuje raczej nudę wionącą z ekranu.
Na niekorzyść The Book of Eli działa także bliski czas premiery konkurencyjnego obrazu osadzonego w podobnych realiach, czyli The Road. Mam na myśli głównie osobiste preferencje, dlatego polecam zestawienie obu filmów (aczkolwiek słowo "polecam" w tym kontekście zdaje się dość niefortunnym, gdyż Księgę ocalenia szczerze odradzam). Porównywanie ich, w moim odczuciu, przypomina porównywanie słabego filmu pornograficznego z dobrą erotyką, lub też wulgarnego karczemnego kawału z wysmakowanym żartem sytuacyjnym.
Wtórny obieg wtórnego filmu? Bardzo dobrze!
Określenie Księgi ocalenia mianem "słabego filmu" byłoby zbyt pobłażliwym ujęciem sprawy. Ten film jest po prostu zły. Na szczęście nie można powiedzieć tego samego o polskim wydaniu DVD. Szczerze powiedziawszy, odpowiedni dobór dodatków zawartych na płycie sprawił, że moja ostateczna ocena dla tego tytułu nieco podskoczyła. Oprócz tradycyjnych zapowiedzi innych filmów i zwiastuna samej The Book of Eli, wśród materiałów dodatkowych znalazły się między innymi wywiady z twórcami i filmik z planu. Oglądając je, odniosłem wrażenie, że nuda, o której wspominałem, nie jest dziełem przypadku, a zamierzonym efektem. Wprawdzie nie rozumiem, po co stosować ją w filmie akcji (dla kontrastu z dynamicznymi scenami? – trochę słaby pomysł...), ale przynajmniej nie jest to dowód nieudolności twórców.
Polski dystrybutor udostępnił nabywcom DVD jeszcze jeden interesujący bonus. Mianowicie, w menu dodatków znajduje się pozycja "fragmenty filmu", wybór której powoduje włączenie kompilacji kilku narracyjnie ciekawych, dynamicznych scen z Księgi ocalenia. To taka forma streszczenia, eliminująca niemal całkowicie największą bolączkę tego filmu, czyli wielokrotnie akcentowaną w niniejszej recenzji nudę. I choć trudno byłoby na podstawie owych wybranych fragmentów odtworzyć fabułę obrazu, to taki epizodyczny odbiór nie wydaje się znacznie uboższy niż ogląd "kompletny".
W zasadzie, ze złego filmu pełnometrażowego udało się uzyskać całkiem ciekawe zestawienie kilku interesujących scenek. Szkoda tylko, że nie znalazło się w nim jeszcze kilka fajnych fragmentów, które żeby obejrzeć, musimy jednak włączyć film. Niemniej, od czego jest opcja "wybór scen"? Kończąc ocenę wydania DVD, dodam jeszcze, że widzowie lubiący oglądać filmy z "głośnym przekładem" nie powinni czuć się zawiedzeni. Tłumaczenie jest bardzo sprawne, a głos i intonacja lektora pozwalają wczuć się w opowiadaną historię.
Czy można ocalić Księgę Ocalenia?
Film braci Hughes jest zbyt słabą produkcją, by mogła bronić się sama. Nawet Denzel Washington i Gary Oldman, jak zwykle aktorsko sprawni, ani atrakcyjna oprawa wizualna nie wystarczą, by ostateczna ocena The Book of Eli mogła oddalić się zbytnio od minimum. Jeśli przegapiliście czas, kiedy obraz ten wyświetlano w kinach, nic nie straciliście. Jeżeli jednak z jakichś powodów chcecie go zobaczyć, wydanie DVD to moim zdaniem słuszny wybór.
Galeria
Tytuł: The Book of Eli
Reżyseria: Albert Hughes, Allen Hughes
Scenariusz: Anthony Peckham, Gary Whitta
Zdjęcia: Don Burgess
Obsada: Denzel Washington, Gary Oldman, Mila Kunis, Larramie Doc Shaw
Kraj produkcji: USA
Rok produkcji: 2009
Data premiery: 29 stycznia 2010
Reżyseria: Albert Hughes, Allen Hughes
Scenariusz: Anthony Peckham, Gary Whitta
Zdjęcia: Don Burgess
Obsada: Denzel Washington, Gary Oldman, Mila Kunis, Larramie Doc Shaw
Kraj produkcji: USA
Rok produkcji: 2009
Data premiery: 29 stycznia 2010
Tagi:
Albert Hughes | Allen Hughes | Denzel Washington | Gary Oldman | Księga ocalenia | Mila Kunis | The Book of Eli