Kroniki Spiderwick zdecydowanie zaliczają się do tej drugiej grupy. W przypadku produkcji kierowanych do najmłodszych widzów należy pamiętać, że rzadko zdarza się, aby na seans wybierali się oni sami. Najczęściej ofiarą dziecięcych próśb padają zapracowani rodzice a ostatnim, czego potrzebują to męczenie się w niezbyt wygodnym fotelu. Prawdziwą sztuką jest więc trafienie w gusta zarówno dorosłych widzów, jak i ich pociech. Po tym względem Kronikom niczego zarzucić nie można.
Jeżeli chodzi o najmłodszych, to największym ukłonem w ich kierunku było oparcie scenariusza na fabule popularnej książki dla młodzieży pod tym samym tytułem. Dzięki temu głównym bohaterem jest kilkunastoletni chłopiec bez jakiś szczególnych zdolności, co ułatwia oglądającym identyfikowanie się z nim. I chociaż wcielając się w drugiego z braci bliźniaków grał raczej nieudolnie (miał być grzeczny i inteligentny, a tymczasem miałem nieodparte wrażenie, że jest wyłącznie nierozgarnięty), to reszta obsady dzielnie wywiązała się ze swojego zadania (było nawet kilka scen, w których aktorzy musieli pokazać, że grać potrafią).
Na pewno dobrym posunięciem było wybranie takiej książki, której fabuła nie przypomina chaotycznie poplątanego kłębka. Jest prosto i jasno, bez całej masy zbędnej mitologii, a podziały na "dobrych" i "złych" są wyraźnie zarysowane. Nie trzeba się zastanawiać kto z kim, po co i dlaczego.
Kilkadziesiąt lat wstecz pan Spiderwick spisał wszystkie sekrety magicznych istot w jednej książce. Na zawartą tam wiedzę czyha straszny Mulgarath, który z jej pomocą mógłby stać się bardzo potężny. Nasi bohaterowie muszą więc bronić księgi przed stworem i jego podwładnymi, goblinami, bo inaczej zawładnie on nie tylko tym, co magiczne, ale także światem ludzi, zabijając wszystkich, którzy staną mu na drodze.
Chyba najważniejszym elementem każdego filmu tego typu jest jego tak zwana magiczność. Stanowi to kolejny atut Kronik, w których jest jej taka ilość, aby widza oczarować, a jednocześnie twórcy zachowali umiar, dzięki czemu seans nie przypomina wycieczki po studiu efektów specjalnych. Mamy myszowatego Brownie (stworek z folkloru celtyckiego) i świniopodobnego amatora ptaszków - hobgoblina, którzy wprowadzają element humorystyczny. Jest także wspomniany wcześniej Mulgarath i jego pomocnicy, którzy mają straszyć najmłodszych (ale bez przesady), a także wróżki i gryf, wprowadzający element epickości (sugerują, ale nie do końca potwierdzają, istnienie jakieś cudownej krainy).
Co z kolei, może podobać się nieco starszym widzom? Przede wszystkim w filmie praktycznie brak jest pompatycznych tekstów o zbawieniu świata (coś tam wspominają, ale tak naprawdę liczy się bezpieczeństwo rodziny), a i sama historia wyzuta jest z naiwności i zbytniej prostoty. Wiadomo, że Władcy pierścieni spodziewać się nie należy, ale też trudno od kina familijnego oczekiwać jakiejś głębi, czy rozmachu. Jednakże największą zaletą tego filmu jest fakt, że ziewać nikt na nim nie może. Akcja prowadzona jest bardzo dobrze, a spowolnienia nie nużą, a wręcz przeciwnie – podkreślają charakter opowieści (wizyta u ciotki czy wyprawa do krainy sylfów).
Podsumowując, Kroniki Spiderwick to film familijny, a nie film dla dzieci. Rodzice bez strachu mogą wybrać się do kina ze swoimi pociechami i nie muszą obawiać się, że przez większość seansu będą ziewać i przewracać oczami. Produkcja ta na pewno nie zasługuje na miano klasyku, jak chociażby świetny Hook z Robinem Williamsem i Dustinem Hoffmanem, ale mimo wszystko świetnie spełnia się w roli dzieła dla każdego.