Kiedy wczuwa zamienia się w patologię....
Odsłony: 479Na podstawie mojego wieloletniego doświadczenia z RPG'ami, mam kilka spostrzeżeń, z którymi chciałbym się podzielić. Są one związane z tym, jak wspaniałe odgrywanie może doprowadzić do wykluczenia z grupy, lub kiedy powyższe pragnienie okazuje się nie do spełnienia, z powodu mentalnego ograniczonego członków grupy.
1. Brak Wspólnej wizji
Podczas mojego długiego życia miałem okazję rozegrać dziesiątki sesji w roli gracza. Wiele z nich dobrych, a niektóre choć niosły ze sobą potencjał, zamieniły się w nudne rzuty kością i wykłócanie się o to, co jest ważniejsze, kości czy fabuła (oczywiście, że fabuła, ale niektórzy nie rozumieją tego). Kardynalnym przykładem była sytuacja, w której wyszedłem z hukiem trzaskając drzwiami. O co poszło?
Ano na sesji DnD grałem magiem, który miał wysoką charyzmę (specjalnie pod poniższe sytuacje), postanowiłem "złamać" jednego ze strażników pilnujących bramy, a który nie chciał nas przepuścić. Pytałem się specjalni o wygląd strażnika i czy wygląda na przygłupa, otrzymałem potwierdzenie. Więc mówię, "chcę go tak nastraszyć, żeby nas przepuścił i nawet nie miał czasu pomyśleć o wezwaniu wsparcia". Na co Przewodnik Gry odpowiedział "Ok rzuć kośćmi" i się zaczęło "Jak to, przecież to jest głąb i cieć, ja przy nim jestem jak Afrodyz wychodzący z muszli!". Nic nie pomogło, PG był tak uparty i tępy, że nie pozostało mi nic innego jak z godnością opuścić salę.
2. Brak tolerancji w grupie
Tutaj sytuacja wyglądała podobnie, jak wyżej. Z tą różnicą, że starłem się z grupą, która nie była w stanie docenić moich umiejętności aktorskich i pomysłowości. Dla wyjaśnienia, prowadziłem postać maga (lubię tą klasę), tym razem na wpół oszalałego z powodu wyładowania magicznego (które dokonało wielkich zniszczeń) i traumy z tym związanej. Podczas
"oddawania questa" NPC'owi, który swoją drogą działał mi na nerwy, postanowiłem :odegrać nagły napad szału, by wprowadzić nieco życia w tę nudną czynność. Grupa pozbawiona tolerancji natychmiast próbowała mnie spacyfikować, ale nie dałem się. Mówiłem im, że liczy się odgrywanie, a przecież w mieście jest dużo milszych NPC'ów, więc można tego zabić (był jakimś tam kasztelanem czy coś), postacie graczy absurdalnie zagroziły mojej postaci, że jeśli będą musieli, to będą z nią walczyć. Widząc, że sytuacja rozwija się doskonale zadeklarowałem rzucenie kuli ognia w przeciwległą ścianę (wybuch objąłby część drużyny i kasztelana). Na co gracze w swojej ignorancji i sztywności zadeklarowali, że atakują moją postać. Wściekły na, to że zabito moją postać (mieli aż za dobre rzuty), opuściłem towarzystwo żegnając się czule i pokazując gdzie ich mam.
Było jeszcze wiele innych epizodów, w których spotykałem się z brakiem tolerancji, ze strony współ graczy, ale o nich może przy innej okazji.