Siłą rzeczy Kenshin musi z nimi wszystkimi stoczyć serię pojedynków, zaś każdy kolejny adwersarz jest silniejszy od poprzedniego. Oczywiście naszego bohatera wspierają jego dzielni towarzysze, którzy po drodze zatrzymywani są przez różne przeciwności losu, aż w wreszcie osamotniony już protagonista musi sam zmierzyć się z "głównym złym bossem". Znacie? Znamy. Lubicie? A, tu już różnie bywa.
Ciąg pojedynków może być tłem dla bardziej skomplikowanego splotu zdarzeń, jak ma to chociażby miejsce w publikowanym nakładem wydawnictwa Egmont Mieczu Nieśmiertelnego, gdzie przeciwnicy charakteryzują się nie tylko wyglądem zewnętrznym, ale i osobowością. Niestety, czwarty tom Kenshina stanowi po prostu "rozpychacz" miejsca, służący temu, aby prostą, kilkustronicową historię rozciągnąć na cały tom. Czytelnik mógłby po prostu przeczytać sam początek i koniec, nie tracąc przy tym wiele z treści – zwłaszcza, że kolejne walki nie budują żadnego napięcia.