» Recenzje » Kamień rozstania - Tad Williams

Kamień rozstania - Tad Williams


wersja do druku

Psycholog w krainie czarów

Redakcja: Mateusz 'Moteuchi' Dąbrowski

Kamień rozstania - Tad Williams
Uwaga! Recenzja zawiera spoilery.

Ponoć najtrudniejsze jest pisanie środkowych tomów trylogii. Tak przynajmniej można wnioskować na podstawie opinii wielu pisarzy – i to nie tylko tych parających się tworzeniem opowieści spod znaku magii i miecza. Rozpoczęcie historii bywa w miarę proste – wystarczy wprowadzić na scenę aktorów tudzież zadzierzgnąć konkretne wątki fabularne i przedstawić cel, ku któremu owi protagoniści będą dążyć. Jej zamknięcie również zazwyczaj nie przysparza autorowi wielu problemów – należy konsekwentnie doprowadzić do zrealizowania tego, co zostało zapowiedziane w pierwszej części, a najlepiej dokonać tego w sposób jak najbardziej spektakularny. Natomiast wypełnienie tomu, który rozgrywa się "pomiędzy", bywa wielce skomplikowane. Łatwo popaść w schemat niedopowiedzeń, wątków urwanych w połowie czy wręcz ciągniętych na siłę, mających na celu jedynie zapełnienie konkretnej liczby stron – co irytuje niecierpliwego czytelnika, który miast rozwiązań otrzymuje kolejne zagadki. Z tego trudnego zadania Tad Williams w Kamieniu Rozstania, drugiej części cyklu Pamięć, Smutek i Cierń, wywiązał się w sposób mistrzowski. Otwierając po raz kolejny wrota do krainy Osten Ard, tym razem już nie tylko stojącej w obliczu wojny, lecz doświadczającej najokrutniejszych jej przejawów, potwierdził, iż posiada rzadki talent kreowania historii, które zapadają głęboko w pamięć.

Z bohaterami serii rozstaliśmy się w pierwszym tomie w dramatycznym momencie. Simon wraz z garstką towarzyszy pokonał smoka Igrajuka i zdobył pierwszy z trzech magicznych mieczy – Cierń. Teraz, ciężko ranny, trafia do górskiej siedziby trolli Qanuc i przekonuje się, iż ten lud, który jeszcze do niedawna uważał wyłącznie za wytwór jednej z baśni, jakich wielu nasłuchał się na służbie u doktora Morgenesa w Hayholt, jest jak najbardziej realny. Co więcej, podania o odwiecznej niechęci pomiędzy trollami a ludźmi również okażą się prawdziwe, zaś skomplikowane prawodawstwo tego ludu sprawi, iż młodzieniec stanie przed trudnym wyborem. Nie tak skomplikowanym jednak, jak jego druh Binabik. Wywodzący się z Qanuc naukowiec oskarżony zostanie o zdradę i oczekiwał będzie – z typowym dla niego stoicyzmem – śmierci. Jednak w obliczu wszechogarniającego zła, gdy za sprawą nieśmiertelnego władcy Sithów, Inelukiego, oddziały służących mu Nornów i dzikich bestii zaczynają pustoszyć coraz to większe obszary Osten Ard, ów wyrok zostanie unieważniony. Nadejdzie era mroku, gdy nieprzyjaciele zagrażać będą nie tylko w świecie realnym, lecz wkroczą również w domenę magii, przemierzając Ścieżki Snów. Dni nieuchronnej zagłady, której można się przeciwstawić, jedynie jednocząc wszystkie siły. Czas wyborów, kiedy przyjdzie zdecydować, po której stronie się opowiedzieć. I tak oto rasy, które do tej pory egzystowały z dala od siebie, prowadzone słowami profetycznego poematu opisującego rolę magicznych mieczy, posiłkując się wizjami i wieszczymi znakami, sprzymierzą się, by wspólnie stawić czoła Królowi Burz.

W Smoczym Tronie – pierwszym tomie cyklu – toczące się wydarzenia obserwowaliśmy głównie oczyma Simona, którego historia była dominującym elementem fabuły, zaś wątki poboczne pojawiały się jedynie jako elementy ją uzupełniające. Teraz Williams do głosu dopuścił i innych bohaterów na zasadach niemalże równoprawnych z głównym protagonistą. Momentami zaś można wręcz odnieść wrażenie, iż to perypetie młodzieńca stanowią jedynie tło, rodzaj komentarza uzupełniającego przygody pozostałych postaci. Autor prowadzi równolegle kilka wątków. Pozornie wiąże je tylko to, iż rozgrywają się w tym samym czasie. Lecz w miarę rozwoju akcji te historie zaczynają się zazębiać – na razie jeszcze w sposób nie do końca oczywisty (na to przyjdzie zapewne czas dopiero w trzecim tomie cyklu), ale na tyle wyraźny, by zaintrygować czytelnika. Oprócz podróży Simona, który z górskich siedzib trolli trafia do na poły legendarnego miasta Sithów, obserwujemy też losy księcia Joshui, który wraz z nielicznymi ocalałymi po upadku Naglimundu przyjaciółmi wędruje pozornie bez celu, nękany przez ataki podległych Królowi Burz nieśmiertelnych Nornów. W podziemnych jaskiniach, gdzie ukryły się niedobitki Hernystirczyków, których królestwo upadło po zdradzieckim ataku wojsk króla Eliasa, księżniczka Maegwin stopniowo popada w obłęd, szukając ratunku dla swego ludu. Zaś córka władcy Hayholt, Miriamelle, zbiegłszy spod nie do końca jej odpowiadającej opieki wuja Joshui, w towarzystwie tajemniczego mnicha Cardacha trafia do Nabbanu, gdzie pragnie znaleźć sojuszników w walce z tyranią ojca. A to tylko początek opowieści, która niczym skomplikowany mechanizm składa się z niemalże niezliczonej ilości elementów, a każdy z nich jest istotny, każdy – nawet ten najmniejszy i pozornie nic nie znaczący – może okazać się kluczowy dla fabuły.

Przemierzając wraz z bohaterami rozległe przestrzenie Osten Ard, poznajemy coraz to nowe oblicza tego gigantycznego imperium, nakreślone w sposób niezwykle drobiazgowy. Williams z wprawą doświadczonego gawędziarza tworzy świat przemyślany w każdym szczególe. To niemalże etnograficzna rekonstrukcja – począwszy od precyzyjnego opisu zarówno wyglądu przedstawianych ras, jak i siedzib, które zamieszkują, poprzez przytoczenie ich zwyczajów i obyczajów, kończąc na kulinariach i folklorystycznych przyśpiewkach. Dodatkowym urozmaiceniem jest zmieniający się ton tych opowieści, uzależniony od tego, o którym gatunku swego fantastycznego bestiariusza (lub ludzkim plemieniu) autor właśnie wspomina. Pisząc o zamieszkujących surowy świat gór trollach, używa sformułowań przypominających nieco język naukowca – podróżnika relacjonującego spotkanie z obcym plemieniem, który nie do końca pojmuje zawiłe reguły, jakim się ono kieruje. Gdy towarzyszy Miriamelle w jej wędrówkach, przyjmuje ton wytrawnego cicerone zachwalającego cuda i dziwy miast odwiedzanych przez księżniczkę. Kiedy zaś przenosi nas do siedzib nieśmiertelnych Sithów, narracja wpada w ton oniryczny, dzięki czemu magię, która spowija tę krainę, czuje się w każdym słowie. Zachwyt budzą opisy miasta Jao-e-Tinuka’i, fantazji utkanej ze światła i jedwabiu, zawieszonej pomiędzy konarami drzew czarodziejskiego lasu. Miejsca, w którym czas płynie inaczej, promieniującego prastarą wiedzą, niedostępną dla zwykłego śmiertelnika. Miejsca, gdzie znacznie wyraziściej niż w świecie zewnętrznym można odczuć, jak bardzo Sithowie różnią się od ludzi. I w jak znacznym stopniu odbiegają od kanonicznego wyobrażenia elfów, z którymi w pierwszym momencie mogą być kojarzeni.

Równie rozbudowane, jak świat przedstawiony, są wierzenia opisywanych w książce ludów. Pierwszoplanową rolę odgrywa religia objawiona – wiara w uśmierconego na Drzewie Usiresa, będąca swobodną parafrazą katolicyzmu. W tym tomie poznamy bliżej jej skomplikowaną strukturę organizacyjną, a także ogarniętych szaleństwem przeciwników tej wiary, z zapałem neofitów głoszących nadejście zagłady, pożogi, która ogarnie cały świat, oczyszczając go dla nowego pana – Inelukiego. Tuż obok funkcjonują prastare politeistyczne panteony, odrębne dla każdej z ras, tak głęboko zakorzenione w ludzkiej podświadomości, iż nawet ci, którzy od nich dawno odstąpili, w chwili trwogi wzywają dawne bóstwa. Wreszcie autor ukazuje enigmatyczną religię Sithów, którzy swe korzenie wywodzą z mitycznego Ogrodu – to kolejny ukłon pisarza w stronę chrześcijaństwa.

W Kamieniu Rozstania Williams zadaje fundamentalne pytania dotyczące istoty zła. Analizuje jego pochodzenie, próbując odkryć tę pierwotną, najbardziej elementarną przyczynę, odpowiedzieć, czy mrok zalewający opisywane przez niego krainy ma źródło zewnętrzne, czy też jego pierwociny tkwią znacznie głębiej, w duszach mieszkańców. Zastanawia się, jak wąska jest granica pomiędzy tym, co słuszne, owym teoretycznym dobrem, a poczynaniami, które można utożsamiać ze złem. Ukazuje, jak zdradliwa bywa taka dychotomiczna, czarno-biała interpretacja i jak bardzo zmienia się sposób postrzegania w zależności od sytuacji – psychicznej i fizycznej – tej samej nawet postaci. Jego bohaterowie również wymykają się spod jednoznacznej oceny. Nie kreuje postaci oczywistych, unika tworzenia personifikacji konkretnych cech charakteru powiązanych z archetypiczną funkcją społeczną. Nie ma tu szlachetnych rycerzy, delikatnych księżniczek czy też złych czarowników (nawet najbardziej pasujący do tego ostatniego określenia Pyrates jest osobą znacznie bardziej skomplikowaną). Portretując ich, przedstawia pełne spektrum cnót i przywar (z ksenofobią na pierwszym miejscu). Opisywani przez niego bohaterowie są bardzo ludzcy – pełni słabości, mylą się, błądzą, popełniają podłe czyny, by za chwilę zachować się w sposób zaskakująco szlachetny. Upadają, aby powstać. Lecz przede wszystkim zmieniają się na skutek wydarzeń, w jakich przyjdzie im brać udział. Może to być gwałtowna rewolucja, jak w przypadku Miriamelle, która przyzwyczajona do życia rozpieszczonej księżniczki będzie musiała w przyspieszonym tempie nauczyć się podejmowania decyzji kluczowych dla jej losów (ona, podobnie jak i inne postaci kobiece: Maegwin szarpana pomiędzy miłością a obowiązkiem czy Sithijka Aditu – wyzywająca i prowokująca, której uwodzenie przychodzi równie naturalnie jak oddychanie, stanowią siłę tej książki – są bowiem niezwykle wyraziście nakreślone i pełne życia).

Zazwyczaj jednak są to zmiany subtelne, które uważny czytelnik dostrzeże dopiero po jakimś czasie, analizując zachowanie danej postaci. Najbardziej wyraźnie zmienia się Simon, który w Smoczym Tronie stawiał pierwsze kroki na drodze ku samopoznaniu i dojrzałości, teraz tę wędrówkę kontynuuje. Chwalebne, iż autor nie przyjął rozwiązania na zasadzie deus ex machina, tak często stosowanego w powieściach fantasy, opisujących losy predestynowanego do wielkich czynów bohatera, który w momencie zdobycia magicznego artefaktu w mgnieniu oka staje się potężnym wojownikiem, magiem i mędrcem zarazem. Odnalezienie Ciernia naznaczyło młodzieńca zarówno fizycznie, jak i psychicznie, lecz są to zmiany dostrzegane w zasadzie tylko przez jego druhów; on sam wciąż uważa się za niezdarnego pomywacza, nieco na siłę wplątanego w dramatyczną przygodę. Zaczyna jednak coraz lepiej rozumieć wagę misji, której się podjął, i cenę, jaką przyjdzie mu za udział w niej zapłacić, a wraz z tą wiedzą przychodzi również zwątpienie – zarówno w siebie, jak i w przyjaciół. Zwodzony profetycznymi wizjami, wędrując Ścieżką Snów, na której spotyka demony z własnej przeszłości i poznaje w koszmarnych wizjach odłamki historii Sithów, stanowiące elementy układanki dotyczącej losów Osten Ard, waha się czy zdoła wypełnić swe zadanie. Błądząc zarówno w sercu odwiecznej puszczy, jak i w otchłaniach swego umysłu, smakuje gorzki owoc dorosłości.

Tworząc fabułę swej książki, Williams czerpał z przebogatych źródeł europejskiej kultury, z ogromnego zasobu mitów, legend i historycznych opowieści. Mamy tu zarówno nawiązania do cyklu arturiańskiego, swobodną interpretację bajki o Babie Jadze, jak i wplecioną w tekst słynną opowieść o królu Alfredzie i przypalonych przez niego plackach. Autor-erudyta prowadzi intelektualną grę z czytelnikiem, oferując mu kolejne tropy i licząc, iż ten odgadnie, jakie wydarzenia stanowiły pierwowzory historii przez niego opisanych. Rozszyfrowanie tego kodu przynosi nie lada satysfakcję.

Kamień Rozstania jest powieścią, która toczy się w niespiesznym tempie, w której równie ważne jak sama fabuła są opisy i filozoficzne rozważania. Zawiedzie się ten, kto oczekuje po niej zawrotnej lawiny wydarzeń, nieustającego ciągu walk, pogoni, pułapek, przeskakiwania od jednego kluczowego momentu do kolejnego. Owszem, te wszystkie elementy są w niej zawarte, lecz w umiarkowanych ilościach; Williams skupia się bardziej na emocjach swych bohaterów, znacznie więcej miejsca poświęcając ich duchowym przemianom. To wysmakowana, dojrzała proza mistrza pióra, który nie bez kozery pretenduje do tytułu następcy Tolkiena. Książka, do której będzie się wielokrotnie powracać, za każdym razem odczytując ją w nieco odmienny sposób, tak jakby, niczym kamerton, rezonowała z nastrojami czytelnika. Powieść, którą każdy miłośnik fantasy z najwyższej półki powinien zaliczyć do swoich lektur obowiązkowych.
Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę
9.0
Ocena recenzenta
8.21
Ocena użytkowników
Średnia z 7 głosów
-
Twoja ocena
Tytuł: Kamień rozstania (The Stone of Farewell)
Cykl: Pamięć, Smutek i Cierń
Tom: 2
Autor: Tad Williams
Tłumaczenie: Paweł Kruk
Wydawca: Rebis
Miejsce wydania: Poznań
Data wydania: 5 października 2010
Liczba stron: 760
Oprawa: miękka
Format: 150x225 mm
ISBN-13: 978-83-7510-555-1
Cena: 49,90 zł



Czytaj również

Zaspać na Sąd Ostateczny
Daj nam Boże eony wojny
- recenzja
Brudne ulice Nieba
Billy Angel
- recenzja
Serce Cienia - Tad Williams
Finis coronat opus
- recenzja
Powrót cienia - Tad Williams
W paszczy szaleństwa.
- recenzja
Smoczy tron - Tad Williams
Słowem o magii i magia w słowach.
- recenzja

Komentarze


~historyk

Użytkownik niezarejestrowany
    super
Ocena:
0
jak ktoś przeczyta reckę, to po książkę juz sięgać nie musi, z recki wie wszystko...
31-07-2011 15:48
Blacota
   
Ocena:
0
Na szczęście przeczytałem wcześniej...ale uwaga jak najbardziej na miejscu :(
01-08-2011 10:11
Scobin
   
Ocena:
0
Wszystko chyba nie. :-) Niemniej jednak przepraszam za te spoilery, które pojawiły się w tekście -- przeglądałem go przed wrzuceniem, powinienem był zauważyc te miejsca i pomyśleć o stosownym oznaczeniu.

Umieściliśmy teraz na początku tekstu ostrzeżenie o spoilerach.
02-08-2011 04:18

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.