» Blog » KB#53 Elfki, z którymi grałem
08-03-2014 12:06

KB#53 Elfki, z którymi grałem

Odsłony: 1021

KB#53 Elfki, z którymi grałem

Dziś tak wspominkowo z okazji dnia 8 marca, postkomunistycznego święta traktorzystek, pielęgniarek i sekretarek. Mam nadzieję, że szefowie nie zapomną was uraczyć "pocałunkiem Breżniewa", goździkiem, rajstopami i kilkoma rolkami papieru tolaetowego :)

Jako że już jestem emerytem erpegowym, grać już nie gram, nowych doświadczeń nie przybywa (co najwyżej zmarszczki od śmiechu gdy czytam mądrości z Poltera) mogę określić swoje doświadczenia z kobietami w RPG za skończone i zamknięte. Więc, na specjalną prośbę Obcej, małe podsumowanko elfek z którymi grałem. Dlaczego elfek? Zaraz zobaczycie.

Jako, że muszę je jakoś nazywać, a niektóre mogą być dziś dość znane w co poniektórych kręgach, pozwolę sobie ograniczyć się wyłącznie do imion własnych, które i tak pewnie pozmieniam.

Od początku, lecimy więc.

Jedna z moich pierwszych sesji w życiu to był Warhammer, Kontrakt Oldenhallera. Końcowe klasy podstawówki, ekipa zebrana z klasy i podwórka. W ekipie Gosia, do której się "podwalałem", jak to wtedy się mówiło. Poza tym Gosia była świetnym kumplem, czytała fantastykę (tzn. przeczytała Conana i LotRa) i świetnie strzelała z dmuchawki jarzębiną. Ja prowadziłem, wyjaśniłem zasady, kim można grać itd. Gosia chce grać elfią zielarką. Dobra, jasne, czemu nie.Postać, o ile pamiętam, wyszła fajnie, Gosia tchnęła w nią ducha detektywa, rozkminającego sprawki paru cwaniaków, niestety jej zielarka dość szybko padła w jakiejś konfrontacji w podziemiach i nie mieliśmy okazji się nią nacieszyć. A szkoda, bo trzech chłopaków na sesji po prostu robiło dla niej tło, zero inicjatywy. Później, pomimo że Gosi się podobało, nie zagraliśmy więcej. Zły los rzucił nas po innych liceach i straciliśmy kontakt. Może gdzieś tam jeszcze łupie?

Potem była Basia, również w Warhammerze. Basia była jakąś tam kuzynką kolegi Mistrza Gry, którą przyprowadzili na cotygodniowe spotkanie w naszym klubie, bo nie mieli co z nią zrobić. Postanowili że dołączą ją do gry, a byliśmy już dwie sesje w przygodę. MG wziął Basię na bok, przedstawił jej kilka alternatyw (czyli: "Którym enpecem chcesz grać, bo na robienie postaci i tłumaczenie ci zasad czasu nie mamy"). Basia wybrała. Elficką (sic!) zabójczynię (sic!) po trzech (sic!) profesjach. Myśmy mieli postacie z dwoma rozwinięciami. Basia miała animować naszą główną antagonistkę w tej odsłonie kampanii. No i tak ją animowała, że w finałowej scenie na pokładzie okrętu do Bretonii  dostała w pierwszej rundzie fuksem toporem tak, że padła. Basia się obraziła i MG musiał ratować sytuację, naciągając trochę kwestię Punktów Przeznaczenia. Skończyło się tak, że wkur..iona Basia na superstatsach, wspomagana podpowiedziami MG i kuzyna rozniosła naszą ekipę tak, że przeżył tylko krasnolud (postać kuzyna), który po ciosie rapierem poleciał 10 metrów i wypadł za burtę (nie pytajcie). Na szczęście Basia była jednorazową przygodą, wróciła wkrótce tam, skąd przyjechała, a jej kuzyn nie pojawił się więcej na naszych sesjach. Ale kampanię z braku obsady zakończyliśmy.

Potem była Ala, moja podwórkowa wyrocznia w kwestii łamania serc kobiecych, która wprowadziła zupełnie nową odmianę postaci do gry, i jest tu praktycznie wyjątkiem potwierdzającym regułę. Otóż Ala zagrała krasnoludką, agresywną, śmierdzącą, łysą, bekającą i pierdzącą. Wypisz wymaluj, stereotypowy obraz nowoczesnej lewackiej kobiety o skłonnościach saficznych. Tylko że postać Ali była kompletnie aseksualna nawet dla niej samej. Liczył się topór, rąbanie orków, przygody i rzucanie zabawnych powiedzonek. Umierałem ze śmiechu wielokrotnie słuchając jej wiązanek, zagraliśmy całkiem długą kampanię w Młotka. Potem trochę dorośliśmy (no, dziewczynki dojrzewają szybciej, chłopcy tylko rosną)  i Ala zaczęła się oglądać za chłopakami, a nie za takim nerdystanem jak my. Ale przyjaciółmi jesteśmy do dziś.

W ekipie w której graliśmy z Alą pojawiła się również Helenka, starsza dziewczyna młodszego brata Ali. Postać? Elfka oczywiście, rozwijała się od giermka aż po rycerza zakonnego. Pomimo że elfka ("bo elfki są ładne") jej postać była bardzo męska w odgrywaniu, waliła po ryju, parała się wojaczką, nawet planowała taktyki walki itd. Była przy tym równocześnie bardzo kobieca, w cywilu wydawała kasę z questów na ciuchy i biżuterię (a potem nam pożyczała kasę na topory) Miała też romanse z innymi BG (obu płci), które miały niepokojącą właściwość przemieniania się w romanse naprawdę. Jedna z przyczyn rozpadu tamtej ekipy. Nie wiem gdzie teraz jest Helenka i co robi.

Marysia była jednym z nielicznych podejść do D&D (a dokładnie AD&D 2ed), które to skończyło się porażką na całej linii. Byliśmy wtedy w środkowym stadium liceum, hormony szalały, a kumpel (którgo nie podejrzwałem o erpegowość) prosi żebym wpadł, bo jego sympatia (nieujawniona) chce poprowadzić AD&D a on sam na sam z nią się wstydzi. Cóż było robić? Poszedłem,zagrałem, a raczej obserwowałem długi i namiętny flirt pomiędzy postacią kumpla a NPCką (tak, zgadliście, piękną elfką) którą Marysia dołączyła nam do drużyny. Jako, że czułem się mocno niekomfortowo przy tym ich gruchaniu, postarałem się o szybką śmierć swej postaci i podziękowałem za grę. Zostawiłem ich tak i poszedłem do domu. Po weekendzie oboje chodzli po szkole za rączkę z błogostanem na twarzy. Trudno w to uwierzyć, ale w przepisowym okresie 9 miesięcy po tej sesji Marysia powiła dziecię. Jakoś straciłem z nimi kontakt gdy Marysia zrezygnowała z dalszej edukacji, a kumpel poszedł do pracy.

X - tutaj imienia wyjątkowo nie będzie bo jest bardzo rzadkie, osoba dość znana w fandomie fantastycznym, więc pominę imię. W dużym skrócie - elfie czarodziejki i mrocznoelfie zabójczynie, oraz ich wersje w WoDzie (okrutne piękne torreadorki assasinki), Wilkołaku (indiańsko skośnouche coś), czy CP2020 (agentka specjalna koroporacji). Właściwie, to była jedna postać tylko zmieniały się jej gadżety i kolor włosów (po włosach je rozróznialiśmy zresztą). Archetyp biseksualny, żeby nie tracić zabawy. Grało się fajnie, dopóki nie poznała chłopaka, a później męża, który zaczął nam prowadzić. Skończyło się na tym, że pisała mu scenariusze w które chciała grać z nami, które on potem prowadził.

Potem nastały już pełną parą czasy Wampira, i tu praktycznie było żniwo, jeśli chodzi o ilość kobiet na sesjach. Zdarzały się przygody kompletnie dla kobiecych drużyn. Zwykle jednorazowe przygody z koleżankami-metalówkami spod znaku Moonspella, Theatre of Tragedy czy Lake of Tears, poznanymi na spektaklach muzyki ciężkiej (czyt. rockotekach w klubie Error). Czerwone wino, świeczki, pudry na twarzy, czerwone pazury, czarne koronkowe sukienki, glany... To był dziwny, mroczny okres, który zwykle kończył się upijaniem tym winem z rekwizytorni i słuchaniem wspólnie muzyki, zamiast graniem w cierpienia młodej wampirzycy. Nie zaliczę więc tych dziewcząt do puli graczek, nawet nie jestem w stanie sobie przypomnieć dziś ile ich było - te grube makijaże strasznie utrudniały rozróżnienie jednej od drugiej.

Potem już było łatwiej, wyrwałem się z zaklętego kręgu czarownic pragnących mojej krwi, a może czegoś jeszcze i poznałem Agnieszkę, normalną, ekologiczną dziewczynę z którą zbudowaliśmy pierwszy w miarę trwał związek. Jako że interesowaliśmy się nawzajem hobby drugiej strony, tylko kwestią czasu było bym ją wciągnął do gry w RPG - tym razem w świecie Wiedźmina na autorskiej mechanice. Postać? Elfy są ekologiczne, więc wybór musiał paść na elfią łuczniczkę. Pograliśmy, pograliśmy, ale tak bez przekonania. Seks był lepszy i nie potrzebowaliśmy do tego Mistrza Gry. Zresztą RPGowcem była równie dobrym co ja ekologiem czy wegetarianinem. Czyli żadnym.

W międzyczasie na sesjach zaczęła się pojawiać Ola, do której kręcił jeden z moich kolegów. Ola grała psychopatkami, bo była psychopatką, przynajmniej tak się wszystkim chwaliła. Zwykle rozwalała nam sesję, bo jej postać próbowała zabić (często skutecznie) postać innego gracza. Było to wkurzające na sesjach gdzie mieliśmy grać drużynowo, ale było zbawieniem, gdy graliśmy z założenia przeciwko sobie. Ola to było najbardziej mordercze AI sterujące botami jakie widziałem w życiu.

Potem grałem z Darią, która pomogła stworzyć pierwszą ekipę na studiach w Poznaniu. Jakoś tak wyszło, że w końcu zamieszkaliśmy razem z pełnymi tego konsekwencjami. Daria nieco odstąpiła od stereotypu "elfiej łuczniczki". Graliśmy w świecie Wiedźmina, elfy miały przechlapane - zagrała więc łuczniczką, ale człowiekiem, za to z domieszką Krwi elfów. "No, bo elfy są ładne". Postać nie wybrzydzająca pod kątem płci swoich kochanków. Potem jej postać "najpiękniej zginęła" (cała drużyna się wzruszyła, najlepiej odegrana scena przez gracza ever) i zrobiła sobie nową do tej samej kampanii - tym razem była to wampirza hrabina. Grała świetnie, do czasu, gdy życie nie pozwoliło nam dalej się widywać bez wrzeszczenia na siebie. Potem już chyba nie grała.

Z okresu studiów pamiętam jeszcze sesje z dwiema dziewczynami (być może było ich więcej), Dorotą (i chyba drugą Dorotą) i Rózią, które odwiedzały nasze sesje od przypadku do przypadku (elfia kurtyzana i elfia druidka, odpowiednio), głównie dlatego że Dorota była moją flamą, a Rózia flamą kolegi, a my rezerwowaliśmy na sesje tzw prime time tygodnia i dziewczyny się nudziły w piątkowe wieczory. Dorota się nawet wkręciła w to granie, elfia kurtyzana włażąca do łózka każdej płci i rasie wymiatała (do dziś gdy oglądam Firefly twierdzę, że Inara mogłaby się wiele od niej nauczyć). No ale nic nie trwa wiecznie, najpierw rozpadły się związki, zaraz potem drużyny.

Gdzieś tam w drugiej linii zaczęła ewoluować równolegle grupa moich znajomych, do której to RPGowej paczki dziewczyny dołączały zwykle klasycznie - poprzez "chodzenie" z jednym z chłopaków, załapanie bakcyla i pozostanie w paczce nawet po skończeniu związku: Obecnie wszystkie cztery są partnerkami chłopaków z ekipy:

Marta - elfie czarodziejki i elfie łuczniczki. Twierdziła, że zabijanie z daleka jest higieniczne. A zabijać lubiła. Dziewczyny (w grze) też lubiła, bardziej od chłopaków, bo to również było bardziej "higieniczne". 

Ela - rozkapryszona jedynaczka (osoba), która w każdej przygodzie musiała grać pierwsze skrzypce (postać), a gdy tak się nie działo, robiła się agresywna. Jako jedyna w ekipie nie dostała się do niej przez chłopaka. W sumie to nikt nie wie, jak się znalazła w paczce. Często romansowała z postaciami Marty, często też robiły sobie postacie spokrewnione (a więc Ela też trzaskała elfki) co dodawało sprawie nieco pikanterii. A że dziewczyny lubiły robić dookoła siebie show...

Jola - moja ulubiona RPGowo, jej postaci można określić najczęściej jako :"Michelle Rodriguez w swoim ostatnim filmie". Kiedyś wołaliśmy ją  Ładna Vasquez, zanim Rodriguez nie zrobiła się sławniejsza. Mało graliśmy razem w fantasy (więc nie wiem czy elfka), ale zwykle bierze bardzo męskie zawody i anielskie buźki - pilot transporterów, sierżant piechoty kosmicznej, najemnik... W tym zestawieniu wyróżnia się też tym, że postaci ma ekstremalnie heteroseksualne (co dziwne, bo w realu bywa różnie).

Iza - Zblazowana RPGowo, przychodzi na sesje bo jej chłopak gra, zawsze męczy wszystkich w stylu "ej, a może zamiast RPG pograjmy dziś w planszówki", a gdy usłyszy "nie", czeka w sesji do kulminacyjnego momentu, po czym stwierdza, że musi iść do domu natychmiast bo źle się czuje, a jej facet ma ją odprowadzić. Tak więc rozpieprzała nam sesje kompletnie. Postaci to elfki, zwykle jakieś wojskowe albo czarodziejki, bo gra tylko w fantasy.

Jeszcze z innego środowiska pochodzi Paula, ale z nią grałem chyba tylko raz w RPG (wielokrotnie w planszówki) i to w przygodę współczesną, horror, gdzie, choć dopiero początkująca radziła sobie całkiem nieźle. Widzę duży potencjał, mam nadzieję, że jej chłopak wraz z resztą ekipy podtrzyma zainteresowanie. Sesja z nią była chyba ostatnią sesją jaką grałem w ogóle. 

I to praktycznie będzie wszystko, jeśli nie liczyć jednej z moich ostatnich kampanii, całkiem niedawno, wyjątkowej, bo prowadzonej jeden na jeden i przez maile. Koleżanka, nazwijmy ją Karoliną, stworzyła wspaniałą i głęboką postać młodej, ciekawej świata astronautki, i naprawdę świetnie się z nią grało, dopóki pewnego dnia nie napisała mi, że to koniec, bo się zbyt angażuje w historię (pojawiły się wątki delikatnego romansowania z NPCem, na jej życzenie), a jej ekipa "na żywo" robi się coraz dziwniejsza, odkąd jej MG zaczął się dość agresywnie do niej podwalać. Rzuciła RPG.

W powyższym zestawieniu nie wziąłem pod uwagę różnych dziewcząt z tzw "konwentowych jednostrzałów", gdzie nawet nie załapałem imienia (a ksywka była durna i nic nie mówiąca, jak u większości fundomitów), albo jakość ich gry była tak przeciętna, że najzwyczajniej nie zapamiętałem nic wartego zapamiętania, albo po prostu potwierdzały stereotypy, które już widziałem wcześniej.

Dlatego też dziś, jeśli ktoś mnie spyta o kobiety w RPG, bazując na swoim doświadczeniu powiem tak, jednym zdaniem: 

Grają zwykle elfimi biseksualistkami, a do środowiska są wprowadzane przez mężczyzn.

A pełną wypowiedź na ten temat już znacie. Jeśli nie, zapraszam poniżej.

http://zigzak.monochrome.pl/kobiety-w-rpg-okiem-zza-barykady/

 

Miłego Dnia Kobiet! :)

 

 

 

Komentarze

Autor tego bloga samodzielnie moderuje komentarze i administracja serwisu nie ingeruje w ich treść.

jakkubus
   
Ocena:
0

Grają zwykle elfimi biseksualistkami, a do środowiska są wprowadzane przez mężczyzn.

Albo krasnoludzkim butch'em (choć elfkami częściej).

Potem już było łatwiej, wyrwałem się z zaklętego kręgu czarownic pragnących mojej krwi, a może czegoś jeszcze i poznałem Agnieszkę, normalną, ekologiczną dziewczynę z którą zbudowaliśmy pierwszy w miarę trwał związek. 

Co oznacza sformułowanie "ekologiczna dziewczyna"? Będąca częścią oddziaływań w ekosystemie? Czy może, stosując nowomowę, że jest biodegradowalna?

08-03-2014 16:13
Z Enterprise
   
Ocena:
+1

Zigzag i jego złe kobiety

08-03-2014 17:27
Z Enterprise
   
Ocena:
0

Żabciu, daj spokój, nie wszystkie są złe, niektóre wspominam całkiem miło. Ale syndrom "elfki, bo piękna" widać wyraźnie. A to nie były brzydkie dziewczyny (w większości przypadków).

08-03-2014 17:35
Malaggar
   
Ocena:
+4

Co oznacza sformułowanie "ekologiczna dziewczyna"?

Taka, która łatwo rozkłada (się) ;)

08-03-2014 18:22
lemon
   
Ocena:
+4

Ta notka przypomina pewną kiepską piosenkę Wilków.

Plusik za link do ekologicznej.

08-03-2014 20:40
Z Enterprise
   
Ocena:
0

lemon, też to zauważyłem przy pisaniu :)

08-03-2014 20:50
Kamulec
   
Ocena:
0

Mam nadzieję, że od RPG odszedłeś równie skutecznie, co wcześniej z Poltera.

09-03-2014 01:46
von Mansfeld
   
Ocena:
+1

Przypomniało mi się, że mam dziwne przeświadczenie iż stereotypem postaci gracza płci żeńskiej w Wolsungu jest elfia Koriolka o archetypie Salonowca... ;-)

09-03-2014 02:04
Beamhit
   
Ocena:
0

Ja osobiście dużo biseksualnych elfek na sesjach nie uświadczyłem (przeważały ludzkie samice, czasami niziołcze, często były to facety), natomiast syndrom "elfki, bo piękne" jest tak samo dobry jak Zigzakowy syndrom "warhammer, bo cieniasy" ;)

09-03-2014 06:22
Z Enterprise
   
Ocena:
0

Nie wiem czy tak samo dobry, Beamhicie. Prędzej bym to porównał z męskim syndromem "mroczny rycerz, bo straszny", odpowiednikiem sesyjnym "elfki, bo piękna". 

Poza tym, osobiście uważam, że "warhammer, bo antyheroiczny", co nie zawsze przekłada się na "cieniasy".

09-03-2014 10:03
Kamulec
   
Ocena:
+1

Warhammer, bo za miliony cierpię katusze

09-03-2014 12:44
Z Enterprise
   
Ocena:
0

Ech, jakieś sedymenty po Jesiennej Gawędzie wam zostały :P

09-03-2014 12:51
   
Ocena:
0

Warhamer jest dobry bo nieheroiczny, bowiem bohater może być tylko jeden:)

Ale notka przezabawna, tylko  nie wiem, czy w zamierzony  sposób.

"Invasion of pretty elven lesbians"

09-03-2014 13:06
jakkubus
   
Ocena:
0

WFRP to zwykłe heroic fantasy, które udaje mroczne i głębokie.

09-03-2014 13:43
Z Enterprise
   
Ocena:
+1

Ale notka przezabawna, tylko  nie wiem, czy w zamierzony  sposób.

Żabciu,na poważnie miałem to pisać? Na Polterze? 

Buahahahahaha!

09-03-2014 14:06
   
Ocena:
+3

Bo po prostu przypomina mi ten odcinek 13 posterunku o kolesiu molestowanym przez 4 koszykarki lesbijki

No i przypomina mi się taki dialog.

- Myślisz, że mam u niej szanse?

- Nie, to lesbijka

- Skąd wiesz?

- Chciałem się z nią umówić, ale mi odmówiła. To na pewno lesbijka

09-03-2014 20:43
deailon
   
Ocena:
0

Jak to w tym samym, wymagającym jednak demograficznie, hobby można mieć skrajnie różne doświadczenia.

19-10-2014 23:20

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.