17-01-2013 12:37
Ingress: nerdy na świeżym powietrzu
W działach: gry, MMO | Odsłony: 347Uwaga: jeśli masz skłonność do beznajdziejnego wkręcania się w gry MMO, nie czytaj dalej, gdyż ostatni produkt Google jest wyjątkowo zdradliwy. Niby jest za darmo, ale ryzykujesz stratę mnóstwa czasu, benzyny / biletów i startych zelówek. W międzyczasie dokupisz zewnętrzną baterię do telefonu, ładowarkę samochodową i rękawiczki kompatybilne z ekranem pojemnościowym, oraz zmienisz abonament na taki z większym pakietem danych.
Zostaliście ostrzeżeni.
O co chodzi?
Wciąż za mało jest gier na telefony, które wykorzystują dodatkowe możliwości tego urządzenia, zamiast tylko zastępować półśrodkami braki. Granie mobilne ma sens, jeśli nie jest autobusowym surogatem PSX, tylko całkiem odmiennym doświadczeniem. Akurat w tym przypadku twórcy odrobili lekcje wzorowo.
Fabuła oryginalnością nie grzeszy - ot, kolejni obcy infiltrują naszą planetę, z pomocą części mieszkańców, a przy aktywnym oporze drugiej. Może tylko robią to w trochę ciekawszy sposób, niż zwykle. Bardziej godny uwagi jest sposób jej podania. Nikt na razie nie wie, o co chodzi dokładnie, ale można za to spędzić długie godziny na dłubaniu w dostępnych fragmentach układanki. Kampania marketingowa naprawdę robi wrażenie - są tajemnicze filmiki na youtube, pseudodokumenty i nagrania, wskazówki poukrywane w źródłach stron, tajne kody do złamania... Ktokolwiek piszący w przyszłości grę SF ze spiskową otoczką będzie się mógł uczyć od googla, jak to się robi.
Sama gra w sumie sprowadza się do tego: biegamy po mieście (tak, normalnie z buta biegamy, nie myszką po mapie) i obsikujemy teren. Oczywiście całość jest mocno złożona - jest sprzęt, levele, pedeki, wcale nieprosta taktyka optymalnego działania jedną postacią i całą frakcją.
Co w tym fajnego?
Po pierwsze, wspomniana taktyka. Trzeba się jednak trochę nakombinować, by uzyskać sensowne efekty swojego działania, a nie zmarnować sprzęt bez sensu, lub dostarczyć tanich pedeków wrogowi.
Po drugie - współpraca. Frakcje są globalnie tylko dwie, a ich siły dość wyrównane. Przewagę zapewnia koordynacja działań. Stąd w każdym grającym mieście gracze organizują się i współpracują, planując akcje, wymieniając się sprzętem itp. A że wspólny rajd na wroga wymaga spotkania w realu, to i można się przy okazji zintegrować z prawdziwymi ludźmi z okolicy.
Po trzecie, bieganie po mieście jest fajne samo w sobie. Zwłaszcza, że interesujące nas punkty poumieszczano w możliwie ciekawych miejscach, dodając do gry pewien walor turystyczny ;) Zresztą nowe można zgłaszać cały czas, wysyłając do googla zdjęcie czegoś ciekawego z koordynatami GPS.
Po czwarte - ten klimat mimo wszystko wkręca. Spiskowa otoczka, atmosfera podziemnej wojny z wrogiem w znajomym otoczeniu, zastanawianie się, czy ta sympatycznie wyglądająca dziewczyna obok esemesuje do chłopaka, czy właśnie odpala ładunek w twoje rezonatory... Do tego sama aplikacja jest minimalistycznie, ale celnie utrzymana w klimacie komputera z kiczowatego SFa - czarne tło, prosta grafika, terminalowa czcionka i fajna lektorka z robotycznym akcentem czytająca komunikaty. Sama radość.
Gdzie jest haczyk?
Oczywiste jest, że dla google ta gra to przede wszystkim kopalnia danych - choćby o ścieżkach poruszania się pieszych uczestników, co z pewnością pozwoli poprawić ten aspekt w googlowskich mapach. Jeśli ktoś ma z tym problem, to lepiej od razu sobie odpuścić. Moim zdaniem, skoro i tak nieuchronnie karmi się tego lewiatana swoją prywatnością, to dobra rozrywka w zamian jest uczciwym handlem.
Trzeba też zaznaczyć, że to wciąż wersja beta. Z czego wynikają dwie niedogodności. Po pierwsze, stosunkowo regularnie coś nie działa tak, jak powinno. Po drugie, istotniejsze - beta jest jeszcze zamknięta i wymagane jest zaproszenie, o które nie jest łatwo (nie ma możliwości rozdawania zaproszeń przez graczy). Można się zapisać "do kolejki", i ponoć kiedyś nawet czyjś kuzyn żony znajomego szwagra otrzymał jedno w ten sposób... Łatwiej się wykazać inicjatywą i wrzucić coś na G+ z tagiem #ingressinvite, licząc na docenienie przez twórców gry. Możliwości jest sporo, niektórzy nawet ciasta z logo frakcji pieką...
Co w przyszłości?
Ciekaw jestem, jak gra będzie się sprawdzać po wyjściu z bety i otwarciu na szerokie rzesze uczestników. Już w tej chwili w Warszawie jest gdzieniegdzie zwyczajnie tłoczno, choć liczba aktywnych graczy raczej nie przekracza kilkudziesięciu. A np. w USA zanotowano już incydenty, w których gracze bronili swojego terytorium "ręcznie", zamiast wirtualnie...
Fabuła też w zasadzie nie ruszyła jeszcze z miejsca - jak dotąd, to wciąż kampania marketingowa. Oprócz początkowego treningu nie ma w grze jeszcze żadnych misji do wykonania, a z pewnością się pojawią. Zgodnie z zapowiedziami, fabuła ma być dynamiczna, zmieniająca się wraz z sytuacją w grze, i, co ciekawe, zamknięta - podobno całość ma trwać około półtora roku (lub przynajmniej osiągnąć jakąś kulminację, w zależności od interpretacji informacji i plotek).
Każdy tekst o Ingress zawiera obowiązkowy buzzword "augmented reality". W zasadzie to dość bzdurne - to nie żadna AR, tylko mimo wszystko zwykła gra oparta na mapie i GPSie. AR to może dopiero być - zbliża się pomału premiera okularów Google Glass, i nie jest wykluczone, że dopiero po dostosowaniu do tego wynalazku Ingress pokaże, co potrafi.
Grać?
To nie jest recenzja, bo i gry jeszcze oficjalnie nie ma. Zresztą sam gram zbyt krótko, by móc oceniać z czystym sumieniem. Więc bez oceny i polecenia / odradzania - napiszę tylko tyle - mnie wkręciło.
O zaproszenie można się postarać tutaj:
ingress.com , a jeszcze lepiej tu: https://plus.google.com/communities/103803967875500436831
Wstawki fabularne: