» Recenzje » Hulk: Planet Hulk

Hulk: Planet Hulk


wersja do druku

Odyseja kosmiczna 2006

Redakcja: Maciej 'Repek' Reputakowski

Hulk: Planet Hulk
W Stanach Zjednoczonych, za pośrednictwem wydawnictwa Marvel, zielony olbrzym znany pod imieniem Hulk, coraz wydatniej napina mięśnie. To jemu zostało poświęcone ostatnie z wielkich wydarzeń, może więc do woli warczeć, burzyć, robić miazgę z "żałosnych ludzików". Przedzierać się przez większość tytułów komiksowych z właściwym sobie wdziękiem buldożera. World War Hulk potrwa jeszcze do końca października, potem opadnie bitewny pył i ujawni się zwycięzca tej brutalnej potyczki. Warto jednak spojrzeć wstecz na opowieść, która przywiodła olbrzyma na ścieżkę zniszczenia.

Hulk od zawsze spędzał sen z powiek superherosów. Jego połączona z nieprzewidywalnością siła tworzyła stałe poczucie zagrożenia. Dlatego paru mądrych bohaterów usiadło, pomyślało i postanowiło wysłać problem jak najdalej od swojego cennego niebieskiego globu. Oczywiście, ani Iron Man, ani Reed Richards lub Doctor Strange czy Black Bolt nie raczyli poinformować głównego zainteresowanego, że wybiera się w podróż swojego życia, a raczej, jak mieli nadzieję, podróż, z której do końca swojego życia nie wróci. Korzystając z okazji, pchnęli Hyde'owskie wcielenie Bruce'a Bannera w stronę planety, na której Hulk nikomu nie będzie zagrażał. Ekipa nie wzięła jednak pod uwagę cholerycznej natury eksmitowanej bryły mięsa. Wybuch wściekłości Hulka zaowocował zejściem pojazdu kosmicznego z wytyczonego kursu i jego nieuchronną kraksą na zupełnie innej niż zaplanowana planecie. W tym momencie swój początek bierze opowieść bezpośrednio poprzedzająca WWH zatytułowana Planet Hulk.

Tytuł budzi dwa skojarzenia: albo planeta jest tak potężna, że doczekała się miana "hulkowej", albo też zielony gigant ma być jej jedynym mieszkańcem. Trudno oszacować wielkość świata, który, jak się okazuje, nosi już nazwę Sakaar, ale na pewno nie jest to miejsce odludne - planetę zamieszkują liczne rasy nie żyjące ze sobą w zbyt dobrej komitywie. Pośrodku owego marzenia każdego ksenobiologa ląduje "trochę" podenerwowany Hulk i od razu wpada w ręce rasy rządzącej. Zaopatrzony w, tak zwany, "dysk posłuszeństwa", który wyrządza mu krzywdę za każdym razem, gdy chce się sprzeciwić woli swoich ciemiężców, olbrzym trafia na areny gladiatorów. Tam poznaje większość swoich późniejszych towarzyszy: Mieka, Korga, Hiroima oraz Brood i Elloe. Każda z postaci reprezentuje inną rasę, dzięki czemu czytelnik może ujrzeć rozgrywające się wypadki z perspektywy różnych mieszkańców Sakaar. To właśnie z tą piątką u boku Hulk podejmuje walkę z niepodzielnie rządzącym planetą Czerwonym Królem.


Scenariusz jest w gruncie rzeczy nieskomplikowany. Przypomina nieco reklamówkę Gladiatora z Russelem Crowem roli głównej: "Generał, który został niewolnikiem. Niewolnik, który stał się gladiatorem. Gladiator, który pokonał cesarza". Hulk "kopie tyłki", kiedy trzeba, jednak jest drobna różnica między nim a Maximusem Wspaniałym - olbrzymowi wcale nie leży na sercu los ludności. Greg Pak, który objął pieczę nad scenariuszem historii, przedstawia nam zgorzkniałego, rozgniewanego Hulka, który po raz kolejny został zdradzony przez przyjaciół. W tej sytuacji trudno się dziwić, że ma daleko w nosie to, co się dokoła niego dzieje i interesuje się wyłącznie własnym losem. W końcu praktycznie wszyscy, którym pomógł, odwrócili się od niego; każdy wbił mu w plecy swój nóż. Hulk został osądzony i skazany nie przez władze, nie przez prawomocny sąd, lecz przez garstkę herosów, którzy stwierdzili, że dla dobra wszystkich trzeba go uwięzić na jakiejś opustoszałej planetce.

Przez całą opowieść Hulk balansuje pomiędzy dwoma ścieżkami postępowania, których zarys kreśli pradawna miejscowa legenda zwiastująca nadejście Sakaarsona - zbawcy, bądź Worldbreakera - niszczyciela. Jak widać, Pak postanowił dokonać ciekawego zabiegu, który nadał większego znaczenia samemu wyborowi: od decyzji Hulka uzależnił los calej planety. Jednocześnie autor sprowadził zielonego olbrzyma tam, gdzie ten może być nie potworem, ale bohaterem; gdzie jego obecność rodzi nadzieję, nie strach.

Siłą opowieści nie jest tężyzna ramion Hulka. Główny bohater nie zaskarbia sobie uwagi czytelnika, pokonując kolejne monstra i wyciskając ważące tony skały, jak to często bywało w przeszłości. Potęga Sałaty Marvela, choć nadal istotna i zauważalna, nie ma specjalnego znaczenia w miejscu, gdzie brutalna siła nie jest niczym nadzwyczajnym. Jedną z głównych zalet Planet Hulk jest świat przedstawiony przez Paka, który sprawia wrażenie, jakby został wyrwany wprost z kart opowieści fantasy. Czytelnik, śledząc kolejne zeszyty, uczy się natury złożonych relacji, które tworzą strukturę Sakaar. Na powierzchni planety koegzystują ze sobą najróżniejsze rasy, z których niektóre są prawowitymi spadkobiercami globu, inne jedynie rozbitkami z kolejnych światów. Tłumaczy to wymieszanie zaawansowanej technologii z wojownikami uzbrojonymi w miecze i włócznie, odzianymi w zbroje przywodzące na myśl starożytny Rzym. Pak stworzył od podstaw całą hierarchię, którą rządzi się Sakaar: od "czerwonej" rasy uważanej za dominującą, poprzez rasę "cieni" zapewniającą swoje bezpieczeństwo zawartymi porozumieniami, aż do ras podległych, niewolniczych. Interesujący i rozległy świat prezentuje się imponująco nie tylko od strony teoretycznej, ale i wizualnej. Panowie odpowiedzialni za rysunek - Carlo Pagulayan i Aaron Lopresti - świetnie odnajdują się w temacie, tworząc przejrzyste i dopracowane obrazy przedstawiające ciekawe scenerie oraz przedziwne istoty.


Planet Hulk to dobrze skonstruowana opowieść przygodowa, w której, wbrew pozorom, tytułowy bohater wcale nie jest jedyną istotną personą. Autor wykorzystuje spokojniejsze momenty historii, aby zgrabnie poprowadzić wątki poświęcone najbliższym towarzyszom zielonego olbrzyma, zainwestować w rozwój innych postaci. Czytelnik staje się świadom istoty namiętności, które kierują postępowaniem poszczególnych towarzyszy Hulka i jest świadkiem przemian, jakie owe namiętności powodują. Dzięki temu zabiegowi wspomniane postaci awansują z drugiego planu na plan pierwszy, zaś cała historia nabiera wielowymiarowości.

Mankamentem Planet Hulk jest niewątpliwie zakończenie. I nie chodzi o to, jak kończy się opowieść, tylko o sposób przedstawienia jej finału. Czytelnik, po naprawdę dobrej lekturze, nagle budzi się z przeświadczeniem, że niespodziewanie zabrakło miejsca na klamrę zamykającą tę część historii. Obserwuje obrazy, które nieubłaganie prowadzą zielonego olbrzyma do World War Hulk i odczuwa niedosyt. Przed powrotem Hulka na ziemię powinien ukazać się jeszcze jeden zeszyt stanowiący coś na kształt epilogu dla tej opowieści. To prowadzi do kolejnego problemu, z którym boryka się Planet Hulk - przewidywalnego zakończenia. To już niestety standard, że wydawcy komiksów superbohaterskich z kilkumiesięcznym wyprzedzeniem zdradzają, co czeka herosów w kolejnych zeszytach. Nie jest to jednak wina opowieści, ale praw, jakimi rządzi się komiksowy rynek.

Wiele osób wciąż postrzega Sałatę Marvela przez pryzmat lat przeszłych, czyli jako głupkowatego mięśniaka w podartych fioletowych spodniach wykrzykującego ile sił w gardle "Hulk będzie bił!". Od tamtego czasu wiele się zmieniło, opowieści z zielonym olbrzymem nabrały ogłady, pojawił się inteligentniejszy sposób przyciągnięcia uwagi czytelnika od rozsadzania kolejnych kadrów umięśnioną sylwetką bohatera. Planet Hulk jest opowieścią, która jest w stanie z powodzeniem konkurować poziomem z tytułami poświęconymi bardziej wyrafinowanym bohaterom.
Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę
9.0
Ocena recenzenta



Czytaj również

Nieśmiertelny Hulk #01
Potwór o dwóch twarzach
- recenzja
Liga Sprawiedliwości #7: Galaktyka grozy
Przygody w kosmosie
- recenzja
Star Wars Darth Vader #2: Prosto w ogień
Bez taryfy ulgowej dla Vadera
- recenzja
Star Wars Darth Vader #1: Mroczne serce Sithów
Mroczne kręcenie się w kółko
- recenzja
Ultimate X-Men (wyd. zbiorcze) #1
Początki bywają trudne
- recenzja

Komentarze


Fomoraig
   
Ocena:
0
Jak dla mnie zakończenie było bardzo dobre. Czytając PH nawet nie myślałem o WWH, przez co może nie byłem narażony na taki niedosyt. Uważam, że zakończenie jest wyborne, a sama historia świetna. Dzięki PH polubiłem w pełni postać Hulka :)
19-10-2007 14:56
beacon
   
Ocena:
0
No i wychodzi na to, że trzeba ten komiks sobie zza oceanu sprawić. Wydaje się czymś naprawdę wartościowym. I dobra recenzja ;)
19-10-2007 15:02
Singer
   
Ocena:
0
Dzięki za komentarze chłopaki i za chwilę czasu poświęconą na przeczytanie tekstu ;)

Odnośnie sympatii do Hulka: problem zielonego mięśniaka polega na tym, że uważany jest za zgoła prostą postać, która nie ma czytelnikowi nic do zaoferowania. No jest duży, silny i wysoko skacze - gdybym nie wiedział lepiej, sam bym omijał szerokim łukiem ;P Z każdej postaci da się wykrzesać iskrę, ważne kto siedzi za sterami opowieści i jak się do tematu przykłada. Wizja Paka jest warta gotówki wyłożonej na komiksy "zza oceanu", o których wspomina beacon ;)
19-10-2007 21:37
Fomoraig
   
Ocena:
0
Zgadzam się. Hulk to postac, której potencjał został w pełni wykorzystany właśnie w PH. A sam event można spokojnie polecić tym, którzy albo Hulka nie znali wcześniej, albo omijali go z daleka. Raczej niewiele osób się zawiedzie :)
20-10-2007 18:44
~Łukasz

Użytkownik niezarejestrowany
    thor
Ocena:
0
oglądałem film i podoba mi sie bardzo, mam pytanie, dlaczego było dwóch thorów bardzo prosze o odp, z góry dziekuje:-)
11-02-2010 16:02
Singer
   
Ocena:
0
Eee.. Thor? Skąd Thor? Dlaczego Thor? ;P
13-03-2010 20:12
~trzcina

Użytkownik niezarejestrowany
    drugi thor
Ocena:
0
ten drugi to Beta Ray Bill. nie wiem skąd tam się wziął, biorąc pod uwagę, że jest to postać ze Srebrnego surfera.... też mnie to zastanowiło i poszukałem....
19-04-2010 18:13
~dawidowicz

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
0
ten 2gi to przedstawiciel obcej rasy - tak jakby zduplikował thor'a...
a potem dołączył do nich w walce z jakimstam demonem (do thora i reszty asgardczyków) - to w skrócie...
28-09-2010 22:44

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.